883-884

[2-3 Sep 2011]


(...)
Idąc tropem mokrej plamy na suficie odkryłam, że mamy w łazienkowej podłodze króliczą norę, przez którą przeszłaby nie tylko Alicja, nie tylko Biały Królik, ale i reszta obsady.
Na raz.
Ławą.
W formie demonstracji.
Ojej, ojej, wielkie mecyje, ktoś budując łazienkę przyoszczędził na podłodze za klozetem.
W takim tonie wypowiedział się zawezwany do nory Cieć.
(Przyoszczędził również na obudowie prysznica, więc ta woda bokiem, bokiem, przez norę na parter.)
Ojej, ojej, wielkie mecyje, elektryki tam przecież po drodze nie ma, a ja już nie takie nory i nie takie plamy na sufitach widziałem (dalej z monologu Ciecia). 
- Tu sufit takim zaciapię mazajem (przyp. kaczki: mazaj istotnie odwraca uwagę od plamy), a tę podłogę to potraktuję silikonem i będzie git parura. – powiada Cieć.
Cieć jest miłośnikiem silikonu. Niewiele brakuje, a powiększy sobie piersi silikonowym implantem.
- Przecież to nora rozmiarów Alicji, Królika i reszty obsady! (przyp. kaczki: ach, jak chciałoby się wpuścić weń Ciecia.) Nie ma na świecie tyle silikonu, by ją zatkać!
- Yyyyy... – drapie się po łbie Cieć – to może zapcham pakułami, a na to silikon?
Może omsknie się do nory pchając te pakuły?
Szybko – to pewne – go nie znajdą.

(...)
Tuż po trzecim lub czwartym podwieczorku Dynia kurcgalopkiem udała się do kuchni skąd przyniosła komercyjne Danie Rybne dla Nieletnich, postawiła je na stole i znacząco popukała w pokrywkę.
- Tu tu tu. – dodała wpijając wzrok w zebranych. W tłumaczeniu: jazda otwierać mi tu Danie Rybne dla Nieletnich.
Zebrani wypomnieli wartość kaloryczną podwieczorku, przywołali statystyki otyłości u młodzieży i rozwiali złudzenia, że podwieczorek przerodzi się w ucztę z dwudziestu dań.
Danie Rybne dla Nieletnich wyniesiono.
Nie minęła chwila.
Dynia ponownie zniknęła w kuchni.
Gdy wróciła, towarzyszyła jej puszka oliwek nadzianych sardelkami.
Postawiła puszkę na stole, znacząco popukała w pokrywkę.
- Tu tu tu. – dodała hipnotyzując tłum.
Mistrzyni negocjacji.
Pewnego dnia odkryje, gdzie chowamy otwieracz do konserw.


©kaczka
3 comments on "883-884"
  1. Oj tam, oj tam. Na moim ulubionym forum , co to wiesz którym , to rdzenne albo ożenione czy nawet zamężate z miejscowymi od lat wielu to nawet w zaparte idą, że w Anglii żadnej wilgoci nie ma ,ani grzyba nijakiego, a co dopiero dziury Alicji przez która się lej, phi.
    A propos dziury Alicji to mojej somisiadce Ali angielskiej cały sufit łazienkowy się zarwał i nawet szafka wpadła do salunu. Takie tu cuda Pani som, a Pani tu dziura mówi, phi.

    Ciekawam , czy to te same olyfki co i ja ma ze serdelamy, zakupione z okazji dnia narodowościowego. Dyniu - ostrożnie bardzo słone, bardzo.

    ReplyDelete
  2. pomyślałabyś, Kaczko, dwa lata temu, że przygody Jedzosławy vel Lukullusy staną się głównym tematem bloga?

    to nie jest wyrzut!
    wszystkim babciom rosną serca na takie widoki:-)

    ReplyDelete
  3. > Zoska: ide podpierac sufit :-) A olyfki tranzytem prosto z El Madrytu. Ofiarodawca dzwigal w plecaku przez minimum trzy granice :-) Co nie zmienia, ze jak z sardelami to i owszem. Sloniutenkie, sloniutenkie...
    > Hermi: ja to ogolnie juz przestalam myslec. Na dzien przed porodem nie potrafilam wymyslec, ze ten wozek czyms sie jednak wypelni, jako matka malego tobolka nie wyobrazalam sobie, ze toto wstanie i pojdzie, a co dopiero, ze bedzie taka calusna, teraz nie wyobrazam sobie, ze przemowi, albo, ze trzeba jej bedzie trefic warkocze... Serce rosnie, bo generalnie Dynia wpisala sie w tradycje 'Szwedzkiego Stolu' :-)

    ReplyDelete