[3 Jun 2014]
(...)
Gimnastyka pęcherza dotarła do punktu, w którym zaangażowana prowadząca próbowała wyrwać mi nogę byleby tylko zsynchronizować jej podrygi z podrygami pozostałej części grupy.
Nie przekonało jej, że jej BEINE AB! brzmi jak BEINE UP! i miała mi nieustannie za złe, że wywołuję entropię podrywając dolne kończyny z podłogi wtedy, gdy pokrętne libretto tego baletu nakazywało, by leżały na ziemi.
Norweski niespodziewanie wzniósł się na wyżyny współczucia określając AB! jako ‘cholerny pomiot jakiegoś lokalnego dialektu’.
Gdyż, choć trudno sobie to wyobrazić, Norweski wciąż nie czuje się tu na południu wśród swoich, głupieje, gdy podają mu BUDER zamiast BUTTER, a rozmawiając przez telefon z rdzennymi mieszkańcami Mannheim łka cicho nad niezrozumiałym fonetycznie przekazem.
Wracając jednak do pęcherza.
Gimnastyka dotarła również do tego punktu, w którym po naenergetyzowaniu (!) dłoni ommmmmmm... masowałyśmy sobie wzajemnie pośladki.
Obawiając się, co mogłoby nastąpić dalej z ulgą przyjęłam, że to były jednak ostatnie zajęcia.
Żal mi będzie utraconej możliwości czytania w tramwaju niezakłócanej egzekwowaniem przez niemowlę sekwencji potrzeb z piramidy Masłowa.
Żal mi będzie tej atmosfery jak ze szkolnych zajęć wychowania fizycznego, gdy stałam pod kozłem i udowadniałam, że moja motywacja do podskoków nie poprawi się nawet jeśli nauczycielce od krzyku odpadnie głowa i poturla się, a choćby i przez Patriarsze Prudy.
Jak miło się przekonać, że przez dwadzieścia lat pozostałam wierna swym przekonaniom.
(...)
Dzień dziecka spędziliśmy zagranicą.
W Bawarii.
Park rozrywki z plejmobilu był bardzo rozrywkowy.
Zauważam natomiast pewną rysę na swej psychice.
Po siedmiu latach na Wyspie trwoży mnie tutejsze nonszalanckie podejście do zasad bezpieczeństwa i higieny rorywek dla nieletnich.
Zjeżdzalnie katapultujące dziateczki na orbitę okołoziemską, zbiorniki wodne eksplorowane samodzielnie w łódkach bez kapoków, parkury do niczym niezabezpieczonej wspinaczki na wysokość pozwalającą zajrzeć w dziurę ozonową, dostęp do atrakcji nieregulowany przez personel, emitowane non stop radosne komunikaty o pogubionych dzieciach oraz jeszcze radośniejsze informacje o znalezionych dzieciach ...
Dla kogoś, kto zwykł przygotowywać dziesięciostronnicowy risk assessment przed okazaniem czternastolatkom pustej szalki Petriego to prawdziwy horror.
Brytyjczycy, dam sobie odgryźć lewą nogę, zamknęliby ten park po kwadransie.
[Nic dziwnego, że katastrofa skoro za sterem stał plejmobil w garniturze, krawacie i z wyższego szczebla zarządzania.]
Onegdaj, może pamiętacie, blogosferą zatrzęsła 'afera rajstopkowa'.
Nie umknie zatem uwadze uważnego obserwatora, że Dynia na części fotosów prezentuje się w starych, rozciągniętych, przymałych rajtkach znalezionych na dnie plecaka. Bez obaw, pilnowałam by ten wizaż wynikający z przemoczenia trzech par ubrań na zmianę i długiej kolejki do dostępnych w parku suszarek szedł na konto Republiki Federalnej.
Głównie udając, że to nie moje dziecko, a bardzo technologicznie zaawansowany ludzik z plejmobilu.
