[255]

[17 Mar 2016]

(...)
Świeci słońce, jak również pada deszcz.
Góra na horyzoncie wygląda jak ogromna walizka z rączką uplecioną z tęczy.
Jedna jaskółka nie czyni wiosny.
Czynią ją, jak co roku, klucze mormonów nadlatujące zza morza.
Zabieliło się na ulicach od przebiśniegów schludnych koszul. Pociemniało od prasowanych na kant czarnych spodni.
Wibruje od utahńskiego akcentu. (Większość słów traci ‘t’, ale nic się nie marnuje. Używa się tych ‘t’ w słowach, w których normalnie ich nie ma.)
Amerykańskie franczyzy rejestrują wzrost obrotów w kategorii: nielegalne używki. Kawa americano i pączki z kremem sprzedają się na pniu.
Widać każdy ma taki bunt młodzieńczy, na jaki może sobie pozwolić.
A może piją bezkofeinową?

(...)
Stosunki z placówką edukacyjną imienia Ofiar Holocaustu ze szczególnym uwzględnieniem Anny Frank, nie obfitują jak na razie w intelektualne orgazmy.
Może to na skutek mej oziębłości, a może jednak przez niebagatelne deficyty w intelekcie, które obnaża (sic!) przede mną Królowa tej placówki przy każdym kolejnym spotkaniu. A spotykamy się ostatnio często i to naprawdę nie ułatwia.
No, bo natyka się człowiek na ekshibicjonistę, ten rozpościera poły czaszki  w niezdrowym podnieceniu, a tu jedyne co można powiedzieć to... yyyy? Ale, że co? Ten orzeszek?!
Placówka ze szczególnym uwzględnieniem jest mi jak kapsuła czasu i skansen młodości.
Boazeria na suficie, linoleum na podłodze, na ścianach dekoracje z krepiny, a w powietrzu pył kredy  (oni używają tablic i kredy!) i zapach pasty do podłóg.
Jak trzydzieści lat temu na przeciwnym ideologicznie i geograficznie brzegu Odry!
U wejścia do gmachu wita wchodzących realistyczna gazetka okolicznościowa na temat patronów, chcąc nie chcąc, prowokująca do rozmów o ludobójstwie jeszcze przed pierwszym śniadaniem.
I mimo, że zasady Feng shui są mi obce, nawet ja nie odważyłabym się odmalować dziecięcych korytarzy na soczyście pomarańczowo z krwistą, czerwoną falbaną lamperii.
Na tym tle, snująca się po korytarzach Królowa w zielonych, wzorniczo  upiornie popstrzonych wdziankach z dederonu wygląda jak hydroponiczna hodowla rzeżuchy, która zgubiła się u rzeźnika. Jak garnir z pietruszki na krwistym steku!
Frau Norwesko...’ – mówi Królowa głosem wskazującym mi miejsce w szeregu. Temperatura  głosu nie pozostawia złudzeń, że chodzi o miejsce za linią horyzontu. (Najlepiej za jakimś arktycznym wychodkiem za linią horyzontu.)  ‘Otóż pani M U S I A Ł A źle zrozumieć!  Tak, dzieci  mają trzy godziny angielskiego tygodniowo. Rzecz w tym, że u nas lekcje angielskiego są ... e k s p e r y m e n t a l n e!  To nauczyciel decyduje, kiedy wtrącać angielskie słowa do normalnych lekcji i czy w ogóle wtrącać, bo nie wszyscy nauczyciele czują się na siłach, żeby wtrącać. Dlatego też  pani obawy, że dziecko umrze z nudów są bezpodstawne i nie ma potrzeby, żeby tu się nad pani dzieckiem specjalnie pochylić.

Faktycznie,  nie nad moim dzieckiem trzeba się tu chyba specjalnie pochylić.

