888-891

[7-10 Sep 2011]


(...)
Pierwszego października roku 2009 razem z elektroniczną frazą ‘you are pregnant, you are pregnant’ wręczyłam Norweskiemu książkę Fatherhood. The Truth., gdyż (i) liczyłam, że Norweski zapłonie potrzebą studiów nad zaistniałym stanem rzeczy, którego ostatecznie był bezpośrednim sprawcą, (ii) gdyż książkę napisał mężczyzna i oczekiwałam mentalnego braterstwa broni, (iii) gdyż była w papierowej okładce i z nalepką ‘kup jedną, druga za pół ceny’, (iv) gdyż przeczytałam pierwszy rozdział pod regałem w księgarni i uznałam, że zaistniały stan rzeczy wymaga jednak na początku prozy lekkiej i pozbawionej medycznych odnośników.
Najpierw tedy wręczyłam Norweskiemu książkę, co zupełnie go skonfundowało, a gdy dorzuciłam frazę... (patrz: archiwum).
Przez kolejne miesiące Norweski otwierał książkę tylko wtedy, gdy go zmuszałam, a i wtedy prawdopodobnie przewracał strony kijem od szczotki.
Nigdy nie dotarł w lekturze dalej niż do końca pierwszego trymestru. Nie mogłam tego ogarnąć, bo książka była lekka, przyjemna i miejscami prawdziwie zabawna.
Kilka tygodni temu, wbrew Norweskim sprzeciwom (!) przecież on kiedyś przeczyta (!), wysłałam książkę Wujowi D.
Zadzwoniła Ciotka N. żeby podziękować.
Mówi, że może nie do końca taka była moja intencja, bo Wuj D. na widok książki natychmiast się dematerializuje, ale ona i owszem, ma wielką przyjemność z lektury.

(...)
- OTO NAJSZCZĘŚLIWSZY DZIEŃ W MOIM ŻYCIU! - ryknął w telewizorze człowiek, który skutkiem losowania trafił do tłumu, z którego tylko jedna osoba miała skutkiem wielu kolejnych losowań dostać się do finału teleturnieju. A i nawet wtedy skutkiem ostatecznego losowania niekoniecznie wygrać.
 - Posłuchaj kaczko, co on plecie – powiedział niespodziewanie Norweski - od razu widać, że nigdy nie urodziło mu się dziecko.

[Nie przypuszczałam, że aż tak.]
[uśmiech]

(...)
Dynia.
Piętnaście miesięcy.
Postawiona na podłodze ochronki włącza się w pościg za biegającą wokół stołu dziatwą, machając przy tym rękami nad głową, na boki, co podobno jest jak kadr slapstickowej komedii.
(Gdyż i nie raz się przy tym wykopyrtnie.)
Wraca do domu, wdrapuje się na kolana, streszcza wiadomości dnia (nadal) po dyńsku i sięga po którąś z porzuconych przez nas książek bez obrazków.
Fascynuje ją przewracanie stron w grubych książkach bez obrazków.

(...)
Myśl, że mogłoby jej nie być, fizycznie boli.


©kaczka
9 comments on "888-891"
  1. Hehe, a Stokrota chodzi z rekami wyciagnietymi do przodu, jak Frankenstein albo inne zombi:)

    ReplyDelete
  2. Tez mam tako ksiazke dla tatusiow. Identyczna historia. Ksiazke polecila mi Murronia, ktora Wilkowi tez kupila. Wiem, ze Murronia ksiazke przeczytala, nie wiem jak Wilku:)
    Lou

    ReplyDelete
  3. Wilku też dostał taką książkę (być może tę samą) i tez z 1 trymestru nie wylazł. Wszystkie wiadomości techniczne zaś przyswaja przez mój filtr. Niezmiennie. Tymczasem to JA zazdroszczę JEMU kontaktów z synem. (Ale LilBro już będzie mój...hehehehe)

    ReplyDelete
  4. A Lou- no właśnie :)))

    ReplyDelete
  5. nie wiem czy cie juz przypadkiem o to nie pytala, ale w jakim jezyku mowicie do dyni? Ja staram sie po polsku, maz po grecku, a jak jestesmy razem to po angielsku. Boje sie, ze dziecko zwariuje;)

    ReplyDelete
  6. iis111 - u nas to samo, tyle ze ojciec po niderlandzku. I ja w sumie tez wiecej po NL niz po polsku. Mala rozumie wszystkie trzy, rozmawia w NL i pare slow po PL. Ale ma dopiero 2 lata wiec czas jeszcze pewnie pokaze.
    Lou

    ReplyDelete
  7. biedne te dzieciaczki;) hihihi
    Kaczka dzieki za odpowiedz. Ta ksiazka jest jednak o nauce dwoch jezykow a my chcemy nauczyc ich trzech:D choc i tak sobie ja kupie i poczytam.

    ReplyDelete
  8. > Ahora: obraz Stokroty jako zombie... nie moge przestac chichotac :-)
    > Wlascicielki podrecznikow o ojcostwie: jednym slowem, nie ma co sie wysilac, jeno kupic to co sie chce samej przeczytac, np. Jo Nesbo - klamie, od urodzenia Dyni utracilam zdolnosc czytania kryminalow.
    > Matki dzieci wielojezycznych: mowia, ze najwazniejsze to konsekwencja i zelazna zasada, jeden rodzic - jeden jezyk. Cholernie to trudne dla mnie w wyspiarskim towarzystwie rozmawiac z Dynia po polsku, bo wyglada mi na niegrzeczne, ale coraz mniej sie przejmuje. Zwykle wydaje z siebie dwa komunikaty. Jeden po polsku, a drugi po miejscowemu dla reszty zebranych. Iwona, kazdy jezyk powyzej bi to takie same zasady, wiec smialo czerp wiedze z ksiazki. U nas tez docelowo trzy. Na razie Dynia ma w oczach duze znaki zapytania, ale rozumie podstawowe polecenia: podaj noge, zalozymy buty, gdzie skarpeta, chcesz jesc, mleko, gdzie tata? kota w ksiazce nadal nie pokazuje :-)ogolnie coraz wiecej rozumie, wiec jestem dobrej mysli. Ksiazka wyczerpuje temat, a przed narodzinami Dyni doprowadzila mnie do siwizny, bo ukazala rzeczy, ktorych w najczarniejszych snach nie zakladalam bujajac sie na rozowej ciazowej chmurce, bo, co np. gdyby Dynia urodzila sie glucha, he? Jaki jezyk wtedy matko kaczko i ktora migowa wersje? Dodam jeszcze, ze autor ksiazki mowi o dwoch jezykach, ktorych nauczyl swoje dzieci: o angielskim i... uwaga!... walijskim! niech cie to jednak nie odstraszy. czlowiek wie, o czym mowi, a kazdy kto potrafi nauczyc walijskiego jest bohaterem :-)

    ReplyDelete
  9. Kaczko ksiazke zakupilam w dniu w ktorym o niej wspomnialas. Powinna dotrzec do mnei dzisiaj albo jutro:) Czekam z niecierpliowscia

    ReplyDelete