[10 Mar 2015]
(...)
Eksplodowała wiosna i obnażyła moją niewydolność macierzyńską.
Wszystek przewiewny obuw Dyni najwyraźniej skurczył się z nieznanych przyczyn i rzeczona zmuszona była udać się w piętnaście stopni w cieniu w butach na podpince.
Na podpince z futra.
Alternatywą było, wiadomo, ostruganie pięty albo przycięcie paznokci u stóp wraz z palcami.
Dynia nie była rozbawiona podpinką, zignorowała ofertę, by nie wzuwać skarpety i opuściła domostwo pozostawiając mnie przygniecioną zarzutem sporych rozmiarów: ‘YOU DID NOT THINK!’
Faktycznie, nie pomyślałam. Wiosna zaskoczyła mnie jak zima drogowców?
Za to Biskwit.
Biskwita odwinęłam z zimowego opakowania na niemowlęta. Z takiej pierzynowej onucy skrzyżowanej ze śpiworem z termostatem dla nieletnich himalaistów planujących doraczkować przynajmniej do bazy pod południową ścianę Lhotse.
- Nareszcie! – odetchnęłam z ulgą, albowiem kokon ten – hojny dar od Hauptcioteczki – był wyjątkowo niekompatybilny z wózkiem, a jeszcze bardziej z Biskwitem. Biskwit bowiem musi cały czas pilnować swoich nóg i bardzo go denerwuje, gdy znikają z pola widzenia w czeluściach piernatów.
I oto nastał dzień, gdy znienawidzony piernat można było zasypać naftaliną i zjednoczyć się z odnóżami.
Radość z ponownego spotkania z nogami była wielka, acz Biskwit nie do końca wierzył, że nadal są zakończone stopami.
W tym celu błyskawicznie zzuł buty i skarpety.
Rozumiem, raz. Dwa razy. Ostatecznie trzy, żeby wyciągnąć z tego eksperymentu średnią.
('Są. Te stopy ciągle tam są!')
Ale rozochocony możliwościami Biskwit nagie stopy chciał macać ciągle.
Najpierw więc społeczeństwo goniło za nami pytając, czy zauważyłam, że dziecko zgubiło but (‘Tak, mam w kieszeni, uprzejmie dziękuję!’). Potem, w miarę rozwoju akcji, że zgubiło but i skarpetę (‘Wiem, wiem, tu w kieszeni. Proszę. Oto dowód’). Następnie, że zgubiło oba buty i jedną skarpetę (‘Ach, wiem, dziękuję. Schowałam do torebki’). A wreszcie, że zgubiło wszystko (‘Rozumiem niepokój, ale orientuję się w problemie i na bieżąco poszukuję optymalnego rozwiązania.’) Zatrzymana przez uczynne społeczeństwo po raz siódmy na trasie dwustu metrów Hauptstrasse postanowiłam oszczędzić mu troski i zadyszki i przytroczyłam obuw oraz skarpety w widocznym miejscu wózka.
Myślałby kto.
‘Widziałaś?! WIDZIAŁAŚ?!’ – zatchnęło się emerytowane społeczeństwo z rudym fiokiem i na cały głos odezwało się do zbliżonego wiekiem społeczeństwa platyna plus pasemka. – ‘Co za głupia krowa! Żeby takie małe dziecko! W taki ziąb! Bez butów i bez skarpet!’
©kaczka
(...)
Eksplodowała wiosna i obnażyła moją niewydolność macierzyńską.
Wszystek przewiewny obuw Dyni najwyraźniej skurczył się z nieznanych przyczyn i rzeczona zmuszona była udać się w piętnaście stopni w cieniu w butach na podpince.
Na podpince z futra.
Alternatywą było, wiadomo, ostruganie pięty albo przycięcie paznokci u stóp wraz z palcami.
Dynia nie była rozbawiona podpinką, zignorowała ofertę, by nie wzuwać skarpety i opuściła domostwo pozostawiając mnie przygniecioną zarzutem sporych rozmiarów: ‘YOU DID NOT THINK!’
Faktycznie, nie pomyślałam. Wiosna zaskoczyła mnie jak zima drogowców?
Za to Biskwit.
Biskwita odwinęłam z zimowego opakowania na niemowlęta. Z takiej pierzynowej onucy skrzyżowanej ze śpiworem z termostatem dla nieletnich himalaistów planujących doraczkować przynajmniej do bazy pod południową ścianę Lhotse.
