[17 Jul 2014]
(...)
Teraz, gdy zastanawiam się, gdzie - u diaska! - popełniłam błąd, przychodzi mi na myśl, że wtedy, gdy naszpani w swym obfitym monologu (bla bla bla blaaaaaa bla) rzuciła mi na przynętę tłustą słów dżdżownicę.
'Będzie miło'.
Tak powiedziała.
A ja dałam się nabrać, bo kto nie chciałby, żeby mu było miło?
I siup... już dyndałam na haczyku.
'Będzie miło, jeśli pójdzie pani z nami nad staw i pomoże nam upilnować dzieci.' – brzmiała treść całego przekazu.
Gdzie 'dzieci' wypada bez zbytniej przesady zastąpić 'szatańskim pomiotem', a 'upilnować' rozwinąć o 'przed wrzuceniem do stawu włączonej suszarki do włosów.'
Zawiesiłam sobie na szyi pendulum z Biskwita i poszłam robić 'miło'.
Pierwszy kryzys nastąpił noc przed, gdy pakowałam dziecinie plecak według pisemnych wskazówek naszpań.
...krem przeciwsłoneczny, kapelusz, klapki, kostium kąpielowy, butelka z wodą, pudełko z obiadem, ręcznik plażowy oraz... nadmuchane (!) skrzydełka do pływania.
(Dla niezorientowanych: przeciętny czterolatek dysponuje na ogół plecakiem o rozmiarach trzydzieści na trzydzieści centymetrów i taki z niego szerpa jak ze mnie solistka Teatru Balszoj.)
Gdy ujrzałam Liski o świcie zorientowałam się, że wszyscy rodzice mieli ten sam problem z załadunkiem i rozwiązali go albo dopychając zawartość plecaków kolanami, albo przytwierdzając poszczególne przedmioty postronkiem do potomstwa.
Liskami trochę od tego zarzucało, gdy wchodziły w zakręty.
A niektóre, te bardziej anemiczne, leżały na podłodze, na plecach, tak jak przewrócone żuki i smutno machały kończynami.
Jeden ze złapanych na 'będzie miło' ojców ulitował się nad niedolą młodzianków, pozbierał bagaże i zawiózł je nad staw.
Sprytnie, sprytnie.
Manewr ten uchronił go przed podróżą środkami komunikacji miejskiej w towarzystwie Lisków.
Sprytnie, bardzo sprytnie.
Albowiem Liski pozbawione obciążenia odzyskały motoryczną gorliwość.
W przód, w tył, 'każdy chce siedzieć obok kierowcy' i 'pszepaniomaczemumaksencjuszwysiadłnapoprzednimprzystanku?'
Na końcowym przystanku sprawy miały się tak.
Ja, Biskwit jako pendulum, w prawej jeden skurczybyk, w lewej drugi skurczybyk, na plecach podręczna apteczka, defibrylator, zgrzewka wody i chusteczki higieniczne.
Po 'kolejno odlicz!', 'one, fünf, pupukaka, pszepaniomonsięprzezywa' ruszyliśmy trawersem w stronę stawu.
Na widok wody Liski dostały małpiego rozumu (jeszcze bardziej małpiego rozumu) i jak stały próbowały rzucić się w toń.
Przynaglone, by w tym celu przebrać się w outfity do badań podwodnych i przytroczyć sobie do łap cholerne skrzydełka, dziateczki jak jeden mąż rzuciły się otwierać plecaki.
Te dopychane przez rodziców kolanami.
Ten efekt!
Dwanaście plecaków eksplodowało zawartością i objętością, jak – pozostańmy w klimatach marynistycznych – wyrzucone za burtę, samonadmuchujące się tratwy ratunkowe.
Ten efekt!
Latające sandały, kąpielówki, jogurty, kanapki, ręczniki, kostiumy do surfingu, kółeczka do nadmuchania i karabiny na wodę.
