1121

[16 May 2012]

(...)
Norweski przywiózł dziecku z Heimatu bardzo wyjściowy garnitur sportowy.
Odcień: myszata szarość.
I byłoby tak miło, ale uległam pokusie i zapoznałam się z treścią naszywki.
A na naszywce, centralnie na piersi: CYKLON team.
...
No, co ja poradzę, co ja poradzę, że mnie historia uwiera, że łazi za mną, śledzi, w garnki zagląda, no co.
Głos mi w głowie,  że bądź światła, oświecona, odrodzona, tolerancyjnie łagodna.
(- A w paski nie było, Norweski? (!)
Ale Norweski nie kuma, o co z tymi paskami, bo mu sie historia nowożytna zaczyna po czterdziestym piątym, a zagadnienia 39-45 zawsze im tam w Heimacie przypadały na czas wolny od zajęć szkolnych. Nie kuma, ni pasków ni gwiazdek... choć gwiazdki może trochę, bo jak Dynia sobie wsunęła na ramię izolator z kawy Starbucksa to wyznał, że czuje się niezręcznie i lepiej z niej zedrzeć...)
...istnieją przecież tysiące innych dostępnych konotacji, brać-wybierać, na przykład meteo, coś sie czepiła...
...
...
... i poszła po nożyczki...

(...)
Ze skrzętnych notatek ochronki wynika, że oto mija pierwsza rocznica.
Od roku mniej lub bardziej udanie docieram do pracy koleją.
Jakich ja interesujących ludzi tam widuję w tych pociągach i w dodatku ciągle tych samych!

...emigranci, decydenci, dekadenci, prelegenci...

Dzień w dzień, dla przykładu, wysiada we wsi czarna krowa.
Wysiada, lekceważy sygnalizację świetlną i rzuca się między samochody.
Dzień w dzień, niezależnie od temperatury przy gruncie, jest spowita w czarny komplet odzienia.
(Z czego wynika, że ma w domu trzysta sześćdziesiąt pięć czarnych jak smoła jesionek, trzysta sześćdziesiąt pięć czarnych spódnic ciętych z metra, i zbliżoną liczbę czarnych rajstop i półbutów.)
We wsi niezelektryfikowanej, rzucać się ciemnym wieczorem w ciemnym outficie przez szosę, która ma ambicje być niemiecką autostradą, a przy tym przepustowość zakopianki, nosi znamiona próby samobójczej.
Samochody z piskiem hamują, czarnej krowy to nie zraża, a ja obawiam się, że nadejdzie dzień, gdy jedną z ostatnich rzeczy, które zobaczy kierowca próbujący uniknąć rozjechania czarnej krowy, będę ja, od stóp do głów, o ironio! przyozdobiona substancjami odblaskowymi i po obywatelsku czekająca na zielone światło. ‘Wysoki sądzie, ratowałem czarną krowę będąc przekonanym, że wjeżdżam w choinkę, którą jakiś kretyn porzucił na chodniku przy przejściu dla pieszych’...

... bankierzy, treserzy jeżozwierzy...

Jest dama, która wsiada do pociągu o szóstej osiem, w prawej ręce ma filiżankę herbaty na talerzyku, w lewej porcelanową miseczką czekoladowych kulek w mleku.

... brzuchomówcy, prestidigitatorzy, członkowie loży, grabarze i tragarze...

Jest także młodzian, który ma czapkę z daszkiem, rower i Tourett’a i wszystko to wozi pociągiem.
I wita mnie ów młodzian (tu proszę dziatkom zakryć oczy) zwykle w te słowa: jak się masz, you slim fakin bicz?, a potem gawędzimy o pogodzie.
(SLIM!? Wychował się w Willendorfie?)
(SLIM! Wie od czego miękną mi kolana!)

Patrząc zza płotu, trochę surrealistyczne.

