[8 Apr 2014]
(...)
Znać, że Biskwit jest z mrozu.
Śnieżną ma cerę i wiecznie zimne stopy.
Zasypia, niezależnie od temperatury otoczenia, wyłącznie na sfilcowanym futrze owcy.
Gdy śpi jest jak z najdoskonalszej porcelany, półprzezroczysty, z wiśniowo-niebieską siecią nici-naczyń tuż pod łysą skórą głowy.
Pod zamkniętymi powiekami, przetykanymi najdrobniejszymi z żyłek, za przykrótką kurtyną z rzęs, faza REM wyświetla Biskwitowi historie wszechświata.
A Biskwit nic.
Wdech wydech wdech wydech.
Skrzydełka nosa poruszają się miarowo. Precyzyjny system wentylacyjny.
Na czubku głowy wyrosła Biskwitowi kępka puchu. Ten puch na głowie Biskwita ułoży się, niestety, w plan architektoniczny muzeum Guggenheima.
Jedni mówią, że Biskwit jest smukły, inni, że wręcz przeciwnie.
Prawdopodobnie Biskwit posiadł zdolność całkowitego wypełniania sobą form, ram, koszyków, kolan i wiaderek, stąd jego aktualne parametry bywają zmienne i są źródłem konfuzji.
Na jawie Biskwit wydaje dźwięki wskazujące na to, że przekąsił kanarkiem.
Na jawie Biskwit jest wniebowzięty atencją ze strony Dyni.
Czasami.
Ale radość popołudniowych, siostrzanych spotkań pod Instytutem jest nieudawana.
Ponieważ Dynia przerabia z Biskwitem naukę czytania zmodyfikowaną (przez siebie) metodą symultaniczno-sekwencyjną –
(- Maaaama! Biskwit is showing YYYYYY... - tu ręka Biskiwita wyrwana ze stawu przez uczynną nauczycielkę wskazuje prawidłową literę.
- Eeeeeeeeeee! - wyje Biskwit z wyrwaną ręką. Ta niekonsekwencja w rozpoznawaniu samogłosek nie zraża Dyni.
- Maaaaama! Look she knows: EEEEE! – wyrwana ręka Biskwita niedobrowolnie sięga po kartonik z literą E.)
– Biskwit lada moment będzie prawdopodobnie pierwszym niemowlęciem czytającym Bild.
(…)
Rueckbuildungsgymnastik zamiast mnie odbudować osiągnęła raczej odwrotny skutek.
Jeszcze wczoraj przed zajęciami mogłam chodzić, po zajęciach już nie.
Położna z aspiracjami akrobatki cyrkowej, dwanaście matek i dwanaście dużych piłek. A wszystko to na dwunastu metrach kwadratowych.
Jeden nieostrożny ruch nogą, efekt domina i ostatnia matka w rzędzie – ja! – rozmazuje się po ścianie.
Tak mnie speszyły opowieści współmatek o krwawych, tygodniowych porodach, o cesarskich cięciach, o szwach po grdykę, że wyrwana do odpowiedzi odpowiedziałam ze wstydem, że rodzenie Biskwita przyszło mi chyba z niejaką łatwością.
I dopiero po zakończeniu zajęć przypomniałam sobie, że hej! ja też bym wam mogła opowiedzieć.
Przepadło, teraz już nikt mi nie uwierzy.
I żadnej obsceny na tych zajęciach, żadnych ‘Monologów Waginy’, ot, taki tam pensjonarski podwieczorek.
W celu uczczenia mej pierwszej, dalekiej i samotnej wyprawy Biskwit zdrzemnął się na dziesięć godzin.
Ten tunel ma jednak światło.
(...)
W poniedziałki zwyczajem Rezolutnych Lisków jest publiczne odtwarzanie zdarzeń minionych.
- Rozmawialiście o tym, co robiliście w weekend, Dyniu?
- Yep.
- I co powiedziałaś? Że byłaś w teatrze? Że jeździłaś na hulajnodze? Że byliśmy w prawdziwym zamku? Że stajnia? Że dresaż? Że upiekłaś ciasto o smaku zakalca? Że…
(Słowem, było z czego wybierać.)
- I said that I watched Spiderman and he killed all the baddies!
(Quality time z ojcem.)
(...)
Aaa... wieżę sprzedam. Chmura gratis. Rapunzel.
©kaczka
(...)
Znać, że Biskwit jest z mrozu.
Śnieżną ma cerę i wiecznie zimne stopy.
Zasypia, niezależnie od temperatury otoczenia, wyłącznie na sfilcowanym futrze owcy.
Gdy śpi jest jak z najdoskonalszej porcelany, półprzezroczysty, z wiśniowo-niebieską siecią nici-naczyń tuż pod łysą skórą głowy.
