[4-5 Sep 2012]
(…)
Ponieważ kilka osób pięknie napisało o kaczce, nieskromnie powiesiłam półkę na trofea.
Tam w rogu.
Proszę oglądać do woli.
(…)
Czasem czeka na peronie.
(W takie dni myślę, że warto było o świcie wyjść z domu i wrócić przed wieczorem.)
Ma czerwony płaszcz po kolana rozmiar XXS (w styczniu przydeptywała sobie rąbek i rękawy) oraz srebrne trampki z zamkiem błyskawicznym (sekretny obiekt mego pożądania [1]).
Gdy wysiadam z pociągu biegnie w moją stronę krzycząc: AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
na miarę szturmu na Pałac Zimowy, na miarę bitwy pod Grunwaldem, przewraca ludzi i ich walizki, rozdeptuje pancernik Potiomkin, potyka się o nagie miecze, wstaje, biegnie dalej.
Skacze w ramiona, zawisa na mojej szyi, Dynia-szyitka, zacałowuje, zasmarkuje, wyciera we mnie lepkie dworcową lepkością ręce, coś mówi, coś streszcza, opowiada dowcipy [2], wszystko zagłusza, nikomu nie pozwala wtrącić się do rozmowy.
Nikt nigdy tak mnie nie witał.
[1]
[2]
- Co jadłaś dziś na obiad, Dyniu?
- Tost, arbuz… Dżordż!
- Naprawdę? Zjadłaś na obiad Dżordża!?
- Tap. – śmieją jej się oczy.
- Dżordża? Całego Dżordża? Ryj, racice, ogon?
- ... NOŁ!
Przez chwilę patrzy z politowaniem, potem ze śmiechu odpada jej głowa.
(…)
Kupiłam jej lalkę.
Plastikowe, germańskie niemowlę z wystawy w sklepie Armii Zbawienia.
Dwa razy większe niż ona sama w dniu narodzin.
(W jej wymiary ex-noworodka wierzę z coraz większym trudem.)
Potem mnie tknęło, że kupiłam z poczucia winy.
Wczoraj o coś nam poszło, żadna z nas nie pamięta o co (że skarpety nie z Dżordżem? że piżama nie taka? że wybór woluminów pod poduszką nie syci intelektualnego głodu? że słomka od napojów w horyzontalne paski?), z frustracji Dynia zamknięta w łóżku zaczęła ciskać tym, co wpadło jej w ręce. Książkami, zeszytami, ofiarami z pluszowego panopticum.
Ostatecznie, zostały jej dwa plastikowe niemowlęta.
- Jeśli ciśniesz, nie dostaniesz ich z powrotem. – zagroziłam.
Matka-konsekwentka.
Dynia cisnęła.
Opieka społeczna bez namysłu i bez pokwitowania odebrała potomstwo i przekazała rodzinie zastępczej.
Zapłakana Dynia zasnęła.
W środku nocy wyrwał nas z łóżka skowyt.
Taki skowyt, który zapowiada koniec świata.
Dynia wyła przez sen, przez senny koszmar, wyła do swych plastikowych dzieci nie pozostawiając wątpliwości komu ma za złe. I jak bardzo.
(MAAAAAAAAAMA! NOŁ! PLYYYYYYYYYYYZ! NOL! BEJBIZ! MAJN!)
Uspokoiła się dopiero wtedy, gdy poczuła w dłoniach ich plastikowe czerepy.
...
Jasne, że z poczucia winy.
Będzie we mnie ciskać trzema.
©kaczka
(…)
Ponieważ kilka osób pięknie napisało o kaczce, nieskromnie powiesiłam półkę na trofea.
Tam w rogu.
Proszę oglądać do woli.
(…)
Czasem czeka na peronie.
(W takie dni myślę, że warto było o świcie wyjść z domu i wrócić przed wieczorem.)
Ma czerwony płaszcz po kolana rozmiar XXS (w styczniu przydeptywała sobie rąbek i rękawy) oraz srebrne trampki z zamkiem błyskawicznym (sekretny obiekt mego pożądania [1]).
Gdy wysiadam z pociągu biegnie w moją stronę krzycząc: AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
na miarę szturmu na Pałac Zimowy, na miarę bitwy pod Grunwaldem, przewraca ludzi i ich walizki, rozdeptuje pancernik Potiomkin, potyka się o nagie miecze, wstaje, biegnie dalej.
