[107]

[9 Sep 2014]

(...)
Nowy rok przedszkolny Derekcja zaczęła błyskotliwą ustawą na temat mycia zębów.
Konkretnie, zniosła obowiązek.
Powód?
Względy higieniczne.
WZGLĘDY HIGIENICZNE?!
Po miesiącach oralno-werbalnej profilaktyki, po nieprzeliczonych godzinach smrodliwej, wokalnej dydaktyki wyrażonej w pieśniach na cześć pasty do zębów, po nękaniu rodziców prelekcjami  średnio rozgarniętego dentysty, po wizytach szczerbatych i bezzębnych, po wykładach higienistek, ortodontów, sekretarek z odziału chirurgi szczękowej oraz bobrów i wiewiórek, Derekcja uznała, że głównym wektorem zarazy w jej placówce są, trzymajcie mnie, szczoteczki do zębów!
W przedszkolu!
Gdzie dzieci smarkają sobie nawzajem do zupy, oblizują łyżeczki, podgryzają kotlety z cudzych misek,  poślinionymi palcami znaczą kanapki na talerzu, jedzą to, co spadło na podłogę, dłubią w nosach, mylą kubki, gryzą się, całują, oblizują, a wychodząc z klozetu i brodząc po kostki w urynie, zwykle zapominają umyć ręce?
Bo, podobno powiedziała, że dzieci mają takie same szczoteczki i się mylą.
Gdyż w takim razie pytam: trzy państwo nie są w stanie upilnować dwanaściorga dzieci, żeby im się nie myliło?
Nie mogą zebrać po pińcset ojro od głowy i w drodze na plac zabaw kupić dwunastu różnych szczoteczek do zębów?
Nie mogą zebrać po pińcset ojro od głowy i w drodze na plac zabaw kupić dwunastu identycznych szczoteczek do zębów, a następnie przyozdobić ich wraz z kurduplami dwunastoma rodzajami kalkomanii?
Już szłam pytać, ale Norweski się zmartwił, że to moje pytanie odbije się na karierze Dyni i nie przyjmą jej do konserwatorium. A konkretnie, chyba do klasy puzonu?
Wobec tego anonimowo roznieciłam zamieszki w szatni.

(...)
Walizka z pierogami znalazła się po tygodniu i w tym czasie, wiadomo, emploi pierogom się popsuło.
Od walizki, podobnież, odpadły znaki szczególne i dlatego, taką niezidentyfikowaną sprowadzono walizkę do Amsterdamu, gdzie nastąpiło komisyjne otwarcie, by porównać treść walizki z dostarczonym przeze mnie spisem treści.
Znad walizki zadzwonił pracownik linii, by poinformować, że nie może znaleźć spisu treści.
Pewnie też mu odpadły znaki szczególne.
Poskarżył się również, że gdy wypakowywał, zawartość go zaatakowała wyskakując jak pajacyk na sprężynce, i że za  cholerę nie może wszystkiego upchnąć z powrotem.
I jak u licha, zmieściłam w tej walizce dziecięcy fotelik samochodowy?
(Po dekadzie nieustannego pakowania walizek chlubię się, że to czynność ta to dla mnie trójwymiarowy Tetris.
A dwadzieścia kilogramów bez wahania odmierzam na oko.
)
Pan z Amsterdamu stęknął i powiedział, że wysyła walizkę pierwszym samolotem do domu, solennie obiecując, że naziemna obsługa w docelowym porcie lotniczym skontaktuje się z nami, by omówić szczegóły dostarczenia bagażu.
Było to o tyle istotne, że następnego dnia nikogo nie było w domu.
A skoro tak, to wiadomo. Obsługa naziemna bez pytania pchnęła walizkę kurierem.
Gdyż, a cóż ich obchodzi, że nikogo nie ma w domu.
Oraz, że kurier ma telefon, ale nie używa.
- Będę po dwunastej. – zarzekał się kurier, gdy Norweski go wreszcie przydybał jedną ręką syntetyzując, drugą destylując, a stopą przykładając sobie telefon do ucha.
I był.
O dwudziestej pierwszej.
Z walizką.
Bez fotelika.
Norweski zgrzytając zębami zadzwonił do linii, gdzie odebrał pretensję, że się nie zmieściło, że państwo tu sobie Tetris Advance, że wysłano osobnym samolotem i że obsługa naziemna się skontaktuje.
O szóstej rano następnego dnia zadzwoniła z płaczem, kilkakrotnie już przez nas zelżona słowem obraźliwem, obsługa naziemna.
Zadzwoniła, żeby powiedzieć, że jest fotelik, ale nigdzie nie mogą znaleźć naszej walizki.
[kurtyna]