Pod zamkniętymi powiekami, przetykanymi najdrobniejszymi z żyłek, za przykrótką kurtyną z rzęs, faza REM wyświetla Biskwitowi historie wszechświata.
A Biskwit nic.
Wdech wydech wdech wydech.
Skrzydełka nosa poruszają się miarowo. Precyzyjny system wentylacyjny.
Na czubku głowy wyrosła Biskwitowi kępka puchu. Ten puch na głowie Biskwita ułoży się, niestety, w plan architektoniczny muzeum Guggenheima.
Jedni mówią, że Biskwit jest smukły, inni, że wręcz przeciwnie.
Prawdopodobnie Biskwit posiadł zdolność całkowitego wypełniania sobą form, ram, koszyków, kolan i wiaderek, stąd jego aktualne parametry bywają zmienne i są źródłem konfuzji.
Na jawie Biskwit wydaje dźwięki wskazujące na to, że przekąsił kanarkiem.
Na jawie Biskwit jest wniebowzięty atencją ze strony Dyni.
Czasami.
Ale radość popołudniowych, siostrzanych spotkań pod Instytutem jest nieudawana.
Ponieważ Dynia przerabia z Biskwitem naukę czytania zmodyfikowaną (przez siebie) metodą symultaniczno-sekwencyjną –
(- Maaaama! Biskwit is showing YYYYYY... - tu ręka Biskiwita wyrwana ze stawu przez uczynną nauczycielkę wskazuje prawidłową literę.
- Eeeeeeeeeee! - wyje Biskwit z wyrwaną ręką. Ta niekonsekwencja w rozpoznawaniu samogłosek nie zraża Dyni.
- Maaaaama! Look she knows: EEEEE! – wyrwana ręka Biskwita niedobrowolnie sięga po kartonik z literą E.)
– Biskwit lada moment będzie prawdopodobnie pierwszym niemowlęciem czytającym Bild.
(…)
Rueckbuildungsgymnastik zamiast mnie odbudować osiągnęła raczej odwrotny skutek.
Jeszcze wczoraj przed zajęciami mogłam chodzić, po zajęciach już nie.
Położna z aspiracjami akrobatki cyrkowej, dwanaście matek i dwanaście dużych piłek. A wszystko to na dwunastu metrach kwadratowych.
Jeden nieostrożny ruch nogą, efekt domina i ostatnia matka w rzędzie – ja! – rozmazuje się po ścianie.
Tak mnie speszyły opowieści współmatek o krwawych, tygodniowych porodach, o cesarskich cięciach, o szwach po grdykę, że wyrwana do odpowiedzi odpowiedziałam ze wstydem, że rodzenie Biskwita przyszło mi chyba z niejaką łatwością.
I dopiero po zakończeniu zajęć przypomniałam sobie, że hej! ja też bym wam mogła opowiedzieć.
Przepadło, teraz już nikt mi nie uwierzy.
I żadnej obsceny na tych zajęciach, żadnych ‘Monologów Waginy’, ot, taki tam pensjonarski podwieczorek.
W celu uczczenia mej pierwszej, dalekiej i samotnej wyprawy Biskwit zdrzemnął się na dziesięć godzin.
Ten tunel ma jednak światło.
(...)
W poniedziałki zwyczajem Rezolutnych Lisków jest publiczne odtwarzanie zdarzeń minionych.
- Rozmawialiście o tym, co robiliście w weekend, Dyniu?
- Yep.
- I co powiedziałaś? Że byłaś w teatrze? Że jeździłaś na hulajnodze? Że byliśmy w prawdziwym zamku? Że stajnia? Że dresaż? Że upiekłaś ciasto o smaku zakalca? Że…
(Słowem, było z czego wybierać.)
- I said that I watched Spiderman and he killed all the baddies!
(Quality time z ojcem.)
(...)
Aaa... wieżę sprzedam. Chmura gratis. Rapunzel.
©kaczka
Mnie też peszą wyznania współmatek. Nie mówię o osobach bliższych, choćby jednym dialogiem, tekstem, mailem poznanych. Ale o takiej sąsiadki z góry, która widząc we mnie współbrzuchatkę, po standardowym "dzień dobry" przechodzi do rodzaju przechodzonej grzybicy. Zawsze trochę drętwieję ;)
ReplyDeleteO jaciez, nigdy w takich sytuacjach nie wiem, co robic ze wzrokiem. Gdzie patrzec? W ktora strone? :-)
DeleteKazdy ma swoje priorytety - dla jednych to stajnia i zamek, dla innych Spiderman :)
ReplyDeleteA pelargonia w tabletkach (umkaloabo mu dali, tak?) naprawde pomaga, ale na poczatku choroby, jak czujesz ze cos cie "bierze". I spokojnie, to nie jest "lek" homeopatyczny czy jakis tam inny oczyszczajacy aure :)
Nic nie umknie czytelnikom :-)
DeleteRozszyfrowane.
