[30 Aug 2019]
(...)
Do końca wakacji wciąż długie dwa tygodnie, więc dzieciny uczęszczają na półkolonie. Gdzieś muszą uczęszczać, bo nikt nie chce ich wpuścić do kasyna, a i bary niekoniecznie otwierają się już o ósmej rano. No chyba, że mleczne?
Półkolonijne bachanalia organizuje Klub Przyjaźni Niemiecko-Amerykańskiej imienia Walta Whitmana. (A może Walta Disneya?)
Zapisuję tam progeniturę raz po raz, a dla własnego dobra już dawno powinnam zaniechać tego procederu.
Kolonie są na wskroś amerykańskie, co może nie przejawia się w nieograniczonym dostępie do broni palnej, ale za to w rozmachu podejmowanych wyzwań.
Jeśli portret Abrahama Lincolna to najlepiej mural. Jeśli kopia Statuy Wolności z masy solnej to w skali 1:1. Jeżeli domek dla ptaków to wyłącznie dla kondora kalifornijskiego.
A potem, wszystko to, i mural, i słup soli, i penthouse dla zwierzęcia, należy zabrać do domu.
Tramwajem.
Jak dotąd, ze względu na ograniczenia wiekowe, na półkolonie uczęszczała tylko Dynia. Tym razem dołączył Biskwit, co zdublowało liczbę produkowanych artefaktów.
Dwa murale, dwie statuy, dwa apartamenty z garażem i lądowiskiem dla helikopterów, czterdzieści osiem własnoręcznie pokolorowanych flag stanowych, słoik po maśle orzechowym XXL przerobiony na Mount Rushmore, Pentagon ze sklejki, indyk z papier mâché i pierwsi osadnicy wyciosani w mydle na wzór grupy Laokoona ...
Wystarczy wyjść z tym na ulicę i natychmiast człowiek czuje się jak parada na Dzień Dziękczynienia.
Brakuje jedynie balonów, ale – igram z losem - to pewnie kwestia zorganizowania przed śniadaniem jednej lub dwóch cystern lateksu.
Efektem ubocznym półkolonii, oprócz mojej przepukliny, jest autorska piosenka Biskwita, której pierwsza i jedyna zwrotka brzmi:
OH, SAY, CAN YOU SEEEEEEEE...
I LOVE MYSELF!
I LOVE MYSELF SOOOOOO MUCH!
(Bo zbiegiem okoliczności szlagier ten jest na melodię ‘Gwiaździstego sztandaru’.)
Nikt, kto zna Biskwita, nie wątpi w moc tego uczucia.
Ale jakie to pożyteczne, że dzięki czcicielom Whitmana, Biskwit może je ot, swobodnie wyrażać w jeszcze jednym języku.
©kaczka
(...)
Do końca wakacji wciąż długie dwa tygodnie, więc dzieciny uczęszczają na półkolonie. Gdzieś muszą uczęszczać, bo nikt nie chce ich wpuścić do kasyna, a i bary niekoniecznie otwierają się już o ósmej rano. No chyba, że mleczne?
Półkolonijne bachanalia organizuje Klub Przyjaźni Niemiecko-Amerykańskiej imienia Walta Whitmana. (A może Walta Disneya?)
Zapisuję tam progeniturę raz po raz, a dla własnego dobra już dawno powinnam zaniechać tego procederu.
Kolonie są na wskroś amerykańskie, co może nie przejawia się w nieograniczonym dostępie do broni palnej, ale za to w rozmachu podejmowanych wyzwań.
Jeśli portret Abrahama Lincolna to najlepiej mural. Jeśli kopia Statuy Wolności z masy solnej to w skali 1:1. Jeżeli domek dla ptaków to wyłącznie dla kondora kalifornijskiego.
A potem, wszystko to, i mural, i słup soli, i penthouse dla zwierzęcia, należy zabrać do domu.
Tramwajem.
Jak dotąd, ze względu na ograniczenia wiekowe, na półkolonie uczęszczała tylko Dynia. Tym razem dołączył Biskwit, co zdublowało liczbę produkowanych artefaktów.
Dwa murale, dwie statuy, dwa apartamenty z garażem i lądowiskiem dla helikopterów, czterdzieści osiem własnoręcznie pokolorowanych flag stanowych, słoik po maśle orzechowym XXL przerobiony na Mount Rushmore, Pentagon ze sklejki, indyk z papier mâché i pierwsi osadnicy wyciosani w mydle na wzór grupy Laokoona ...
Wystarczy wyjść z tym na ulicę i natychmiast człowiek czuje się jak parada na Dzień Dziękczynienia.
Brakuje jedynie balonów, ale – igram z losem - to pewnie kwestia zorganizowania przed śniadaniem jednej lub dwóch cystern lateksu.
Efektem ubocznym półkolonii, oprócz mojej przepukliny, jest autorska piosenka Biskwita, której pierwsza i jedyna zwrotka brzmi:
OH, SAY, CAN YOU SEEEEEEEE...
I LOVE MYSELF!
I LOVE MYSELF SOOOOOO MUCH!
(Bo zbiegiem okoliczności szlagier ten jest na melodię ‘Gwiaździstego sztandaru’.)
Nikt, kto zna Biskwita, nie wątpi w moc tego uczucia.
Ale jakie to pożyteczne, że dzięki czcicielom Whitmana, Biskwit może je ot, swobodnie wyrażać w jeszcze jednym języku.
©kaczka