[27 Feb 2016]
(...)
Pod pewnymi względami Biskwit nie jest kłopotliwym sublokatorem.
Pytany o preferencje żywieniowe, mówi ‘PYZZA’ i wymownie puka w chromowane drzwi zamrażarki, ale jeśli podać mu indyka w hinduskich przyprawach, z chińskimi warzywami, w sosie z tajskiego mleka kokosowego, z rosyjską kaszą gryczaną to również przekąsi.
Biskwit nie okupuje łazienki, mimo, że rozwinął niezdrową obsesję mycia zębów. W tym celu jednak pobiera szczotkę i pastę i oddala się pucować kły tak, by nie blokować innym dostępu do klozetu.
Biskwit ceni sobie zbiorowe rozrywki towarzyskie, ale nie miałby nic przeciwko temu, aby ulubiony szkocki serial edukacyjny nadawano mu przez dwadzieścia cztery godziny dziennie i żeby nikt mu w tym czasie nie zawracał głowy i żeby mógł się skupić na upiornej fabule. Od biedy, Biskwit może pójść na pewne ustępstwa i przełączyć się na telezakupy.
Biskwit nie musi wychodzić na dwór, by jeździć na hulajnodze. Biskwit może to robić w domu i nigdy nie zapomina o kasku.
Biskwit sprząta po sobie. Czasem na ochotnika wyrywa mi z rąk talerz, by pobiec z nim do kuchni i wrzucić go do zmywarki. ('Wrzucić' to niestety, nie jest przenośnia, ani inny środek stylistyczny. Domowa populacja porcelany powoli dzieli los dinozaurów.)
Biskwit, tak jakby wcale, ale to wcale, nie przejął się, że tydzień temu amputowano mu połowę rodziny. Posądzałam nawet Biskwita o brak uczuć wyższych.
Aż do dzisiaj.
Oto nagle zbliżając się ku ulicy prowadzącej do Przedszkola imienia świętego Wolfganga Słupnika (w prawo placówka, w lewo sklep z bułkami) Biskwit wpadł w überhisterię.
Z treści histerii wynikało, że jestem podłą matką, bo od tygodnia nie odbieram z placówki Dyni.
Braki w wokabularzu Biskwit wypełnił obfitą gestykulacją. Wygladał więc, jak metrowy model ‘Krzyku’ Muncha skrzyżowany z neapolitańskim przewodnikiem turystycznym, któremu rozbiegła się wycieczka.
Cóż, może to dowód, że Biskwit trochę lubi Dynię? A może po prostu po tygodniu moje reakcje na bodźce typu: wyskakiwanie zza szafy w ciemnym korytarzu z głośnym ‘BUU!’, stały się zbyt przewidywalne?
Na szczęście, nie ma takiej überhisterii, na którą nie pomogłoby zażycie pączka lub drożdżówki.
Najlepiej obu.
(...)
Najmilszy Elektoracie!
Trzy kulki dla kaczki! I chwilami miejsce w pierwszej dziesiątce. I tyle życzliwych słów zewsząd. I tyle cudnych gestów.
Oooo, na przykład tu:
(Mimo, że kaczka nie jest szybka jak chart, rozkoszna jak mops, ani nawet wydajna jak cały przodek górników!)
Dziękuję!
(...)
Ponieważ kaczka nie wyciąga wniosków, ani nie uczy się na własnych błędach oraz nie pamięta złego, kaczka pakuje właśnie Haribo, Biskwita i siebie i udaje się na Północ.
Siedem godzin.
Pociągiem.
Chuck Norris już dawno byłby się rozpłakał.
©kaczka
(...)
Pod pewnymi względami Biskwit nie jest kłopotliwym sublokatorem.
Pytany o preferencje żywieniowe, mówi ‘PYZZA’ i wymownie puka w chromowane drzwi zamrażarki, ale jeśli podać mu indyka w hinduskich przyprawach, z chińskimi warzywami, w sosie z tajskiego mleka kokosowego, z rosyjską kaszą gryczaną to również przekąsi.
Biskwit nie okupuje łazienki, mimo, że rozwinął niezdrową obsesję mycia zębów. W tym celu jednak pobiera szczotkę i pastę i oddala się pucować kły tak, by nie blokować innym dostępu do klozetu.
Biskwit ceni sobie zbiorowe rozrywki towarzyskie, ale nie miałby nic przeciwko temu, aby ulubiony szkocki serial edukacyjny nadawano mu przez dwadzieścia cztery godziny dziennie i żeby nikt mu w tym czasie nie zawracał głowy i żeby mógł się skupić na upiornej fabule. Od biedy, Biskwit może pójść na pewne ustępstwa i przełączyć się na telezakupy.
Biskwit nie musi wychodzić na dwór, by jeździć na hulajnodze. Biskwit może to robić w domu i nigdy nie zapomina o kasku.
Biskwit sprząta po sobie. Czasem na ochotnika wyrywa mi z rąk talerz, by pobiec z nim do kuchni i wrzucić go do zmywarki. ('Wrzucić' to niestety, nie jest przenośnia, ani inny środek stylistyczny. Domowa populacja porcelany powoli dzieli los dinozaurów.)
Biskwit, tak jakby wcale, ale to wcale, nie przejął się, że tydzień temu amputowano mu połowę rodziny. Posądzałam nawet Biskwita o brak uczuć wyższych.
Aż do dzisiaj.
Oto nagle zbliżając się ku ulicy prowadzącej do Przedszkola imienia świętego Wolfganga Słupnika (w prawo placówka, w lewo sklep z bułkami) Biskwit wpadł w überhisterię.
Z treści histerii wynikało, że jestem podłą matką, bo od tygodnia nie odbieram z placówki Dyni.
Braki w wokabularzu Biskwit wypełnił obfitą gestykulacją. Wygladał więc, jak metrowy model ‘Krzyku’ Muncha skrzyżowany z neapolitańskim przewodnikiem turystycznym, któremu rozbiegła się wycieczka.
Cóż, może to dowód, że Biskwit trochę lubi Dynię? A może po prostu po tygodniu moje reakcje na bodźce typu: wyskakiwanie zza szafy w ciemnym korytarzu z głośnym ‘BUU!’, stały się zbyt przewidywalne?
Na szczęście, nie ma takiej überhisterii, na którą nie pomogłoby zażycie pączka lub drożdżówki.
Najlepiej obu.
(...)
Najmilszy Elektoracie!
Trzy kulki dla kaczki! I chwilami miejsce w pierwszej dziesiątce. I tyle życzliwych słów zewsząd. I tyle cudnych gestów.
Oooo, na przykład tu:
(Mimo, że kaczka nie jest szybka jak chart, rozkoszna jak mops, ani nawet wydajna jak cały przodek górników!)
Dziękuję!
![]() |
Głosowanie trwa jeszcze przez dwa dni. |
(...)
Ponieważ kaczka nie wyciąga wniosków, ani nie uczy się na własnych błędach oraz nie pamięta złego, kaczka pakuje właśnie Haribo, Biskwita i siebie i udaje się na Północ.
Siedem godzin.
Pociągiem.
Chuck Norris już dawno byłby się rozpłakał.
©kaczka