[mryg]
A wyjeżdżając z parku zobaczyliśmy, jak bawarska, mniemając po kapeluszach z piórkiem, rodzina na odjezdne składa swego bawarskiego dziadka w kostkę i razem z psem zamyka w bagażniku.
W bagażniku marki, wiadomo, Bayerische Motoren Werke.
©kaczka
(...)
Gimnastyka pęcherza dotarła do punktu, w którym zaangażowana prowadząca próbowała wyrwać mi nogę byleby tylko zsynchronizować jej podrygi z podrygami pozostałej części grupy.
Nie przekonało jej, że jej BEINE AB! brzmi jak BEINE UP! i miała mi nieustannie za złe, że wywołuję entropię podrywając dolne kończyny z podłogi wtedy, gdy pokrętne libretto tego baletu nakazywało, by leżały na ziemi.
Norweski niespodziewanie wzniósł się na wyżyny współczucia określając AB! jako ‘cholerny pomiot jakiegoś lokalnego dialektu’.
Gdyż, choć trudno sobie to wyobrazić, Norweski wciąż nie czuje się tu na południu wśród swoich, głupieje, gdy podają mu BUDER zamiast BUTTER, a rozmawiając przez telefon z rdzennymi mieszkańcami Mannheim łka cicho nad niezrozumiałym fonetycznie przekazem.
Wracając jednak do pęcherza.
Gimnastyka dotarła również do tego punktu, w którym po naenergetyzowaniu (!) dłoni ommmmmmm... masowałyśmy sobie wzajemnie pośladki.
Obawiając się, co mogłoby nastąpić dalej z ulgą przyjęłam, że to były jednak ostatnie zajęcia.
Żal mi będzie utraconej możliwości czytania w tramwaju niezakłócanej egzekwowaniem przez niemowlę sekwencji potrzeb z piramidy Masłowa.
Żal mi będzie tej atmosfery jak ze szkolnych zajęć wychowania fizycznego, gdy stałam pod kozłem i udowadniałam, że moja motywacja do podskoków nie poprawi się nawet jeśli nauczycielce od krzyku odpadnie głowa i poturla się, a choćby i przez Patriarsze Prudy.
Jak miło się przekonać, że przez dwadzieścia lat pozostałam wierna swym przekonaniom.
(...)
Dzień dziecka spędziliśmy zagranicą.
W Bawarii.
Park rozrywki z plejmobilu był bardzo rozrywkowy.
Zauważam natomiast pewną rysę na swej psychice.
Po siedmiu latach na Wyspie trwoży mnie tutejsze nonszalanckie podejście do zasad bezpieczeństwa i higieny rorywek dla nieletnich.
Zjeżdzalnie katapultujące dziateczki na orbitę okołoziemską, zbiorniki wodne eksplorowane samodzielnie w łódkach bez kapoków, parkury do niczym niezabezpieczonej wspinaczki na wysokość pozwalającą zajrzeć w dziurę ozonową, dostęp do atrakcji nieregulowany przez personel, emitowane non stop radosne komunikaty o pogubionych dzieciach oraz jeszcze radośniejsze informacje o znalezionych dzieciach ...
Dla kogoś, kto zwykł przygotowywać dziesięciostronnicowy risk assessment przed okazaniem czternastolatkom pustej szalki Petriego to prawdziwy horror.
Brytyjczycy, dam sobie odgryźć lewą nogę, zamknęliby ten park po kwadransie.
[Nic dziwnego, że katastrofa skoro za sterem stał plejmobil w garniturze, krawacie i z wyższego szczebla zarządzania.]
Onegdaj, może pamiętacie, blogosferą zatrzęsła 'afera rajstopkowa'.
Nie umknie zatem uwadze uważnego obserwatora, że Dynia na części fotosów prezentuje się w starych, rozciągniętych, przymałych rajtkach znalezionych na dnie plecaka. Bez obaw, pilnowałam by ten wizaż wynikający z przemoczenia trzech par ubrań na zmianę i długiej kolejki do dostępnych w parku suszarek szedł na konto Republiki Federalnej.
