[103]

[21 Aug 2014]

(…)
[Czytelnicy! Darujcie karygodne zaniedbania w dotychczas raczej konsekwentnym nurcie narracji. Wybaczcie braki w listach, emailach i komentarzach. Mea culpa. Wakacyjna przerwa w placówce oraz fakt, że oto dziś czterozębny Biskwit wyszedł sam z łóżka i ruszył wprost ku kablom, wtyczkom, nożom i tasakom nie ułatwia czepiania się słów. Wróci jesień, wróci  Ordnung, kojec i regulamin.]

Helisy Biskwita są brytyjskie.
Lewoskrętne.
Jak inaczej tłumaczyć, że Biskwit chce ryby w tłustej panierce, a w każdy z teleskopowych chwytników po frytce?
Biskwit to jednocześnie ćma.
Jedenasta wieczorem, bar w Amsterdamie, pluszowe fotele, głuchy stuk bilardowych kulek. Z jedzenia wyłącznie nasmażone frytki z majonezem do ryby, która połknęła Jonasza i prawdopodobnie nadal go trawi. Z napojów piwo, sznaps i sok z syntetycznych pomarańczy.
Biskwit jada duszone.
Chwyta w ręce i dusi.
Fytki i panierka puszczają tłuste soki, ale Biskwit ani myśli wypuścić z garści ofiary.
(Palce trzeba wyłamywać łyżeczką.)
Gdy nie dusi próbuje wylizywać kieliszki.
Nie było naszą intencją siedzieć nocą w amsterdamskim barze, lecieliśmy na pierogi z jagód.
Tyle, że najbłękitniejsze królewskie linie powietrzne zapodziały samolot i odesłały nas do hotelu z barem i z frytką.
Hotel łyskał łuną gwiazdek, miał szlafroki i kapcie z monogramem, a do śniadania podlewał szampany, ale człowiek naszarpawszy się w podróży, kiwając się tuż przed północą nad rybą i frytką nie doceniał szlachetnych detali.
Co innego Biskwit.
Biskwit doceniał wszystko. Od panierki przez podgrzewacz do skarpet po sypialną miejscówkę na gęsim puchu.
Biskwita radowały starty, lądowania, Pindakaas, Strupciastka, naleśniki na śniadanie, Gouda i posypka z czekoladowych farfocli.
Biskwit chętnie zbierał dary (głównie wypchane pluszowe truchła z logo) oraz wyrazy uznania od najróżniejszych grup zawodowych – kanadyjskich zakonnic, holenderskich gejów, niemieckich stewardess i pani sprzedającej ceramiczne chodaki z Delf.
I ostatecznie dolecieliśmy na pierogi.
Takie domowe pierogi z ciasta z mąki i wody, al dente, broczące prawdziwą, leśną jagodową posoką, wypychane słodkim twarogiem, ocieplane nieruchomą, gęstą śmietaną, inkrustowane malinami prosto z krzaka.
I zabraliśmy sobie tych pierogów na pamiątkę i na niebieskich językach, i w plamach na ubraniach, i na sztuki w walizce.
Tyle, że najbłękitniejsze królewskie od wczoraj nie wiedzą, gdzie wysłały naszą walizkę i kto teraz je nasze pierogi.
Czy pies od narkotyków w Amsterdamie, czy plemię Masajów w Kongo?

(...)


©kaczka
28 comments on "[103]"
  1. Ktos polasil sie na wasza walizke? To pewnie te psy wyczuly, a celnicy skonsumowali te luksusowe pierogi. Ot cala zagadka. ;-) Problem tylko taki, ze jak sobie te pierogi odpowiednio zakropili, to pewnie do tej pory na walizce waszej spoczywaja :-D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Gorzej jesli dostarcza walizke z tymi, co na niej spoczywaja :-)

      Delete
  2. Bosz, bosz.. pierogów z jagodami chcę!
    To se chyba zrobię jutro, jak bum cyk cyk ;-)
    (Wybacz Kaczko, na pozostałej treści, choć dramatycznej, nie jestem w stanie się tak skupić jak na zdjęciach i jutrzejszym planie obiadowym).

    arbuz

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wybaczam, bo zjadlam tych pierogow chyba z pietnascie. Gdybym byla modelka nomen omen Rembrandta i ulozyla sie do Lekcji Anatomii to po pierwszym cieciu wystarczyloby, by artysta zamalowal plotno na fioletowo :D

      Delete
    2. :-)))))

      ps. 15? pfffff ;-)) mój rekord za czasów licealnych to 30.
      gdyby to były wtedy z jagodami, to Rembrandt musiałtby zamalować całą pracownię na fioletowo ;-)

      arbuz

      Delete
  3. O miszczowie okrężnych dróg! Łączę się z wami kubkiem smakowym zafarbowanym na fioletowo. Biskwitowi włączyło się turbo-doładowanie! Niech żyją frytki! Teraz dopiero nie poznasz się Kaczko na wadze...tylko nie znikaj (cytuję Wiewióra) into nothingness....

