[11-12 Sep 2012]
(...)
Umysłowo się słaniam.
Nieomalże podpaliłam dom przy użyciu garnka z fasolą.
Garnek pykał pyk pyk kilka godzin, moje neurony też pyk pyk jak pęcherze z folii bąbelkowej. Zakładam, że im pyk pyk w krótszym czasie.
Nawet swąd nie dał mi szczególnie do myślenia.
Normalne, że ktoś roznieca w deszczu i po dwudziestej drugiej (!).
Może to kara za moje ‘Czy ty wiesz, czym one karmią swoje dzieci?’
Bo karmią paluszkami rybnymi i frytami ociosanymi na kształt twarzy z głupim uśmiechem.
Matki średniomieszczanki, jedno-dwa popołudnia w pracy, rodzina na przychodne, wyczerpane macierzyństwem przepędzanym przed telewizorem (Emmerdale czy Hollyoaks?), wyzute z sił do poziomu szczątek rybich w panierce i przemysłowych rzeźb z ziemniaka.
... czy ty wiesz, że one się tym chwalą? Żądają orderu z kartofla, że ich dzieci jedzą nareszcie n-o-r-m-a-l-n-e jedzenie. Tak mówią. N-o-r-m-a-l-n-e. Makaron w pomidorach z konserwy, rybne paluszki i twarze ze smażonych w głębokim tłuszczu ziemniaków...
Może to kara.
Kar(m)a? (sic!)
Skutkiem karbonizacji fasoli (...jeszcze chwila, a byłby diament – ocenił Norweski), moje dziecko – tu nastepuje studium dotkliwej porażki – poniosło dziś w dwojakach rybne paluszki.
(Śnięta pamiątka po Bawarskich cioteczkach.)
Niby zakopane w warzywie, ale zawszeć paluszki.
Mam tu przejściowe trudności w egzekwowaniu obrazu idealnej rodziny.
Przypalony garnek. (Jeden z dwóch.)
W dwojakach postfabrykat dorsza.
Do tego pajęczyny na suficie, odciski palców na szklanych powierzchniach, kurz na obrazach i brudna wanna.
Wczoraj przyłapalam ich przed telewizorem, gdy wpatrzeni w Sheldona Coopera jedli zimne Bockwursty i gorące gofry ze śmietaną.
W jednej ręce parówka, w drugiej aromat etylowaniliny i nabiał z dezodorantu.
To tyle, jeśli chodzi o witaminy, błonnik, kolacje z trzech dań przy świecach, szelest krochmalonych serwetek, porcelanowy serwis w różyczki oraz intelektualnie rozwijającą filozoficzną rozmowę pod dusery i desery.
Nie umiem ich zapędzić do stołu.
Potrafią wyślizgnąć, wyłuskać się z każdego krzesełka.
(Dynia nawet szybciej niż Norweski. Szybciej niż Houdini.)
I skąd w takim razie na tym stole wiecznie lepkie ślady łap w rozmiarze dwulatka skoro dwulatka nigdy tam nie ma?
(...)
- Nie wyobrażam sobie, że mogłabym z nią (przyp. córką) nie być dzień w dzień. – zwierzyła mi się jedna z matek średniomieszczanek w ramach nadwyżek uczuć wyższych (z prawdopodobnym wskazaniem na wrażliwość i empatię).
Nie rozwinęłam tematu.
Musiałam wracać do pracy.
©kaczka
(...)
Umysłowo się słaniam.
Nieomalże podpaliłam dom przy użyciu garnka z fasolą.
Garnek pykał pyk pyk kilka godzin, moje neurony też pyk pyk jak pęcherze z folii bąbelkowej. Zakładam, że im pyk pyk w krótszym czasie.
Nawet swąd nie dał mi szczególnie do myślenia.
Normalne, że ktoś roznieca w deszczu i po dwudziestej drugiej (!).
Może to kara za moje ‘Czy ty wiesz, czym one karmią swoje dzieci?’
Bo karmią paluszkami rybnymi i frytami ociosanymi na kształt twarzy z głupim uśmiechem.
Matki średniomieszczanki, jedno-dwa popołudnia w pracy, rodzina na przychodne, wyczerpane macierzyństwem przepędzanym przed telewizorem (Emmerdale czy Hollyoaks?), wyzute z sił do poziomu szczątek rybich w panierce i przemysłowych rzeźb z ziemniaka.
