[31 Dec 2015]
(...)
Spoglądam na licznik odwiedzin na bocznym pasku.
Ponad milion wizyt!
Nawet jeśli połowa to poszukiwacze przepisu na kaczkę w pomarańczach, to i tak robi to na mnie wrażenie!
Dziękuję, że przychodzicie.
MUA!
(I nie, nie mam pojęcia, jak piec drób.)
(...)
Ostatniego dnia przed świętami naszpanie wydały dzieci wraz z okolicznościowymi ozdobami, nad którymi młodzież pracowała od miesięcy?
Dni?
(Udziergali o poranku?)
Stoję pod salą.
Pojedynczo wychodzą Szwabskie Kluseczki.
Jewgienij z priekrasną szopką z kartofla, którą można zamknąć w dłoni.
Irina z serią inicjałów świętej Rodziny misternie rzeźbionych w ryżu.
Alissa z gwiazdką wygniecioną z folii, w którą owija się korki szampanów.
(Naszpanie wyznają ekstremalny recykling.)
Gabryjel z archaniołkiem uskrzydlonym płatkami kosmetycznymi.
Grisza z Trzema Królami zatopionymi w słoiku po kaparach.
Dajana z Gwiazdą Betlejemską skompilowaną z patyczków po lodach.
Wszystko to w budzącym nadzieję, poręcznym, kieszonkowym formacie.
Na końcu wychodzi ogromny rulon szarego papieru.
W środku Dynia.
Dzięki temu dzieło ‘Anioł w okularach przeciwsłonecznych. Autoportret.’ przyćmiło nam w tym roku wszystkie inne dekoracje świąteczne.
(Nie. Nie należało pytać: ‘A gdzie chciałabyś zawisnąć?’ Gdyż wiadomo, że na centralnej ścianie.)
(...)
Pierwszy raz podczas świąt Biskwit zaskoczył mnie dość nieprzyjemnie, gdy postanowił za jednym zamachem zjeść wszystkie misternie dziergane przeze mnie uszka i wypić cały barszcz.
Nie byłam na to przygotowana, albowiem reszta rodziny woli osiągać wigilijną nirwanę przy pomocy sałatki z kartofli i parówek.
Do tej pory nikt nie chciał mojego barszczu, ani nie domagał się uszek!
Jednocześnie słowiańska ta dziewoja (barszczem i szpakami karmiona) wzgardziła holistycznie tradycyjnym, tubylczym zestawem: tłusta gęś w modrej kapuście. Za nic sobie mając, że jej ojciec w poranek wigilijny o tę gęś stoczył walkę z gangiem emerytów pod ladą z mrożonkami w Lidlu.
A dziś Biskwit po raz kolejny udowodnił, że zrobiony jest z jakiegoś nieziemskiego stopu komórek oraz zmutowanych kubków smakowych.
Zasiadł bowiem nad talerzem bollywoodzkiego kurczęcia nieadiustowanego do konsumpcji przez przeciętnego Europejczyka. Ba! Rdzenni jedli i płakali.
Drób był tak ostry, że można było nim ciąć szkło, choć autorka potrawy – urocza, acz bezkompromisowa hinduska staruszeczka prychała dość pogardliwie, że ‘coż my tam, młodzi, wiemy o ostrości. Przecież przyprawiła jak dla dziecka!’
Toteż chyba dlatego, jedynie Biskwit i ona jedli przyglądając się ze zdziwieniem, jak pozostali rdzenni i nierdzenni próbują ratować życie nurkując w dzbanku z jogurtem.
Biskwit od przypraw wykwitł jedynie rumieńcem na albinotycznym (przez porównanie) obliczu.
Po daniu z drobiu zjadł równie intensywne danie z krewetek (dwie lub trzy dokładki), a potem ukrył się za kanapą z tubą czipsów ‘Hot Chilli Mexican’ i już nikomu nie oddał. Nie żeby znowu było aż tak wielu chętnych.
W drodze do domu wszyscy usnęli i śpią.
Dynia, Biskwit, Norweski.
To chyba oznacza, że u nas już po imprezie.
(...)
A wczoraj – zapiszmy ku pamięci – kaczka i Bebe opowiadały ‘Trójce’ (!) o Robótce. Reportaż w przygotowaniu. (Aaaaaaaach!) Ale na tym nie koniec. Wiosną, i to jest dopiero nowina, ma powstać reportaż o samych Starszakach! Uprasza się o zbiorowe trzymanie kciuków, by nic nie stanęło na przeszkodzie!
(...)
Nowych, intensywnych kolorów w całkiem Nowym Roku!