(...)
Paradoksalnie to było najlepsze lato od dekady.
Gorące, suche, bez bagiennych wyziewów, reumatycznych mgieł i tuberkulicznych oparów.
Lato pomidorów smakujących pomidorami .
Lato pełne ludzi, życzliwych gestów i hojnych darów.
Na przykład, Elżbieta podarowała nam smoka z oczopląsem, a Zorka utkała latający dywan dla pegaza.

Uprzedzając komentarze, każdy ma takiego pegaza-nielota-perszerona na jakiego sobie zasłużył.

Pierwszy raz od dziesięciu lat mam na nadgarstku biały pasek, w miejscu, gdzie usilnie opalałam zegarek.

Biskwit ujawnił, że jest akwafilem i wypsztykał sześć zębów, a Dynię zainteresowała koncepcja gramatyki uniwersalnej oraz akwizycja języków obcych (Maaaama, why I do not speak Chinese?!!! I WANT TO SPEAK CHINESE!!! całość w konwencji autentycznego dramatu. Tu pierwszy raz w historii mego macierzyństwa opinia publiczna ucieleśniona w ortalionowym dresie emerytki  uznała za konieczne wygarnąć mi na całe gardło, że skoro dziecko wyje – bo nie umie chińskiego, tak? – to znaczy, że jestem wyrodną matką.)

Ojciec Penelopy skonstruował autentyczną honduraską piniatę, której nie ukruszył ani dynamit, ani dziesięcioro czterolatków z kijem bejsbolowym.

(Spodziewałam się, że przyjęcie wobec powyższego nigdy się nie skończy.)

Pierogi może i nie doleciały, ale Stefano ukręcił Norweskiemu przecudny tort urodzinowy ze zmielonych szczątków Mozarta. (Na pierwszego września. I przysięgam, nie jest to moja kolejna, historyczna prowokacja.)


Pojawiły się nowe kierunki w malarstwie.


A śpiący Biskwit odkładany do swego łóżka, budzi się,  otwiera jedno oko, prycha śmiechem i ponownie zapada w sen.

©kaczka
29 comments on "[107]"
  1. Zła macocho! Jak mogłaś nie nauczyć dziecka chińskiego:))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bo jestem wredna i bronie dostepu do wiedzy. Na szczescie sasiedzi sa z Syczuanu, wiec jest nadzieja :-)

      Delete
  2. Mycie zebow to ZUO!

    To Stefano TAKIE torty kreci?! Niech zyje Norweski - on byl ci w gwiazdach pisany Kaczko, zwlaszcza ta data urodzenia, doprawdy!

    Oraz zdecydowanie przeprowadzilam sie za nieodpowiednia granice.
    W Bawarii to lato rajstopa, deszczakiem, blotem i katarem stalo. Wracam na sloneczna strobe Teutonii!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Stefano sie rozkreca jak szalony i naprawde nie wiem, jak przezyjemy, gdy na zime zamknie sklepik i oddali sie ku Amalfi! Przyjdzie chyba wypchac zamrazarke?
      W slonecznej stronie Teutonii jest siedemnasta, a w domu dwadziescia szesc stopni. Lokalizacja nam sie trafila, jak slepej kaczce! A katar, no wiesz, w bonusie, zawsze z Potomkiem, Przywykaj :-)

      Delete
    2. Po cienistej stronie Teutonii: wczoraj - deszczak, dzisiaj - deszczak.

      Katary macie, boście nie przyzwyczajeni do ogólnie panującej ciepłoty. Bidoki!