(Zastanawia, jak oni wyliczyli te trzy godziny, którymi chlubią się na piśmie (!)  Wywróżyli  z fusów, czy z wtrętów?
Oraz, czy eksperyment nie wymknął się aby Królowej spod kontroli, skoro nasz sąsiad, całkiem niegłupi pierwszoklasista po pół roku edukacji opartej na wtrącaniu, na pytanie ‘How are you?’ odpowiada ‘yyyy...yellow?’)

(...)
Myślę też, że człowiek do szkoły powinien chodzić tylko raz. Każdy kto widział 'Psychozę', wie, że remake udaje się rzadko. I mój też zmierza w złą stronę.

(...)
Nie wiem, co myślałam, i czy w sumie w ogóle, gdy zapisywałam Norweskiego i Dynię na kurs dekorowania pisanek.
Uczestnicy zobowiązani są do dostarczenia dziesięciu wydmuszek.’ – poinformowali Organizatorzy,  dopiero po tym, gdy już uiściłam stosowne opłaty.
Przebiegle.
Po odejściu od kasy reklamacji nie uwzglednia się.

©kaczka
27 comments on "[255]"
  1. że też nikt jeszcze nie wpadł na sprzedaż wydmuszek!
    Łączę się w bólu wydmuchiwania jajecznych glutów.

    A co do placówki....tkwię w stuporze.
    Bo poza tym mam pod tym adresem jedynie bardzo nieestetyczne epitety, którymi nie chciałabym dekorować ci bloga.

    ReplyDelete
  2. Ciało pedagogiczne to niekiedy specyficzna forma bytu - upupi skutecznie i dzieci i rodziców, wszystkim po równo sprawdzi czyste kołnierzyki, zgarbione plecy i ośle uszy w zeszytach :)
    Eksperyment lingwistyczny zaiste ciekawy, obawiam się, że aby dziateczki nauczyły się języka Shakespeara musicie sami sobie ten eksperyment przeprowadzić dalej w zaciszu domowych pieleszy. A szkoła się ew. podpisze pod waszymi sukcesami.
    Z tymi wydmuszkami to was trafili w 10! Geniusze Zła! Może zorganizujecie "Wydmuszka Party" wśród sąsiadów?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wspólne sąsiedzkie dmuchanie, mmm :)

      Delete
    2. Eksperyment bedziemy prowadzic, nie mialam szczegolnych nadziei na to, ze edukacja wspiera jednostki. Slablam jedynie na mysl, ze Dynia bedzie przez te trzy godziny uczyc sie nazw kolorow, ale jak widac los jej tego oszczedzil. I kurde balans, musi byc chyba jakas automatyzacja w dziedzinie dmuchania! Mam tylko dwa pluca :-)

      Delete
  3. Tsyk, tsyk, Frau Kaczka, taka uczona a nie wie.
    Nauczania języka obcego (przynajmniej w Polsce a widzę, ze i w Almanii też) nie zaczyna się od jakiś tam rozmówek tylko od kolorów, potem jest liczenie do 10, literowanie a potem czasy. I wcale nie po to człowiek się tego uczy, żeby miał rozmawiać z obcokrajowcami, tylko po to, żeby wypełniać testy.

    How are you, pff.

    ReplyDelete
  4. Frau kaczka zywila sie nadzieja, ze przez te wszystkie dekady, gdy nie miala ze szkola przyjemnosci, ludzkosc troche (nie zeby kompleksowo, holistycznie, czy miedzygalaktycznie) szkolnictwo udoskonalila. Buchacha.
    Na szczescie, jak czlowiek ma szesc lat to jeszcze nie widzi jakie to glupie jest i niesie go z rozpedu euforia podsycana nowym piornikiem i tornistrem. Ale jak ma szescdziesiat szesc i bedzie od nowa przerabial program z krepiny to mu sie szczeki zaciskaja silniej niz u amstafa. A gdy pomysli, ze bedzie przerabial jeszcze dwa razy to wlasciwie chce kupic bilet do Rio w jedna strone.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hmmmm...
      Kaczka wszak nie ma sześćdziesiąt sześć, jak mniemam.
      Z pozdrowieniami dla Kaczki, Kaczora i Kaczątek (Kaczuszek???)
      :*

      Delete
    2. Los tak szczodrze wystawia kaczke na przygody, ze kaczka czuje sie, jakby miala 66 :-)
      Pozdrowienia sie rozdzieli! Dzieki.

