[5 Mar 2015]
(...)
Jest rozwiązanie. Jest ratunek.
(...)
- ‘Czy to dziś?’ – pyta Dynia. Pyta tak od trzech tygodni, od chwili, gdy otrzymała pisemne zaproszenie na bal w zamku Laloliny.
Na nic instrukcje obsługi zrywnego kalendarza. Na nic ‘O obrotach ciał niebieskich’. Na nic wiwisekcja kukułki ze szwajcarskiego zegara.
‘CZY TO DZIŚ?' jest w tej chwili najbardziej zużytą, wymiętą, pogniecioną, wystrzępioną frazą z jaką kiedykolwiek miałam do czynienia.
Dynia cierpi nieopisane męki, ale – halo! – mnie też nikt nie posypuje płatkami róż.
Bal na zamku jest – używając politycznie poprawnej terminologii – dla 'Pierwszych Amerykanów'.
Przyszło mi zatem upolować misia (POLARnego), obedrzeć go ze skóry i wykonać zeń giezło dla aspirującej Pocahontas.
Oskubałam też jakiś gatunek chronionego kanarka.
Wymieniwszy złoto na koraliki planowałam ambitnie wykonać z tego misia i kanarków arras pod tytułam ‘Winnetou w objęciach Old Shatterhanda’, ale dioptrie za krótkie, noc za ciemna, za to cholera jasna.
Cholera jasna. Uporczywy biznes te koraliki. Dla zuchwałych.
A i Biskwit nie próżnował biorąc je za pilnie strzeżoną przekąskę.
Stąd giezło raczej lakoniczne.
Za to z potencjałem.
Założone tył na przód sprawdzi się jako ubiór bardzo ubogiego pastuszka lub meksykańskiego chłopa małorolnego z puebla.
Po dyskretnych przeróbkach obleci jako wiewiórka.
(...)
Dynia wydała pierwszą książkę.
Cena, jak zaznaczono, £4.99.
Lada moment – mówią na mieście - wyda się ŻUŃ.
(Radością napełnia nas to. O!)
©kaczka
(...)
Jest rozwiązanie. Jest ratunek.
(...)
- ‘Czy to dziś?’ – pyta Dynia. Pyta tak od trzech tygodni, od chwili, gdy otrzymała pisemne zaproszenie na bal w zamku Laloliny.
Na nic instrukcje obsługi zrywnego kalendarza. Na nic ‘O obrotach ciał niebieskich’. Na nic wiwisekcja kukułki ze szwajcarskiego zegara.
‘CZY TO DZIŚ?' jest w tej chwili najbardziej zużytą, wymiętą, pogniecioną, wystrzępioną frazą z jaką kiedykolwiek miałam do czynienia.
Dynia cierpi nieopisane męki, ale – halo! – mnie też nikt nie posypuje płatkami róż.
Bal na zamku jest – używając politycznie poprawnej terminologii – dla 'Pierwszych Amerykanów'.
Przyszło mi zatem upolować misia (POLARnego), obedrzeć go ze skóry i wykonać zeń giezło dla aspirującej Pocahontas.
Oskubałam też jakiś gatunek chronionego kanarka.
Wymieniwszy złoto na koraliki planowałam ambitnie wykonać z tego misia i kanarków arras pod tytułam ‘Winnetou w objęciach Old Shatterhanda’, ale dioptrie za krótkie, noc za ciemna, za to cholera jasna.
Cholera jasna. Uporczywy biznes te koraliki. Dla zuchwałych.
A i Biskwit nie próżnował biorąc je za pilnie strzeżoną przekąskę.
Stąd giezło raczej lakoniczne.
Za to z potencjałem.
Założone tył na przód sprawdzi się jako ubiór bardzo ubogiego pastuszka lub meksykańskiego chłopa małorolnego z puebla.
Po dyskretnych przeróbkach obleci jako wiewiórka.
(...)
Dynia wydała pierwszą książkę.
Cena, jak zaznaczono, £4.99.
Lada moment – mówią na mieście - wyda się ŻUŃ.