      Delete
  3. A u Stokroty w przedszkolu mieli nauke chinskiego! :) Nie wiem dlaczego, nie wiem skad, wiem ze po trzech latach uczeszczania do placowki potrafi po chinsku powiedziec jedno slowo: trojkat! ?!?!?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ale trojkat, czy TRIADA? Bo jesli triada to hmmm... moze wykorzystajcie powiazania Stokroty? :-)))

      Delete
  4. Szczoteczka za pińcet ojro? Ło matko...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Szczoteczka za ojro, a czterysta dziewiecdziesiat dziewiec wydadza na czekoladki do pokoju nauczycielskiego. ;-)

      Delete
  5. A mnie naiwną zawsze zastanawiała organiczna niechęć mojego ślubnego do podróży lotniczych... Już się wyjaśniło - on też Tetrisa odwala pakując bagażnik, więc z walizką lotniczą byłoby pewnie to samo, co u Was...
    Skoro sąsiedzi są z Syczuanu, to Dynia za jakieś 3 miesiące będzie biegła... O mamusiu, no nie nadążymy za nią....
    Iza

    ReplyDelete
    Replies
    1. Eeee, od czterech lat uczy sie polskiego i jest raczej roz-biegla. Syczuanski nie moze byc prostszy niz slowianski, wiec nie przypuszczam, by wplynal na tresc blogaska. Z drugij strony, czy pisanie w syczuanskim mogloby podniesc statystyki o jakis miliard mieszkancow Pekinu?

      Delete
  6. Och!
    Tego Ci, Kaczko, życzę na progu jesieni. Żebyś takie miała lata, wiosny, zimy i nawet deszczopady. Wiesz?
    Nie mogę sobie przypomnieć... Kiedy ostatnio mówiłam, że Cię kocham? Gdyby w razie coś, to mogę też mailem, żeby było bardziej osobiście.

    ReplyDelete
  7. Dywan za skromny. Trzeba będzie dorobić.

    ReplyDelete
    Replies
    1. :)
      Padam do nozek, gdyz mamy w stajni dla pegazow wiele pomieszczen, a dywan jeden!

      Delete
  8. Nowy kierunek w malarstwie a imię jego ROZPIERDUCHIN.
    Barzo fajowski!

    Przyznaję się bez bicia, że jako chciwa czytelniczka tego bloga winszuję sobie żeby los wciąż rzucał Wam pod nogi kłody stomatologiczne, bagażowe, lekkie kataklizmy lodówkowe, katastrofki społeczno-obyczajowe- no mniam mniam, cium, cium i pyszulka!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Sama Derekcja jest niewyczerpana studnia inspiracji :-)
      Jesli podoba ci sie ROZPIERDUCHIN to widok listonosza szczegolnie cie uraduje! :-)

      Delete
  9. Moje starsze dziecko myło zęby w przedszkolu i nabawiło się próchnicy dzięki temu, więc trochę racji mają ;) Pomimo podpisanej szczoteczki (zarówno jego jak i szczerbatego kolegi z wielkimi, czarnymi dziurami we wszystkich zębach) pomyliły się te szczoteczki. Na koniec roku szkolnego młody dostał do domu zapakowaną, podpisaną oczywiście, szczoteczkę kolegi. Skoro była podpisana, to wiedziałam do kogo należała i aż się popłakałam ze złości. Nie potrafił powiedzieć od jak dawna myl nią zęby... Poszłam z reklamacją do przedszkola i tam dowiedziałam się, że to wina dzieci, bo nie odkładają na miejsce, a pani, która jest pomocą nauczyciela nie będzie sprawdzała czyja i wkłada do pierwszego wolnego kubka... :/ Mała też myła zęby w przedszkolu, do tego roku. "Awansowała" do najstarszej grupy wiekowej i nie mają już toalety w klasie. Ich toaleta jest na korytarzu, korzystają z niej dwie grupy (po 25 osób) i jest jedna umywalka, więc pani stwierdziła, że nie da rady. Ręce przed posiłkami myją po troje i pani ma dylemat czy pilnować tej trójki (bo odbija, polewają się wodą itp.) czy resztę...
    Kinga

    ReplyDelete
  10. U nas mycie zębów zniesiono na czas panowania choróbska Hand-Fuß-Mund, ręczniki na ten czas także zlikwidowano.
    I przyznaję, że jestem za.
    [Tło: pasta jest jedna, 9 szczoteczek i 9 szczęk do wyczyszczenia. I ta jedna tubka dotyka każdej szczoteczki po kolei. Stąd moja prośba, niezależnie od panujących choróbsk, by moje dziecko owszem myło zęby, ale bez pasty].