©kaczka
(...)
Spoglądam na licznik odwiedzin na bocznym pasku.
Ponad milion wizyt!
Nawet jeśli połowa to poszukiwacze przepisu na kaczkę w pomarańczach, to i tak robi to na mnie wrażenie!
Dziękuję, że przychodzicie.
MUA!
(I nie, nie mam pojęcia, jak piec drób.)
(...)
Ostatniego dnia przed świętami naszpanie wydały dzieci wraz z okolicznościowymi ozdobami, nad którymi młodzież pracowała od miesięcy?
Dni?
(Udziergali o poranku?)
Stoję pod salą.
Pojedynczo wychodzą Szwabskie Kluseczki.
Jewgienij z priekrasną szopką z kartofla, którą można zamknąć w dłoni.
Irina z serią inicjałów świętej Rodziny misternie rzeźbionych w ryżu.
Alissa z gwiazdką wygniecioną z folii, w którą owija się korki szampanów.
(Naszpanie wyznają ekstremalny recykling.)
Gabryjel z archaniołkiem uskrzydlonym płatkami kosmetycznymi.
Grisza z Trzema Królami zatopionymi w słoiku po kaparach.
Dajana z Gwiazdą Betlejemską skompilowaną z patyczków po lodach.
Wszystko to w budzącym nadzieję, poręcznym, kieszonkowym formacie.
Na końcu wychodzi ogromny rulon szarego papieru.
W środku Dynia.
Dzięki temu dzieło ‘Anioł w okularach przeciwsłonecznych. Autoportret.’ przyćmiło nam w tym roku wszystkie inne dekoracje świąteczne.
(Nie. Nie należało pytać: ‘A gdzie chciałabyś zawisnąć?’ Gdyż wiadomo, że na centralnej ścianie.)
(...)
Pierwszy raz podczas świąt Biskwit zaskoczył mnie dość nieprzyjemnie, gdy postanowił za jednym zamachem zjeść wszystkie misternie dziergane przeze mnie uszka i wypić cały barszcz.
Nie byłam na to przygotowana, albowiem reszta rodziny woli osiągać wigilijną nirwanę przy pomocy sałatki z kartofli i parówek.
Do tej pory nikt nie chciał mojego barszczu, ani nie domagał się uszek!
Jednocześnie słowiańska ta dziewoja (barszczem i szpakami karmiona) wzgardziła holistycznie tradycyjnym, tubylczym zestawem: tłusta gęś w modrej kapuście. Za nic sobie mając, że jej ojciec w poranek wigilijny o tę gęś stoczył walkę z gangiem emerytów pod ladą z mrożonkami w Lidlu.
A dziś Biskwit po raz kolejny udowodnił, że zrobiony jest z jakiegoś nieziemskiego stopu komórek oraz zmutowanych kubków smakowych.
Zasiadł bowiem nad talerzem bollywoodzkiego kurczęcia nieadiustowanego do konsumpcji przez przeciętnego Europejczyka. Ba! Rdzenni jedli i płakali.
Drób był tak ostry, że można było nim ciąć szkło, choć autorka potrawy – urocza, acz bezkompromisowa hinduska staruszeczka prychała dość pogardliwie, że ‘coż my tam, młodzi, wiemy o ostrości. Przecież przyprawiła jak dla dziecka!’
Toteż chyba dlatego, jedynie Biskwit i ona jedli przyglądając się ze zdziwieniem, jak pozostali rdzenni i nierdzenni próbują ratować życie nurkując w dzbanku z jogurtem.
Biskwit od przypraw wykwitł jedynie rumieńcem na albinotycznym (przez porównanie) obliczu.
Po daniu z drobiu zjadł równie intensywne danie z krewetek (dwie lub trzy dokładki), a potem ukrył się za kanapą z tubą czipsów ‘Hot Chilli Mexican’ i już nikomu nie oddał. Nie żeby znowu było aż tak wielu chętnych.
W drodze do domu wszyscy usnęli i śpią.
Dynia, Biskwit, Norweski.
To chyba oznacza, że u nas już po imprezie.
(...)
A wczoraj – zapiszmy ku pamięci – kaczka i Bebe opowiadały ‘Trójce’ (!) o Robótce. Reportaż w przygotowaniu. (Aaaaaaaach!) Ale na tym nie koniec. Wiosną, i to jest dopiero nowina, ma powstać reportaż o samych Starszakach! Uprasza się o zbiorowe trzymanie kciuków, by nic nie stanęło na przeszkodzie!
(...)
Nowych, intensywnych kolorów w całkiem Nowym Roku!
©kaczka