Głównie udając, że to nie moje dziecko, a bardzo technologicznie zaawansowany ludzik z plejmobilu.
[mryg]
A wyjeżdżając z parku zobaczyliśmy, jak bawarska, mniemając po kapeluszach z piórkiem, rodzina na odjezdne składa swego bawarskiego dziadka w kostkę i razem z psem zamyka w bagażniku.
W bagażniku marki, wiadomo, Bayerische Motoren Werke.
©kaczka
Skok przez kozla! O matko, ja do niego dobiegalam z impetem, i zatrzymywalam sie zdecydowanie w miejscu. A nie daj Boze jak jeszcze po drodze kazali sie odbic z odskoczni....
ReplyDeleteA Dynia i ludzik- nierozroznialne :)
Poruszylam okrutne wspomnienia, co? Ale zawsze jest dobry moment na rozliczenie sie z przeszloscia ;-)
DeletePrzez kozła to dawałam radę, ale nie że z gracją i nie że za każdym razem... Za to skok przez skrzynię był dla mnie horrorem :D Okrutne, okrutne wspomnienia ;)
DeleteNa wiekszosci tych skrzyn CSI Miami wciaz jeszcze znalazloby odciski mojej rozplaszczonej twarzy :)
DeleteAch, doprawdy, doprawdy! Nie tylko rajtki zmienione. Dostrzegam również alternatywne obuwie w wersji deluxe.
ReplyDeleteTa Dynia! Prawdziwa kobieta.
Nawet gdy krowy idzie doic!
DeleteDoprawdy! Doprawdy!
ReplyDeleteByc w Bawarii i do mnie nie przyjechac!
Doprawdy!
Fochem strzelam na prawo i lewo!
Doprawdy!
Bebe, z plejmobilu do ciebie sa jeszcze minimum dwie godziny. To byla bardzo bliska zagranica, choc z piorkiem :)
Delete2h! Doprawdy!
DeleteTYLKO 2h!
Razem piec. Zamknac cie na piec godzin z wiecznie glodnym Biskwitem i Dynia pytajaca co minute 'are we there YET?' :)
DeleteNo tak, ale czego się nie robi? Podejrzewam, że tego....ehh....i tak oto znów Mahomet zmusił górę do ruszenia zadka z miejsca......
DeleteOtworz te wystawe wiewiorek, czy innego runa lesnego to przybedziemy opijac.
DeleteA mnie zaintrygowal bardzo wątek dziadka skladanego w kostkę... Bo zakladam, ze nie byl to dziadek Playmobil?
ReplyDeleteZywy, najzywszy dziadek to byl. Rodzina zapakowala piatke dzieci do BMW, dziadek zdjal marynarke i kapelusz z piorkiem i zajal miejsce w bagazniku w pozycji embrionalnej, do dziadka dolaczyl pies, rodzina zatrzasnela klape.
DeleteZdumieni nieomal wjechalismy w ludzika z plejmobilu.
Doprawdy, doprawdy. Przeginasz!
DeleteCiekawe co taki jugendamt czy inny altamt na takiego dziadka w kostkę :)
DeleteJa przeginam? Ja? Zycie przegina, ze mi rzuca w oczy takie obrazki.
DeleteDorkas, ja nawet nie pytam o Amty, ja pytam, co na to bawarska drogowka!
Bardzo pomysłowy taki dziadek. Dmuchany?
DeleteZaczynam się zastanawiać, co taki pies z dziadkiem, czy też odwrotnie mogą w takim bagażniku :) Może nie na darmo Bawarczycy twierdzą, że ten odcinek Europy to Bawaria oraz Niemcy.
DeleteIm dluzej rozwazam to robi mi sie z tego material na powiesc. A przynajmniej dluzsze opowiadanie ;)
DeleteJa na zajęciach z kozła miałam tak samo. Ale za to ten kozioł to moja największa duma, bo po lekcjach wykradłam woźnemu klucz od sali gimnastycznej i się SAMA NAUCZYŁAM.