- Nareszcie! – odetchnęłam z ulgą, albowiem kokon ten – hojny dar od Hauptcioteczki – był wyjątkowo niekompatybilny z wózkiem, a jeszcze bardziej z Biskwitem. Biskwit bowiem musi cały czas pilnować swoich nóg i bardzo go denerwuje, gdy znikają z pola widzenia w czeluściach piernatów.
I oto nastał dzień, gdy znienawidzony piernat można było zasypać naftaliną i zjednoczyć się z odnóżami.
Radość z ponownego spotkania z nogami była wielka, acz Biskwit nie do końca wierzył, że nadal są zakończone stopami.
W tym celu błyskawicznie zzuł buty i skarpety.
Rozumiem, raz. Dwa razy. Ostatecznie trzy, żeby wyciągnąć z tego eksperymentu średnią.
('Są. Te stopy ciągle tam są!')
Ale rozochocony możliwościami Biskwit nagie stopy chciał macać ciągle.
Najpierw więc społeczeństwo goniło za nami pytając, czy zauważyłam, że dziecko zgubiło but (‘Tak, mam w kieszeni, uprzejmie dziękuję!’). Potem, w miarę rozwoju akcji, że zgubiło but i skarpetę (‘Wiem, wiem, tu w kieszeni. Proszę. Oto dowód’). Następnie, że zgubiło oba buty i jedną skarpetę (‘Ach, wiem, dziękuję. Schowałam do torebki’). A wreszcie, że zgubiło wszystko (‘Rozumiem niepokój, ale orientuję się w problemie i na bieżąco poszukuję optymalnego rozwiązania.’) Zatrzymana przez uczynne społeczeństwo po raz siódmy na trasie dwustu metrów Hauptstrasse postanowiłam oszczędzić mu troski i zadyszki i przytroczyłam obuw oraz skarpety w widocznym miejscu wózka.
Myślałby kto.
‘Widziałaś?! WIDZIAŁAŚ?!’ – zatchnęło się emerytowane społeczeństwo z rudym fiokiem i na cały głos odezwało się do zbliżonego wiekiem społeczeństwa platyna plus pasemka. – ‘Co za głupia krowa! Żeby takie małe dziecko! W taki ziąb! Bez butów i bez skarpet!’
©kaczka
wszytskim nie dogodzisz, nie da rady :)
ReplyDeletewazne ze Biskwit zadowolony!
(Przypomina mi sie scena ze "Shreka". Osiol: "Dretwieja mi palce!" spoglada w dól. "Moje palce! Gdzie sa moje palce???!!"
No wiec Biskwit tez moze chce uzyskac stuprocentowa pewnosc, zrozum.
Rozumiem, ja Biskwita rozumiem, ale i on moglby! Jakis kompromis? On maca w domu, a moja reputacja pozostaje bez nadkruszen i zarysowan :-)
DeletePa-to-lo-gia:D:D:D
ReplyDeleteMyslalam, ze rajstopy rozwiazuja problem, ale Biskwit tez sie z rajstop i portek wyzwala. Z dwojga zlego lepsza gola stopa niz gola stopa, udo i kuper :-)
DeleteA czapeczkę Biskwit miał? Jeśli tak, to część grzechów zostanie Kaczce wybaczona...
ReplyDeleteNie mial. Jedyna czapeczka, ktorej Biskwit nie potrafi zdjac to taka wiazana pod szyja uszanka na futrze. Nie bardzo na pietnascie stopni w cieniu :-)
DeleteBiskwit może wstąpić z Grudką do jednego klubu. Tomaszów Niewiernych Kończyn. Grudka bowiem wciąż sprawdza gdzie są ręce, i nie daj boże pod kocykiem lub w tych okropnych (zdaniem Grudki) zimowych futro-kaftanach.
ReplyDeleteCzapeczkę też ma w poważaniu. No chyba, że do sesji zdjęciowej w domu.
DeleteEkshibicjonisci i nudysci! :-)
DeleteO rany, to i mnie tak wiosna zaskoczyła, że dziś do wiosennego płaszcza (15 stopni w cieniu, a jakże), musiałam założyć kozaki... Teraz się zastanawiam, czy przemóc znienawidzone obuwnicze zakupy i się dostosować do pogody, czy lepiej przemóc wstyd przed kpiącymi spojrzeniami przechodniów... Coś przemóc muszę. A w sumie, to bym już chciała jako ten Biskwit, jeno nie lubię boso po zimnych kamieniach.