... czy ty wiesz, że one się tym chwalą? Żądają orderu z kartofla, że ich dzieci jedzą nareszcie n-o-r-m-a-l-n-e jedzenie. Tak mówią. N-o-r-m-a-l-n-e. Makaron w pomidorach z konserwy, rybne paluszki i twarze ze smażonych w głębokim tłuszczu ziemniaków...
Może to kara.
Kar(m)a? (sic!)
Skutkiem karbonizacji fasoli (...jeszcze chwila, a byłby diament – ocenił Norweski), moje dziecko – tu nastepuje studium dotkliwej porażki – poniosło dziś w dwojakach rybne paluszki.
(Śnięta pamiątka po Bawarskich cioteczkach.)
Niby zakopane w warzywie, ale zawszeć paluszki.
Mam tu przejściowe trudności w egzekwowaniu obrazu idealnej rodziny.
Przypalony garnek. (Jeden z dwóch.)
W dwojakach postfabrykat dorsza.
Do tego pajęczyny na suficie, odciski palców na szklanych powierzchniach, kurz na obrazach i brudna wanna.
Wczoraj przyłapalam ich przed telewizorem, gdy wpatrzeni w Sheldona Coopera jedli zimne Bockwursty i gorące gofry ze śmietaną.
W jednej ręce parówka, w drugiej aromat etylowaniliny i nabiał z dezodorantu.
To tyle, jeśli chodzi o witaminy, błonnik, kolacje z trzech dań przy świecach, szelest krochmalonych serwetek, porcelanowy serwis w różyczki oraz intelektualnie rozwijającą filozoficzną rozmowę pod dusery i desery.
Nie umiem ich zapędzić do stołu.
Potrafią wyślizgnąć, wyłuskać się z każdego krzesełka.
(Dynia nawet szybciej niż Norweski. Szybciej niż Houdini.)
I skąd w takim razie na tym stole wiecznie lepkie ślady łap w rozmiarze dwulatka skoro dwulatka nigdy tam nie ma?
(...)
- Nie wyobrażam sobie, że mogłabym z nią (przyp. córką) nie być dzień w dzień. – zwierzyła mi się jedna z matek średniomieszczanek w ramach nadwyżek uczuć wyższych (z prawdopodobnym wskazaniem na wrażliwość i empatię).
Nie rozwinęłam tematu.
Musiałam wracać do pracy.
©kaczka
Każda wizyta u Lucy przekonuje mnie , ze te puszki, hermetycznie zamknięte foliowe woreczki z karmą nie są dla psa. A czy przypadkiem Ty właśnie u niej dzisiaj nie byłaś? Bo ciągle się łudzę, że to nie jest powszechność.
ReplyDeleteWszechnosc, wszechnosc.
DeleteGotujesz makaron z sosem z pomidorow z makaronu i pomidorow zamiast z puszki, czy polistyrenowej tacki? Na Wyspie to czyni z ciebie nieszkodliwego wariata. Zagladaja w twoj obiad i kiwaja glowami z poblazaniem i troska o zdrowie psychiczne.
Irytujace.
Mam nadzieję, że bierzesz udział w konkursie na idealną gospodynię domu, matkę i żonę, bo jeśli nie, a przejmujesz się niedociągnięciami malutkimi, to jeśli ja się nie przejmuję, to chyba jeszcze gorzej? :))
ReplyDeleteA skad! Lubie jedynie, gdy stol mi sie nie klei do rak, a pod sufitem nie klebia sie pajeczyny.
DeleteTak, znam i ja ten szczegolny rodzaj empatycznych zwierzen, kiedy ja musze pedem do pracy, uprzednio porzuciwszy dziecko w placowce (wbrew jego zywiolowym protestom)...
ReplyDelete*****
ale, oj, jak mi ulzylas tym wpisem, bo ja tu gonie w pietke, w zamrazarce stale upchniete rybne dukaty 'na w razie czego', a z tylu glowy kolacze mi 'a Kaczka to codziennie odkurza...i bloga prowadzi...i widzialas co dziecku pakuje w ramach prowiantu....'
Aureola z tombaku nad kacza glowa ;-)
Delete... dodalabym rowniez 'i jeszcze desusy prasuje, w kancik'
A serio, anionko, nie ma zadnego porownania. Ojciec Dyni pod reka. Odkurzy, naczynia zmyje, wanne wyczysci czasem, trawe przytnie. Doklada sie do ogolnego chaosu, ale w ostatecznym rozrachunku wychodzi troche na plus. Handikap.