I dwanaścioro kurdupli zdzierających z siebie odzienie z pominięciem guzików, zamków błyskawicznych i sznurówek, gdyż wiadomo! Taki staw raz jest, drugi raz może go nie być.
I w tym wszystkim naszpanie próbujące alfabetycznie sortować skarpetki oraz ja i Biskwit-pendulum próbujący zachować życie.
Wreszcie wpadły Rezolutne w odmęty i dalejże wychlapywać zasoby wodne.
W tym kontekście wyścig o dostęp do tafli faktycznie jawił się jako wskazany.
Na Marsie też była woda.
Przed wizytą Lisków.
Słońce nie przygrzewało przesadnie, ale Liski choć sine i połyskujące glutem odmawiały odtworzenia ewolucyjnego happeningu pod tytułem: 'życie wyłazi z wody'.
Toteż któraś z naszpań rzuciła w przestrzeń, że skorotak to do obiadu zasiądziemy za trzy kwadranse, odmówimy błogosławieństwo, komisyjnie otworzymy pudełka z kanapkami i oddamy się spokojnej konsumpcji.
Tymczasem jedyne co usłyszały Liski to 'obiad' i na takie hasło te bardziej żerne rzuciły się na brzeg plądrować zasoby, a te, odżywiające się powietrzem – schowały się w trzcinach.
A z obiadem był problem natury alergiczno-moralno-religijnej.
Gdyż jednemu trzeba było wskazać drogę do Mekki, drugiemu nie pozwolić siadać przy orzechach, trzeciemu sprzed oczu usunąć sznycel, czwartemu pokroić kotlet, piątemu wyłowić Ganeshę z kompotu, szóstemu wyciąć wzorki w jabłku, siódmego pogonić od napojów mlecznych, ósmemu wyjaśnić, że czwarty nie je świętej krowy, a jeszcze innemu odebrać czekoladowy baton.
Ja. Kanibale. Biskwit. Pendulum.
A gdy się już nażarli to należało ich przyłożyć kamieniem, żeby odczekali nim znów wbiegną w odmęty, ale gdzie tam.
Siedzieli w tym stawie do czternastej.
Do chwili, gdy nieprzytomnych ze zmęczenia i napęczniałych wodą utopców należało odcedzić, wyżąć i spakować.
Że niby tę tratwę ratunkową ponownie spakować w kapsułę?!
Dopychając kolanem?!
(Przytraczanie nie było już możliwe, bo młodzież rozochocona w swych zabawach utopiła postronki.)
Litości!
Ostatni świadomy, werbalny kontakt z cywilizacją Lisków miał miejsce przed budką z lodami, gdzie pobiły się dwie frakcje, a poszło o dziwo, nie o wybór smaków, ale o semantykę.
Jedna frakcja ('chcecie w ucho'), utrzymywała, że je popsicles, druga ('you are nobodies') natomiast, że ice-lollies.
Co jedli? Nie wiem. Kto ich rozdzielił? Nie wiem.
Ja poprosiłam o kawę o konsystencji asfaltu.
I prawdopodobnie wyłącznie dzięki temu dotarłam do domu. Na plecach nieprzytomna Dynia, u szyi Biskwit-pendulum, w rękach dwa plecaki.
Było miło.
Nadal dochodzę do siebie, a droga to okrężna i wyboista.
Z satysfakcją myślę o tym, że za tydzień Liski jadą tramwajem nad jezioro.
Z nowym, zupełnie nieużywanym kompletem rodziców-opiekunów.
(...)
- Mama! Today I played with Kiła and Fleja!
[Deficyt rrr... bywa czasami krępujący.]
©kaczka
Made my day, a że zapowiada się długi, to i zasługa rośnie;>
ReplyDeleteCala przyjemnosc!
DeleteDeficyt rrr... :)
ReplyDeleteGdzie jest moja hujajnoga??? za każdym razem zwalało dziadka z nóg.
