[11 Jun 2014]
(...)
Kwitną lipy. Spadł gorący deszcz. Ukrop zagotował wodę w kałużach.
Świat pachnie jak napar z ziółek.
Doktor Livingstone, obowiązkowo w tropikalnym kasku, brodzi w naparze i bredzi od udaru.
Przy kawiarnianym stoliku ustawionym w samym środku słonecznej plamy smaży się rodzina i tłusty kawałek czekoladowego tortu z masła, wiśni i spirytusu.
Dwóch małych chłopców patrzy w tort jak w obraz. Jeden nawet wyciąga dłoń, by dotknąć kremu lub oderwać czekoladowy okruch. Ojciec uderza go po rękach. ‘To nie dla was!’ mówi ostro. ‘Wam tolko sachar można kuszat!’ Chłopcy posłusznie sięgają po cukiernicę, sypią kilka łyżek na talerzyki i oślinionymi palcami zgarniają kryształy cukru. Kto zje szybciej, ‘igruszka takaja’, chichoczą. Matka zaciąga się papierosem i śmieje się z nimi, a może z nich. Ojciec zjada ciasto i wylizuje talerzyk.
Nad następną ulicą ktoś przeciągnął sznurki i suszy na nich pranie.
Emigranci z Palermo.
Trzydzieści par białych, bawełnianych majtek powiewających jak białe flagi wcale nie oznacza kapitulacji.
- Co pan sądzi o niemieckiej drużynie piłkarskiej? - pyta właściciela bielizny Livingstone nadaremnie szukający przeciągów.
- Vaffanculo! - odpowiada osobnik o pośladkach w rozmiarze XL. - Może i tu mieszkam, ale jestem Włochem!
Dla podkreślenia uderza się w serce – centralny ośrodek układu limbiczno-patriotycznego.
– Sempre italiano, capisci?
(Livingstone, który w serce uderza się wyłącznie po to, aby ponownie zaskoczyło, notuje na serwetce z kawiarni ‘Klein Łabądek’: sprawdzić lokalizację własnych struktur patriotycznych.)
Natomiast pranie, które suszy się na przystanku autobusowym wymaga sprostowania.
Solidnej erraty.
Livingstone był pewien, że wisi ono nieupilnowane w hołdzie ludzkiej uczciwości.
Namiastka tybetańskich flag modlitewnych.
Tymczasem, ci, co wieszają pranie wynoszą przed swój dom sąsiadujący z przystankiem mumię starowinki usadzoną na przybrudzonym ogrodowym fotelu z plastiku.
Mumia starowinki niezależnie od pogody obleczona jest w czarną suknię, czarne pończochy, czarne kozaki, a na głowie ma czarną chustkę.
Twarz ze zmarszczek kolorem przypomina twarz Czarnej Madonny okopconej wotywnymi, grekokatolickimi świecami.
Mumia siedzi na krześle, nie oddycha, ni drgnie, ma zamknięte oczy oraz czujniki ruchu.
Biada temu, kto przysunie się zbyt blisko do linek z praniem.
Mumia zrywa się z krzesła, porywa leżącą obok laskę, osiąga prędkość ponaddźwiękową i emitując słowa prawdopodobnie obelżywe, rozpędza potencjalnych złoczyńców, figlarzy lub przypadkowo zaplątanych w kalesony, nie szczędząc przy tym fizycznych razów kijaszkiem.
Doktor Livingstone obserwował to zza bambusowych zarośli po drugiej stronie ulicy.
W bambusowych zaroślach, należy odnotować, nie mieszka, niestety, żadna panda.
A szkoda.
©kaczka
(...)
Kwitną lipy. Spadł gorący deszcz. Ukrop zagotował wodę w kałużach.
Świat pachnie jak napar z ziółek.
Doktor Livingstone, obowiązkowo w tropikalnym kasku, brodzi w naparze i bredzi od udaru.
Przy kawiarnianym stoliku ustawionym w samym środku słonecznej plamy smaży się rodzina i tłusty kawałek czekoladowego tortu z masła, wiśni i spirytusu.
Dwóch małych chłopców patrzy w tort jak w obraz. Jeden nawet wyciąga dłoń, by dotknąć kremu lub oderwać czekoladowy okruch. Ojciec uderza go po rękach. ‘To nie dla was!’ mówi ostro. ‘Wam tolko sachar można kuszat!’ Chłopcy posłusznie sięgają po cukiernicę, sypią kilka łyżek na talerzyki i oślinionymi palcami zgarniają kryształy cukru. Kto zje szybciej, ‘igruszka takaja’, chichoczą. Matka zaciąga się papierosem i śmieje się z nimi, a może z nich. Ojciec zjada ciasto i wylizuje talerzyk.
Nad następną ulicą ktoś przeciągnął sznurki i suszy na nich pranie.
Emigranci z Palermo.
Trzydzieści par białych, bawełnianych majtek powiewających jak białe flagi wcale nie oznacza kapitulacji.
- Co pan sądzi o niemieckiej drużynie piłkarskiej? - pyta właściciela bielizny Livingstone nadaremnie szukający przeciągów.
- Vaffanculo! - odpowiada osobnik o pośladkach w rozmiarze XL. - Może i tu mieszkam, ale jestem Włochem!
Dla podkreślenia uderza się w serce – centralny ośrodek układu limbiczno-patriotycznego.
– Sempre italiano, capisci?
