[12 Sep 2014]
(...)
I proszę bardzo.
Wystarczy wyjść z domu, a już życie się czai za węgłem, żeby cisnąć w nas interesującą okolicznością jak publika cukierkiem w szympansa zamkniętego w zoologu.
Znalazłyśmy wczoraj telefon należący do pana Bobka.
Precyzując, po pierwsze, nie bardzo nawet musiałyśmy szukać, po drugie, że należał do pana Bobka okazało się [uwaga spoiler], gdy pan Bobek przybył by odebrać, a przy tej okazji ujawnił swoje personalia.
Oto jedziemy wczoraj tramwajem przez lądy, morza i winnice, a w obywatelu obok coś skocznie gra i dzwoni.
Cały czas.
Na przystanku numer czterysta dwadzieścia pięć obywatel wysiada. Na siedzeniu zostaje telefon.
- Obywatelu! – krzyczę pokonując wrodzoną nieśmiałość. – Czy to aby nie wasz telefon?
- A skąd! – obrusza się obywatel. – Ja swój mam tu! Lepszy! – mówi i wyciąga z kieszeni, żeby okazać.
Powinnam pogratulować?
Obywatel wysiada, telefon dzwoni, społeczeństwo udaje, że wstrzyknęło sobie to, co Kevin Bacon w ‘Hollow Man’ i się zrobiło niewidzialne.
Pysznie, myślę, pysznie.
Acz poniekąd rozumiem, a nuż 'Ukryta Kamera', a nuż snajper zamiast do budki telefonicznej dzwoni do tramwaju, a nuż kwestia ładunków wybuchowych ciągnących się za tramwajem jak puszki i napis ‘Just married’, a Keanu Reeves jeśli obecny to w charakteryzacji emerytki z siatą maści na hemoroidy (ściśnięte narodu pośladki! A nie mówiłam! Choroba endemiczna.).
Pysznie, myślę, pysznie.
Naciągam, kaczka-analfabetka, na cielesną powłokę skurczony od prania kostium superbohatera z wyprzedaży. (Rajstopy Supermana podciągam sobie pod pachy, a w bikini Wonderwoman upycham wkładki laktacyjne.)
Dynia z wypiekami na licach domaga się zaanagażowania w sprawę policji, ambulansu i straży pożarnej.
Odbieram.
(Kątem oka dostrzegam, że dzwoni w języku pozbawionym samogłosek.)
Społeczeństwo niby niewidzialne, ale strzyże uchem.
W słuchawce Pan Bobek łka ze szczęścia, że mu się najnowszy model odnalazł. Ustalamy tedy, że spotkamy się następnego dnia przy głównym placu miastaw celu odebrania, gdyż Pan Bobek musiałby pokonać sześcset dwadzieścia dwa przystanki, by odebrać (sic!) telefon u nas w domu.
Zrobione.
Jeszcze w ostatniej chwili krygując się przepraszam pana Bobka, za kiepską jakość fonii spowodowaną głównie moim polskim pochodzeniem i słowiańską fantazją względem pułapek miejscowej gramatyki.
Dwie minuty później pan Bobek dzwoni i powiada, że chyba jednak przyjedzie natychmiast.
(Czy ta gorliwość mogła mieć związek z tym, że wymieniłam kraj ojców mych?)
Pan Bobek pokonał zatem sześcest dwadzieścia dwa przystanki. Stanął u naszych drzwi. Przedstawił się z jugosłowiańska jako Bobjan (i już na wieki pozostał nam Bobkiem), zadźwięczał złotym łańcuchem u szyi, odpalił Dyni znaleźne i znikł.
Dynia znaleźne przyjęła bez entuzjazmu, ale gdym jej przeliczyła banknot na kulki lodów... nie wykluczone, że zacznie odbierać społeczeństwu telefony i domagać się okupu.
To tyle z frontu wychowania obywatelskiego.
(...)
Biskwit?
Do Biskwita obecnie najbardziej pasuje cytat z klasyka:
‘Myślisz, że ja nie zauważyłam, że ty już tutaj gnasz tymi swoimi szkitkami, żeby usiąść na tym krzesełku, dziubasku? Co ty myślisz, kochany mój dziubasku, moje słodyczy ty kochane, że co, że ja nie widzę kątem oka, dziubasku? Co ty myślisz, że ja nie mam kąta oka? Siedzieć chce, pić chce, no nie za dużo funkcji życiowych? No ludzie kochani, zaraz powietrza zażąda!’ [Hrabi]
(...)
Władysław Bełza oceniwszy z zaświatów moją indolencję w nauczaniu ‘czemtaziemiakrwiąiblizną’, rachu-ciachu, dogadał się z Konopnicką ‘żedzieckunależydaćlepszewygody’ i nawiedzając Derekcję w snach tak ją zbałamucili, że do Psychodelicznych Małpiatek trafił młodzian z matki Polki.