Skacze w ramiona, zawisa na mojej szyi, Dynia-szyitka, zacałowuje, zasmarkuje, wyciera we mnie lepkie dworcową lepkością ręce, coś mówi, coś streszcza, opowiada dowcipy [2], wszystko zagłusza, nikomu nie pozwala wtrącić się do rozmowy.
Nikt nigdy tak mnie nie witał.
[1]
[2]
- Co jadłaś dziś na obiad, Dyniu?
- Tost, arbuz… Dżordż!
- Naprawdę? Zjadłaś na obiad Dżordża!?
- Tap. – śmieją jej się oczy.
- Dżordża? Całego Dżordża? Ryj, racice, ogon?
- ... NOŁ!
Przez chwilę patrzy z politowaniem, potem ze śmiechu odpada jej głowa.
(…)
Kupiłam jej lalkę.
Plastikowe, germańskie niemowlę z wystawy w sklepie Armii Zbawienia.
Dwa razy większe niż ona sama w dniu narodzin.
(W jej wymiary ex-noworodka wierzę z coraz większym trudem.)
Potem mnie tknęło, że kupiłam z poczucia winy.
Wczoraj o coś nam poszło, żadna z nas nie pamięta o co (że skarpety nie z Dżordżem? że piżama nie taka? że wybór woluminów pod poduszką nie syci intelektualnego głodu? że słomka od napojów w horyzontalne paski?), z frustracji Dynia zamknięta w łóżku zaczęła ciskać tym, co wpadło jej w ręce. Książkami, zeszytami, ofiarami z pluszowego panopticum.
Ostatecznie, zostały jej dwa plastikowe niemowlęta.
- Jeśli ciśniesz, nie dostaniesz ich z powrotem. – zagroziłam.
Matka-konsekwentka.
Dynia cisnęła.
Opieka społeczna bez namysłu i bez pokwitowania odebrała potomstwo i przekazała rodzinie zastępczej.
Zapłakana Dynia zasnęła.
W środku nocy wyrwał nas z łóżka skowyt.
Taki skowyt, który zapowiada koniec świata.
Dynia wyła przez sen, przez senny koszmar, wyła do swych plastikowych dzieci nie pozostawiając wątpliwości komu ma za złe. I jak bardzo.
(MAAAAAAAAAMA! NOŁ! PLYYYYYYYYYYYZ! NOL! BEJBIZ! MAJN!)
Uspokoiła się dopiero wtedy, gdy poczuła w dłoniach ich plastikowe czerepy.
...
Jasne, że z poczucia winy.
Będzie we mnie ciskać trzema.
©kaczka
Serce się kraje...
ReplyDeleteNa plastry. Bez znieczulenia.
DeleteW kategorii swinstw, ktore uczynilam Dyni to przebija chyba nawet wlewanie w Dynie antybiotyku.
Fajna ta półka ;) Dzięki! A ty tu widzę opowieści krew w żyłach mrożące snujesz, tak na dobranoc? Mam nadzieję, że nie przyśnią mi się poliestrowe niemowlęta. Mua!
ReplyDeleteA slowa na polce! :-)
DeleteSnom z poliestrowymi stanowcze NOL!
Twoje ;)
DeleteTylko czemu "Fidrygauka" też łączy się z Bebeluchem?
Z niedopatrzenia!
DeletePoprawione!
można sobie obiecywać konsekwencję z zimnym sercem twardym jak skała, ale wystarczy skomlenie malutkie, nie mówiąc już o wielkim skowycie, żeby zapomnieć o tych obietnicach :))
ReplyDeleteSkowyt rozsmarowal mnie po podlodze.
DeleteMartwi mnie ilosc takich potencjalnych i pewnie nieuniknionych wpadek, ktore jeszcze sie przytrafia.
Oj tam oj tam, nie ma co sie zamartwiac! Sen-mara, Bog-wiara, jak mawiala moja babcia. Dynia pewnie juz zapomniala o nocnej przygodzie:) A jak sie ustosunkowala do nowo nabytego dziecka? Armia Zbawienia rzadzi!
ReplyDeletePewnikiem.
DeleteNowe dziecko zostalo przyjete z miloscia, co rozpoznajemy po tym, ze zostalo rozebrane. Wszystkie plastikowe niemowleta biegaja u nas nago (fruwaja tez nago).