Podazylam sladami dziadka :)
DeleteJa przepraszam, ale bezczelnie chichrałam a nawet w głos śmiałam;) Liski rządzą! I podziwiam panie przeszkolanki, że decydują się na własne dzieci. Choć ja w domu mam małe przedszkole, ale sama tego chciałam ;)
ReplyDeleteLiski to banda przebieglych spryciarzy. A przedszkolnictwo to bardzo ciezki kawalek chleba. Bezdyskusyjnie.
Delete(Tym bardziej, takie rozwazania na marginesie, nie rozumiem, czemu naszpanie nie probuja sobie pomoc inwestujac w relacje z rodzicami?)
o matko, armagedon w srodku dnia i europy!
ReplyDeleteTak, tak wlasnie to musialo wygladac z boku :-)
DeleteI zobacz ile to energii się bezpowrotnie w kosmos ulatnia. Jakby tam w tym stawku jakieś ustrojstwo zamontować to te Liski jak stado chomików naprodukowałoby energii jak elektrownia atomowa. I wszystko za batonik, kanapkę i paczkę psychotropów (dla wychowawców i ochotniczej służby rodzicielskiej oczywiście, bo Lisków na drugach mogłaby ziemia nie przetrzymać).
ReplyDeleteDeficyt rrr przesłodki!
Liski podlaczone do dynama i zarowki bylyby widoczne z krancow galaktyki :-)
DeleteDeficyt rrrrr....."wujek Jajek" był u nas...
ReplyDeletePozdrawiam - wierna jak Lisek czytaczka:)
Czytaczko, tos mnie ucieszyla. I wiernoscia, i wujkiem Jajkiem. Niech ci bedzie wynagrodzone!
Delete:-)
Uwielbiam!!! :-))))))))))))))))
ReplyDelete:*
DeleteO matko z córką! a nawet dwiema;)
ReplyDeleteDokładnie tak to wygląda, dlatego albo jadę na wycieczkę z dziećmi służbowymi, albo tylko z moja osobistą córką. Albo opór licznej nader ruchliwej materii, albo upór i duch przekory, który urodził się razem z moim dzieckiem i tak już zostało.
Nieopisanie cieszy, gdy sie czyta, ze inni tez :-)
Delete:))))))
ReplyDeleteczad!
przepadam za Twoim multitasking na wielu poziomach :)) tym literackim także :)
arbuz bez dna
ps. spotkalam wczoraj Absurdalię, Bachanalię, Niemoralię w jej swiecie na Grodzkiej :) bosko tam ma i piekna kobieta z niej :)
Ach! :-)
DeleteOd lat wybieramy sie do Krakowa. By wreszcie cala rodzina. Absurdalia to kolejny argument 'za'. Bebe dodaje, ze trzeba tez wyskoczyc na kielbase z nyski :)
Opowiadaj, co kupilas!
No i zapiekanki u Endziora na Kazimierzu, mus.
Delete(komunizm wita się z hipsterskim lansem ;)) ).
A u Absurdalii.. Cóż, arbuzowy małżonek czekał przed wejściem (z dziecięciem) i minutnikiem w ręku ;) Przez taką obstawę przeszłabym tylko z czymś, co jest (wg niego) niezbędne, butelką tlenu lub Kantem, czy Heglem ;)
Ale ha! Przemyciłam w torbie literki ułożone w imię siostrzenicy (ostatni brakujący element prezentu na jej pierwszą imprezę). I obiecałam reklamować i promować i mówić o Absurdalii, gdzie się da.
arbuz
ps. no i powiedziałam, że Cię czytam ;))) Tak jak przypuszczałam, od razu dostałam kilka uśmiechów i miłych spojrzeń gratis ;))
Kaczko, Ty tak z własnej woli nad ten staw?
ReplyDeleteAle w sumie chyba było fajnie, co?
Z wlasnej i psiakrwia nieprzymuszonej. :) Czasem sie we mnie wlacza oprogramowanie 'kaczka spolecznica'.