On tam już ten młodzian był od zawsze w placówce. Z matką młodziana przez rok pod wieszaczkiem wymieniałyśmy uprzejmości w językach urzędowych. Acz dopiero teraz okazało się, że to rosłe chłopię, ciosane z amerykańska po ojcu atlecie, mówi po polsku z akcentem z Nevady. Dynia, dla porównania, z akcentem z Dorset, zatem jakość przekazu jest dyplomatycznie mówiąc, średnia, przypomina głuchy telefon (z naciskiem na głuchy), ale lingwistyczna euforia młodego pokolenia zda się być odwrotnie proporcjonalna do ubytków. Dodatkowo, młodzian wjechał Dyni na ambicję utrzymując, że Dynia nie umie, więc od przedwczoraj Dynia UMIE. Celebrujemy renesans języka PLOSZĘ, erupcję elokwencji i syntaktyczną masakrę teksańską piłą mechaniczną połączoną z wyrywaniem słowom przyrostków (bez znieczulenia) oraz chirurgię przedrostków imienia Doktora Frankensteina.
Chwilo trwaj!
©kaczka
(...)
I proszę bardzo.
Wystarczy wyjść z domu, a już życie się czai za węgłem, żeby cisnąć w nas interesującą okolicznością jak publika cukierkiem w szympansa zamkniętego w zoologu.
Znalazłyśmy wczoraj telefon należący do pana Bobka.
Precyzując, po pierwsze, nie bardzo nawet musiałyśmy szukać, po drugie, że należał do pana Bobka okazało się [uwaga spoiler], gdy pan Bobek przybył by odebrać, a przy tej okazji ujawnił swoje personalia.
Oto jedziemy wczoraj tramwajem przez lądy, morza i winnice, a w obywatelu obok coś skocznie gra i dzwoni.
Cały czas.
Na przystanku numer czterysta dwadzieścia pięć obywatel wysiada. Na siedzeniu zostaje telefon.
- Obywatelu! – krzyczę pokonując wrodzoną nieśmiałość. – Czy to aby nie wasz telefon?
- A skąd! – obrusza się obywatel. – Ja swój mam tu! Lepszy! – mówi i wyciąga z kieszeni, żeby okazać.
Powinnam pogratulować?
Obywatel wysiada, telefon dzwoni, społeczeństwo udaje, że wstrzyknęło sobie to, co Kevin Bacon w ‘Hollow Man’ i się zrobiło niewidzialne.
Pysznie, myślę, pysznie.
Acz poniekąd rozumiem, a nuż 'Ukryta Kamera', a nuż snajper zamiast do budki telefonicznej dzwoni do tramwaju, a nuż kwestia ładunków wybuchowych ciągnących się za tramwajem jak puszki i napis ‘Just married’, a Keanu Reeves jeśli obecny to w charakteryzacji emerytki z siatą maści na hemoroidy (ściśnięte narodu pośladki! A nie mówiłam! Choroba endemiczna.).
Pysznie, myślę, pysznie.
Naciągam, kaczka-analfabetka, na cielesną powłokę skurczony od prania kostium superbohatera z wyprzedaży. (Rajstopy Supermana podciągam sobie pod pachy, a w bikini Wonderwoman upycham wkładki laktacyjne.)
Dynia z wypiekami na licach domaga się zaanagażowania w sprawę policji, ambulansu i straży pożarnej.
Odbieram.
(Kątem oka dostrzegam, że dzwoni w języku pozbawionym samogłosek.)
Społeczeństwo niby niewidzialne, ale strzyże uchem.
W słuchawce Pan Bobek łka ze szczęścia, że mu się najnowszy model odnalazł. Ustalamy tedy, że spotkamy się następnego dnia przy głównym placu miastaw celu odebrania, gdyż Pan Bobek musiałby pokonać sześcset dwadzieścia dwa przystanki, by odebrać (sic!) telefon u nas w domu.
Zrobione.
Jeszcze w ostatniej chwili krygując się przepraszam pana Bobka, za kiepską jakość fonii spowodowaną głównie moim polskim pochodzeniem i słowiańską fantazją względem pułapek miejscowej gramatyki.
Dwie minuty później pan Bobek dzwoni i powiada, że chyba jednak przyjedzie natychmiast.
(Czy ta gorliwość mogła mieć związek z tym, że wymieniłam kraj ojców mych?)
Pan Bobek pokonał zatem sześcest dwadzieścia dwa przystanki. Stanął u naszych drzwi. Przedstawił się z jugosłowiańska jako Bobjan (i już na wieki pozostał nam Bobkiem), zadźwięczał złotym łańcuchem u szyi, odpalił Dyni znaleźne i znikł.
Dynia znaleźne przyjęła bez entuzjazmu, ale gdym jej przeliczyła banknot na kulki lodów... nie wykluczone, że zacznie odbierać społeczeństwu telefony i domagać się okupu.
To tyle z frontu wychowania obywatelskiego.
(...)
Biskwit?
Do Biskwita obecnie najbardziej pasuje cytat z klasyka:
‘Myślisz, że ja nie zauważyłam, że ty już tutaj gnasz tymi swoimi szkitkami, żeby usiąść na tym krzesełku, dziubasku? Co ty myślisz, kochany mój dziubasku, moje słodyczy ty kochane, że co, że ja nie widzę kątem oka, dziubasku? Co ty myślisz, że ja nie mam kąta oka? Siedzieć chce, pić chce, no nie za dużo funkcji życiowych? No ludzie kochani, zaraz powietrza zażąda!’ [Hrabi]
(...)