Kaczko, pewnych rzeczy nie jesteś w stanie przewidzieć. Byłaś konsekwentna i dobrze, bo oprócz tego że Dynię kochasz do obłędu, to musisz ją jeszcze wychować na dobrego człowieka, panującego nad emocjami i szanującego innych. Maluchy czasem reagują zbyt emocjonalnie, takie są uroki dorastania, ale utuliłaś, uspokoiłaś i wszystko jest ok. A dawanie antybiotyku nie jest świństwem, tylko czasem koniecznością, jak mądra miłosć.
ReplyDeleteNo ba! Niby nikt nie obiecal, ze bedzie latwo, ale zaskakuje mnie ilosc trudnosci w sprawach, ktorych bym wcale o to nie podejrzewala :-)
Deletetaaak nikt nie wita nas tak jak dzieci....ja wyjde do sklepu na godzinę i jak wracam objuczona torbami to cała trójka rzuca sie na mnie jakbym była co najmniej na wojnie 13-letniej, z okrzykiem głośniejszym niż trąby jerychońskie: maaaaamaaaaaaa!!!!!!...potem oczywiście żądaja okupu: co nam kupiłaś????:))))
ReplyDeleteDynia uczy się radzic sobie z emocjami, co jest jeszcze dla wielu dorosłych trudne...ale jest świetna :)
Dyplomatycznie pominelam etap pladrowania toreb i okrzykow MAJN! MAJN! niezaleznie od tego, czy w torbie jest szczotka do klozetu, czy komplet szesciu paczkow :-)))
DeleteTydzien temu, gdy wychodzilam wieczorem z domu Dynia trzymala mnie za noge, wyla jak potepieniec, slyszalam ja dwie ulice dalej. Wczoraj, gdy wychodzilam wieczorem z domu, Dynia pomachala mi reka i powiedziala 'Tschuss mama!' Konsekwencja nie jest mocna strona dwulatkow, chyba, ze to zamierzona taktyka :-)
taa. Poczucie winy jest integralna częścią każdej matki. Bo była konsekwentna, bo nie była konsekwentna, bo pracuje, bo nie pracuje, bo rozpieszcza, bo nie rozpieszcza,bo kocha za mocna, bo kocha za mało. I jak w tym wszystkim przynajmniej sprawiać wrażenie, że się wie, co się robi...
ReplyDeleteSlusznie prawisz, wypadaloby sprawiac :-)
DeleteTrzema niemowlętami rzucona będziesz. Albo trojgiem niemowląt? ;)
ReplyDeletePo trzykroc rzuconam bede! :-)
Deleteczyz nie cudownie jest byc mama?:)
ReplyDeleteSarkazm? :-)))
Deletejak ja sobie wyobrażę to 'maj beeeeejibiz' to aż mnie w dołku ściska. pewnie gdyby mnie coś takiego spotkało, to bym adoptowała niemowlę z Kamboży, żeby utulić taką Dynię w żalu. także plastikowy człowiek z Armii Zbawienia chyba i tak nie jest najgorszym wyjściem
ReplyDeleteNa szczescie Dynia pytana, czy winszuje sobie zywe niemowle w domu odpowiada, ze nie :-)
DeletePlastikowych nie zyczy sobie natomiast Norweski, bo trzeba je karmic o swicie sniadaniem Dyni nim ta laskawie zgodzi sie podjac samodzielna konsumpcje. Z kazdym kolejnym Norweski musi wstawac o piec minut wczesniej...
Nic z tej półki nie rozumiem. Muszę wziąć(ść) korki!
ReplyDeletePolka po prawej w linkach.
DeleteNa samym czubku.
Czy chodzi o to, ze tresc polki nie zgadza sie z twoja opinia o kaczce?
Nie katuj się Kaczko. Wszystkie mamy na sumieniu jakieś okrucieństwa (uważaj, moje ulubione: to inni też tak mają???). Pomyśl sobie, że mogłabyś być opieką społeczną i zawodowo odbierać żywe.
ReplyDeletePS Prawda, że jestem miszczem pocieszenia?
Bardzo ładna półeczka :)
ReplyDeleteŻyczę jeszcze wielu trofeów.
O cekinowych bucikach i innych płaszczykach wypowiadać się nie będę, bo mi, dziecku komunizmu, serce mi się kroi nad taką jawną niesprawiedliwością!
I wykorzystuję córkę do leczenia traumy z dzieciństwa :))
Niestety ta terapia ma swoje minusy: nie mogę się obrobić z praniem :))