    Dodam, że moje dziecię w grupie wiekowej nieco niższej niż Dynia, więc interakcje i mobilność a la brodzenie w cudzym talerzu i częstowanie smarkami jednak ograniczone. Myślę, że dobrze, że próbują wykluczyć to, co wykluczyć się da.

    A Mausi to Norweski, czy Ty? ;-))

    arbuz

    ReplyDelete
  11. Ha! Trudno blyskac tu jedna, monopolistyczna prawda, gdyz moja moge ograniczyc jedynie do placowki zarzadzanej przez Derekcje. Placowka ta jest nieco luksusowa, bo znajdzciez mi panstwowe przedszkole, gdzie na troje-czworo dzieci przypada jeden nauczyciel? Budynek, fakt, jest klasyczna kamienica, nie byl budowany jako przedszkole, sporo w nim architektonicznych pulapek, typu strome schody, waskie toalety. Liski myly zeby przy stole. Po posilku pani wnosila tace z kubkami (kazdy mial wlasna paste i szczoteczke) i dzieci szorowaly zeby, nosy, siebie. Wspolczesne trendy stomatologiczne podobniez zezwalaja na polykanie pasty do zebow, wiec problem plukania jam odpadal. Pani zakonczonej operacji pani wynosila tace z kubkami i plukala szczotki. W tym czasie dwunastka dzieci zajmowaly sie pozostale dwie panie. Reczniki od zawsze sa papierowe.
    W kwestii przenoszenia sie prochnicy przez szczoteczki do zebow - pewnie tak, ale rownie dobrze i lyzka, czy innym oslinionym klockiem lub zabawka.
    To samo wzgledem innych chorob zakaznych. Gdybym byla pania przedszkolanka to u konca dnia te szczoteczki dla czystego sumienia oblalabym wrzatkiem? Myslalam, na przyklad, ze u nas cala zastawa stolowa trafia do zmywarki, ale okazuje sie, ze roznie to bywa ze sztuccami. Bo dzieci przychodza rano i jedza przyniesione z domu sniadanie. Przedszkolna lyzeczka (bo domowa nie jest fajna). I ta lyzeczka gdzies sie przez caly dzien paleta. Czy jest czysta?
    Czy bedzie sie nia jadlo obiad? Czy ja ktos specjalnie umyje?
    Ze nizsza grupa wiekowa? Eeee, w takiej to dopiero sie smarki wymienia, no chocby przez zabawki.

    (Jeszcze tego by brakowalo. Mausi to Norweski. Geneza ginie w mroku. Sam Mausi nie chce sie przyznac, dlaczego Mausi. Dziw, ze mu tego jeszcze nie wpisali w dowod, bo jego wlasna matka oraz wieksza czesc przyjaciol juz chyba nie pamieta jak on ma naprawde na imie. Nawet ja miewam czasem momenty zacmienia i wpisuje w urzedowy dokument: Mausi :-)

    ReplyDelete
  12. Mausi, szłodko i szłodka historia ;-)

    Kaczko, wiesz, rozumiem dokładnie, że wykluczenie szczoteczek w ataku epidemii, to trochę tak jakby w obawie przed wszędobylskim piaskiem zamknąć dzieciom piaskownicę umiejscowioną na Saharze.
    Może to bardziej dla komfortu psychicznego. A może licząc, że nie wszystkie rzucą się na piasek niepiaskownicowy. Hm, metafora robi się chyba nieco za rozwlekła ;-)

    [Tutaj muszę nadmienić, że moje dziecko jest dość specyficzne i pierwszy raz w życiu wzięło jakikolwiek przedmiot do buzi w wieku miesięcy 10, wraz z pojawieniem się pierwszego zęba. Wcześniej nigdy, naprawdę nigdy się to nie zdarzyło, (co wprawiało w zadziwienie nawet pediatrę). Teraz do buzi bierze od czasu do czasu nas, a poza tym niezwykle rzadko wpada tam coś innego niż pożywienie ;)]

