[97]

[21 Jul 2014]

(...)
Trudno zgadnąć, co kierowało Derekcją placówki, gdy wpadła na pomysł, by zorganizować letni piknik dla wychowanków, rodziców i grona.
Można spekulować, że chciała wcielić w życie ideę integracji i ekumenizmu, w tym, między innymi, posadzić przy jednym grillu Żydów i Palestyńczyków. Być może chciała pochwalić się wybitną kreatywnością i nadludzkim zaangażowaniem swojej kadry. Możliwe również, że planowała olśnić zebranych podopiecznymi szlifowanymi na brylanty, a gdyby tego było mało to dorzucić jeszcze porywające przemówienie na cześć. W tym swoją własną.
Zachodzi jednak przypuszczenie, że raz skosztowawszy owoców sławy, po prostu zapragnęła znów dostarczyć tematu na bloga.
Zaczęło się od koordynatów leśnej polany.
Na miejsce pikniku Derekcja wybrała środek bliżej niezidentyfikowanego lasu, którego współrzędne skonfundowały mapy dot com, książkę telefoniczną, atlas, globus, a nawet sąsiadów chlubiących się, że pamiętają oblężenie miasta.
W 1622 n.e.
Założyliśmy wszak, że to może jednak rodzaj osobliwej gry terenowej w ‘traf do celu’ i daliśmy się ponieść formie w nadziei, że na mecie spotka nas nagroda.
Nagrody nie było, acz odnieśliśmy moralne zwycięstwo, bo udało nam się, jednym z niewielu,  dotrzeć na czas.
Nawet mimo tego, że droga dojazdowa miejscami była węższa od samochodu.
(Nie mam urazy, nikt nam nie kazał samochodem.
Wychodząc odpowiednio wcześniej te dwadzieścia kilometrów mogliśmy przejść na piechotę.)
Rozesłany przez Derekcję okólnik zapowiadał rzeczy wielkie, w tym część artystyczną w wykonaniu nieletnich.
Niestety, nie wspominał kiedy owa nastąpi.
Dzięki czemu przybywając na miejsce punktualnie, nieomal z wybiciem kurantów, zastaliśmy naszpanie biegające jak stado bezgłowych kurczaków próbujące zebrać swych podopiecznych, gdyż występy miały odbyć sięnatychmiast, teraz, jetzt i now!
Szczęśliwie stosunek liczebny grona do wychowanków nie był, aż taki zły u Lisków. Pięć minut po jedenastej brakowało jedynie jednej trzeciej dzieci.
U ‘Tęczowych Popierdółek’ było znacznie gorzej, gdyż kadry było tam więcej niż nieletnich aktorów i matka Hildegardy była zmuszona wcielić się we wszystkie planety Układu Słonecznego oraz kilka innych ciał astralnych, by zachować ciągłość i sens przedstawienia.
Stałam przy bramie wejściowej , więc widziałam spóźnione Słońce z rekwizytem, którego produkcja musiała zająć rodzicom (na próżno!) kilka wieczorów oraz Saturna, który dostał rozstroju nerwowego na wieść, że Popierdółki już zeszły ze sceny.
Wróćmy wszak do performansu Lisków.
W okólniku Derekcja obiecała nadmiar wzruszeń wynikających z zaangażowania dziatek i miesięcy zatraconych w przygotowania do spektaklu.
Ogłoszenie o tym, że trupa teatralna ma się stawić od stóp do głów przebrana za piratów naszpanie wywiesiły pięć dni przed przedstawieniem.
Denerwujące, ale wykonalne.
Szczególnie, gdy człowiek ma szczęście i przezornie zamówił posiłki.
Z Artysty.

Bardziej jednak denerwujące, że gdy dzień przed przedstawieniem postanowiłam upewnić się co do rozmachu przedsięwziecia (czy Pani Lusiu mówimy o 'Piratach' Polańskiego, czy może bardziej o 'Piratach z Karaibów'? Gdyż chciałabym wiedzieć, czy iść w realizm, czy w awangardę?), pani Lusia zwierzyła się, że w sumie to wystarczy opaska na oko, bo dzieci (!) jakoś się nie kwapią do zakładania kostiumów.
Nie wiem, jakie dzieci były dla Pani Lusi grupą poddaną testom klinicznym, bo moje splądrowało trzy piętra H&M, by wybrać sobie koszulkę oraz naszyjniki z tombaku i od szóstej rano w dniu zero siedziało w łóżku jak czuwająca surykatka, by tylko odziać się w outfit.