      Delete
    3. Powiem Ci Kaczko, że już przy szesnastu obraz tej edukacyjnej degrengolady jawi się aż nadto czytelnie.

      Delete
    4. O tak, pamietam! Tym bardziej trwozy mnie ta recydywa! :-)

      Delete
    5. Heh, przy trzech sztukach tkwiących w czułych objęciach systemu (tfu pedagogiczno-szkolnego) wzajemnie ustaliliśmy sto lat temu, że to co można z rodzoną matką w antomsferze ogólnej histerii chichotniczej odwalić w tydzień w szkole robi się w pół roku lub dłużej. I dawno przerzucilibyśmy bieg na homeschooling, ale po pierwsze primo, straszliwie za to schudłabym w pobliskim Knaście, gdyż rodzina (zastępcza wówczas mych dziatek) po pierwszych euforycznych spotkaniach) więcej żarcia by już nie przyniosła, po drugie primo i zweite secundo nie mamy dużego boiska do nogi w miniaturowym ogródku, żeby nasze ladies w piłę mogły rżnąć (męskie wydanie ma rżnięcie na etapie piły w poważaniu), a po trzecie matka w tubylczym języku uparcie miksuje artikle i w ogóle śmiesznie wszystko artykułuje, więc został system. A że system jak każdy system, jest niestety w większości aspektów opóżniający a nie rozwijający, czas w którym dziecięcia przebywają w placówkach wykorzystujemy na rozwój osobisty, żeby później pastwiąc się nad potomstwem udowadniać w całej rozciągłości systemowi, iż jest do bani.

      Delete
  5. Kaczko droga, nowe czasy idą. Placówka wessie i za parę lat wypluje, a Wasze zadanie to zachować zdrowy rozsądek i dystans. I nie mów, że kaczka nie da sobie rady z rzeżuchą (rzeżusze?)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ech, to ten niemy krzyk 'WAAAAAARUM?' Zeby tak raz, do diaska, bylo zwyczajnie, normalnie, bez potrzeby pukania sie w czolo i malowania kolek na skroni :-)

      Delete
  6. U mojej latorosli z angielskim akurat we wszystkich placówkac bylo super - w tym roku nawet jest nativ-nauczyciel, ale byla taka sytuacja, ze kiedys wybrala jako "Wahlpflichtkurs" taniec. Na dwa lata, chyba 7 i 8 klasa. I przez te dwa lata nie wyszli poza proste gibanie sie i klaskanie raczkami do rytmów raz-dwa-trzy, raz-dwa-trzy, raz-dwa-trzy-cztery. Mimo prósb i blagan.
    Dziwni nauczyciele sa wszedzie, i sa oni tez dziwnie nietykalni.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Czynnik ludzki, czynnik ludzki rozsadzi kazdy system i kazda religie :-)
      I tylko nie wiem, czy zyczyc sobie, zeby pani nauczycielka byla gorliwa, czy niesmiala we wtracaniu :-)

      Delete
  7. Z tym angielskim to się nie dziwię, jeśli dziecko uczy się języka tylko w szkole, a nie stosuje jako coś prawdziwego, użytecznego. Moje dziecię uczy się - nieeksperymentalnie - już w szkole trzeci rok angielskiego, zbiera dobre oceny, zadania domowe robi sam, szybko i bez błędów, ale nie daję głowy, czy na How are you? odpowie poprawnie i bez zastanowienia.

    ReplyDelete
    Replies
    1. A wydawac by sie moglo, ze 50 lat wystarczy, by zweryfikowac metody nauczania... a tu ciagle tak samo, w oczekiwaniu na inne rezultaty. Bez sensu.

