[15 Mar 2015]
(...)
Ryfka miała wpaść po południu.
O siódmej rano Dynia poinformowała nas, że aby skrócić sobie czas oczekiwania wykona dla Ryfki jakąś pracę plastyczną, jak to określiła, ponadprzeciętnej urody.
I słowa dotrzymała.
Piętnaście minut później powróciła z nieomal idealnie wyciętą... sześcioramienną gwiazdą.
Miejscami nawet żółtą, bo traf chciał, że ofiarą padła strona z katalogu żonkili.
- A co, poranny aniele, Ryfka ma sobie zrobić z tą akhem... uroczą gwiazdką? – zapytałam, gdy już ujarzmiłam historyczne konotacje, przypomniałam sobie pisanki Bobka z Hitlerem (‘Szósta klepka’), wyobraziłam sobie minę ojca Ryfki i w końcu odzyskałam głos.
- Don’t know. – nonszalancko odpowiedziała Dynia. – Decorate herself?
(AAAA!!!)
Dwugodzinne negocjacje (‘Błagam, wytnijmy dla Ryfki domek i kwiatki’ ‘BUT I WANT TO GIVE HER A STAR!’) zakończyły się kompromisem (‘Ksieżyc? Niebo gwiaździste nade mną?’) i ostatecznie, jeszcze tym razem, zapobiegły potencjalnemu skandalowi dyplomatycznemu.
Macierzyństwo, powiadam, to bieg ze sraczką do wychodka po drugiej stronie obsadzonego pokrzywami pola minowego.
Pod obstrzałem snajperów.
W deszczu meteorytów.
Tunguskich.
©kaczka
(...)
Ryfka miała wpaść po południu.
O siódmej rano Dynia poinformowała nas, że aby skrócić sobie czas oczekiwania wykona dla Ryfki jakąś pracę plastyczną, jak to określiła, ponadprzeciętnej urody.
I słowa dotrzymała.
Piętnaście minut później powróciła z nieomal idealnie wyciętą... sześcioramienną gwiazdą.
Miejscami nawet żółtą, bo traf chciał, że ofiarą padła strona z katalogu żonkili.
- A co, poranny aniele, Ryfka ma sobie zrobić z tą akhem... uroczą gwiazdką? – zapytałam, gdy już ujarzmiłam historyczne konotacje, przypomniałam sobie pisanki Bobka z Hitlerem (‘Szósta klepka’), wyobraziłam sobie minę ojca Ryfki i w końcu odzyskałam głos.
- Don’t know. – nonszalancko odpowiedziała Dynia. – Decorate herself?
(AAAA!!!)
Dwugodzinne negocjacje (‘Błagam, wytnijmy dla Ryfki domek i kwiatki’ ‘BUT I WANT TO GIVE HER A STAR!’) zakończyły się kompromisem (‘Ksieżyc? Niebo gwiaździste nade mną?’) i ostatecznie, jeszcze tym razem, zapobiegły potencjalnemu skandalowi dyplomatycznemu.
Macierzyństwo, powiadam, to bieg ze sraczką do wychodka po drugiej stronie obsadzonego pokrzywami pola minowego.
Pod obstrzałem snajperów.
W deszczu meteorytów.
Tunguskich.
©kaczka
Jestem fanką Dynii i jej Mamy również:))
ReplyDeleteWyginamy sie w uklonach!
DeleteA w sumie po co do tego wychodka biec. Można ukucnąć tam gdzie się stoi.
ReplyDeleteByle nie wdepnąć.
Jesli nie biegniesz, a do tego zygzakiem to meteor ma cie jak na widelcu :-)
DeleteDefinicja trafiła mnie w samo serce jak snajper meteorytem.
ReplyDeleteWolac kardiologa? :-)
DeleteJa tam tę gwiazdę przyjęłabym od Dyni z pocałowaniem ręki, a nawet jedno ramię gwieździste bym przyjęła, wszak za lat kilka to jakby Rembrandta mieć na ścianie! A Ryfka ewidentnie nie wie, z kim ma do czynienia i że brać powinna wszystko, jak leci, bez kręcenia nosem. Uświadomić Ryfkę!