I tak oto nie zaznałam wzruszeń, bo wyszła chała.
I przebóg, nie dlatego, że miałam aspiracje na musical z West Endu.
Wyszła chała, bo naszpanie może chciały dobrze, a wyszło jak zwykle.
Nie było czasu na domalowanie tatuaży.
Penelopa nie zdążyła, by gibać się z Dynią w parze.
Panie poranne  nie zsynchronizowały repertuaru z paniami popołudniowymi.
A nagłośnienie nie działało.
Nagłośnienie!
To było dopiero kuriozum.
Imaginujcie sobie Derekcję chodzacą po leśnej polanie i nawołującą setkę ludzi w tym zdziczałe dzieci przez niedziałający mikrofon (eins, zwei, drei, eins, zwei, drei, właściciel samochodu o numerach rejestracyjnych....) podłączony do czegoś na kształt okrągłego, dużego i ciężkiego odkurzacza.
Derekcja w jednej ręce mikrofon, a pod pachą ten odkurzacz.
Nie oddała zestawu nawet na moment.
Chociaż nie działał.
Gdy obrała azymut na naszą radosną gromadę nie przypuszczałam, że uczyni to wyłącznie po to, by poskarżyć się na swoją niedolę i na to, że Norweski niedomyślnie nie zgłosił się na ochotnika by nosić za nią odkurzacz.
Norweski stał, mrugał oczami nie rozumiejąc przekazu i wreszcie zapytał: Warum?!
Przecież nie działa!
Nie uzyskaliśmy odpowiedzi.
Że pogoda na grill była fatalna? Trudno tym obciążać Derekcję.
Choć malkontent, a jakże, mógłby się przyczepić, że informacja o tym, by przynieść parasole przeciwsłoneczne mogła się przezornie ukazać wcześniej niż w dniu pikniku.
Derekcja chyba jako pierwsza padła ofiarą jakiegoś słonecznego porażenia i mentalnego heksenszusu, bo gdyśmy opuszczali polanę to siedziała na ławce reanimowana przez naszpanie i przepraszała Norweskiego, że nie udziela się mu towarzysko.
(Que?!)
Ale nie, nie.
Impreza ogólnie bardzo udana.
Bebe i Norweski grillowali mięsa, czosnek i warzywa. Żydzi unikali Palestyńczyków, a Tamilowie ignorowali Syngalezów. Dynia z satysfakcją obnaszała kostium. kaczka leżała w cieniu, w jeżynach. Biskwit był zadowolony z okoliczności. Najedliśmy się zrzutkowym, niezidentyfikowanym jedzeniem i nie zostawiliśmy suchej nitki na organizatorach.
A na koniec, wisienka na torcie, ojciec Laloliny zabrał Dynię razem z Laloliną na basen i niezrażony do przyszłych eskapad zwrócił Dynię po czterech długich  godzinach.
Bajka.

(...)
Dla miłośników zagadek logicznych.
Jaką potrawę narodową dorzuciły do bufetu kaczka i Bebe?


©kaczka
22 comments on "[97]"
  1. śliczne białe misie? ;)
    Kinga

    ReplyDelete
  2. a może rybę po grecku albo grecką sałatkę :)
    Kinga

    ReplyDelete
  3. Żelki....

    Kachna

    ReplyDelete
  4. Pacz pani. U młodej przedszkolanki w najbliższym odcinku też będzie imprezowo :)

    Muszę zasadniczo zgodzić się z Lusią w kwestii kostiumów, przykład Dyni jest mało miarodajny, wiadomo nie od dziś, że Dynia jest wyjątkowa ;p

    Skłonna byłam Was posądzić o lepienie pierogów w prawym dolnym rogu, ale zgadzam się z Kingą - pandy z ryżu!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mozesz smialo posadzic mnie o plagiat tematu, bos uprzedzala, ze bedzie impreza :-)