      Delete
  8. No tutaj rzadko spotkalam sie z opcja angielski od klasy pierwszej. Podobniez z informatyka, co na mojej zapyzialej polskiej wsi standardem jest od wielu lat..

    Moze niech Dynia poprowadzi przedmiot "wtrety angielskie"? Albo przynajmniej jako "team-teaching" :-) Mysle, ze dzieci i nauczyciele bardziej na tym skorzystaja...
    Gdybym ja tam byla Pania Rzezucha w tej szkole, szlabym w to :-)

    arbuz b.d.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dynia ma ku temu wszelkie predyspozycje. Wtraca nieustannie, gdyz mowi wiele, szybko i gdy brakuje jej slowa pobiera je z tego jezyka, ktory ma aktualnie pod reka, nieszczegolnie zawracajac sobie glowe lojalnoscia wzgledem niemieckiego. Napominana, wywraca oczami i miast sobie przypomniec, sunie w strone tlumaczenia opisowego jak Orzeszkowa. Ciekawa jestem, jak zareaguje szkola.
      Wurstenbergia, a przynajmniej nasze okolice bardzo naciskaja na ten angielski od przedszkola. Moze to kwestia historyczna? Nim odjechali Jankesi byl to przeciez nadzwyczajnie pozyteczny jezyk. Jego znajomosc w tych rejonach jest stanowczo powszechniejsza niz w innych miejscach, w ktorych bywalam. A juz dla Hauptcioteczki tutejsza multikulturowosc jest zupelnie wstrzasajaca. Tyle, ze no wlasnie, reklama niekoniecznie zgadza sie jak widac, ze stanem faktycznym.

      Delete
  9. No ten angielski szkolny to taki standard, moja 10latka po 3 latach francuskiego w angielskiej szkole potrafi "Bądżu" powiedzieć (jak po skręcie mózgu doznanym wyuczyłam jak powinno być - a ona wielojęzyczna i wymowę i akcent łapie szybko, to ze szkoły wróciła z komentarzem, że ma być dż jednak...) i oczywiście kolory i liczenie do 10. Tyle że oczywiście jak się ma główny język angielski to nie trzeba się martwić o inne tak bardzo...
    Z jakichś powodów przemysł korepetycji w DE ma się bardzo dobrze, prawda?
    A z drugiej strony w chwilach zwątpienia pocieszam się że jakoś wyszliśmy na ludzi, prawda, nawet z moją podstawówką w której połowa nauczycieli powinna mieć zakaz zbliżania się do dzieci. Boli, jak się myśli, jak by to było mieć wspierających i dobrych nauczycieli. Pozostaje edukować po swojemu nieszkołowemu.
    Uściski
    Ania

    ReplyDelete
    Replies
    1. O to, to! Czlowiek chcialby, zeby progenitura miala troche lepiej i glupio wierzy, ze w ciagu trzydziestu lat mozna osiagnac jakis postep w oswiacie. A tu, sru, czynnik ludzki i co nam pani zrobisz... nic! To mocno uwiera! I w ogole, najwyzszy czas na kozetke! ide sie umowic :-)

      Delete
  10. Co do wydmuszek polecam zasysanie strzykawką. Pozdrawiam - wierna czytelniczka

    ReplyDelete
  11. No i przepadło.Od dziś na -How are you ? będę odpowiadać -Yyyyy...yellow?

    ReplyDelete
  12. Mam takiego znajomego, co opowiadał, że chciał odpowiedzieć twierdząco na pytanie "Do you speak English", ale zapomniał jak jest "tak" po angielsku.

    ReplyDelete
  13. I jak się czujesz po, excuse le mot, wydmuchaniu dziesięciu jajek? Wczoraj wydmuchałam dwa i mało mi płuca nie pękły. Jedna wydmuszka była dla Michasia, druga dla jego koleżanki z podwórka, której mama nie używa jajek.

    ReplyDelete