[11 Mar 2014]
(...)
W krainie okulistycznego nieurodzaju uparłam się, że zarejestruję swoje zezowate dziecko do okulisty.
I żadna recepcjonistka mi nie zabroni.
Uderzyłam prosto do kasy chorych, że życzę sobie teraz, natychmiast i od ręki.
I po miesiącu (!) już było.
Wszak kasa chorych obiecała, że choćby spod ziemi miała wykopać to znajdzie zezowatemu okulistę.
I sądząc po wieku i ogólnej aparycji lekarki prawdopodobnie naprawdę wykopała.
Albo wysypała z urny.
Lekarka okazała się Węgierką, a możliwe nawet, że Austro-Węgierką.
Jechałyśmy tam jednym autobusem i pięcioma tramwajami.
Dam głowę, że po drodze minęłyśmy smoki.
Biskwit od rana był bardzo na nie, czemu dawał wyraz.
Dynia od rana była bardzo na nie, czemu również.
Wtaszczyłam je obie na pierwsze piętro bez windy, w sam środek poczekalni pełnej niemieckich emerytów.
Jedna się darła, druga udawała głuchą.
W gabinecie nie było lepiej.
Jedna się darła i wiła, druga udawała, że jej się IQ popsuło i na każdą propozycję ‘powiedz, co widzisz na obrazku’ z uporem maniaka mamrotała pod nosem: ‘bicycle’, gapiąc się ostentacyjnie w podłogę.
Po kwadransie tej szarpaniny lekarka spławiła nas diagnozując brak zeza.
Pytanie, czy czuję się przekonana?
Nie.
Z drugiej strony, skoro głuchota jest wybiórcza to może ten zez się dziecku robi od wywracania oczami?
Kazano nam przyjść za pół roku, acz mam wrażenie, że w międzyczasie obejmą się programem ochrony świadków, zmienią tożsamość i przekwalifikują na ortodontów.
Bo ja bym właśnie tak zrobiła.
Zaraz po wyjściu z budynku Biskwit umilkł i emanował über-zen, a Dynia odzyskała siłę w płucach i przez dziesięć przystanków śpiewała na cały głos ‘Jingle Bells’.
Ja kiwałam się na krzesełku ssąc kciuk.
W maju Dynia ma się stawić przed komisją poborową dla czterolatków, podczas której ma namalować ludzika z trzech części oraz wykazać się znajomością niemieckich przymiotników i przyimków.
To trochę jakby ponad moje siły.
©kaczka
(...)
W krainie okulistycznego nieurodzaju uparłam się, że zarejestruję swoje zezowate dziecko do okulisty.
I żadna recepcjonistka mi nie zabroni.
Uderzyłam prosto do kasy chorych, że życzę sobie teraz, natychmiast i od ręki.
I po miesiącu (!) już było.
Wszak kasa chorych obiecała, że choćby spod ziemi miała wykopać to znajdzie zezowatemu okulistę.
I sądząc po wieku i ogólnej aparycji lekarki prawdopodobnie naprawdę wykopała.
Albo wysypała z urny.
Lekarka okazała się Węgierką, a możliwe nawet, że Austro-Węgierką.
Jechałyśmy tam jednym autobusem i pięcioma tramwajami.
Dam głowę, że po drodze minęłyśmy smoki.
Biskwit od rana był bardzo na nie, czemu dawał wyraz.
Dynia od rana była bardzo na nie, czemu również.
Wtaszczyłam je obie na pierwsze piętro bez windy, w sam środek poczekalni pełnej niemieckich emerytów.
Jedna się darła, druga udawała głuchą.
W gabinecie nie było lepiej.
Jedna się darła i wiła, druga udawała, że jej się IQ popsuło i na każdą propozycję ‘powiedz, co widzisz na obrazku’ z uporem maniaka mamrotała pod nosem: ‘bicycle’, gapiąc się ostentacyjnie w podłogę.
Po kwadransie tej szarpaniny lekarka spławiła nas diagnozując brak zeza.
Pytanie, czy czuję się przekonana?
Nie.
Z drugiej strony, skoro głuchota jest wybiórcza to może ten zez się dziecku robi od wywracania oczami?
Kazano nam przyjść za pół roku, acz mam wrażenie, że w międzyczasie obejmą się programem ochrony świadków, zmienią tożsamość i przekwalifikują na ortodontów.
Bo ja bym właśnie tak zrobiła.
Zaraz po wyjściu z budynku Biskwit umilkł i emanował über-zen, a Dynia odzyskała siłę w płucach i przez dziesięć przystanków śpiewała na cały głos ‘Jingle Bells’.
Ja kiwałam się na krzesełku ssąc kciuk.