ReplyDeleteWzuwaj kozaki bez skarpet! Jako i ja czynie :-)
DeleteNo widzisz. Biskwit rośnie, to i problemy poważniejsze, wspominając niegdysiejsze oburzone "ale że bez czapki?!" ;))
ReplyDeleteDodajmy, ze przy braku czapki spoleczenstwo zyczliwie napominalo. Przy golych nogach spoleczenstwo staje sie agresywne :-)
DeleteNo zaiste, jak można! Jak nic pójdziesz siedzieć do kryminału o chlebie i wodzie.
ReplyDeleteAle jak już wyjdziesz, to może by tak Biskwita wystawiać na jarmarkach i pokazywać, jak to się ze wszystkich kajdan i uprzęży wyzwala. Za pieniądze wystawiać, rzecz jasna.
Biskwit - Houdini desusow!
Delete:-)))
Jaaaa to było o moim Klopsie!
ReplyDeleteTylko on dzisiaj odmowił założenia kurtki. Za to nie zamierzał rezygnować z uszanki i szalika ;|
I łączę się w bólu, podczas tłumaczenia się społeczeństwu z braku odzieży :/ Uważaj zwłaszcza jak czapki nie miał to na bank podadzą cię do towarzystwa ochrony dzieci czy coś takiego ;) Ale możesz być pewna, że spoleczenstwo będzie teraz mialo o czym rozmawiać przez następny miesiąc i będą z wielką czujnością kontrolować u Biskwita każde kichnięcie albo smarka ;|
No nie mial czapki! Nie mial! Moze przyfastrygowac do skalpu? :-)
DeleteNie rozumiem podniecenia, bo ani Biskwit nie szedł, ani brudnych nóg nie miał.
ReplyDeleteAż mi się rymnęło
Czy miał?
Biskwit potrafi wrazic sobie stope w paszcze, wiec higiena jest!
DeleteMój starszy syn za nic nie założył pod spodnie czegoś więcej niż skarpetki (przy mrozach prawie -30 też), na szczęście tego nikt nie widzi, tylko ja zawał, że zapalenie płuc będzie ;). Przy obojgu dzieciach przerabiałam uwagi starszych pań na temat braku rękawiczek lub braku szalika na buzi i smoczka w ustach ;D. Ale że dziecko nie używa smoczka? MUSI, bo się nałyka zimnego powietrza ;)
ReplyDeleteKinga
:-))))
DeleteProfilaktycznie przed zimnym powietrzem chronilby rowniez knebel! Albo korek od szampana!
Widziałam kiedyś odcinek programu o kobietach obcokrajowcach w Polsce: jak sobie radzą, jak wychowują dzieci, jak łączą swoją kulturę z naszą. W tym odcinku młoda Wietnamka opowiadała o tym, że u nich dzieci chodzą po domu boso i generalnie na dworze w wózku także na bosaka, jak długo się da. I pierwsze słowa, których się nauczyła od przechodniów to: "zimne nóżki! zimne nóżki" ;-)
ReplyDeleteNa Wyspach Brrr... obcokrajowe dzieci rozpoznaje sie po skarpetkach :-) I zaczynam dopuszczac mozliwosc, ze te gole stopy Brrr...ytyjczatek to niekoniecznie wybor matek, ani potega tradycji :-)
DeleteU nas też Tintin powitał wiosnę obsesyjnym ściąganiem skarpetek, ale tylko w domu, więc mi się upiekło :P w konkurencji załóż-zdejmij młody wygrywa w cuglach, ściąga skarpetkę mniej więcej dwa razy szybciej niż ja mu ją zakładam :)
ReplyDeleteWierze. Przez mysl mi przeszedl klej, gwozdzie tapicerskie, albo podkowy. :-)
Deletegwoździami to u nas tradycyjnie nakrycia głowy ;) nóżki jeszcze ratujemy rajstopami :D
DeleteO beztroskie lata! Skarpetki. Mój nastolatek robi karczemne awantury, bo mu matka skarpet nie przyniosła ze strychu.
ReplyDeleteTym zajmuje sie Dynia. Karczemnymi awanturami :-)
DeleteA propos żywiołowej reakcji i krowy, lubię opowieść o Amerykaninie, który w PKSie aż się zachłysnął ze szczęścia widząc na poboczu chłopa z krową na łańcuchu- widziała pani, widziała pani- ten człowiek szedł z krową na spacer!
ReplyDeletePozwolisz, ze poniose dalej te opowiesc? :-)
Delete]Nieś- po morzach i lądach!
ReplyDelete