[78]

[30 May 2014]

(...)
Przedszkole jest wyznaniowe.
Przy stoliku w grupie ‘Bawarskich Szarotek’ siedzi czteroletni potomek Żydów rosyjskich. Je kanapkę z mortadelą i łupie w karty.
W ‘Czarnego Piotrusia’.
Talia ‘Czarnego Piotrusia’ przedstawia dwunastu męczenników Kościoła katolickiego.
Kątem oka zauważam, że Norweski pospiesznie sprawdza w prospektach denominację placówki.
- Wyluzuj. - mówię. - To pewnie dialog ekumeniczny.
Potomek odziany jest w koszulkę przedstawiającą mękę Chrystusa Pana. Nieznany artysta nie przyoszczędził na krwawych szczegółach.
Nie ukrywam, robi wrażenie w kontraście ze standardowym wystrojem przedszkolnej sali.
Na ścianach cztery pory roku, motylki z celofanu, na  torsie agonia.
Stylizacji dopełniają opisy na plecach ‘Jesus loves you’ oraz ‘Suwenir z Jerozolimy’.
(Z Hard Rock Cafe?)
Potomek siedzi, łupie w karty ze świętym Laurencjuszem lub Ignacym Antiocheńskim i czeka na powtórne przyjście Mesjasza.

[Pozwoliłabym tam Dyni usiąść i również poczekać, ale dyrekcja zaczęła macać mój liberalny światopogląd.
Językowy światopogląd.
- Dlaczego tak późno do niemieckiego przedszkola? Czy pani zdaje sobie sprawę, jakie problemy z matematyką mają dzieci dwujęzyczne?!
(Przenajświętsza Panienko, niby dlaczego akurat z matematyką?!)
- Nie wiem.
- No, właśnie. To jeszcze pani zobaczy.


Więc na tę paruzję to jednak nakroimy sobie mortadeli na kanapki w domu.]

©kaczka
43 comments on "[78]"
  1. No to wreszcie przedszkole z właściwymi priorytetami i empatycznym personelem. Ja bym pchała tam Dynię ;-))

    buziaki Matko Nieutrudzona W Trudzie!

    arbuz bez dna

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zaczynam wyciagac wnioski i mi wychodzi, ze w calym erefenie sa tylko dwa fajne przedszkola. Wasze i to, do ktorego uczeszczala dziatwa Panpaniscusa. Albo ciazy nade mna klatwa :-)
      Dynia do wyznaniowego chetnie, ale motywacje malo wzniosle. A wlasciwie jedna motywacja: duza, drewniana kuchnia do zabawy. Pytam, a co, jesli, uchowaj Boze, koledzy okaza sie malo rozrywkowi? Dynia na to: 'sama sie bede bawic'. :)

      Delete
    2. Kaczko, przez ostatnie 10 miesięcy jestem na wyboistej drodze rozmyślań, co oto takiego w przedszkolu dla nas najważniejszym jest. Oczywiście oprócz tego, że wszystko ;) Odrzucenie przekonania, że znajdę przedszkole z tym wszystkim, które nas jeszcze zechce, bolało i boli. (Montessori brak, Waldorf i inne bliskie wyobrażeniom wypięły się na nas. Ostatecznie stwierdziłam, że no to nigdzie i nadal nie byłam zadowolona ;)) ).

      Aktualnie jestem na etapie: personel, naszepanie, czyli bezpieczeństwo dziecka, u nas Regina i Anna są najważniejsze. Pomimo, że musimy tam dojeżdżać pół godziny, jedzenie cateringowe, grupa mego dziecięcia niestety na piętrze, przedszkole niestety nieukryte w gęstwinie leśnej, powiedzieliśmy tak.
      Oczywiście może się okazać, że naszapanie w ril lajf są mniej opanowane i serdeczne, ale cóż, pozostaje nam jedynie naiwne zaufanie i poleganie na Bauchgefühl...
      (No i oczywiście gdy się od sierpnia zacznie jazda także dogłębna analiza i interpretacja stanu i każdego ruchu dziecka, znając moje wyluzowanie ;) ).