(Radością napełnia nas to. O!)
©kaczka
domniemywam, że musi to być książka o księżniczkach : Dyni i Ryfce. i obstawiam, że autor żąda nie 4.99 a 499. Za białe kruki płaci się słono
ReplyDeleteb.
To moze, jak amazon.com, sfotografuje i ujawnie pierwszy rozdzial? :-)
DeleteStrój cudny :) Książka też :) Mnie jak dotąd przyszło tylko wykonać koronę dla królewny. Nie liczę oczywiście biżuterii :)
ReplyDeleteKinga
Jesli byla tak piekna jak bizuty to nie staje do tych zawodow :-)
DeleteEch, no to ja już widzę oczyma wyobraźni te kolejki wijące się przed największą księgarnią, w której, przy stoliku, Dynia będzie rozdawać autografy. No i przecinek przesunie się o niezawodnie o co najmniej jedno miejsce w prawo;)
ReplyDeleteI juz sie wyjasnilo, czemu Dynia tak chetnie cwiczy podpisy :-)
DeleteDziś wydają książki, a jutro się!
ReplyDeleteNie, wydaly sie wczoraj! :-)
Deletei tym sosobem dowiodlas szalenstwa Ultramaryny Wasiuk.
ReplyDeleteNacisnelabym ten przycisk.
Ultramaryna ma wzrok na podczerwien. Ilez ja wulgaryzmow zuzylam przy tych koralikach dzgajac igla po omacku... Masochistycznie poszlam powiekszac zdjecia Ultramaryny, zeby znalezc niedoskonalosci, a skad, koraliki karnie ukladaja sie jak kolejka w niemieckim urzedzie.
DeleteTaaaa, widziała kiedyś moją robotę specjalistka od koralików splatanych w fantazyjne, nieludzko precyzyjne biżu, podniosła moją szmatkędo oczu, uśmiechnęła się współczujaco, poklepała po ramieniu i powiedziała: no nic, NAJWAŻNIEJSZE ŻE TO LUBISZ!
DeleteTy się Ultramaryna biżuterią nie zasłaniaj. Szaleństwo ci z butów wystaje!
DeleteKaczko, nie martw się. Ultramaryna ma na pewno jakieś braki.... może takich tortów jak ty nie piecze, albo krajanki jajecznej nie lubi.... wyszpiegujemy :)
Mówią na mieście.
ReplyDeleteBardzo.
Żuń
<3
Ha, uwielbiamy Zunia, jak rowniez niemych bohaterow drugiego planu: Ryszarda (niech mu rabata wygodna bedzie) i Dariusza (niech chrupie na miare poprzednika).
DeleteCzekamy na proze z papieru!
:-)
Weszłam w ten link od korali. I wyjść nie mogę ;) Szalejesz matka!
ReplyDeleteWpuscilam cie w maline Ultramaryne? To pozamiatane. Juz zawsze bedziesz tam wracac :-)))
DeleteNie wiem jak to się stało, że mnie tam kręte ścieżki wirtualne jeszcze nie zawiodły... Dzięki Wielka Kaczko!
DeleteKaczko! Znów dowód na siostrzaństwo dusz. I ja swego czasu byłam Pierwszą Amerykanką! Zanim jeszcze byłam Murzynem i grałam w kosza. Giezełko Siuksów się nie zachowało, ale peruczka z dwóch nadnaturalnie grubych, kruczych warkoczy i owszem, przeleżała gdzieś w alkowie. Wyglądam w niej dość zwyczajnie, natomiast fantastycznie prezentują się w niej samce. Najlepiej łyse od dziesięcioleci. Koncepcja blond Indianki jest rewolucyjna, tylko czekać aż ten wątek podejmie Hollywood.
ReplyDeleteElzbietto, wlasnie wykrylas glowne niedociagniecie naszego planu! Plask dlonia w czolo, przeciez Pocahontas powinna byc krucza! A gdziez tu komina szukac, by sadza dziecine przyczernic? Pozostaje wiec, utrzymawac, ze taka byla koncepcja artystyczna.
