[7-8 May 2012]
(...)
Pogoń za nimi.
Odbierz co nasze.
Efekt rozmowy o pogodzie i o tym, że makaki u tego lorda po sąsiedzku wreszcie ozdrowiały i ku uciesze zwiedzających znów żują wycieraczki i rozsmarowują ekskrementy po przednich szybach samochodów i ... ależ koniecznie musicie zobaczyć, jedyne eńcset funtów plus VAT... może i owszem, gdy już wody opadną, a pod stopami poczujemy Ararat...
Tu i teraz, gdzieś między Camembertem a Cheddarem, między kup dwa a zapłać za pięć lub odwrotnie, gdzieś tu i teraz kotłują się u naszych stóp dwa makaki.
Dyniu! Zostaw! [ich kalafior].
Rubenito! Odłóż! [ich płyn do prania].
Dyniu! Przestań! [tłuc go bagietką].
Rubenito! Zaprawdę powiadam... [odstąp od ich puszek z fasolą (!)].
Dyniu! Nie... [rusz].
Rubenito! Przestań! [ciskać]...
Pogoń za nimi.
Odbierz co nasze.
Oddaj im gicz cielęcą i ten oślumpiony kalafior... odbierz resztki wymemłanej bułki i wędzony pimentón...
... naprawdę? Naprawdę, Dyniu, oddałaś Rubenitowi komplet serów zdobionych świnią Peppą?
Ach, ślady wbitych w wieczka paznokci świadczą, że jednak niedobrowolnie.
[W koszmarnym śnie miałam znowu zdawać maturę nie bardzo wiedząc z czego i dlaczego.
Straciłam majątek na senne telefony, a społeczeństwo nie chciało pomóc, mętnie tłumacząc, że właśnie zdało na medycynę.
Wszyscy, jak jeden mąż. Nawet zdeklarowani humaniści.
Co ten maj robi z człowiekiem.]
(...)
Chińskie matki – generacja 2+1 – gromadzą się wokół krzywo przylepionego w szafce wczesnego zdjęcia Dyni i ciumkają...
Och i ach.
Jaki cherubinek z obrazka, jakie różane usteczka, jakie paluszki jak sajgonki, jakie to, jakie śmo.
Miłe, ale kłopotliwe, bo nieustanne.
Zdjęcie Dyni wabi je jak magnes.
Może to taki obyczaj, wróżba dobra z chińskiego ciasteczka, żeby chwalić?
Akhem, akhem, nieśmiało lobbuję za 2+2 lub 2+8, niechże sobie produkują własne cherubinki, własne usteczka różane, własne rączyny i nóżęta zakończone sajgonkami.
Mówi jedna, że i owszem, ale przy pierwszym potomku przyjechała z wizytą teściowa i wizyta trwała siedem lat bez chwili wytchnienia.
Tu rozmija się nasz kulturowy kontekst.
- Jakże to nikt wam nie pomaga przy dziecku. A gdzie obie babki?
- W domu?
- Jakże to w domu? Miejsce babek przy dziecku.
- A jeśli babki nie mogą?
- Jak to nie mogą???!
Niemożność to stan nieznany na planecie babek.
Babki muszą móc.
Z grobu, pośmiertnie, ale muszą.
Rzecze Fucjusz Konfucjusz?
Jeszcze bardziej się rozmija w kwestii dziecięcej samodzielności.
- Uuuuuuuuu... a czemu ona je sama? – pykają w zdjęcie nienażartego hobbita, który macha łyżką.
- Bo chce?
- Uuuuuuuuu... sama je sama sama sama – niesie zadziwionym echem.
Technicznie pewnie trudno niemowlęciu operować dwoma pałeczkami, ale bez złudzeń, ta sielanka wrzucania najsmaczniejszych kęsów do dzioba trwa krótko. Ich własne pojedyncze cherubinki szybko zaczynają pozaprzedszkolne zajęcia nadobowiązkowe, kaligrafię, mandaryński, lekcje wiolonczeli i pływanie artystyczne. Matki tygrysice mają torby pełne dodatkowych zadań domowych, które można przerabiać choćby w drodze ze szkoły.