      Kaczko, ściskam, łączę się i wierzę w Twoją intuicję :)

      arbuz


      Delete
    3. No tak. Mam wrazenie, ze strasznie tne po swoich planach (Montessori, Waldorf, ech :-), z drugiej strony wysoko postawilam poprzeczke, moze jest zatem z czego odejmowac :-)
      Intuicji sie trzymam. Na dluzsza mete nie da sie przewidziec, a miodowy miesiac predzej, czy pozniej sie konczy :-)

      Delete
    4. Co chciałam powiedzieć... że ostatecznie chyba jednak (tu czasami się waham, a czasami nie ;) ) nieważne, czy montessori, czy nie, ważne, żeby dziecko było tam bezpieczne i dobrze się czuło.
      Cóż za złota, wydmuszkowa, wypełniona próżnią myśl ;))

      arbuz

      Delete
    5. PS. Dodam tylko, że nasze jest także wyznaniowe, właścicielem jest kościół ewangelicki, co dla nas jest zupełnie ok, a wręcz było częściowo pożądanym. Mam na szczęście jednak wrażenie, że to pod względem indoktrynacji dość wyluzowana instytucja.

      Delete
  2. O Chrystusie! Do czego to doszlo!
    Choc slyszalam, ze wyznaniowe bywaja roznie zabrwione w zaleznosci od sily pogladow derekcji.

    Szukajcie a znajdziecie?
    Ide odmawiac litanie w intencji.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wyznaniowe moze byc, nikomu nie odbieram praw do castingu. W tym wypadku stroj potomka to chyba wyobraznia rodzicow, bo reszta grupy bardziej 'angry birds', a dziewczynki 'hello kitty' :-)
      Z castingu natomiast bede wykreslac bez zmilowania za opowiadanie bzdur. Od jezykow psuje sie matematyka, a jutro moze sie okaze, ze na przyklad zeby? (Przepraszam, monotematycznie, ale jak temu Biskwitu zaraz cos nie wyjdzie z tych dziasel to mnie trafi :-)

      Delete
  3. Ha! Jeszcze Pani zobaczy! Matematyka też pewnie wyznaniowa przy okazji ;)

    ReplyDelete
  4. Widać przedszkole wyznaje wiarę we wszechpotęgę matematyki. Ale Kaczko, czy Dynia nie jest aby trójjęzyczna? Wtedy problemy Wam nie grożą ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Groza, bo ja jestem beznadziejna z matematyki, choc jednojezyczna. Obawiam sie, ze to moze byc dziedziczne :-)))

      Delete
  5. A wiesz, że ta notka ma się znakomicie do Twojego rozdziału z MbL2?
    (Zobaczysz, zobaczysz, zobaczysz!)
    Ciągle Cię to spotyka?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie darmo wykonujesz swoj zawod! Wykonalas piekna kryptoreklame, spodziewam sie wzrostu sprzedazy MbL :-)
      Zobaczam, zobaczam, zobaczam.
      Ciagle.
      Mysle, ze dlatego, ze wbrew temu, co o mnie mowia to ja nawet czasami bywam wrazliwa, nadwrazliwa, neurotyczna i przewrazliwiona. Stad ten wlos na czworo, a w tej sytuacji to na czterdziesci i cztery.

      Delete
  6. Wiesz co? Ale nasze też było wyznaniowe! Chcieliśmy do Czerwonego Krzyża (pierwsze, w mieście nad rzeką było takowe i możesz je dopisać do tej listy), ale Czerwony Krzyż nie miał miejsc ani perspektyw na miejsce.
    Wyznaniowość w sumie do nas dotarła kilka razy: raz zupełnie niegroźnie, kiedy podczas adwentu laleczki Maryi i Józefa były przekazywane z domu do domu, stwarzając pretekst do odwiedzin i integracji; fotografowaliśmy je pod choinką itd. Drugi raz, kiedy dziecko na pytanie od nas kto to jest Bóg, powiedziało, że pastor, bo przychodzi z kościoła i opowiada im o Bogu raz na jakiś czas. Potem zmieniła zdanie i powiedziała, że pani przygotowująca posiłki, bo przecież przed jedzeniem mówią "dziekujemy ci panie Boże za to jedzenie".
    Raz się wkurzyłam, jak pani opowiadała cztero i pięciolatkom o tym, że Jezusa gwoździami przybijali. Poza tym dzieci były z 4 religii/denominacji plus ateistycznych rodziców.
    Dla mnie najważniejsze było, żebym czuła, że pracownikom zależy na dzieciach i mają pojęcie o ich potrzebach i rozwoju, jeśli je dobrze traktują to jakakolwiek ideologia w tym wieku spłynie w porównaniu z wpływem domu. W szkole już jest inaczej moim zdaniem.
    Więc może "nasze" przedszkole by Wam też nie leżało. Poza tym nie było leżakowania, ale był pokój i miejsce do wyciszania się i odpoczynku, gdzie dzieci czasem zasypiały. Przypuszczam, że na Zachodzie to może być ogólny system - rozciągają te 3 godziny 9-12:30 i nie wymyślili leżakowania jeszcze (w NRD jak najbardziej było).
    Matematyka - to chyba jakieś ogólne przekonanie, w UK pani uczycielka przekonywała, żeby o matematyce rozmawiać z dzieckiem po angielsku, bo po polsku jej to tylko namiesza i popsuje.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Z matematyka to jakies prehistoryczne wierzenia. Ze czlowiek zawsze liczy w jezyku, ktory jest jego jezykiem dominujacym. Obalily to, jesli im wierzyc, amerykanskie badania nad emigrantami z Meksyku.
      Wyznaniowosc przedszkola jest mi obojetna, pod warunkiem, ze przedszkole sie nie rozpedzi i nie uczyni z tego podstawy wszelkich swych dzialan i konspektow. Kilka postow temu, gdzies w komentarzach napisalam, ze mam problem z odpowiedziami na pytania dotyczacymi wiary, mysle zatem, ze moze to po prostu jeszcze nie ten moment. Jednoczesnie nie chcialabym, aby to placowka mnie w tym zastepowala. Mniejsza z tym, moze byc wyznaniowe byleby tylko personel nie plotl bzdur.