ReplyDeleteA że miałaś też obuwie na zmianę - wow!
No i doprawdy, gdyby nie podanie explicite, to w życiu bym nie spostrzegła, że to rajstopki. Myślałam, że to jakieś super wypasione legginsy z super skoordynowanymi skarpetkami ;)
Gdyz tego dnia Dynia uparla sie, ze wyjdzie z domu w kaloszach, bo taka miala wizje przyodziewku. Przewidzialam, ze przy trzydziestu stopniach w cieniu przyjdzie prosic sie o stosowne buty (a wtedy powiem A NIE MOWILAM!). Na wszelki wypadek zabralam dwie pary, ale super wypasionych i skoordynowanych ze skarpetami jedynie trzy komplety :)))
DeleteKozlem mi zaimponowalas.
Umarłam ze śmiechu :))) wielbię Cię Kaczko :)))
ReplyDelete:*
DeleteProszę mię objaśnić: co to afera rajstopkowa?
ReplyDeleteAfera rajstopkowa dotyczyla niestosownego przyodziewku w salach zabaw. Ze oto jedne matki polki wpuszczaja w te sale zabaw dzieci odziane w bielizne (czyli w rajstopki) a to wywoluje u innych matek polek estetyczna zgage, stylistyczna podagre i wizualny heksenszus. Bulgotalo!
DeleteBoskie :)
DeletePodziwiam fachowe podejście do dojenia i akuratny ałtfit ;)
ReplyDeleteAle troche, przyznasz, smuteczek, ze dzieci musza w dzisiejszych czasach doic i wypasac plastikowe bydelko.
DeleteJa to samo pomyślałam. Chociaż z drugiej strony, która krowa czy koń wytrzymałaby najazd tylu młodych gniewnych i chętnych?
DeleteWitam się, bo nie pamiętam czy już to robiłam, a podczytuję od jakiegoś czasu wielbiąc styl, humor i znajomość słownika wyrazów cięższych :)
W dodatku... który koń wytrzymałby dojenie!
DeleteAj, bo to takie odhumanizowane czasy, dawniej to człowiek konia zaprzągł do sań, od wilków się po drodze pooganiał, a teraz tylko te samochody i plastikowe bydło ;)
DeleteOd krów i tak świnie są fajniejsze, bardziej inteligentne i towarzyskie, serio, serio.
moje-waterloo... leżę i rżę :D a nawet kwiczę do wtóru...
DeleteAnko, witaj! Kazden czytelnik na wage zlota! :*
DeleteSwinie tez byly. Tez z plastiku. Dynia ujezdzala.
Generalnie powiadam, jestem pod wrazeniem jak mozna malym kosztem zorganizowac frajde dla kurdupli. W tej rozrywce przeciez zadnych karuzeli, czy kin 4D, jeno woda, deski, szczotki do czyszczenia koni ze sklepu 'wszystko za 1EUR', albo piaskownica, do ktorej dosypano troche pomalowanych na zloto kamyczkow. Szczegolnie w tej piaskownicy dziatwa ryla jak krety z turbodopalaczem. No i wszedzie te plastikowe ludziki.
Po taniosci, a jak fajnie.
I tylko lody przesadnie 1,10 EUR za kulke. Gdy tu u nas na prowincji zwykle po 80 centow :)
głupi ludzik bo tonie ;]
ReplyDeleteTo samo nieustannie przychodzilo mi do glowy :) Ale nie wszystkie tonely, czesc faktycznie siedziala na dnie, ale czesc dryfowala. Nie zdazylam sprawdzic od czego zalezy wypornosc ludzikow, bo za pozno tam trafilismy, ale jeszcze to sobie odbije :)
DeletePo sznurku od Bebe (gdzie też się do istnienia nie przyznaję) tu trafiłam! Dawno to było ale wieku sama sobie wypominać nie będę! I zostałam! Ale teraz się muszę wypowiedzieć gdyż, albowiem, ponieważ posiadam kolejnego ludzika do kompletu :) autfit identyczny, włosy normalnie kopia, jeno wzrost i wiek inny! Pozdrawiam
ReplyDeleteHa! Ludzik zmotywowal! A ludzik wyzszy, czy nizszy? :-)
Delete(Bebe, poprawiaj sobie statystyki.)
