[18-19 May]
Zakontraktowałam streptokoki.
Norweski przestąpił przez mój zezwłok i oddalił się ku fabryce, porzucając mnie na pastwę nieletniego oprawcy.
('MAMAMAMAMAMAMAMA' intonował oprawca i dźgał mnie palcem w zamknięte powieki.)
Dziesięć długich godzin.
- Nie idź, nie idź. – chrypiałam – nie zostawiaj mnie.
Ale poszedł.
Ja też musiałam iść, bo o dziewiątej trzydzieści sześć (!) miałam oddać krew do rozmazania.
(Trzydzieści sześć. Nie trzydzieści pięć, nie trzydzieści siedem. Sześć, albo sama sobie rozmazuj.
- Chciałabym w takim razie zsynchronizować zegarek. – odważnie poprosiłam składając na początku tygodnia podanie o rozmaz. – Ale nie wiem, z którym...
Trzy zegary w recepcji pokazują różne godziny. Jeden to nawet aktualny czas w Tokio.
Recepcjonistka się obraziła. Nic nowego.)
A zatem iść, a tu streptokoki, tu Dynia, która dryfuje w sobie tylko znanych kierunkach wydłużając czas każdego spaceru.
Ach, gdyby tak zostawić ją w domu...
Dynia nie miałaby za złe.
Ostatnio dużo czasu spędza zamykając się przed nami z Dżordżem w ciemnej łazience.
Knują.
- Zapalić wam światło, Robinie i Batmanie?
- Noł.
Siedzą po ciemku i chichoczą.
(Z listy czynności dyscyplinarnych wykreślono niniejszym zsyłanie Dyni do ciemnej piwnicy lub wrzucanie do cembrowanej studni.)
Trzydzieści sześć. Trzydzieści sześć czasu uniwersalnego.
Pielęgniarka wbija igłę w żyłę i wychodzi nią przez kość na drugą stronę łokcia.
Punkcja?
Dynia przejeżdża mi po głowie znalezionym w poczekalni traktorkiem.
Poprzednio szarpała pielęgniarkę za rękaw, wyjąc ‘nie krzywdź mojej matki!’.
Kontakt z kulturą masową zabił w niej wrażliwość?
Wstąpiłyśmy do kawiarni.
Dynia wyścieliła podłogę rogalem.
Rodzona Matka zadzwoniła osiemset czterdzieści pięć razy, aby pochwalić się, że umie obsługiwać nowy telefon.
Dyni omsknęła się filiżanka, a przez to, co się wylało przegalopowała boso.
Bo Dynia obecnie w lokalach publicznych zdejmuje buty, a czasem nawet i skarpety (i nie przekonasz...)
Nawet przez malignę dotarło do mnie, że nadużyłyśmy gościnności.
Przez malignę wróciłyśmy do domu.
Po czternastu tysiącach odcinków Peppy nadszedł Norweski i zaproponował kolację.
Sztokfisza w tomacie.
Chciał podać mi z konserwą, bo spieszył się – o ironio! – oglądać Great British Menu.
(Program, w którym sztokfisze występują w postaci sufletów inkrustowanych jadalnym złotem.)
Gulnęłam paracetamol i wspominam czasy, gdy mogłam chorować wygodnie i bez zobowiązań.
(...)
Lingwistyka stosowana.
- Dajże już spokój z tym nocnikowym treningiem. – obruszył się Norweski – Jeszcze się zupełnie w sobie zatnie. Cały ranek, nic tylko o kupach!
- O za-KUPACH.
Zakontraktowałam streptokoki.
Norweski przestąpił przez mój zezwłok i oddalił się ku fabryce, porzucając mnie na pastwę nieletniego oprawcy.
('MAMAMAMAMAMAMAMA' intonował oprawca i dźgał mnie palcem w zamknięte powieki.)
Dziesięć długich godzin.
- Nie idź, nie idź. – chrypiałam – nie zostawiaj mnie.
Ale poszedł.
Ja też musiałam iść, bo o dziewiątej trzydzieści sześć (!) miałam oddać krew do rozmazania.
(Trzydzieści sześć. Nie trzydzieści pięć, nie trzydzieści siedem. Sześć, albo sama sobie rozmazuj.
- Chciałabym w takim razie zsynchronizować zegarek. – odważnie poprosiłam składając na początku tygodnia podanie o rozmaz. – Ale nie wiem, z którym...
Trzy zegary w recepcji pokazują różne godziny. Jeden to nawet aktualny czas w Tokio.
Recepcjonistka się obraziła. Nic nowego.)
