598-599

[22-23 Oct 2010]
598-599

(...)
W umysłowym zaćmieniu, w kompletnej mózgowej eklipsie, zaprosiliśmy na obiad piętnaście osób makro i dwie mikro.
(Norweski piekł w nocy, ja gotowałam od świtu.)
Dynia kwiczała z radości przerzucana w tym tłumie z jednych rąk w drugie.
Rozpieszczana i nadpsuwana.
(Ktoś pamiętał o Dyni nawet w służbowej podróży i wiózł dla niej kilogramy teutońskich książek w podręcznym bagażu.)
Wytrzymała Dynia całe popołudnie w trybie ‘alert’.
W końcu zasnęła w niezidentyfikowanych ramionach w pozycji na ‘superbohatera’.
...
Furda zmęczenie, furda zlew pełen brudnych garnków.
Przypomniałam sobie, jak bardzo lubię zdarzenia, które kończą się mocną kawą, wyrafinowaną miętówką i degustacją próbek z kolekcji likierów i absyntów.
Nawet wtedy, gdy za zastawę służą papierowe talerze, a likiery rozlewa się w kieliszki kupione wczoraj w Armii Zbawienia.
(Trzynaście sztuk, trzy funty.)

©kaczka
4 comments on "598-599"
  1. Zostało coś jeszcze do rozlania? ;)))

    ReplyDelete
  2. Zostalo, bo na skutek przymusowej Dyniowej abstynencji kolekcja peczniala od roku :-)

    ReplyDelete
  3. Ja juz jestem za leniwa na goszczenie tylu osob na raz w domu;) Z malym dzieckiem to w ogole sobie nie wyobrazam takich imprez;)

    ReplyDelete
  4. Mimo zmeczenia organizowaniem wiecej bylo z tego plusow dodatnich. Dla nas, bo nareszcie zebralismy wszystkich moich znajomych, ktorych lubimy (plotki, plotki!). Dla Dyni, bo tyle sie dzialo, a ona byla w centrum uwagi. Dla nas, bo przez pol dnia mielismy rece wolne od Dyni :-)
    ... az do chwili, gdy oddano ja uspiona na kamien.
    Do tego stopnia bylo warto, ze planujemy podobne zgrupowanie dla znajomych Norweskiego :-)

    ReplyDelete