708

[9 Feb 2011]

(...)
Sześćdziesięciu okulistów?
Sześciu lub szesnastu alergologów?
Na całe Zjednoczone Królestwo?
Widać zdrowie im dopisuje.
Albo to przez ten łagodny, ciepły klimat, albo ludzkość stanowczo nie docenia pożytków z konsumpcji paracetamolu.
Poszedł Norweski ostatnio do Wojskowej i Rodzinnej, bo znudziło mu się znamię.
Wojskowa i Rodzinna nie okazała się kreacjonistką (takim Bóg cię stworzył z haluksem, gruźlicą, znamieniem i tężcem i półpaścem, to takim sobie bądź...), o dziwo, nie poradziła również okładów z paracetamolu.
Wciągnęła Norweskiego na listę wycięć.
- ... powiedziała, że musi zebrać wystarczającą ilość chętnych do wycinania i wtedy będzie taśmowo wycinać przez cały dzień...
Albo amputować pod obstrzałem i hukiem szrapneli.
W końcu lekarze wojskowi pewnie mają w tym doświadczenie.
Mniemam, że chirurgów też nie potrzebują tu na Wyspie w nadmiarze.

(...)

Jedni zamurowują, drudzy wykuwają.
(Jak to szło? Większość tutejszych domów powstała bez udziału architektów?
Chyba nawet przy zdecydowanym ich sprzeciwie.)

(...)
Kupiłam Dyni powieść Shirley Hughes pod intrygującym tytułem ‘The Big Concrete Lorry’.
Myślałam, że to fikcja literacka, że taka tam opowiastka o różowych księżniczkach z pałacowego placu budowy, a tu okazało się, że to kronika! Tak dosadny opis tubylczych obyczajów, że Kolberg Oskar z Malinowskim Bronisławem zapłakaliby ze wzruszenia.
Oto angielska rodzina, która nie mieści się w swoim szeregowym domu, głównie ze względu na nagromadzone dobra, oceniając po ilustracjach, ze sklepu ‘Wszystko za funt’.
Rodziny nie stać na nowy dom.
- Ach gdybyż tylko nowe domy były tańsze! – wzdycha ojciec rodziny (wyraźna aluzja do polityki ekonomicznej Browna) i kopie dół pod przybudówkę zainspirowany prospektami ogrodowych konstrukcji o nazwach Wersal, Luwr, albo i Windsor.
W kopaniu pomaga mu pies.
Nieuczciwy dostawca środków budowlanych przywozi tonę szybkoschnącego cementu i zrzuca przed domem obok kubłów na śmieci dekorujących wejście.
Szczęśliwie, dzięki pomocy etnicznie zróżnicowanych sąsiadów, prawie całość cementu ląduje w dole.
Przybudówka powstaje, sąsiedzi popijają lemoniadę, a przed wejściem do domu już zawsze straszyć będzie szary kopiec cementu, który zastygł i którego nikt już nie ma ochoty ruszyć.

(...)
Rodziłam poirytowana.
(Jedyne okołoporodowe uczucie, którego pamięć przetrwała do tej pory.)
- Jak to, że rodzę? Teraz? Miało być za sześć godzin! – oburzyłam się na sugestię położnej z perspektywy podłogi, na której leżałam udrapowana w embrion. (W embrion, który połknął globus.)
Położna wymamrotała coś pod nosem, co dziś składam w nie wydaje mi się, abyś miała czas negocjować.
Osiem minut później Dynia jadła swój pierwszy posiłek.
(Teraz widzę, że apetyt dopisywał jej od narodzin.)
Z tysięcy rzeczy, z którymi zupełnie sobie nie radzę, na czubku listy są gwałtowne zmiany planów i scenariuszy.
Sześć godzin to sześć godzin, nie osiem minut.
Kropka.
Dlatego, gdy nagle materializuje się okazja, by przeprawić się tratwą na kontynent i już nie wracać...
... to doznaję nagłego ataku niewyobrażalnej paniki.
(Sześć godzin! Sześć godzin to nie osiem minut!)
I mam w głowie tyle ZA, ile PRZECIW.

©kaczka
6 comments on "708"
  1. Na razie gleboko oddycham i czekam na dalszy rozwoj wydarzen :-)

    ReplyDelete
  2. gwałtowne zmiany scenariuszy są OK, byle nie dotyczyły Józka. Nie bądź Józkiem;-)

    hasło: phtedse (śakieś takie pokręcone)

    ReplyDelete