A zatem iść, a tu streptokoki, tu Dynia, która dryfuje w sobie tylko znanych kierunkach wydłużając czas każdego spaceru.
Ach, gdyby tak zostawić ją w domu...
Dynia nie miałaby za złe.
Ostatnio dużo czasu spędza zamykając się przed nami z Dżordżem w ciemnej łazience.
Knują.
- Zapalić wam światło, Robinie i Batmanie?
- Noł.
Siedzą po ciemku i chichoczą.
(Z listy czynności dyscyplinarnych wykreślono niniejszym zsyłanie Dyni do ciemnej piwnicy lub wrzucanie do cembrowanej studni.)
Trzydzieści sześć. Trzydzieści sześć czasu uniwersalnego.
Pielęgniarka wbija igłę w żyłę i wychodzi nią przez kość na drugą stronę łokcia.
Punkcja?
Dynia przejeżdża mi po głowie znalezionym w poczekalni traktorkiem.
Poprzednio szarpała pielęgniarkę za rękaw, wyjąc ‘nie krzywdź mojej matki!’.
Kontakt z kulturą masową zabił w niej wrażliwość?
Wstąpiłyśmy do kawiarni.
Dynia wyścieliła podłogę rogalem.
Rodzona Matka zadzwoniła osiemset czterdzieści pięć razy, aby pochwalić się, że umie obsługiwać nowy telefon.
Dyni omsknęła się filiżanka, a przez to, co się wylało przegalopowała boso.
Bo Dynia obecnie w lokalach publicznych zdejmuje buty, a czasem nawet i skarpety (i nie przekonasz...)
Nawet przez malignę dotarło do mnie, że nadużyłyśmy gościnności.
Przez malignę wróciłyśmy do domu.
Po czternastu tysiącach odcinków Peppy nadszedł Norweski i zaproponował kolację.
Sztokfisza w tomacie.
Chciał podać mi z konserwą, bo spieszył się – o ironio! – oglądać Great British Menu.
(Program, w którym sztokfisze występują w postaci sufletów inkrustowanych jadalnym złotem.)
Gulnęłam paracetamol i wspominam czasy, gdy mogłam chorować wygodnie i bez zobowiązań.
(...)
Lingwistyka stosowana.
- Dajże już spokój z tym nocnikowym treningiem. – obruszył się Norweski – Jeszcze się zupełnie w sobie zatnie. Cały ranek, nic tylko o kupach!
- O za-KUPACH.
Norweski ma w czapkę!
ReplyDeleteNo jakżesz to - taka nieludzka obojętność???
Przy steptokokoach Twoich osobistych???
No w czapkę ma jak nic.
... lepiej już?
Czy ... lepiej nie mówić...?
Taa... z mowieniem ciagle jakby nie tego :-)
DeleteNorweski dostal w czapke, bo dzis zabarykadowalam sie na antresoli odmawiajac sprawowania jakichkolwiek czynnosci rodzicielskich oraz majac w nosie, ze co kwadrans ktores z nich drapalo w drzwi :-)
Temperatura opadla. Idzie ku lepszemu.
No i super!
DeleteŻe dostał w czapkę, że się zabarykadowałaś - i że odmówiłaś:)
Tak trzymaj!
No i zdrowiej, a streptokoki won - na szalkach Petriego jeszcze ewentualnie bardzo proszę, ale z Ciebie - won!:)
Trzymaj się tam Kaczka. Katschki majstruję dla was, kartonu z metra zakupiłam, będzie jak malowane.
ReplyDeleteChrypimy z uciechy!
DeleteOł noł!!!
ReplyDeleteZdrowiej Kochana!
No ba! Jak ja nie wydrowieje to kto? :-)
Deletematko dziecku! byle do pierwszej kolonii! a jeśli odmówi wyjazdu, to dopiero odpoczniesz, jak pójdzie na studia.
ReplyDeleteJak to odmowi? A przemoca wyslac?
DeleteAminski przestal sie juz pytac co czytam, jak chichocze wieczorem do komputera:) Ale ci oczywiscie wspolczuje szalenie. Zdrowiej tam szybko!
ReplyDeleteNaprawdę dziwię się trochę, ze oczekiwałaś współczucia od faceta, niechby nawet najlepszego.
ReplyDeleteNatomiast o leniwym chorowaniu przy dyniopodobnych osobnikach (chodzi mi o etap rozwoju, nie o odmianę lub płeć) powinnaś jednak zapomnieć. Dla własnego dobra i systemu planowania jakiejkolwiek choroby w przyszłości.
Bo ja sie jeszcze ciagle ludze, ale tez niezobowiazujaco :-)))
Delete