DeletePo tygodniu od wydarzenia, gdy wrocily mi zmysly, a pamiec zatarla bolesne szczegoly? Swietnie bylo.
(To samo mowie o obu porodach.;)
popłakałam się :))))
ReplyDeleteWreszcie ktos. Nad ciezkim losem kaczki :)
DeleteTylko dwanaścioro? Jakie kameralne warunki do pracy społecznej :)
ReplyDeleteRodzic nie da rady wstąpić dwa razy do tego samego stawu, parafrazując klasyka :)
Dwanascioro na szescioro rodzicow. To nieomal terapia indywidualna:)
DeleteAle to pokazuje tez, ze Liski to superliga, jesli chodzi o sprawnosc 'chaos i destrukcja'.
Rodzic nie da rady dwa razy wstąpic do tego samego stawu, parafrazując lekko klasyka :)
ReplyDeleteGoscinny zmartwychwstał, Alleluja!
ReplyDelete:*
DeleteWzięłabyś mnie czasem oszczędziła.
ReplyDeleteMi oszczędziła.
No, w każdym razie... oszczędziła. Cokolwiek.
Redakcja nie ponosi. Paniusia czyta owinieta w folie babelkowa, w stosownej odleglosci od napojow goretszych, a noze przezornie chowa do szuflady ;-)
DeleteAleż jesteś odważna :)
ReplyDeleteW zamierzchłych czasach zdarzyło mi się być opiekunką na zimowiskach zorganizowanych przez Caritas. W ramach tej imprezy zorganizowano wycieczkę do stolicy. Miałam najmłodszą grupę i myślałam, że wykończy mnie to ciągłe liczenie do 8... Najgorsze było to, że w jednym muzeum rachunek kończył mi się niepokojąco na 7... Wpadłam w panikę, ale okazało się, że najmniejsza dziewczynka, żeby się nie zgubić, stała przy mnie, a ja przeliczając sztuki w dół nie patrzyłam.... ;)
Pracuję w szkole i każda wycieczka jest niezapomnianym przeżyciem ;) Rodziców jednak nie zabieramy do pomocy ;)
Kinga
Odwazna?
DeletePozbawiona wyobrazni :-) Na swoja obrone, Liski potrafia dobrze sie maskowac. Przychodze do placowki, a one w ciszy przy stolikach graja w szachy. Potem dopiero sie okazuje, ze to pulapka zastawiona na potencjalnych opiekunow :-)
No tak, najmlodsza grupa, samo nie odliczy do osmiu. Och, jak bardzo rozumiem. Bardzo.
Najdroższa Kaczko.
ReplyDelete1. Uwielbiam!!! - wspominałam???
2. Chyba założę działalność gospodarczą - wydawniczą, rzecz jasna. Będzie przy tym, że SAMA jedna z pierwszych (!!!) wymyśliłam, że Ciebie trzeba wydać. I wydam!!! (I bloga, i nie bloga)
3. Gdzie notka nr 96??? - znerwicowałam się, że mnie coś ominęło! 4. Mnie coś ominęło???
5. Uwielbiam!!! - wspominałam???
6. :-)
Rien
Ukochana! Brak notatki numer 96 (naprawiono!) swiadczy wylacznie o rozstroju nerwowym nabytym nad stawem. Kilka godzin dluzej i zatytulowalabym notke 'eins, zwei, pupukaka' :-)
Delete:*
To i ja gramolę się do trzeciego rzędu chóru uwielbiających.
ReplyDeleteRzad jest jeden. Pierwszy. Prosze sie nie chowac :-)
DeleteCzytam po raz czwarty albo piąty i za każdym razem micha mi się cieszy okrutnie,
ReplyDeletePS. dużo czytam, mało komentuję ale tym razem musiałam :)
Radosc sprawic blizniemu! Odhaczam sobie dobry uczynek.
Delete:-)