[10-12 Aug 2012]
(...)
Może jest tak, że w ciągu tygodnia mój układ immuno trzyma się na agrafki, na wyplutą gumę do żucia, na sparciałą recepturkę, na gwóźdź i na resztki postronka, na ślinę, na plwocinę...
W piątek zwalniam i wszystko się rozpada?
Jak inaczej wyjaśnić, że kolejny weekend spędzam w malignie.
W malignie – do diaska! – jestem stałym bywalcem, konsjerż kłania mi się nisko, mam apartament z numerem trzydzieści osiem i dziewięć, a w nim zamiast kwiatów - wykwity (czerwone, z gorączki), bez zarzutu płytki i inne cytki w łazience en-suite, w menu - kleik, a za ścianą upierdliwe sąsiedztwo zdrowiuteńkiego, żywiutkiego hobbita.
Czy możliwe, że nie uodpornię się na macierzyństwo?
(...)
Zwalniam.
Maligna nie zwalnia.
Z niczego.
(...)
Po misiu?
©kaczka
No żesz!
ReplyDeleteGumę do żucia obstawiam.
Apartament ma za wysoki numer - zdecydowanie!
Hobbita zaleca się spacyfikować.
Zez łojcem!
Zdrowiej, słonko:*
Mnie sie zdaje, ze niczym innym sie nie zajmuje. Wylacznie zdrowieniem. Inna rzecz, ze to goraczki przelotne jak deszcze nad Wyspa. Ta przeleciala wczoraj, dzis jest katarem.
DeleteKaczko, wszystkie wapory, wszystko to pewnie wina klimatu i tamtejszych miazmatów.
ReplyDeleteZ drugiej strony, są tam pewne atrakcje -;)
Widziałam już dorsza a la makrela, makrelę a la łosoś, ale dorsz a la miś pinda budzi szacunek!
I chodzi o to, zeby te plusy... :-)
ReplyDeleteZ misia pindy :-))) tez jestem wielce zadowolona, choc produkcji on tasmowej (Norweski jeszcze wierzy, ze sama, nozyczkami do paznokietkow, cielam mordy i uszy... i niech wierzy!)
I o to chodzi-;) Niech wierzy i niech będzie Jemu na zdrowie! Przecież, zgodnie z tradycją mąż dowiaduje się ostatni!
Deleteto może powinnaś zapodać sobie jakąś odporność z zewnątrz? np czosnek z miodem zagryzając wit C....
ReplyDeleteMysle, ze najskuteczniej zadzialalaby emerytura :-)
Deleteprzecież Ty chora jesteś właśnie poza pracą.... nie możesz iść na emeryturę
DeleteNie, stanowczo nie podoba mi sie ta teoria :-)
Deletea nie da się tego towarzystwa rozpędzić paracetamolem?
ReplyDeletealbo tak , jak w Koper (o ile dobrze pamiętam relację Rodzonej M.) - zdobyczami z pobliskiego targowiska :)))
Relacji nie pamietam (ze niby czym? suszonymi nietoperzami?), ale z dzisiejszej rozmowy z Rodzonymi wychynela hipoteza, ze czlowiek przypomina sobie mlode lata w okolicach osiemdziesiatki. Jest nadzieja, acz nie wiem, jakie sa moje szanse na dozycie przy takim nadwyrezaniu immuno?
DeleteThis comment has been removed by the author.
ReplyDeleteDziecięciem będąc, myślałam, że maligna to "maglina". Jakoś ładniej brzmiało i z gliną się kojarzyło może (że łapy można wybrudzić czy coś).
ReplyDeleteSpadku immuno nie zazdroszczę, mogę pocieszyć ewentualnie brakiem górnej szóstki, z którą żem się przed weekendem ostatecznie pożegnała i trochę mi życie utrudnia. Znaczy jej brak mi utrudnia ;).
Nie daj się zatem, czary jakieś odczyń może? Czary z herbatą gorącą też mogą być.
Wyrazy wspolczucia. Choc lepiej zeby bolalo raz niz wloklo sie w nieskonczonosc. Zeby sa glupie.
Delete:-)
Misiu!!!! Kaczka czas chyba na zimne prysznice, ryżową szczotkę i kąpiele w przeręblu. Albo wyspowym sposobem: paracetamolik ;)
ReplyDeletePrawdaz, ze mily misiu? Japonczycy wiedza, jak zaczarowac obiadowe odpadki. Tyle, ze Dyni wszystko jedno. Wedlug ochronki Dynia ucieszyla sie misiem przez sekunde, a nastepnie urzadzila masakre w zoo.
DeleteZimne prysznice mam nieustannie, bo nasz bojler jest chyba kaloryferem. Nawet nie kaloryferem, bo kaloryfer przynajmniej grzalby wode, a ten tylko emituje cieplo. Na zewnatrz.
Paracetamolik jak landrynki :-)
A to misiu nie było słodkie?
DeletePrzyjedź do mnie! W wigwamie prysznic jak wodne bicze, ciepłość kończy się z kurkiem sąsiadów z dołu, którzy zdaje się ZAWSZE zmywają naczynia.
Z misiu, jesli przyjrzysz sie dokladnie, z misiu wystaje tunczyk. Ale pewnie da sie ulepic misiu z ryzu na slodko. Bede lepic, bo dostalam matryce do misiow prosto z Tokio :-)
DeletePrzyjade! W wigwamie ciasno, wiec jak nachuchamy to i woda sie podgrzeje :-0
Znajoma mężowi mawia: "boli? znaczy, że żyjesz"- wiem marne to pocieszenie, ale za to moc fluidów pocieszających ślę i nad żyrafią paszczą się rozczulam,pamiętając, coby wieczorem dziecięciu pokazać. Czym się! Jutro ślę Peppowy list dla młodzieży!
ReplyDeleteCzekanie na list trzyma mnie przy zyciu! Sluchajcie no Szalency, za rok przyjedziecie do nas karmic te zyrafy. Sienieda?
Delete:-)
kaczku, ja wraz z ewa i bebe trzy grosze, lub po kontynentalnemu centy (poki som). witamina D, koniecznie. tej zimy lykalam (1000IE, czyli dawke osteoporotyczna) i choc lilkowy 39 stopniami mnie podgrzewal (bo ja zmarzluch wieczny) - nawet katarum nie miala. a lilkowy na perswazje odporny- to choruje. i bardzo wazne- witamine d dyni dawac. polnocne dzieci - na sm choruja. Wy tam nawet w lecie slonca nie macie, w lecie tez lykac. poziom sprawdzac, ma byc w srodku (nie "w normie"). to hipoteza tylko, ale po co ryzykowac. pozdrawiam.
ReplyDeletePoziom mozemy jedynie na oko, bo nikt nam tu tak wyrafinowanych badan nie zleci. Ale dziekuje za przypomnienie, bo od zimy sobie obiecuje, ze wcisne w Dynie De, a teraz, juz wstaje, juz ide do szafki...
Delete:-)