[7-9 Jan 2012]
Uaktualnienie.
Przebiłam się przez pierwsze dwieście stron kwitów.
Wykazuję objawy amatorsko przeprowadzonej lobotomii.
Do końca pięćset stron drobnym, mrówczanym drukiem z przypisami.
- Czy jeśli osiągniemy konsensus – pytam Unię – to fajrant, zimne okłady na głowę, rekonstrukcja mózgu, posprzątam mieszkanie, rozbiorę choinkę i nie muszę nigdzie lecieć?
- Jeśli osięgnięcie konsensus – odpowiada Unia – to będzie cud.
A w przypisach: ... nadto fakt, że wypełnisz kwity kaczko, nie oznacza wcale, że nie będziesz musiała ich poprawiać ad nauseam.
Norweski do fabryki, Dynia do ochronki, Syzyf do kwitów.
- ... i Rubenito dziś w ochronce, Dyniu – rzekłam o świcie wcisnąwszy Dynię w buty, futro i czapkę. – Rubenito wrócił z kraju przodków!
- Pepe!? – wykrzyknęła Dynia, wyrwała mi z rąk walizkę z prowiantem i pocwałowała do samochodu zostawiając mnie z ustami w ciup. – Pepepepepepepepepepepepepe! – niosło się nad wsią.
Się mogę pocałować w.
W kwity?
(...)
W miniony piątek konsumowałyśmy z Dynią w Zakładzie Zbiorowego żywienia.
Tam spożywamy w piątki, bo nadrabiamy czas stracony w tygodniu kosztem zbilansowanych posiłków, witamin i mikroelementów.
Dynia jak wyjęta z podręczników do kindersztuby.
Dziękowała światu za każdy kęs i ocierała swe różane usteczka serwetką.
Przy końcu posiłku, przy czterdziestej zużytej serwetce i przy pięćdziesiątym TA!, przystąpiła do nas delegacja staruszek, by wyrazić zbiorowy (mniej więcej do trzech stolików po przekątnej) podziw dla wyrafinowanej maniery i elegancji.
- ... bo widzisz, kaczko-matko – powiedziała rzeczniczka prasowa delegacji, a pozostałe właścicielki prasowanych siwych loczków ochoczo przytaknęły – bo widzisz, teraz dzieci są takie rozwydrzone, takie niegrzeczne, rzucają się na ziemię, tarzają po podłogach, krzyczą, ściągają wszystko z półek...
- Naprawdę???! – nie pozostało mi nic więcej tylko udać głupią.
Anielsko uśmięchniętej Dyni nawet nie drgnęła powieka.
(...)
Już wiem, mam dowód, skąd tubylcza nonszalancja dla minusowych temperatur przy gruncie.
Na każdym zdjęciu z ochronki Dynia jest bosa.
Wrzesień, październik, listopad, grudzień, bosa.
Upał, deszcz, grad, w domu, w ogródku, bosa.
Choć czasem w czapce (!).
- Bo lubi ubierać się w czapki. – tłumaczy mi dużymi literami ochronka, bo co ja tam rozumiem.
Lubi też skarpety, pończochy i kapcie (!).
Rajstopy to fanaberia ludów południowych.
Wilka dostanie, ale profilaktyka płaskostopia bez zarzutu.
©kaczka
Uaktualnienie.
Przebiłam się przez pierwsze dwieście stron kwitów.
Wykazuję objawy amatorsko przeprowadzonej lobotomii.
Do końca pięćset stron drobnym, mrówczanym drukiem z przypisami.
- Czy jeśli osiągniemy konsensus – pytam Unię – to fajrant, zimne okłady na głowę, rekonstrukcja mózgu, posprzątam mieszkanie, rozbiorę choinkę i nie muszę nigdzie lecieć?
- Jeśli osięgnięcie konsensus – odpowiada Unia – to będzie cud.
A w przypisach: ... nadto fakt, że wypełnisz kwity kaczko, nie oznacza wcale, że nie będziesz musiała ich poprawiać ad nauseam.
Norweski do fabryki, Dynia do ochronki, Syzyf do kwitów.
- ... i Rubenito dziś w ochronce, Dyniu – rzekłam o świcie wcisnąwszy Dynię w buty, futro i czapkę. – Rubenito wrócił z kraju przodków!
- Pepe!? – wykrzyknęła Dynia, wyrwała mi z rąk walizkę z prowiantem i pocwałowała do samochodu zostawiając mnie z ustami w ciup. – Pepepepepepepepepepepepepe! – niosło się nad wsią.
Się mogę pocałować w.