Ta z chińskich matek, która najbardziej się wzrusza moim wstawaniem przed świtem, do północy stoi nad swoją córką i jej fortepianem, dźgając w każdą fałszywą nutę pałeczką.
Po północy wyszywa monogramy na mundurkach z prywatnej szkoły.
Po północy sprawdza, czy zgadzają się sumy w słupkach dodawanych na tylnej kanapie w samochodzie.
Po północy przegląda prospekty z półki Ivy League.
Po północy nastawia rice cooker.
©kaczka
(...)
Pogoń za nimi.
Odbierz co nasze.
Efekt rozmowy o pogodzie i o tym, że makaki u tego lorda po sąsiedzku wreszcie ozdrowiały i ku uciesze zwiedzających znów żują wycieraczki i rozsmarowują ekskrementy po przednich szybach samochodów i ... ależ koniecznie musicie zobaczyć, jedyne eńcset funtów plus VAT... może i owszem, gdy już wody opadną, a pod stopami poczujemy Ararat...
Tu i teraz, gdzieś między Camembertem a Cheddarem, między kup dwa a zapłać za pięć lub odwrotnie, gdzieś tu i teraz kotłują się u naszych stóp dwa makaki.
Dyniu! Zostaw! [ich kalafior].
Rubenito! Odłóż! [ich płyn do prania].
Dyniu! Przestań! [tłuc go bagietką].
Rubenito! Zaprawdę powiadam... [odstąp od ich puszek z fasolą (!)].
Dyniu! Nie... [rusz].
Rubenito! Przestań! [ciskać]...
Pogoń za nimi.
Odbierz co nasze.
Oddaj im gicz cielęcą i ten oślumpiony kalafior... odbierz resztki wymemłanej bułki i wędzony pimentón...
... naprawdę? Naprawdę, Dyniu, oddałaś Rubenitowi komplet serów zdobionych świnią Peppą?
Ach, ślady wbitych w wieczka paznokci świadczą, że jednak niedobrowolnie.
[W koszmarnym śnie miałam znowu zdawać maturę nie bardzo wiedząc z czego i dlaczego.
Straciłam majątek na senne telefony, a społeczeństwo nie chciało pomóc, mętnie tłumacząc, że właśnie zdało na medycynę.
Wszyscy, jak jeden mąż. Nawet zdeklarowani humaniści.
Co ten maj robi z człowiekiem.]
(...)
Chińskie matki – generacja 2+1 – gromadzą się wokół krzywo przylepionego w szafce wczesnego zdjęcia Dyni i ciumkają...
Och i ach.
Jaki cherubinek z obrazka, jakie różane usteczka, jakie paluszki jak sajgonki, jakie to, jakie śmo.
Miłe, ale kłopotliwe, bo nieustanne.
Zdjęcie Dyni wabi je jak magnes.
Może to taki obyczaj, wróżba dobra z chińskiego ciasteczka, żeby chwalić?
Akhem, akhem, nieśmiało lobbuję za 2+2 lub 2+8, niechże sobie produkują własne cherubinki, własne usteczka różane, własne rączyny i nóżęta zakończone sajgonkami.
Mówi jedna, że i owszem, ale przy pierwszym potomku przyjechała z wizytą teściowa i wizyta trwała siedem lat bez chwili wytchnienia.
Tu rozmija się nasz kulturowy kontekst.
- Jakże to nikt wam nie pomaga przy dziecku. A gdzie obie babki?
- W domu?
- Jakże to w domu? Miejsce babek przy dziecku.
- A jeśli babki nie mogą?
- Jak to nie mogą???!
Niemożność to stan nieznany na planecie babek.
Babki muszą móc.
Z grobu, pośmiertnie, ale muszą.