Zakurzone obrazy??? Co ja słyszę! p.s. przypalanie garnków uważam za oznakę geniuszu. Udało mi się już trzy, a mieszkam tu dopiero od sześciu miesięcy ;) p.s.s.Paluszki rybne wyspiarze mają we krwi: Doctor Who, Wiewiór, Dynia :)
ReplyDeleteGarnek odratowano. Norweski uzyl sekretnych chemicznych sztuczek.
DeleteOd paluszkow nie wyrosly im skrzela, ani nie zamienili sie w syrenki. Oddycham z ulga.
Ale zakurzone obrazy? Nawet ze w złotych ramach?
Deletep.s. póki Dynia nie je paluszków rybnych z custard, możesz spać spokojnie ;)
Wyjątek potwierdza regułę. Co tam jedne rybne paluszki czy brudna wanna (brudna? najwyżej przybrudzona!) w obliczu ogólnej doskonałości. No.
ReplyDelete:)
Brudna. Skandalicznie brudna :-)
DeleteDoskonalosc tez z tombaku!
ja, niczym brytyjski osesek, nie przyjmuję ryby w innej postaci niż paluszków. tak raz na trzy lata.
ReplyDeletew kwestii ostatniego akapitu to jest podejście międzynarodowe. ma osobista przyjaciółka od 3 lat siedzi w domu, nadal karmi piersią, pracy nie szuka bo i tak jej nie przyjmą, a dziecka do przedszkola posłać nie chce, bo lepiej być w domu z mamusią. no bo gdyby dziecko poszło do przedszkola, to na co zwalać brak celu w życiu?
no i proszę Cię, nie rzucaj tu tekstów niczym Anthea, bo nam się wszystkim smutno robi
Niczym brytyjski osesek winnas dzien w dzien. Z tekturowym opakowaniem.
DeleteMaz. Maz tez sie nadaje by nan zwalic brak celu. 'Bo mi nie pozwala' i juz.
Ach, nikogo nie chce zasmucac. Porzadek? Dla kazdego, co innego. U mnie chorobliwie... nie zasne, gdy w zlewie tkwia brudne talerze.
u mnie właśnie tkwią. możesz nie zasnąć i wpaść z tym zawalczyć?
DeleteW cudzym mnie tak bardzo nie trapia :-)
DeleteTaki paluszek zjedzony raz na rok nie zawadzi a i notki na blogu nie wart. Moim skromnym zdaniem.
ReplyDeletePaluszek metaforycznym paluszkiem jest. Wyslizguja mi sie z reki nitki, ktore kiedys trzymalam w reku, na przyklad, ze wanna zawsze byla czysta. Trudno mi sie z tym godzic.
DeleteMoże i wanna brudna, lecz jakie serce czyste.
DeleteOch i ach.
Oto prawdziwe wartości - wykrzyknęła przewrotnie, gdyż nikt jej nie zarzuci, że ma brudną wannę.
Nie ma wanny.
W moim wyimaginowanym, tym pomalowanym na bialo od podlogi po sufity domu tez nie ma wanny... a ogrodem zajmuje sie dwunastu ogrodnikow :-)
DeleteWiesz, ja tu jak z wiatrakami walcze z jedzeniem na kanapie i z ogladaniem telewizji przy stole. Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu najwiekszym zwolennikiem powyzszych okazal sie malzonek, wiec rownie dobrze moge sie poddac:/
ReplyDeletePodobnie.
DeleteA czy przeszlas przez: zjem wszystkie trzy dania na jednym talerzu, albo najlpiej z garnka i jedna lyzka. mniej do zmywania!
ja przeszłam, ja! tyle że w domu rodzinnym. jak wyjeżdżałyśmy z mamą to o dziwo w zlewie niewiele było. bo tata ciągle nakładał na ten sam talerz.
DeleteCzyli wszechobowiazujacy trend? :-)
Deletetak. w każdej kategorii wiekowej
DeleteAha! I dzis w tutejszej telewizji oficjalnie oglosili, ze mrozone warzywa sa lepsze niz swieze. Poczekaj jeszcze troche a okaze sie ze frytki i mrozona ryba to najlepsze co mozesz dac swojemu dziecku:)
ReplyDeleteTeorie te slyszalam i wydaje sie spojna z logika. Blyskawicznie zmrozone witaminy maja wieksze szanse na przezycie niz witaminy przetransportowane z innej planety (fasola z Kenii, oberzyna z Izraela. etc.), ktore tygodniami leza na polkach sklepowych i wiedna.