(Livingstone, który w serce uderza się wyłącznie po to, aby ponownie zaskoczyło, notuje na serwetce z kawiarni ‘Klein Łabądek’: sprawdzić lokalizację własnych struktur patriotycznych.)
Natomiast pranie, które suszy się na przystanku autobusowym wymaga sprostowania.
Solidnej erraty.
Livingstone był pewien, że wisi ono nieupilnowane w hołdzie ludzkiej uczciwości.
Namiastka tybetańskich flag modlitewnych.
Tymczasem, ci, co wieszają pranie wynoszą przed swój dom sąsiadujący z przystankiem mumię starowinki usadzoną na przybrudzonym ogrodowym fotelu z plastiku.
Mumia starowinki niezależnie od pogody obleczona jest w czarną suknię, czarne pończochy, czarne kozaki, a na głowie ma czarną chustkę.
Twarz ze zmarszczek kolorem przypomina twarz Czarnej Madonny okopconej wotywnymi, grekokatolickimi świecami.
Mumia siedzi na krześle, nie oddycha, ni drgnie, ma zamknięte oczy oraz czujniki ruchu.
Biada temu, kto przysunie się zbyt blisko do linek z praniem.
Mumia zrywa się z krzesła, porywa leżącą obok laskę, osiąga prędkość ponaddźwiękową i emitując słowa prawdopodobnie obelżywe, rozpędza potencjalnych złoczyńców, figlarzy lub przypadkowo zaplątanych w kalesony, nie szczędząc przy tym fizycznych razów kijaszkiem.
Doktor Livingstone obserwował to zza bambusowych zarośli po drugiej stronie ulicy.
W bambusowych zaroślach, należy odnotować, nie mieszka, niestety, żadna panda.
A szkoda.
©kaczka
Kaczko odwiedziłam w ostatnim tygodniu Południe rfnu, południejsze od Twojego nawet i mumii nie było ;-)
ReplyDeleteByło za to Breze zamiast Brezel i lektor poprawiający moją niepołudniową wymowę ;-))
arbuz
Bebe ma nawet pewna teorie. Ze tylko Breze sa swieze. Na breclu/preclu/priclu, czy innym nabywca moze sobie polamac zeby :-)
DeleteA nie bylas przypadkiem w Ratyzbonie, bo tam i ja zadnej mumii nie widzialam, ale za to jakie znakomite sniadania podaja :-)
Nie, byłam w stolycy luksusu, czyli okularów słonecznych przy każdej pogodzie. I gałki lodów za 1,40 na Marienplatz ;-) A na Breze szczególnie niebezpieczne dla tych z Północy ;-))
DeleteAle i tak było fajnie. Mogłam jeździć rowerem, gdzie stopy zapragną i moczyć stopy w Isar ;)
arbuz
Jedna z Hauptciotek z wujkiem o posturze bardzo okraglego gnoma mieszka tuz przy Marienplatz w tym Milano Poludnia. Teraz juz wiem czemu nas nie zapraszaja. Boja sie pewnie, ze narobilibysmy - prowincjusze - obciachu w lodziarni. Jeden czterdziesci!!!??? Przeciez my juz przy jeden bojkotujemy lodziarnie :)))
DeleteTja, jeśli mieszkają tuż przy Marienplatz to 1,40 płacą zapewne za milimetr kwadratowy mieszkania :)
DeletePS. A najlepsze jest to, że tej kolejce po te lody za 1,40 stali nawet studenci!!! Więc ja się pytam, gdzie my żyjemy? ;-p ;-))
Babcia wymiata :)
ReplyDeleteSama wciaz nie moge uwierzyc :-)
Delete:) herrlich
ReplyDeleteDoch! [1]
Delete[1] nie wiem, czy pasuje w kontekscie, ale bardzo lubie:-)
Niby się do Ciebie przyzwyczaiłam. I kiedy tylko głębiej odetchnę, to Ty zaraz... Będziesz mnie miała na sumieniu.
ReplyDeleteA co ja biedna poradze, ze mnie tak zycie nie oszczedza? :-)
DeleteObrazek perfekcyjny. Oblało mnie słońce, zapachniały kałuże, groźnie spojrzała starowinka. Uwielbiam Cię za to Kaczko!
ReplyDeleteOch! :*
DeleteKaczko masz już stały kącik w moim Centralnym Ośrodku Układu Limbiczno-Patriotyczno-Literackiego!
ReplyDeleteTakie wszechwidzące babuleńki cudownie portretuje też Adolf Born
>>klik. Gdyby ktoś chciał zobaczyć więcej prac tego żyjącego geniusza:>>KLIK
To moja bablulenka! Tylko ja troche czarna kredka przyczernic!
Delete... to rozstawiam sobie turystyczne krzeselko w tym kaciku :-)
Hoop HOOOOP, gdzieeee jeeesteeeeeścieee?
ReplyDeleteWypisujemy zyczenia na kartkach :-) To zreszta, jako rzecze Dynia 'NOT FAIR', bo kartki piekne, ze chcialoby sie je wszystkie zatrzymac, a z drugiej strony... nawet te koperty piszcza 'slij nas, slij!' :-)
DeleteA w wolnym czasie wyciagam Dynie z krzakow, bo zbyt czesto zapomina, ze 'rozmowa z prowadzacym pojazd jest zabroniona' i monologuje podczas jazdy na rowerze.
Do tego chwilowo sama prowadze gospodarstwo domowe i odczuwam brzemie :-) O bogowie, przed chwila obie zasnely! Synchronicznie!