1155-1156



[6-7 Dec 2013]

(...)
Bieżąca imaginancja i chiromancja Dyni (oprogramowanie podstawowe v.1.0) pozwala na udawanie, że ‘kapaTi’ [1] w pustej filiżance jest wrzątkiem.
- CHU CHU! – Dynia chucha.
Że plastikowe dzieci mają permanente rozwolnienie.
- Iiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii! – Dynię skręca, gdy zdejmuje im pieluchy i egzekwuje siedemdziesiąt widzialnych chustek, aby obetrzeć niewidzialne ekskrema z polietylenowych zadków.
Że można ugotować zupę z wody i płynu do kąpieli.
- LYSZYS [2], MAMA! – przekonuje Dynia i cieszy się, gdy winszuję sobie, aby mi przylać repetą.
Że z waniennej piany można udrapować sobie perukę i zarost i udawać kogoś innego:
- MNIKOŁAJ! [3]
Ale, że można różowym widelcem lalki Loli sprawdzać parametry życiowe pająka rozpiętego między kubłami na śmieci...
- MAAAAAAMA!? PATER!!! NO EAT! NOOOOOOOO EAT!!! [4]
Poza tym Dynia lubi informować.
Ochronka już wie, że matka Dyni przekąsza arachnidami jak arachidami.

[1] w oryginale cuppa tea  z wiejskim akcentem
[2] oszczędnie o delicious
[3] wiadomo z kim i w jakim języku warto trzymać
[4] tłum. ‘Odbiło ci?! Nie jedz pająka!

(...)
Zapomniałam, że przeczytać tysiąc stron kwitów, zaznaczyć błędy, dwuznaczności i inne nieuczciwości czerwonym ołówkiem, napisać na ten temat kilkanaście stron tekstu to w zasadzie przyjemność obcowania z własnym intelektem.
Gdyż bywa i tak, że pozostali wyznaczeni do czytania niby przeczytali to samo, ale ich kwity (z moimi identyczne) zawierają wyłącznie obietnice zwrotu raju utraconego wraz z odsetkami. (Ich Ikea, odniósłbyś wrażenie, ma wyłącznie samonakrywające się stoliczki z dostawą do domu i bez konieczności samodzielnego składania.)
Sprawdza mi się tu, że ci, którzy wiedzą najmniej, wiedzą o tym najgłośniej.
Teoretycznie, człowiek skonfrontowany – czerwono na białym – z błędami, dwuznacznościami i innymi nieuczciwościami, weryfikuje swoją opinie. (Nie wymagam nawet, by publicznie zjadał napisane słowa albo ciął nimi sobie żyły.)
Teoretycznie (!).
Wygrzebałam tedy resztkę czerwonego ołówka ze śmieci i dalej jak Robin Hood na Rosynancie bronię naszych podatków.
Dwadzieścia osiem skrupulatnie uzasadnionych argumentów później  (plus jedną bajkę nieprzeczytaną dziecku przed snem) nadal otrzymuję listy ‘nie bo nie’.
Fascynuje mnie mechanizm, czy to dlatego, że jestem kobietą, czy dlatego, że reprezentuję kraj, który nie jest po sąsiedzku (jak na festiwalu pieśni i tańca Eurowizji), czy dlatego, że po prostu mam rację?
I czy w bezpośredniej konfrontacji też będzie ‘nie bo nie’.

©kaczka
5 comments on "1155-1156"
  1. A już miałam wizję, że przeczytać tysiąc kwitów, to jaj złożyć tysiąc żurawi origami. Oczekuje cię wieczne szczęście.

    ReplyDelete
  2. Kaczko,
    mam nadzieje, ze to nie chodzi o gender, bo niewiele mozesz zdzialac w tej dziedzinie, bo co na to Dynia? zreszta czytelniczki i czytelnicy nie zapisywali sie na Kaczora!

    moze to po prostu standard: tam gdzie konczy sie logika zaczyna sie Anglia. Plus na tej wysepce dodatkowo oprocz logiki czasem szwankuje rozum...

    ReplyDelete
  3. Pozostaje mi tylko dodać parę słów otuchy :) Trzymaj się mocno :)

    ReplyDelete
  4. Tym razem zwizualizowałam sobie pajęczą nóżkę zakąski zwisającą z Twych ust. Czy - za przeproszeniem - dzioba :D.

    ReplyDelete
  5. > Bebe: niektore kwity nadawaly sie wylacznie na origami :-)

    > Panieno: obawiam sie, ze brak rozumu ma charakter uniwersalny, kwity czytaja przedstawiciele narodow zjednoczonej Europy. przypuszczam, ze tacy grecy moga nie wnikac, czy teutonskie nazwisko trafilo mi sie z wyboru, czy z przydzialu :-)

    > Petroff: dziekuje. czerwony olowek mi deska ratunku!

    > Evitaa: ... dodaj do obrazu rozowy widelec :-)))

    ReplyDelete