    Po zbiorczej absencji kilkorga dwulatków spowodowanych Hand-Mund-Fuß, wywalono szczotki, wywalono ręczniki (prane co tydzień), moje dziecię jako jedyne z grupy przypadłość ominęła, ale nie wiem, czemu i komu zawdzięczamy to szczęście. Cudowny zbieg okoliczności pewnie ma tu swoją sporą zasługę ;-)

    arbuz

    PS. A ilość opiekunów do liczba dzieci jest określona z urzędu i nawet placówki prywatne (przynajmniej na naszej głębokiej północy) raczej też jej nie przekraczają. W żłobku 2-10 (a faktycznie 3-10, bo właściwie zawsze jest praktykantka), przedszkole 2-20, grupa rodzinna 2-16 (tu mniej więcej, zależy od ilości dzieci w grupie poniżej 3 r.ż.).
    Jeśli u Was jest 3-14 i dzieci 3+ to macie raj :-)

    arbuz

    ReplyDelete
    Replies
    1. W tutejszych przedszkolach, ktore zwiedzalismy bylo 2 na do 25 (plus prawdopodobnie pani dochodzaca dopomocna). A u nas jest rzeczywiscie rajsko - trojka na dwunastke (a z tej dwunastki zawsze jakies chore, wiec to niemal jak nauczanie indywidualne :-)

      Uradowac cie? Dynia nigdy, przenigdy nie wytykala niczego do jamy ustnej. Jedynie pozywienie. I raz te cholerna drewniana kulke :-) Biskwit to glonojad. Wszystko bada dziobem. A z podlogi zbiera i wraza w siebie najbardziej mikroskopijne paprochy, ale makroskopijne tez (a takich mam wiekszosc). Jesli pajaki nie naucza sie szybciej biegac, marny ich los, bo Biskiwt coraz zwinniejszy. Myslalam, ze takie dzieci to urban legends!
      Raaaaaaaaatuuuuuuuuunku!

      Delete
    2. Wobec tego coś mi się zdaje, że albo zamontujecie wywiew / wyciąg działający z siłą huraganu (+ siatkę zatrzymującą w locie obiekty makroskopijne typu klocki / sztućce / książki / Biskwit), albo odkurzacz Ci przyrośnie do ręki. Wybór należy do Ciebie... :-)
      Iza

      Delete
    3. Trójka na dwunastkę to rewelacja, marzenie rodziców :) Jest to grupa rodzinna, czy zwyczajna przedszkolna, tzn. wszystkie dziecięcia powyżej 3 roku życia?

      O, czyli Dynia też z tych z wrodzonymi manierami książęcymi ;), a Biskwit typ naukowca, przybiera może taktykę: zakumpluj się z paprochami, wtedy nic ci nie zrobią ;) I chyba takie dzieci tak naprawdę są najrzadziej chore...

      arbuz

      Delete
    4. Mozliwe rowniez, ze Biskwit widzi, ze Dynia przy jedzeniu nie beirze zakladnikow, wiec zapobiegliwie wysysa proteiny z roztoczy :-)

      Delete
  13. E tam, zeżre czy nie, ważne żeby się nie udławił:) Mój syn przeżył chociaż córki miały po 5 lat i podłoga była usłana ...wszystkim:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Otoz to! Plejmobile maja upiornie male czesci :-)

      Delete
  14. Nie wytrzymam!!! Trzy osoby nie upilnują tuzina dziatek przy myciu zębów??? Przy stoliku?
    To są jakieś beznadziejne trzy osoby, śmiem twierdzić.
    A ostatecznie mycie zębów to nie wszystko w profilaktyce próchnicy, oni naprawdę wierzą, że wszystko zależy od przedszkolnych szczoteczek?
    Trzymajcie mnie!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Chwilami chcialabym wiedziec w co oni tam wierza, ale po zastanowieniu... moze czasem lepiej nie wiedziec :-)
      Mozliwe, ze flamastry zamiast farb to rowniez wedlug Derekcji profilaktyka chorob zakaznych?
      Ale, tak, wlasnie tak wysyczalam w szatni 'Trzymajcie mnie!' i sie wylonil samozwanczy komitet 'Pochwala rozumu'. Zobaczymy.

      Delete