      Mowisz, ze kostiumy u dzieci to nie jest chroniczna przypadlosc? Przyznaje, nie mam statystycznie istotnego doswiadczenia, ale co odbieram Dynie w piatki, w dniu kiedy Liski obowiazuje 'casual Friday' :-) to najczesciej obok zabawek przynoszonych z domu widze kostiumy ksiezniczek i superbohaterow. Zreszta angielskim zwyczajem sama placowka ma kacik do takich przebieranek z czego dziatwa ochotnie korzysta (dygresja: kapelusze tez sa obowiazkowe w takim kaciku. Wszy maja swietlana przyszlosc.) I dlatego mam wrazenie, ze Lusia probuje ze mnie robic idiotke. Jesli faktycznie proby do przedstawienia trwaly od pol roku to przede wszystkim Lusia miala okazje przetestowac, czy mlodziez ma ochote wystapic jako piraci. Ja wiem, mlodziez zmienna jest, ale z drugiej strony podatna na presje grupy rowiesniczej, co w przypadku Liskow mozna sprytnie wykorzystac. W celu zmotywowania tejze mlodziezy mogla sie Lusia kopsnac do najblizszego sklepu odziezowego, gdzie biale koszulki chodza po poltora ojro, naszkicowac na koszulkach pirackie atrybuty i rozdac dzieciom koszulki i flamastry, a nawet nozyczki by dokonczyly dziela zniszczenia. A jesli faktycznie Liski sie zaparly, ze nie wystapia wystrojone jak Jack Sparrow, a naszpanie tak chcialy szantowego zespolu to mogly pojsc w dekoracje, choragwie, lancuchy, czy skrzynie skarbow. Po polrocznych przygotowaniach do wystepu wyciecie z papieru czarnych pokrywek na oko pirata jest wedlug mnie takie sobie.
      I jeszcze kwestia 'rodzicu przebierz'. Na piec dni przed impreza, bez zadnego weekendu pomiedzy, zeby ten zwykle pracujacy rodzic mial szanse to przebranie sprokurowac razem z dzieckiem? A potem dzien przed impreza 'ale niekoniecznie'?
      Patrzac na niezborna organizacje przedsiewziecia mam wrazenie, ze 'zima znow zaskoczyla drogowcow'. Ten piknik bowiem odbywa sie w tym miejscu juz od wielu lat. Czy sie dziwie, ze zaskoczyla? Tak srednio. Obserwowalam naszpanie nad stawem i chyba wiem, co im dolega. Nie wspolpracuja ze soba. Za bardzo sie roznia. Wiekiem, statusem materialnym, wyksztalceniem, pochodzeniem, liczba lub brakiem wlasnych dzieci. Gdyby byly dwie to paradoksalnie, dzieciom by sie chyba poprawilo. Dwie musialyby ze soba rozmawiac. Przy trzech robia sie jakies koalicje i wylaza dasy oraz fochy. Do tego, albo nie maja pomyslow, albo po prostu im sie nie chce.
      Bebe swiadkiem, czlowiek chcialby podejsc i popchnac jedna z druga. Tak na rozruch.
      Ostatnia nadzieja w panu od Malpiatek. Dzis przedwakacyjne dni integracyjne dla przyszlych malpich adeptow. Dynia zadowolona, a pan sam z siebie opowiedzial mi jak minal dzien. Chwilo trwaj.

      Delete
  5. Kaczka z modrom kapustom i pyzy! ;)

    Ciekawość mię zżera pod jaką nazwą jest ta placówka (czyje osi imie, czy cóś w ten deseń).

    ReplyDelete
  6. Kaczka po norwesku w sosie bebe'szamelowym!

    ReplyDelete
  7. No kaczkę w buraczkach, chutney z dyni i biskwitowe herbatniki :)

    arbuz

    ReplyDelete
  8. W tej sytuacji... wyłącznie sajgonki!

    ReplyDelete
  9. Ja bym stawiała na te fikuśne pandy z ryżu ;-)

    ReplyDelete
  10. Podejrzewam kaczkę o usuwanie moich komentarzy....

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bebe, zeby tak teorie spiskowe? Tsyk tsyk! To blogspot cos ostatnio usprawnil. Pozarlo mi juz dziesiatki komentarzy, bo znikaja jesli w okienku 'replay as' nie ma: kaczka.

      Delete
    2. I przychodzi mi na mysl, ze przy nastepnym pikniku ugotujemy to, co wymysli publicznosc. Gdyz widze niewykorzystany potencjal sajgonek w sosie bebeszamelowym nadziewanych kaczka po zydowsku z modrom kapusta w barszczu ukrainskim z fasolka, a wszystko to utrwalone w duzym zelku.

      Taaa, ja lepilam pandy, a Bebe dorabiala im twarze i musowo narzekala, ze oczko sie odkleja. Panstwo nas znaja jak lyse misie.

      Delete
  11. Tęczowe Popierdółki. Ajlowju.
    Outfit w rzeczy samej zacny! Bigosu żeście nagotowały, hę? ;))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bigos nam nie przyszedl do glowy. Patrz, a dodalybysmy imprezie stylu!

      Delete
  12. Kaczko, kaczko, pytanie niezwiązane z postem, przepraszam, ale nie żałuję ;)
    Jak zrobiłaś, że posty o początkach Biskwita były niewidoczne, dopóki nie zrobiłaś zakładki o nim (Biskwicie, znaczy się)?
    Domyślam się, że otagowałaś te posty. Ale jak je wrzucić, żeby ich nie wrzucać?
    Popisałabym coś sobie a muzom, ale wszysztko zostaje w roboczych, a to chyba nie o to chodzi....
    Hołk. I ciasteczka na dobry dzień.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Gnomie, chyba nie ma takiej opcji, ja te notatki pisalam w Wordzie lub na serwetkach lub na wykresach KTG i potem nudzac sie w pologu zebralam i opublikowalam. U mnie dodatkowo trudniej, bo jesli chce polskie znaki to wszystko musze w Wordzie kopiuj-wklej. Tyle mojego, ze sobie klawiature przystosowalam systemem kombinacji, ze do tych polskich znakow mam dostep.
      Pozostaje chyba wersja 'robocze'.

      Delete
  13. Myślisz, że ja cię mogę tak bezkarnie uwielbiać co post? Tak zostać tu boczkiem jako nadworny umizgacz? Umizgu umizgu;>

    ReplyDelete
    Replies
    1. Prosze! Prosze! Zawsze marzylam, zeby mnie ktos umizgiwal! :*

      Delete