DeleteMrozona ryba tez zdrowa - mroz zabija pasozyty. Paluszkow nie lubie, bo nie wiem, co w nich tak naprawde jest. Zmielic mozna wszystko w taki paluszek, lacznie z drewniana noga i papuga.
Aureola moja jest z tombaku, bo raz rowniez zaproponowalam Dyni Happy Meal z czyms, co podobno bylo kiedys kurczakiem. Nadgryzla i uprzejmie odmowila. To daje do myslenia... :-)
Moja siostra się ze mnie śmiała, bo moje dziewczyny w MC wybrały: J - pomidorki, L - jabłka.
DeleteFrytki leżą i stygną, buły nietknięte.
Nuggetsów więcej już też nie dam, na stronie MC jak byk - 50%mięsa i to jakieś zdrapki z kości.
Nie dbam jakoś szczególnie o ultra zdrowe żywienie w naszej rodzinie, ale świadomie wybieram produkty - jak już kupuję mięso mielone to nie garmażeryjne tylko z łopatki czy coś. Gorzej jak wczoraj późnym wieczorem wracaliśmy po trzech dniach w dziczy, a dziewczynki były porządnie głodne więc Zajechaliśmy po fryty, a te baby zjadły po kilka sztuk i resztę nam oddały.
No i tak sie nadpsuwa dzieciateczka. Predzej z glodu padna niz wgryza sie w sztuczna kure. Miecz obosieczny.
DeleteDynia ze szczesliwego zestawu wybrala zabawke (proroczo - lucznika z plastiku).
To Ty masz OB-RA-ZY?? O ja cie.
ReplyDeletePS Norweski to diament. Prawdziwy.
Nie zapomnij oszlifować. Bądź ociosać. W zależności, jaki będziesz miała humor.
Mam. Bebe mi namalowala :-)
DeleteSyntetyczny diament! Blyszczy, bo go cisne.
Gary sa nierozwiazywalne. Mialy byc przez dzidziow wzrost, ale staly sie zapalnym punktem pokazdokolacyjnym (ja w srode sciszalem telewizor!!!).
ReplyDeleteZmywarka zmienila jedynie semantyke
Norweski przejal zmywanie. Jednak nie ze szlachetnego serca. Irytowalo go, ze gdy zmywam woda caly czas leci i leci i leci... I ze splukuje piane z talerzy, miast teutonskim zwyczajem scierac ja sciereczka :-)
DeleteNa szczescie mam cos z rekami i mie moge uzywac detergentow xD
Deletejacie, mój chłop też nalewa wodę do zlewu, bo całej kuchni rozstawia mokre brudy. no fuj. woda ma się lać. w końcu lodowce topnieją, trzeba gdzieś przelewać tę wodę
DeleteZmywanie bez płukania? Zgroza. Widziałam to w GB i u mojej teściowej. Brr.
DeleteMyslalam, ze to ograniczone do RFN. Epidemia sie rozszerza? Ratunku!
DeleteMoje niechodzące, nieoddychające dziecko robi TAKI bałagan, że ręce opadają. Zabawki są wszędzie, ślady łapek na blacie szklanym też (tylko jak?), zupka na kocu, kupka na kanapie i leży taki młodzieniec i się cieszy i jedyną karą jest wyłączenie komputera- DWULATKOWI! :)A garów przypalonych to już nie liczymy. Szkoda sensu.
ReplyDeleteCo oznacza, ze nic tej sily chaosu nie jest w stanie powstrzymac. Jezdzcy apokaliptycznego balaganu! :-)
DeleteGarnki pal licho. Gorzej ten swad, ktory wgryza sie w sciany.
myślałam, żeś Norweskiego rwała na przymioty umysłu, a tu wychodzi, że na ordnung i pełny garniec richtig dobrego żarcia:-)
ReplyDeleteTrójka zawsze prowadzi do układu 2+1 a raczej 2 przeciw 1. Co innego czwórka...
Rwalam na dozywotnia spizarnie pelna wurstow i sauerkrautu.
Delete:-)
tam się nie spłukuje piany???? przecież to detergenty!!! Owszem, kiedy myję, wodę zakręcam, ale potem wszystko jednak wodą spłukuję.
ReplyDeleteGdzies w zgliszczach poprzedniego bloga jest dyskusja o tym obyczaju. Panuje ponoc i na Slasku.
DeleteDetergent przeciera sie szmatka.