(...)
Muza poezji lirycznej musnęła kołyskę Dyni.
(Kijem baseballowym?)
Muśnięcie zobowiązuje.
Dynia zainicjowała sezon wieczorów poetyckich (powiesz wiersz, Dyniu? Dynia: Taaa!) następującym utworem:

Peppa,
Dżordż,
Dżordż, Peppa, Dżordż,
Mama, papa,
Ćsiiiiiiiiiiiiiii!
Śpi.


Wiersz zabielany, jeden rym żeński, utwór s-proś-ny o profilu zootechnicznym.

Byłoby więcej, ale płoną dziecku migdały...
Zabrał Dynię Norweski do wiejskiego ośrodka zdrowia, a tam już się rozniosło, że jesteśmy radykalnymi wyznawcami homeopatii i homofobii, bo ‘odmawiamy spożywania antybiotyków’.
I znów Norweski musiał tłumaczyć, że regularnie daje na mszę za Floreya i tego drugiego, w portfelu nosi zdjęcie penicyliny i nie ma żadnego wpływu na farmakologiczno-kulinarne gusta własnego dziecka.
I mimo, że okazał trzy poważne prace przeglądowe udowadniające wyższość i łagodność sporyn, wrócił do domu z mycyną bo tak.
I jak ja jej to wcisnę?
Przez uszy?
Wkrótce zabraknie nam miejsca na półeczce nad kominkiem na nieprzeżarte butelki mycyny.
I paracetamolu.
Drinka o smaku syntetycznej truskawki?

©kaczka
21 comments on "1121"
  1. A czwarty wagon pełen bananów? A w piątym stoi sześć fortepianów? W szóstym armata? To ja wiem, co to jest za pociąg! :-) ZDROWIA dla Dyni!

    ReplyDelete
  2. Zadnego atlety! Zadnego!
    Dynia pod te lokomotywe wykonuje udany podklad muzyczny: ciu ciu ciu CIUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU!
    Zdrowie bierzemy w kazdej ilosci!

    ReplyDelete
  3. Remczewski jest poważnym fanem lekarstw. Smakoszem wręcz. Nawet niesmakowe antybiotyki przy których odmierzaniu dostaję spazmów łyka z uśmiechem na ustach i bez popity. Ale oliwek nie ruszy...
    (Fragment o Cyklonie powala na kolana)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Winnas, go obwozic po jarmarkach! Dynia wlasnie cwaluje z lyzka miodu... boi sie, ze to syrop, wiec liczy na przedawnienie :-)
      Nie wiem, co tym chinczykom przyszlo do glowy z cyklonem? Nie moglo byc tornado team?

      Delete
    2. Niesmialo bronie Chinczykow: po ichniej stronie Swiata ' Cyklony' to odpowiednik 'Huraganow' po drugiej stronie Swiata.(tych co nawiedza ja U.S dosc czesto).
      Ponoc tak samo niszcza i tak samo dzialalaja, ale ze wzgledu na geografie nazywaja sie inaczej.

      Delete
    3. Moze w takim razie to odpowiednia etykieta na kostium dla dwulatka :-)))

      Delete
  4. Miałam ja takiego nauczyciela w podstawówce, co zawsze w tym samym zielonym swetrze, zielonych spodniach, zielonym płaszczu. Wszystko w odcieniach wojskowych. Plotki mówiły, że w szafie ma 7 zestawów.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Od przysposobienia obronnego byl on, czy maskowal sie dla przyjemnosci?

      Delete
  5. A tak w ogóle to czytam o perypetiach bateriowych Dyni, i chyba będę na wiecznym zwolnieniu lekarskim z potomkiem własnym. Przecie przeszłam tylko ospę! Trzeba się ubezpieczyć, obarykadować, okopać witaminą C, czosnkiem i osikowym kołkiem. Faken.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dobije cie osikowym, Dynia w porownaniu z innymi tutejszymi dziatkami jest okazem zdrowia :-)

      Delete
    2. chyba się zacznę hartować. podajcie mi zimny prysznic!