DeleteA jaskiniowcem tez bylas? Bo ja i owszem. Musze odszukac zdjecia i okazac je swiatu :-)
zawsze Dynia może robić za Pierwszego Amerykanina pół krwi, jak Sat-Okh, który był blondynem [przynajmniej jako dziecko ;) ]
DeleteByłam i ja - Stojąca z hardą miną:)
ReplyDeleteAle chude plecki okryte miałam jakimś kawałkiem pledu w geometryczne wzory. To tutaj, to zaś cudeńko godne Pocahontas:)
A pióra we włosach będą?
No i dzięki za link do Żunia.
Prawdaz, ze Zun przecudny?
DeleteNa piora we wlosach zapolowal Norweski. Jest opaska, sa piora z teczowego orla, ale brak pomyslu jak scalic jedno z drugim, bo opaska dosc waska.
I powiadam, w zyciu nie pokazalabym tych koralikow w zblizeniu, a taka Wasiuczynska ma rozdzielczosc, ze koralik zajmuje pol ekranu i nic, zadnego defektu nie widac... och!
Kaczko, jesteś nie do zdarcia. Zacne giezło!
ReplyDeleteZ daleka bardzo zacne. Dlatego brak zdjec w zblizeniach :-)
DeleteNie mogę się oprzeć i nie opisać schematu, który -imho - towarzyszy przebraniom Dyni od najmłodszych lat: Kaczka z igłą i nitką w zębach, po wyczerpującym maratonie po stoiskach, zdobywszy tekstylia niezbędne do naszykowania przebrania, dokonuje cudów, by przeobrazić Dynię w owcę, pirata, misia, Pocahontas (a czasem Biskwita w Dynię), by na miejscu pierworodna mogła zgarnąć niewręczaną nagrodę za nieprzyznawane pierwsze miejsce, które jest po prostu gwarantowane, gdyż wszystkie inne dzieci nie mają przebrania lub występują w roli dowolnych postaci pop kultury, niezwiązanych absolutnie z tematem przyjęcia.
ReplyDeletePS zazdroszczę umiejętności krawieckich ;)
Trafna diagnoza! Zeby dziecina, broncie bogowie, nie czula sie wyalienowana/gorsza/odrzucona przez stado staram sie te idiotyczne specyfikacje wypelniac w minimum 80% :-) Po czym okazuje sie, ze tym wypelnianiem pewnie ja bardziej alienuje :-))) Syndrom prymuski? Na szczescie nie umiem szyc, dziergac, robic na szydelku, wiec to mnie powstrzymuje przed dzielami o charakterze monumentalnym. A wierz mi, brak umiejetnosci krawieckich w wypadku Pocahontas ujawnil sie na calej linii :-) Mialam metr czterdziesci tego koca i planowalam wyciac w srodku dziure na glowe, zeby bylo latwiej. Niestety, nie przemyslalam proporcji i skonczylam z otworem, ktory bardziej nadawal sie na obwod w pasie. Zgrzytajac zebami musialam dostrzygac, wyrownywac, a po tym, klnac na czym swiat stoi, zintegrowac te dwa kawalki na okretke :-) Horror!
DeleteI jak wyhulałyście się wśród bladych twarzy na Zamku Lanoliny, w Krainie Lobotomii? Nuże, opowiedz jak było!
ReplyDeleteOpowiem, opowiescia z Krainy Lobotomii i Dekapitacji... niech mi tylko kac minie :-)
DeleteCzy Szanowna Kaczka zapomniała jak była żółciutkim puchatym kaczęciem i nie mogła się doczekać różnych takich, bo dni i godziny wlokły się jak przetrącone ślimaki?
ReplyDeleteStrój Pocahontas cudny, a książka moim zdaniem ma cenę £ 408.
I słusznie, dziewczę zna swoją wartość!
Fakt! Ide przeprosic Rodzona Matke :-)
ReplyDeleteale za ojro czy pounds? :)
ReplyDelete