Rzecze Fucjusz Konfucjusz?
Jeszcze bardziej się rozmija w kwestii dziecięcej samodzielności.
- Uuuuuuuuu... a czemu ona je sama? – pykają w zdjęcie nienażartego hobbita, który macha łyżką.
- Bo chce?
- Uuuuuuuuu... sama je sama sama sama – niesie zadziwionym echem.
Technicznie pewnie trudno niemowlęciu operować dwoma pałeczkami, ale bez złudzeń, ta sielanka wrzucania najsmaczniejszych kęsów do dzioba trwa krótko. Ich własne pojedyncze cherubinki szybko zaczynają pozaprzedszkolne zajęcia nadobowiązkowe, kaligrafię, mandaryński, lekcje wiolonczeli i pływanie artystyczne. Matki tygrysice mają torby pełne dodatkowych zadań domowych, które można przerabiać choćby w drodze ze szkoły.
Ta z chińskich matek, która najbardziej się wzrusza moim wstawaniem przed świtem, do północy stoi nad swoją córką i jej fortepianem, dźgając w każdą fałszywą nutę pałeczką.
Po północy wyszywa monogramy na mundurkach z prywatnej szkoły.
Po północy sprawdza, czy zgadzają się sumy w słupkach dodawanych na tylnej kanapie w samochodzie.
Po północy przegląda prospekty z półki Ivy League.
Po północy nastawia rice cooker.
©kaczka
Myślę, że wszędzie potrzebny jest umiar :)
ReplyDeleteSzalenie subiektywne sa jednostki umiaru. Niestety. :-)
Deleteeee, bez nerwów, jak się patrzy na te maturalne pytania, to nawet te chińskie matki by zdały...
ReplyDelete... chińskie matki mają problem, bo choćby nie wiem jak się starały, nie będą mieć cherubinka...
... po północy przyciągają śpiącym dzieciom nóżki do czółek, wyginają kręgosłupki i wiążą dziecko na supełek, żeby kiedyś mogło ślicznie i zwinnie wystąpić przed jakimś kolejnym Mao...
Ba! Nikt mi nie potrafil odpowiedziec na pytanie, czy to byla nowa matura :-)
Delete... myslisz, ze nie da sie przerobic malego chinczyka na blond? :-)))
mnie się śni magisterka. pewnie dlatego, że od 3 lat się nie mogę zmobilizować. ale Ty maturę chyba zdałaś?
Deleteblond nie wystarczy. jeszcze mu trzeba oczy zoperować. a w tym celują chyba raczej Japonki :D
Mature zdalam, ale jakos sumienie mam w tej kwestii nieczyste, choc przysiegam na Biblie Jakuba Wujka, ze poszlam bez ni jednej sciagi, bo z lenistwa nie chcialo mi sie zrobic.
DeleteLubię dzieci matek tygrysic. Dobrze wypadają mi w testach, fajnych odpowiedzi udzielają i zawyżają mi statystyki na plus. Lubię.
ReplyDeletep.s. matury nie pamiętam, nic nie pamiętam oprócz złych głośników na próbnej z angielskiego. nie śnię, nie żałuję.
Bos ty zdroj mlodosci! Poczekaj, poczekaj. Doczekasz moich lat i zacznie cie przesladowac i matura i glosnik :-)
DeleteMasz na mysli odpowiedzi w formie kalamburow, o ktorych wspomnialas w wielce smakowitej notce? :-)
Nie nie, o matkach tygrysicach i ich dzieciach nie raczyłam pisać, bo United Colours of British Students wypadłby przy nich nader blado. Bo ja po godzinach blogowych jestem professional museum stalker, i tam się te tygrysiątka wykazują bardzo. Normalnie, dzięki nim, moje wiekopomne dzieło naukowe kwitnie, że hej!
DeleteMow, gdzie stalkujesz to wpuscimy Dynie i ona zawiaze ci suply na statystyce i slupkach :-)
DeleteNie wspomnialam jeszcze, ze temat dziela naukowego uwazam za fascynujacy, wiec wspominam...