Władysław Bełza oceniwszy z zaświatów moją indolencję w nauczaniu ‘czemtaziemiakrwiąiblizną’, rachu-ciachu, dogadał się z Konopnicką ‘żedzieckunależydaćlepszewygody’ i nawiedzając Derekcję w snach tak ją zbałamucili, że do Psychodelicznych Małpiatek trafił młodzian z matki Polki.
On tam już ten młodzian był od zawsze w placówce. Z matką młodziana przez rok pod wieszaczkiem wymieniałyśmy uprzejmości w językach urzędowych. Acz dopiero teraz okazało się, że to rosłe chłopię, ciosane z amerykańska po ojcu atlecie, mówi po polsku z akcentem z Nevady. Dynia, dla porównania, z akcentem z Dorset, zatem jakość przekazu jest dyplomatycznie mówiąc, średnia, przypomina głuchy telefon (z naciskiem na głuchy), ale lingwistyczna euforia młodego pokolenia zda się być odwrotnie proporcjonalna do ubytków. Dodatkowo, młodzian wjechał Dyni na ambicję utrzymując, że Dynia nie umie, więc od przedwczoraj Dynia UMIE. Celebrujemy renesans języka PLOSZĘ, erupcję elokwencji i syntaktyczną masakrę teksańską piłą mechaniczną połączoną z wyrywaniem słowom przyrostków (bez znieczulenia) oraz chirurgię przedrostków imienia Doktora Frankensteina.
Chwilo trwaj!
©kaczka
Ja Cię kobieto wielbię. I każde ze słów które to raczysz nam ukazać. Jesteś tak soczysta, że aż mi się smartfonik poci ze wzruszeń lingwistycznych. Wielbię.
ReplyDeleteSie zarumienilam :-)
DeleteCytat! Cytat z Dyni ploszę or it didn't happened :)
ReplyDelete*happen.
DeleteTe "wspomagające" podpowiadajki w telefonie mnie kiedyś wykończą...
mnie też wykańczały, więc ja je wykończyłam ;) w ustawieniach ;) za to mąż mi ostatnio powiedział, żebym się nauczyła pisać, bo on nie jest maszyną deszyfrującą :(
Deletei teraz pisanie smsów trwa dłużej, bo jeszcze o polskie znaki dbam :)
Dynia chyba tez ma jakies podpowiadajki w oprogramowaniu, bo czesto tak wlasnie: didn't happened Nawet przez chwile mi sie wydawalo, ze podjela sie komentowania :-)
DeleteMoge cytowac, ale nie urywa :-) Bo czy urywa: on mowiedzial, ja mowielam lub w wyeksplowatowanej stylistyce Pana Murgaarda: on przyjaciolom moj jest? Najlepiej brzmi z fonia, gdy Dynia podkresla wezykiem wszystkie koncowki :-)
Muldgaarda. Mialo byc Muldgaarda. Tego z 'Wszystko czerwone'.
DeleteKaczkodruk. Natentychmiast.
ReplyDelete(Może jaka zbiorowa petycja?)
Rien
Podpisuje sie!
DeleteI ja, i ja!!! Wpisujcie miasta!
Deleteja też :)
DeleteI ja! Od kiedy tylko tu zalazłam - ja!
DeleteWyobrażacie sobie - cichy, spokojny wieczór, herbatka/kawka/wino - i strony (papierowej powieściowej/esejowej/pamiętnikowej) Kaczki???
DeletePożądam. :)
Ja też, ja też, ja też - 3 sztuki!!!
DeletePanstwo mnie tu takim uczuciem, ze zaraz nastapi samozaplon i bede skwierczec jak radosna pochodnia!
DeletePrzykłady, przykłady prosimy!
ReplyDeleteNiech zyje presja spoleczna!
ReplyDeleteChleba , igrzysk, Kaczki! Yeah!
ReplyDeletenie ma to jak powiedzieć dziewczęciu, że nie umie! prognozuję soczysty związek lingwistyczny w oddziale Psychodelirycznych ;-)
ReplyDeletepsycho-de- lirycznych, ostrzegam! :D
DeleteA Bobek to była ksywa robocza dla naszego dziecięcia znajdującego się jakiś czas temu w brzuchu ;)
ReplyDeleteNo ale on nie gubił telefonów :)
A Polacy są wszędzie. Wszę-dzie.
arbuz
"Naciągam, kaczka-analfabetka, na cielesną powłokę skurczony od prania kostium superbohatera z wyprzedaży. (Rajstopy Supermana podciągam sobie pod pachy, a w bikini Wonderwoman upycham wkładki laktacyjne.)"
ReplyDeleteKocham Cię!
Poniewaz Dynia przywlokla z placowki wirus i jest chora, a Biskwit jest soba, pozowlcie, ze po dniu spedzonym w zamknieciu z dwojka nadekspresywnych dziatek wytarzam sie w tych komentarzach?
ReplyDelete:*
Historyja jak z dobrego kryminała...:D
ReplyDelete