      Delete
  6. I sie zaplatal, bo po niderlandzku tez jest slim i nigdy nie wiem czy to po angielsku szczupla, a po niderlandzku madra czy na odwrot. Po czym doszlam do wniosku, ze do ciebie zaliczaja sie obydwa wiec i tak nie ma znaczenia. (Nawiasem przypomnialas mi jak to w czwartym miesiacu ciazy kiedy szef zapytal kolezanke kiedy to ona idzie na macierzynski, zasmialam sie, ze najwidoczniej nadal wygladam madrze (zadajac klamu wlasnym slowom)).
    Usciskaj od nas Dynie przemocno i daj jej duuuuuuuuuuuuzo lodow:) x

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak! Lekarka nakazala ja futrowac lodami, co Dynia ochoczo wykorzystuje.
      Och, jak ja lubie te jezykowe roznice. Po norwesku zrownowazony, po szwedzku - rozrywkowy. I czytaj potem ogloszenia dotyczace wynajmowania lokali mieszkalnych i sie zastanawiaj, czy jestes zrownowazona, czy rozrywkowa? :-)))
      Dynia wysciskana.

      Delete
  7. Zdrowka dla Dyni zycze! Miejsca , na rycycling nie zuzytych antybiotykow, w zadnym ze znanych mi krajow, nie znalazlam...( z tluszczem wylewam). Doktorzy wciskaja, to musze zabrac..i tak od 10 lat sie bawimy. Choc nic nie mam przeciwko antybiotykom - w ekstremalnych chorobskach! 6 tygodni do odzyskania immunologicznej stabilizacji po antybiotku ( tak mowia??)
    A co wam o tym bede pisac; ) Zaprawieni w bojach z mikroskopijna flora jestescie !!!

    'cyclon' - sie kojarzy zle..
    Znajomosc historii i jezykow moze byc upierdliwa:
    nie zagladne do kancelarii adwokackiej: 'Tlusty & Tlusty'
    ale mam napis na obwodce tablicy rejestracyjnej mojego auta: ' Drive Kocourek'
    a: " Hello, how are you? My name is Gnida " , odbiera mi mowe..

    Dramatycznym przezyciem byl wpis w moim belgijskim dowodzie osobistym:
    zawod : 'hujisvrouwe' ( huijsfrau) - choc juz niezbyt dokladnie pisownie pamietam :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. huisvrouw:)
      Pracuje z taka jedna co sie nazywa Anke Glut. Nigdy, przenigdy sie do tego nie przyzwyczaje...

      Delete
    2. dzieki Loulou!
      Bardzo bylam " odporna " na flamandzki....moze dlatego, ze wszyscy na mojej wsi mowili po angielsku, a moze dlatego, ze moj maz ma na imie Kip :-)
      Kip = kurczak

      Delete
    3. A juz myslalam, ze wszystko slyszalam. Jakto KIP????? Skrot taki od... Kipheina?? Ja flamandzki na codzien, wiec sluze pomoca w odswiezaniu;)

      Delete
    4. Kip to Kip i tyle . Pelne imie, zaden skrot:D. Tak go amerykanscy rodzice nazwali . Nie przypuszczali ,ze Kip wyladuje wraz z polska zona we flamandzkiej czesci Europy...a zona bedzie Mrs. Kurczakowa ,
      i do tego huisvrouw :)))
      Dramat !!ide odreagowac traumatyczne wspomnienia... importowany,belgijski "Kwak" nalezy mi sie ( uklon dla Kaczki)

      Delete
    5. This comment has been removed by the author.

      Delete
    6. Piekne, po prostu piekne! Dzieki!
      Co mi przypomnialo, ze byla zona szwagra etc. nieomalze wyszla za niajakiego Dudoka z kregow flamandzko-holenderskich. Dudok...

      Delete