[30 Jul 2014]
(...)
Odjechała Lucyna nie doczekawszy naprawionej lodówki.
Ale bez obaw.
Jesteśmy w posiadaniu lodówki zastępczej, którą po rozmowie z Hauptcioteczką dostarczył nam do domu producent.
O czym rozmawiali nie wiem, ale kwadrans później lodówka była.
(Mam nadzieję, że to jest dziedziczne i obie me córki posiądą po Hauptcioteczce te werbalne ostrogi. Szczególnie dobrze rokuje Biskwit.)
Dzięki lodówce zastępczej ('Nie, pani kaczko, nie wypożyczymy pani lodówki. Mamy związane ręce względami higieny i bezpieczeństwa.'... dwadzieścia minut później... 'Pani kaczko, rozmawialiśmy z teściową, kwadrans temu zmieniły się przepisy, proszę wyjść na rozstajne drogi i wyglądać lodówki!') poziom mlecznych sznytek w Lucynie pozostał zadowalający.
(- Myślisz, Norweski, że przywiozą nową lodówkę?
- Myślę, że nie zawahają się zabrać lodówki z pracowniczej świetlicy. Bądź przygotowana, że znajdziesz wewnątrz kanapki z Leberkaese i miejscowe kluski w pudełku podpisanym Johann lub Heinrich.)
Lodówka zastępcza jest dość pojemna.
Mieści, na przykład, wiadro czerwonych przeczek, drugie tyle śliwek węgierek, trzy paczki mlecznych sznytek w czekoladzie i butelkę mołdawskiego wina ‘Stary Mnich’.
Dobrze Dyni było z Lucyną, bo Lucyna jest jak wojska ONZ.
Gdzie się nie ruszy tam sprowadza pokój i dobrobyt.
Lucyna się nie szarpie o zabawki, nie musi rządzić, jest uprzejma i na bank, zgodziłaby się udawać Niemców w zabawie w 'Czterech Pancernych'.
Dla nas radością było się znów przekonać, że słowotok Dyni w języku ‘yes’ niczemu nie ustępuje.
(Taaa... jasne. Nie porównujemy, prawda?)
Społeczeństwo, na marginesie, torpeduje próby integracji.
- Chcesz lodów? Oto gotówka. Idź! Kup sobie i Lucynie. – wyjaśniłam pod budką z lodami. – Ale pamiętaj, by przemawiać w języku ‘Bitte!’.
Dynia złożyła w całość wystąpienie na temat truskawkowych, pochwyciła Lucynę i poszły.
Pan z budki powitał je radosnym ‘Which one?’.
Dynia powróciła tedy z taką jakby amerykańską pretensją: ‘Mama! EVERYONE speaks‘YES’! Why should I speak ‘Bitte!’?’
Trochę ją rozumiem.
Trzy nagabywane przeze mnie wczoraj osoby, które prosiłam o wskazanie drogi na pływalnię, uciekły w popłochu krzycząc, że nie mówią po niemiecku.
(- Ja też nie! Ja też nie! – wołałam, ale odpowiadało mi jedynie echo.)
Mimo wszystko, odbieram to jako pewnego rodzaju komplement.
Uciekając mogły przecież krzyczeć, że nie rozumieją australijskiego.
(...)
Wpadło w toń biedne dziewczę. Przez czas jakiś
Wzdęta sukienka niosła ją po wierzchu
Jak nimfę wodną (...)
[Hamlet, Szekspir, tłum. J. Paszkowski]
(...)
O ironio losu.
Lucyna przywiozła nam na nasze własne życzenie kilka kilogramów angielskiego poręcznego, nieortodoksyjnego, smakowitego jadła dla niemowląt.
Wyhodowałam na nim jedno. Będę hodować i drugie.
Jak to możliwe, że angielska kuchnia ma taką złą prasę?
©kaczka
(...)
Odjechała Lucyna nie doczekawszy naprawionej lodówki.
Ale bez obaw.
Jesteśmy w posiadaniu lodówki zastępczej, którą po rozmowie z Hauptcioteczką dostarczył nam do domu producent.
O czym rozmawiali nie wiem, ale kwadrans później lodówka była.
(Mam nadzieję, że to jest dziedziczne i obie me córki posiądą po Hauptcioteczce te werbalne ostrogi. Szczególnie dobrze rokuje Biskwit.)
Dzięki lodówce zastępczej ('Nie, pani kaczko, nie wypożyczymy pani lodówki. Mamy związane ręce względami higieny i bezpieczeństwa.'... dwadzieścia minut później... 'Pani kaczko, rozmawialiśmy z teściową, kwadrans temu zmieniły się przepisy, proszę wyjść na rozstajne drogi i wyglądać lodówki!') poziom mlecznych sznytek w Lucynie pozostał zadowalający.
(- Myślisz, Norweski, że przywiozą nową lodówkę?
- Myślę, że nie zawahają się zabrać lodówki z pracowniczej świetlicy. Bądź przygotowana, że znajdziesz wewnątrz kanapki z Leberkaese i miejscowe kluski w pudełku podpisanym Johann lub Heinrich.)
Lodówka zastępcza jest dość pojemna.
Mieści, na przykład, wiadro czerwonych przeczek, drugie tyle śliwek węgierek, trzy paczki mlecznych sznytek w czekoladzie i butelkę mołdawskiego wina ‘Stary Mnich’.
Dobrze Dyni było z Lucyną, bo Lucyna jest jak wojska ONZ.
Gdzie się nie ruszy tam sprowadza pokój i dobrobyt.
Lucyna się nie szarpie o zabawki, nie musi rządzić, jest uprzejma i na bank, zgodziłaby się udawać Niemców w zabawie w 'Czterech Pancernych'.
Dla nas radością było się znów przekonać, że słowotok Dyni w języku ‘yes’ niczemu nie ustępuje.
(Taaa... jasne. Nie porównujemy, prawda?)
Społeczeństwo, na marginesie, torpeduje próby integracji.
- Chcesz lodów? Oto gotówka. Idź! Kup sobie i Lucynie. – wyjaśniłam pod budką z lodami. – Ale pamiętaj, by przemawiać w języku ‘Bitte!’.
Dynia złożyła w całość wystąpienie na temat truskawkowych, pochwyciła Lucynę i poszły.
Pan z budki powitał je radosnym ‘Which one?’.
Dynia powróciła tedy z taką jakby amerykańską pretensją: ‘Mama! EVERYONE speaks‘YES’! Why should I speak ‘Bitte!’?’
Trochę ją rozumiem.
Trzy nagabywane przeze mnie wczoraj osoby, które prosiłam o wskazanie drogi na pływalnię, uciekły w popłochu krzycząc, że nie mówią po niemiecku.
(- Ja też nie! Ja też nie! – wołałam, ale odpowiadało mi jedynie echo.)
Mimo wszystko, odbieram to jako pewnego rodzaju komplement.
Uciekając mogły przecież krzyczeć, że nie rozumieją australijskiego.
(...)
Wpadło w toń biedne dziewczę. Przez czas jakiś
Wzdęta sukienka niosła ją po wierzchu
Jak nimfę wodną (...)
[Hamlet, Szekspir, tłum. J. Paszkowski]
(...)
O ironio losu.
Lucyna przywiozła nam na nasze własne życzenie kilka kilogramów angielskiego poręcznego, nieortodoksyjnego, smakowitego jadła dla niemowląt.
Wyhodowałam na nim jedno. Będę hodować i drugie.
Jak to możliwe, że angielska kuchnia ma taką złą prasę?
©kaczka