    ReplyDelete
    Replies
    1. Odpowiednikiem nothingness jest w naszym narzeczu 'ikketingness' :-) Bliskosc lodow Plombir zapobiega znikaniu. Dzis z mielonymi rodzynkami. Wstyd mi, bo zdradzamy Stefano na rzecz totalitarnego mocarstwa, ktore gardzi naszym jablkiem. Tyle, ze Plombir w przasnym waflu, owiniety w pergaminowy papier to wypisz wymaluj 'Bambino' z lat mlodosci :-) Cholera, a mialam nadzieje, ze poczestuje cie pierogiem tysiaclecia. Coz, nastepnym razem. Na miejscu.

      Delete
    2. Pierogi tysiąclecia zrobię ci sama! :D
      A za Plombir cię nie winię.....kto nie jadł Bambino (i mrożonego twarogu) niech pierwszy rzuci kamieniem!
      Przybywaj!

      Delete
    3. Miej na uwadze, ze poprzeczke ustawiono ci na wysokosc miliona jagod - jedna na drugiej w pionie. Ales ambitna, wiec dasz rade. Przybede. Jeszcze tylko kilka wizyt oficjalnych i luuuuz!

      Delete
    4. No tak...w Twoim grafiku pierwsze luki masz zapewne dopiero w listopadzie.

      Z soczewicą będą.

      Delete
    5. Nie, cos ty. Jest szansa na polowe pazdziernika ;-)
      Pierogi z jagod z soczewicy?!
      Przeciwnicy rytualnego uboju jagod beda wniebowzieci!

      Delete
  4. Wysłać psa od pierogów na poszukiwania!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Myslalam, zeby wyslac Biskwita, ale on nastrojony wylacznie na fryty.

      Delete
  5. Nie wiem dokładnie kiedy to nieszczęście (zagubienie walizy) nastąpiło, ale pierożki powinny już odpowiednio wonieć, więc znalezienie nie powinno nastręczać większych trudności, no chyba, że jednak zostały pożarte uprzednio, w takim wypadku waliza nie odnajdzie się nigdy, bo któż by się do pożarcia przyznawał;)?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ochlodzilo sie, a pierozki byly przemyslnie zapakowane przez kaczke, jakby nie bylo, rowniez z dyplomem mikrobiologa zywnosci. Oblozone chlodem i lodem. Ale nawet tenze patent nie wytrzyma 48h. Czesc ich pierozej pamieci!

      Delete
  6. Byłaś na pierogach w Polsce?
    Nie sądzę aby na Zachodzie rosły gdziekolwiek maliny i biały ser.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Maliny są, jaknajbardziej, gorzej z białym serem :)

      Delete
    2. Biały ser w sklepach rosyjskich jest bezproblemowy.A sklepów rosyjskich w Germanii pod dostatkiem.

      (Choć jeden jedyny raz, gdy ser kupowałam, pan sprzedający próbował mi wmówić, że ser jest eko, bo ma krótki termin przydatności do spożycia :-)) ).

      arbuz

      Delete
    3. I jedne i drugie do nabycia. Twarogu w ulubionym slowianskim sklepie mam z siedemnascie rodzajow, w tym z Polski i wszystkich mozliwych bylych republik. Gorzej z silna wola by wylepic. I to wedle receptury z a'la szkolna stolowka.

      Delete
    4. Ech, u mnie skromnie tylko dwa, choć po ciemnej stronie miasta podobno więcej. Ale za to te dwa w luksusowej cenie dwudziestu :) Pewnikiem też eko.

      Delete
    5. Jednak mieszkam na teutońskiej wsi.
      Nie ma twarogu. Ani polskiego sklepu. Ani innego słowiańskiego. W ogóle sklepu nie ma! sacreble!

      Delete
    6. Dlatego wszystkim wszem i wobec opowiadam, ze odrzucilas dobra tego swiata, odsunelas sie od agresywnego konsumpcjonizmu i chodzisz bez butow. :D

      Delete
    7. Oraz nie posaidam auta w landzie autem płynącym - co mi wytkną Twój małżonek. Ale czego się nie robi dla sztuki. Pasuje mi to bardzo do imiżu.

      Delete
  7. Darujemy, ale nawołujemy do poprawy :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Obiecuje, acz tymczasem zabieram ostatnia pare majtek i dwoje dzieci i dobrowolnie wsiadam do pociagu by przejechac pol Republiki ku Hauptcioteczce. To z pewnoscia zainspiruje. :-)

      Delete
  8. "Przecież frytki są najlepsze na świecie, prawda mamo?" :)

    Chyba w dowód telepatii od dwóch dni jemy pierogi, choć marne to pocieszenie, że nie duszone przez Biskwita. :/

    ReplyDelete
    Replies
    1. Biskwit dusi wylacznie przetwory z kartofli i suchy chleb :-)
      Wspominamy was z kazda frytka i zaprawde, co sie odwlecze... zreszta obiecalam to musze dotrzymac :-)

      Delete
  9. Ten Biskwit jest taki apetyczny - do zjedzenia - jak mawiała znajoma matka o moim synu:)

    ReplyDelete