Bo Ludziki motywują. Raczej niższy, za tydzień 2gie urodziny będzie świętował. Za pewne w sukienkowym ałtficie (chyba że zdecyduje się na rajtki w paski i kalosze).
DeleteOszzzz o statystykach nie pomyślałam!
Pozdrawiam z pociągu Polskich Kolei Państwowych. Powracam, co ważne, na tarczy z egzaminu zawodowego :-)
Gratulacje!
DeleteA kto Ludzikowi zabroni zeby w kaloszach?!
Nasz Ludzik wczoraj wdzial kozaki i udal sie do placowki.
Gdyz jak wyjasnil, bylo to jedyne obuwie konweniujace z altfitem.
Drobiazg, ze od rana bylo trzydziesci w cieniu.
Sto lat, Wasz Ludziku!
Doprawdy, jak miło jest mieć czytelników o tak pysznych imionach! :D Obtulam!
DeleteSto lat!
Zaraz- plastikowe krowy, plastikowymi krowami. U nas w Atomicach plastikowy nabiał to normalka.
ReplyDeleteOdorek trampczano- juniorkowej traumy z sali gimnastycznej PRLu pamiętam doskonale.
Ale wizja NAENERGETYZOWANYCH ( jak? jak?) dłoni Kaczki nie mieści mi się już w głowie.
Posiadasz teraz RĘCE KTÓRE LECZĄ? Przez monitor da się?
Naenergetyzowanych pocieraniem. O rozne rzeczy. W tym i posladki. Wlasne. A takze cudze. Powiadam, szkoda chyba, ze sie tak urwalo w trakcie, bo byloby z tego notek na bloga, byloby!
DeleteSiadaj przy monitorze. Bede leczyc!
Pani Doktór, no więc tak, gdyby mię Pani odjęła jak ręką apetyt na słotkie, to ja bym się z pewnościo jakoś odwdzięczyła na internetowym parapecie...
Delete-E.W. - pozwolisz, że zredaguję Twoje życzenie dla dobra naszego powszedniego. Niech nam nie odejmuje ochoty na słodkie, po co się umartwiać. Smak niech zostanie, ale kalorie i pomiot ich - tłuszcz w oponie- won!
DeleteTŁUSZCZWOPONIE-WON TŁUSZCZWOPONIE-WON
DeleteTŁUSZCZWOPONIE-WON TŁUSZCZWOPONIE-WON TŁUSZCZWOPONIE-WON TŁUSZCZWOPONIE-WON
WON, WON WON!
Ommmmmmmmm
Deleteommmmmmmmm
ommmmmmmmm
:)
To moze ja nad tymi kaloriami rozpostre naenergetyzowane dlonie?
DeleteMoze by je tak w antykalorie?
:-)
Nie wiem co mnie bardziej uradowało - wspólny masaż pośladków (haha, ja dopiero czekam na lokalne atrakcje w kwestii moich mięśni pęcherza), czy dziadek z piórkiem i z fantazją, w bagażniku. To takie nie-niemieckie dla mnie!
ReplyDeleteBoso, ale w rajstopkach, pozdrawiam z bawarskim okrzykiem Jawhol! (może nie akurat w temacie, ale jedyny mi znany).
Nie moge sie doczekac opowiesci o francuskich metodach cwiczenia pecherza. Bede porownywac notatki. Na bank!
DeleteA dziadek w bagazniku? Troche jednak niemieckie. Przyoszczedzili. Zmiescili sie w jeden samochod. Tak sie buduje fortuny :-)