Tylko ta pelargonia nieco w takim razie spozniona.
Opis Biskwita adekwatny do wielkich Kaczych zdolności literackich, poczucia humoru i matczynej miłości. Przy przekąszonym kanarku oplułam monitor. Litości nad biednym sprzętem elektronicznym! :-)))))
ReplyDeletePokrowiec! Laminowac! Chichotac w kulak:-)
DeleteTak, quality czas z tatą to jest to! U nas do kompletu (szczególnie, gdy zaczynałam powoli wybywać w pojedynkę) dochodziły jeszcze atrakcje w stylu: tatuś ubrał dziecko (skompletowanie części garderoby było równie atrakcyjne, co wspólnie wykonywane zadania :)))
ReplyDeleteA co do śpiącego Biskwita, to ... śnił mi się dzisiaj! Niestety w moim śnie go obudziłam (niechcący przysięgam) i darł się tak, jakby połknął co najmniej tygrysa :)
Nie przypominaj! Dynia miala kilka podstepnych bluzek zapinanych na guziki z tylu. I coz z tego, ze wszystko wskazywalo, ze te guziki winny jednak znalezc sie na plecach... Nie bylo takiej sily :-) A kompozycje kolorystyczne! Ilez z tego bylo radosci. Teraz Dynia wziela sprawy we wlasne rece i tez bywa niezle.
DeleteJak tygrys? Tak, to na pewno byl Biskwit. Bo on lagodny jest ten Biskwit, ale glodny wznosi sie od razu na bardzo wysokie C. Zadnych sygnalow wczesnego ostrzegania :-)
Moja corka pytana co jej sie najbardziej podobalo w teatrze, twardo i uparcie powtarza, ze to jak Pani (aktorka) sciagnela skarpetki. Lepiej nie pytac (chyba) :-)
ReplyDeleteStanowczo nie pytac. Niepytajacy zyja dluzej :-)
DeleteZa pierwsza czesc wpisu moglabym zabijac (choc to dziwna konstrukcja na wyrazenie pozytywnych emocji). Za zdolnosci analizy wybiorczej Dyni tez, czyli spajdermen dolaczyl do ulubionego piora w pokoju!
ReplyDeleteMnie zmasakrowala joga dla ciezarnych, szkoda, ze moj synek nie docenil wysilkow
Zadnych;)
Nie doceniaja. Zadnych.
DeleteA wiec juz wiesz? To dobrze. Po coz karmic sie zludzeniami :-)
PS mentalnie wspoltowarzyszymy w odliczaniu do i troche zazdroscimy tego rodzenia :-)
Moja mama ćwiczyła na takiej piłce, zakupionej w Lidlu. Pomniejszyła sobie nieco kolekcję kryształów i naderwała ucho, a także przesunęła nieco głową szafę. . Jest jednak uparta i dalej ćwiczy. Mówi, że czuje się bardzo zrelaksowana.:)))
ReplyDeleteBiskwit powinien mieć odzież ochronną w trakcie nauki czytania.
Biskwit powinien miec stroj tego policyjnego pozoranta od wscieklych psow :-)
DeleteZ pilka probowalam raz podczas porodu numer dwa, ze niby pilka pomaga lepiej znosic skurcze. Kosztem wybitych zebow? Eeee... dziekuje. I wyrazy podziwu dla mamy za niezlomnosc charakteru, ze mimo ucha, ze mimo krysztalow...
zajęcia na piłkach to największy luzik, jaki mam na gimnastyce; kupiłam do domu dla relaksu kręgosłupa!
ReplyDeleteA wieża jak w Hermionowie, tylko ambrazury nam brakuje. Śliczna!
Wieza swietna. W zamku schronisko mlodziezowe z wiezami do wynajecia. Rewelacja.
DeleteJesli pilka to najwiekszy luzik, (nie moge sie oprzec, musze zapytac!), to co jest najmniejszym luzikiem?
No a ja pieję z zachwutu nad Dynią, co to u Biskwista samogłoski wypatrzyła! No wiadomo - ja tez je wszędzie widzę:-) A moja Alala tez wchodziła zawsze na wysokie...coś jak zaczynałą ryk i nie wie, nie wiem!! co to była za samogłoska ale stawiała wszystkich na nogi - każdej nocy do 19 miesiaca żcia... Teraz już ma 25 mies.- śpi jak zabita. Chrapie spółgłoskami...
ReplyDelete