[30 Nov 2016]
(...)
Wróćmy jeszcze na chwilę do Montessorian, którzy kilka dni temu nadesłali wiadomość. W tej wiadomości potwierdzają, że otrzymali CV dwulatki i chcieliby nas poznać osobiście. Proponują, by to nastąpiło na wieczorku zapoznawczym w marcu.
Ponieważ życiorys wysłaliśmy pocztą, Montessorianie najwidoczniej nie skojarzyli, żeśmy już raz do wypęku odbębnili ten wieczorek.
I to jest ta jakby pozytywna część wiadomości. Nie ma żadnej asocjacji między nami, a tą rodziną, która przyprowadziła dzieci wyturlane w bagnie dając tym dowód, że a) nie stać ich na opiekunkę, b) nie stać ich na pralkę, c) lekceważą sen i mycie zębów swej progenitury! Jej!
W takim razie dałoby się może jeszcze coś tu ugrać. Moglibyśmy w marcu przyjść przebrani. Norweski założyłby przyciasne buty od ślubnego garnituru, ja suknię z trenem i kapelusz zdobiony najefektowniejszymi, genetycznie niezmodyfikowanymi osiągnięciami erefenowskiego sadownictwa.
Tyle, że Norweski się rozpłakał i powiedział, że drugi raz już nie pójdzie.
Pytam, czy chodzi o to, że mu tak złamała morale publiczna debata o szczęśliwych nitkach spaghetti i o pogodnych pomidorach?
Norweski odpowiada, że o dziwo, to akurat nie. Ale, że zaraz po tym, gdy uciekłam w połowie zebrania (w mojej wersji: wyszłam z godnością tłumacząc, że muszę odłożyć dzieci do łóżek), rozwinęła się czasochłonna dyskusja o polerowaniu sreber.
Okazuje się, że zgodnie z tradycją montessoriańskiej edukacji dziateczki uczą się rzeczy niezbędnych w codziennej egzystencji, wspomagających ich dążenie do samodzielności, pozwalających dokonywać zmian w otoczeniu oraz utwierdzających dzieciny w przekonaniu, że wykonywana praca ma znaczenie. Lista przygotowana przez przedszkole zawiera: gotowanie na kuchence gazowej, prasowanie elektrycznym żelazkiem i ... polerowanie srebrnych łyżeczek.
Rozumiesz, mówi Norweski, dwudziesty pierwszy wiek, listopad, dwa tysiace szesnasty, godzina dwudziesta pierwsza trzydzieści, a ty się dowiadujesz, że do dziecięcej wyprawki, oprócz gumowych portek i szczoteczki do zębów, masz dorzucić zestaw dwunastu srebrnych łyżeczek deserowych.
I to jeszcze nic, powiada dalej Norweski, bo gdy gotowałem się, żeby wstać i powiedzieć: Ludzie! Na bogów! Dwudziesty pierwszy wiek, listopad, dwa tysiące szesnasty , godzina dwudziesta pierwsza trzydzieści, jeśli naprawdę chcecie mieć czyste srebra (!) to przestańcie wykorzystywać nieefektywne sposoby napędzane dziećmi i kupcie sobie aluminiową płytkę na kanale telezakupów lub wykonajcie ten myk z wrzątkiem, solą i folią alu...
to nie zdążyłem, bo zerwała się z krzesła jedna z matek i zapytała, czy ten środek, którym czyszczą dzieci jest aby na pewno przyjazny dla delfinów!
(...)
Tymczasem lada dzień – nowość! – kaczka nadchodzi z ... Poradnikiem Inwestora. Stay tuned!
©kaczka
(...)
Wróćmy jeszcze na chwilę do Montessorian, którzy kilka dni temu nadesłali wiadomość. W tej wiadomości potwierdzają, że otrzymali CV dwulatki i chcieliby nas poznać osobiście. Proponują, by to nastąpiło na wieczorku zapoznawczym w marcu.
Ponieważ życiorys wysłaliśmy pocztą, Montessorianie najwidoczniej nie skojarzyli, żeśmy już raz do wypęku odbębnili ten wieczorek.
I to jest ta jakby pozytywna część wiadomości. Nie ma żadnej asocjacji między nami, a tą rodziną, która przyprowadziła dzieci wyturlane w bagnie dając tym dowód, że a) nie stać ich na opiekunkę, b) nie stać ich na pralkę, c) lekceważą sen i mycie zębów swej progenitury! Jej!
W takim razie dałoby się może jeszcze coś tu ugrać. Moglibyśmy w marcu przyjść przebrani. Norweski założyłby przyciasne buty od ślubnego garnituru, ja suknię z trenem i kapelusz zdobiony najefektowniejszymi, genetycznie niezmodyfikowanymi osiągnięciami erefenowskiego sadownictwa.
Tyle, że Norweski się rozpłakał i powiedział, że drugi raz już nie pójdzie.
Pytam, czy chodzi o to, że mu tak złamała morale publiczna debata o szczęśliwych nitkach spaghetti i o pogodnych pomidorach?
Norweski odpowiada, że o dziwo, to akurat nie. Ale, że zaraz po tym, gdy uciekłam w połowie zebrania (w mojej wersji: wyszłam z godnością tłumacząc, że muszę odłożyć dzieci do łóżek), rozwinęła się czasochłonna dyskusja o polerowaniu sreber.
Okazuje się, że zgodnie z tradycją montessoriańskiej edukacji dziateczki uczą się rzeczy niezbędnych w codziennej egzystencji, wspomagających ich dążenie do samodzielności, pozwalających dokonywać zmian w otoczeniu oraz utwierdzających dzieciny w przekonaniu, że wykonywana praca ma znaczenie. Lista przygotowana przez przedszkole zawiera: gotowanie na kuchence gazowej, prasowanie elektrycznym żelazkiem i ... polerowanie srebrnych łyżeczek.
Rozumiesz, mówi Norweski, dwudziesty pierwszy wiek, listopad, dwa tysiace szesnasty, godzina dwudziesta pierwsza trzydzieści, a ty się dowiadujesz, że do dziecięcej wyprawki, oprócz gumowych portek i szczoteczki do zębów, masz dorzucić zestaw dwunastu srebrnych łyżeczek deserowych.
I to jeszcze nic, powiada dalej Norweski, bo gdy gotowałem się, żeby wstać i powiedzieć: Ludzie! Na bogów! Dwudziesty pierwszy wiek, listopad, dwa tysiące szesnasty , godzina dwudziesta pierwsza trzydzieści, jeśli naprawdę chcecie mieć czyste srebra (!) to przestańcie wykorzystywać nieefektywne sposoby napędzane dziećmi i kupcie sobie aluminiową płytkę na kanale telezakupów lub wykonajcie ten myk z wrzątkiem, solą i folią alu...
to nie zdążyłem, bo zerwała się z krzesła jedna z matek i zapytała, czy ten środek, którym czyszczą dzieci jest aby na pewno przyjazny dla delfinów!
(...)
Tymczasem lada dzień – nowość! – kaczka nadchodzi z ... Poradnikiem Inwestora. Stay tuned!
©kaczka