ReplyDeleteRyfka by wziela. I na bank przyczepila do berecika, albo czerwonego plaszczyka. Nie wiem, co musialby na uspokojenie wziac ojciec Ryfki, gdybysmy mu wydali corke z zolta gwiazdka w klapie :-)
DeleteKaczko, czy ja Ci juz pisalam, ze uwielbiam Cie czytac??? :)))
ReplyDeleteTak mi pisz! :*
DeleteCóż za trafna definicja stanu zwanego "byciem matką" :-))))
ReplyDeleteStanu wojennego, prawdaz? :-)
DeleteA niech mnie meteoryt!
ReplyDeleteCo mi przypomina historie z koleżanka z Bangladeszu - studentką mody. Robiła raz na zaliczenie kilim dedykowany ojcu. Profesorka sugeruje: zrób biały, biały będzie pięknie wyglądał. Na co koleżanka z oburzeniem i wyrzutem: Ależ mój Tato jeszcze żyje!!!
Co mi przypomina! W bardzo wczesnych latach osiemdziesiatych rysowalam obrazek do wyslania za zachodnia granice. Mialy byc domki, kwiatki, bratki, ale cos mi nie wyszlo, domek byl jakis krzywy i przerobilam to na czolg. Zeby nie bylo watpliwosci, ze to czolg to wykaligrafowalam krzywulcami legende: 'to jest czolg.' 'to jest nasz dom'. Cenzura, ktora zwrocila list nie byla ubawiona, ale rysunek byl poniekad proroczy...
Delete... ale ta z Hitlerem jest najpiękniejsza:)))
ReplyDeleteTak, jak psia krwia, nasza gwiazdka :-)
DeleteMogło być gorzej, gdyby gwiazda była na ten przykład w łowickie paski. A domek też mógłby wyjść kontrowersyjnie, widziałaś kiedyś narysowany przez dziecko bez systemu odprowadzania spalin? Gdyby się tak zastanowić, ciężko o neutralny temat. Może wspólny przodek Abraham?
ReplyDeleteDyplomacja to ciezka praca. Bo tu sie, na przyklad, dziewczatka bawia na dywanie, a tu na nie spoglada zalamujac rece zezowata Matka Boska ze stiuku i z kiczu, ktora kiedys przynioslam 'spodsmietnika'. Albo ja tu grzecznosciowo, ale skrotem myslowym, czy wyjezdzaja na swieta? Na co oni z nieznacznym oburzeniem, ze przeciez nie obchodza... Stapamy po kruchej macy :-) Pewnie nawet Abrahama udaloby mi sie obrazic.
DeleteNo i na horyzoncie pojawia się Mr Hanky z South Parku. Nie jestem wielkim fanem tego serialu, ale akurat ten odcinek pasuje jak ulał.
DeleteToż to definicja macierzynstwa zawisnie u mnie w domu na honorowym miejscu, jestes najlepsza, nawet nie mysl o zaprzestaniu pisania.
ReplyDeleteJula
Julo, pojdz w me ramiona!
DeleteMistrzynie trafiania w samo sedno ;)
ReplyDeleteTrafilo sie...
Delete5 ostatnich linijek - mistrzostwo, copyright powinnaś na nie mieć.
ReplyDelete... jak raz sie trafilo slepej kaczce :-)
DeleteKaczko, na podstawie tego bloga należy nakręcić serial w rodzaju "Na krawędzi", z kulminacją i przesileniem w każdym odcinku. O mały włos!... nie wyłysiałam ze stresu. Lecz gdzie tu zdobyć TAKICH aktorów jak Dynia?
ReplyDeleteZa uslugi perukarskie Redakcja nie zwraca :-)
DeleteHmm podświadomość?:)
ReplyDeletekwk
Bardziej chyba niefrasobliwa nieswiadomosc :-)
DeleteWłąsnie, teraz używa się słowa "nieświadomość" :)
ReplyDeletekwk
Psychologia wielokrotnie stwierdziła, że ludzie "wiedzą" o przodkach rzeczy, których teoretycznie wiedzić nie mogą...
ReplyDeletekwk