W maju Dynia ma się stawić przed komisją poborową dla czterolatków, podczas której ma namalować ludzika z trzech części oraz wykazać się znajomością niemieckich przymiotników i przyimków.
To trochę jakby ponad moje siły.
©kaczka
A potem dorosną i zakażą Ci sie skarżyć. Mamie oraz na blogu. Zobaczysz.
ReplyDelete(Moje właśnie wyszło z takim komentarzem, zamknęło za sobą drzwi, po czym je otwarło i mi zakazało - a ja się teraz męczę).
Czytalam :-)
DeleteKaczko kaczko, bo Ty tak na wszystkich wpływasz, że im języki kołkiem stają. Doznaję za każdym razem zakorkowania myśli po Twoich ekwilibrystyczno-słownych wyczynach. Ja bym nie zdała tego testu dla czterolatków. Słowo!
ReplyDeleteDynia tez nie zda, bo jak znam zycie, tego dnia postanowi nie kolaborowac ze sluzbami. Siwieje od tego :-)
DeleteKorepetycji z ludzików z trzech części wzwyż udzielę za darmo. Tylko, żebym nie zapomniała zapakować świnki Peppy, bo się petentka i na mnie obrazi. Przybywam z odsieczą! Czuwaj!
ReplyDeleteI dorzuc jeszcze korepetycje z 'Dyniu, ja cie blagam! zrob to o co cie panstwo z komisji prosza'
DeleteIde na dworzec!
Austro- Węgierką! Przednie!!! Buhahaha :))))
ReplyDeleteTudziez Sliwka-Wegierka :-)
DeleteŻe niby suszona?
DeleteTemat żywo mnie interesuje. Od 20 miesięcy czekam na operację ukrytego zeza- widać go tylko na synoptorze. Wielki dzień ma nastąpić już jutro w Krakowie. A przez te 20 miesięcy z 8 stopni zrobiło sie 12:( Na zewnątrz nie widać nic, a pole widzenia ograniczone. Jako prawie slepa matka- bez zeza, z milionami dipotrii, na temat widzenia dziecka jestem uczulona.
ReplyDeleteA z ludzikami młodzież radzi sobie śpiewająco- co widujemy na załączanych obrazkach.
Spiewajaco, ale na zadanie udaje, ze nie wie, ktora strona kredki sluzy do malowania.
DeleteDzis operacja?! Trzymam kciuki!
hmmm, mam wrażenie, że to Dynia będzie egzaminowana. możesz wyluzować :)
ReplyDeleteDynia bedzie egzaminowana, ale gdy ludzikom zabraknie brzuszkow to zlinczuja matke-polke :-)
DeleteDoświadczenie mi podpowiada, że Dyniowa strategia w sumie jej się opłacać bardzo może. Bo dzieciakom, które nie zdają egzaminów dla czterolatków daje się luuuuz i jakże cenny święty spokój. W najgorszym wypadku oferuje im się super fajne zajęcia 'wspomagające rozwój'. Same zalety :)
ReplyDeleteNo i ja osobiście uznaję, że to w sumie dobrze, kiedy dzieciaki nie wypełniają poleceń bandy nieznajomych ;) (no dobra, przyznaję, poddałam się i tak się pocieszam:))
A jak mi dziecinie wpisza w CV, ze ma ujemne IQ? :-)))
DeleteA jak wpiszą, to co?
DeleteEinsteinowi wpisali, Edisonowi wpisali, dobrze chłopaki na tym wyszli :)
"Ja kiwałam się na krzesełku ssąc kciuk."
ReplyDelete:-))))))))))))))))
wiem, mój śmiech średnio empatyczny...
arbuz
Srednio :-) Ale mam nadzieje, ze pewnego dnia ja tez uznam, ze to bylo calkiem zabawne. Za dziesiec, pietnascie lat? :-)))
DeletePamiętam, że przy Dyni też było o zezie. (I co, i co?) A w internetach piszą, że zez może sobie być do 6miesiąca "bo tak". To może dobrze, że zapisali dopiero na później? ;)
ReplyDeleteDopiero ta notka mi uświadomiła, jak bardzo dzieci są empatyczne i łączą się z matką w nerwach ;) . I tak sobie myślę, że jeśli obojętnie potraktujesz egzamin dla 4latków, to pewnie Dynia zda na pałę ;))))
To caly czas jest zez Dyni. O Biskwita jeszcze nawet nie zaczelam sie zamartwiac :-) Biskwit zreszta jakis taki elegancki nam wyszedl. Glowa okragla jak globus, pryszczy brak, zeza brak, usmiechy dookola glowy, tylko to spluwanie serwatka... :-)))
DeleteBoszsz :DD
ReplyDelete