895

[14 Sep 2011]



(...)
Z krótkiego pobytu w RFN wyniosłam przekonanie, że omyliłam się obierając tę, a nie inną ścieżkę zawodowej kariery.
W każdym możliwym supermarkecie brano mnie bowiem za subiekta. Co gorsza, na tej podstawie żądano szczegółowych informacji.
Możliwe, że dlatego, iż przemieszczałam się wśród półek z kartonowym pudłem (zakupy miały format hurtowy: tysiąc batoników muesli dla Dyni, pięć tysięcy homogenizowanych serów dla Dyni, dziesięć tysięcy słoików Koszmaru Cesarza dla Dyni, etc.), nie można jednak wykluczyć, że emanowałam zestawem cech charakteru charakterystycznych dla tej grupy zawodowej.
- Flądra! Gdzie tu znajdę filet z flądry bez okruszków. – zażądała staruszka o prasowanych loczkach z ogromnym szkłem powiększającym przy oku.
Mein Gott!
Jaki zbieg okoliczności! Z ichtiologicznego, teutońskiego wokabularza znam wyłącznie flądry (oraz rekiny, te dzięki filmom wojennym o łodziach podwodnych).
Uprzejmie zanurkowałam w ladzie chłodniczej, jednak szkiełko i oko staruszki wypatrzyło nagą flądrę o wiele szybciej.
- Ile waży i w jakiej jest cenie? – tupnęła nóżką staruszka.
Donnerwetter!
- Mój teutoński pozostawia do życzenia (błysk w oku staruszki potwierdził), ale zaraz wystękam...
Stęku... stęku...
Wystękałam. Brutto. Netto. Z VATem i bez VATu.
W odpowiedzi staruszka napomknęła coś o wojnie.
I zachodzę w głowie, czy miała na myśli inflację na rynku rybnym, czy niedopatrzenia w wojennej eksterminacji emigrantów.


©kaczka
6 comments on "895"
  1. Kocham takie staruszki. Współczuję prawdziwym subiektom. I podziwiam, że oszczędziłaś sobie komentarz, ze jakaś flądra rozmawia z tobą. Ale kapkę niedzisiejsza.

    ReplyDelete
  2. Aaach, prosze mi napisac skad to motto w poprzednim wpisie, bo chodzi mi po glowie, mam na koncu jezyka ze bylo w jakiejs ksiazce, ale nie pamietam gdzie...I byly tam inne przedmioty ktore tonely... Czy to byla jakas Musierowicz?

    ReplyDelete
  3. Trzeba było ścisnąć fląderkę w odwecie, co by nagle zyskała na okruszkach...

    ReplyDelete
  4. ja nie w temacie- paczka doszła :) Bardzo dziękuję w imieniu moich erytrocytów :) Formuła specyfiku niezwykła (senkju Dago za brak węglowodanów w składzie :D )

    ReplyDelete
  5. To ja się wtrącę - motto poprzedniego wpisu to Musierowicz, chyba "Kwiat Kalafiora"- eksperymentowała mała Pulpecja, efekty raportowała matce, a badania zostały brutalnie przerwane gdy okazało się, że ich przedmiotem jest zawartość ojcowskiego portfela.

    pozdrawiam,
    zauroczona czytelniczka (Zauroczona w tym wypadku oczywiście Kaczką. I rzecz jasna Dynią)

    ReplyDelete
  6. > Labruja: oszczedzilam komentarza, bo moglam jedynie Hände hoch! Mam bardzo ograniczone srodki teutonskiego wyrazu. Ze tak powiem, ascetyczne :-)
    > Ahora: tak, tak, wlasnie tak jak wyjasnia zauroczona (pesze sie, latwo sie pesze) czytelniczka. Motto wyciete z 'Kwiatu Kalafiora'.
    > Tomaszowa: gdybym, ach gdybym blysnela refleksem... :-)
    > Murronio: na zdrowie. niech w hemoglobine idzie. glupi twoj syndrom, glupi, bo na pocieche nie ma jak te weglowodany i tych bym najchetniej wyslala, a nie jakis tam zeskrobkow gwozdziowych. Zeskrobki pilam sama i Dynia okaz zdrowia, wiec wiesz... :-)
    > Zauroczona czytelniczko: pozdrawiam sploniona na licu :-)

    ReplyDelete