W kwity?
(...)
W miniony piątek konsumowałyśmy z Dynią w Zakładzie Zbiorowego żywienia.
Tam spożywamy w piątki, bo nadrabiamy czas stracony w tygodniu kosztem zbilansowanych posiłków, witamin i mikroelementów.
Dynia jak wyjęta z podręczników do kindersztuby.
Dziękowała światu za każdy kęs i ocierała swe różane usteczka serwetką.
Przy końcu posiłku, przy czterdziestej zużytej serwetce i przy pięćdziesiątym TA!, przystąpiła do nas delegacja staruszek, by wyrazić zbiorowy (mniej więcej do trzech stolików po przekątnej) podziw dla wyrafinowanej maniery i elegancji.
- ... bo widzisz, kaczko-matko – powiedziała rzeczniczka prasowa delegacji, a pozostałe właścicielki prasowanych siwych loczków ochoczo przytaknęły – bo widzisz, teraz dzieci są takie rozwydrzone, takie niegrzeczne, rzucają się na ziemię, tarzają po podłogach, krzyczą, ściągają wszystko z półek...
- Naprawdę???! – nie pozostało mi nic więcej tylko udać głupią.
Anielsko uśmięchniętej Dyni nawet nie drgnęła powieka.
(...)
Już wiem, mam dowód, skąd tubylcza nonszalancja dla minusowych temperatur przy gruncie.
Na każdym zdjęciu z ochronki Dynia jest bosa.
Wrzesień, październik, listopad, grudzień, bosa.
Upał, deszcz, grad, w domu, w ogródku, bosa.
Choć czasem w czapce (!).
- Bo lubi ubierać się w czapki. – tłumaczy mi dużymi literami ochronka, bo co ja tam rozumiem.
Lubi też skarpety, pończochy i kapcie (!).
Rajstopy to fanaberia ludów południowych.
Wilka dostanie, ale profilaktyka płaskostopia bez zarzutu.
©kaczka
Oj ale super wpis hrhrhrhrhr.
ReplyDeleteTeraz na Ciebie będzie, że kawa zimna, bo nie mogę skupić ust na kubku. Mógłby mi banan w poprzek wypaść z paszczy.
Ale sytuację to Ty masz nie do pozazdroszczenia Kaczko.
Ruffe, a co jest w tym najparszywsze? Ze na wlasne zyczenie, ze nikt mi nie kazal. Zachcialo mi sie watpliwych splendorow to i mam. Wszystko, cholera, drobnym drukiem.
ReplyDeleteNiniejszym macham do mojego ex-zespolu, ktory dziesiec lat temu podkusil mnie, by zaciagnac sie pod sztandar Unii. Poniekad jestescie odpowiedzialni za moja lobotomie :-)))
Wilka to sie dostaje od siadania na kamieniu lub betonie - przynajmniej wg. madrosci zyciowych mojej babci. A ja wrocilam wlasnie z Holandii gdzie dzieciaczki w wieku Stokroty przy wietrze 10 w skali Beauforta chadzaja bez czapek. I sa w tym wietrze wiezione na rowerach. Co kraj to obyczaj:)
ReplyDeleteA wszystkie druczki na ściśle określonym formacie, sprecyzowaną ustawowo czcionką, czarnym tuszem, interlinia 1,5, margines 2,5? :))) itd.
ReplyDeleteBIURO-KRACJA.
A z choinką to luzik :) Jest szansa, że się da jakoś przebrać za wielkanocną palemkę!
> Ahora: no to chociaz pielucha ja od wilka izoluje i pewnie jeszcze dlugo bedzie, bo na widok nocnika (piekny egzemplarz z Lidla) Dynia dostala czkawki ze smiechu. Nie ma bladego pojecia o co z nocnikiem chodzi :-)
ReplyDelete> Tomaszowa:... problem w tym, ze nie sprecyzowali ustawa do konca i narod rzucil sie wypelniac spontanicznie. Niby nie wypada stereotypami, ale ludy z Poludnia maja w pogardzie wszelkie reguly, podczas, gdy ludy bardziej z Polnocy nawet kropki nie postawia ponad wyznaczony limit slow :-) Choinka jest niezniszczalna, norweski wynalazek genetycznie modyfikowany, od miesiaca nie zgubila wiecej niz pieciu igiel, szkoda wyrzucac...
Nocnik to najlepszy kowbojski kapelusz na całej ziemi. Spytaj moich dzieci (:
ReplyDeleteObawiam sie, ze nocnik ma takie zastosowania, o ktorych sie nie snilo :-)
ReplyDelete