Losy tandemu Rubedynia zapowiadają w przyszłosci naprawdę huczne weselisko :-)) Chińskie matki zawsze mnie przerażały, było trochę artykułów na ten temat. Zgodzam się z matką Bridget Jones, wystarczy tylko zmienić nazwę nacji: "Chińczycy, okrutny naród".
ReplyDeletePokretne te uczucia, ale jak poucza historia, takie zwykle sa najtrwalsze :-)
Deletepolecam książkę "Bojowa pieśń tygrysicy", a może ta refleksja w blogu właśnie po tej lekturze?
ReplyDeleteLektura w planach. Refleksja, bo tloczno wokol od chinskich matek i trendy zaczynaja sie rysowac :-)))
DeleteZadumalam sie Kaczko nad twoim postem...
ReplyDeleteMatka Tygrysica nie jestem , Babcine opcje tez nigdy w rachube nie wchodzily ( jestesmy 2+1 i nikt wiecej z nami po swiecie sie nie wloczy ).
Zastanawiam sie jedynie nad wplywem rodzicielskich wyborow na losy potomstwa. Przez pierwsze dziesiec lat nasz "Number 1" wychowywala sie w cieniu wielkiego miasta z pomoca w miare prestizowej szkoly. Potem rodzicielom lekko odbilo , przeniesli sie na bezpieczne zadupie i probuja zyc w spokoju z natura, a " Number One" chadza do szkoly publicznej.
Jestesmy ogolnie rzec biorac ' happy', ale czasem natretna mysl mnie nachodzi ; czy tez nie podcielam jej ewentualnych skrzydel przez brak dostepu do wielkomiejskiej kultury i edukacji ? Jak sobie poradzi z potomstwem Tygrysich Mam w przyszlosci ?
Sadze wiec pomidory (sic!),czekam na szkolny autobus, ktory przywozi mi do domu szczesliwa nastolatke i odkladam zmartwienia o przyszlosci na Przyszlosc.
...i dumam dalej nad Twoim postem :)
... i teraz ja polecam polecana przez Szamana we wczesniejszych komentarzach: http://www.amazon.co.uk/May-Contain-Nuts-John-OFarrell/dp/0385606087
DeleteZnakomita pozywka dla dumania w temacie.
Czytamy, szarpiemy sobie z rak, ryczymy ze smiechu i dumamy tez, bo i smiesznie i strasznie :-)
Dziekuje za rekomendacje. Juz wKindlona: )
DeletePo głębszym zastanowieniu wolę babki szalejące miłością i ciumkające z zachwytem nad wnukami od tych, które czwarty raz bojkotują przyjęcia i występy pierworodnego wnuka. Ekhem.
ReplyDeleteBez dwoch zdan.
DeleteAle czy dalabys rade, gdyby tesciowa wprowadzila ci sie do domu na siedem lat? Stad jak podejrzewam, nasze swiaty (moje i chinskie) moze sa na Wyspie rownolegle, ale raczej sie nie przecinaja...
Kuźwa u mnie to samo. Przykre.
DeleteAno przykre.
DeleteJa bym wlasnej matki na 7 lat nie ugościła. Za bardo ją kocham żeby na to narażać.
Sny o maturze co najmniej raz na pol roku, co mnie nie przestaje dziwic, bo mature przeszlam na wielkim luzie.
ReplyDeleteU nas matek Chinek w okolicy brak. Czekam wiec na nowe opowiesci;)
PS. Spinam sie jutro cala coby dotrzec do pracy o przerazajaco wczesnej porze i obudzic cie w pociagu:)
Loulou
Ja w sumie tez. Moze to kara? :-)
DeleteMam tez matki hinduski, ale w jednoosobowej mniejszosci, wiec nie wiem, czy obserwacje sa reprezentacyjne dla calego narodu :-)
Ide ladowac komorke ;-)