      Delete
  7. - Dlaczego tak późno do niemieckiego przedszkola? Czy pani zdaje sobie sprawę, jakie problemy z matematyką mają dzieci dwujęzyczne?!
    - Dlaczego jeździ pani na urlop do Polski? Dzieci zapominają po niemiecku!
    - państwo po angielsku wychowują? to po co ten trzeci język? nikomu niepotrzebny, dzieci się stresują. Czy pani jest odpowiedzialna matka? konieczna jest opieka pani psycholożki (tak, koniecznie -żki) oraz jugendamtu!

    Herzlich wilkommen, Kaczko

    Anna

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie wiem, czy to pociecha, ale to nie jest wylacznie tutejsze podejscie. Ignorancji w zwiazku z wielojezycznoscia, zarzutow, ze jestem nieodpowiedzialna matka, idiotycznych prob wspierania mnie we wprowadzaniu trzech jezykow (typu 'wykonam dla dwulatki plakacik ze slowami po polsku') doswiadczylam juz ze strony przedstawicieli tylu narodowosci i wyznan, ze rak, rak mi brakuje, zeby opadaly.

      I pamietam, ze cztery lata temu wielojezycznosc moich dzieci wydawala mi sie oczywistym rozwiazaniem, by uszczesliwic wszystkich. A teraz kazdy. kurdelebele, z pretensja!
      Wlaczajac Dynie, ktora dzis o swicie na moje: 'jest osma wracaj do lozka', odrzekla: 'I do not understand when you speak Polish! You need to say it's eight go to bed!' Rozwazam sluby milczenia.

      Delete
    2. Kaczko, obawiam się jednak, ze Niemcy są pod tym względem nieco bardziej zaangażowane, skłonne do rożnego rodzaju kontroli, testów, analiz, z wciągnięciem trudnej do zatrzymania machiny zwanej jugendamtem włącznie. pamiętasz co napisała dorkas?

      "hehe, homeschooling też rozważałam, nawet mocno, ale potem dowiedziałam się, czym grozi na wolnej, zachodniej ziemi uczestnictwo w takim wybryku "

      Dorkas, może przybliżyłabyś Kaczce swoja myśl, bo wygląda na to, ze nie do końca zrozumiała...

      pozdrawiam

      ps. a Dynie poinformuj - ze jest Ci przykro, ale z mamusia zapomina w domu wszystkie inne języki. Wiec jeśli chce z mamusia rozmawiać to... Trochę w tym psychicznego szantażu, ale co tam. Dynia tez szantażuje :)
      Anna.

      Delete
    3. A ja mam wrażenie, że w Niemczech do spraw wychowania i edukacji podchodzi się właśnie bardziej na luzie, bez presji "muszę, dziecko musi i powinno". Że edukacja to raczej kompetencje socjalne, bycie w grupie, obcowanie, nauka relacji i komunikacji i rozwiązywania problemów, (ok, przykłady Kaczki to nie do końca potwierdzają... ;) ), a potem nauka, literki, cyferki. Stąd w Niemczech brak możliwości prawnej dla homeschooling, wg mnie słusznie.

      To moja interpretacja, ale myślę, że w oczach wielu niemieckich nauczycieli i wychowawców trzy języki to może organizacyjnie sprawa dość stresująca i obciążająca dla dziecka, stąd może ta niechęć podszyta oczywiście sporym brakiem wiedzy i kompetencji.
      (Ja sama uważam, że trzy języki w takiej sytuacji rodzinno-społecznej można, absolutnie można, co kaczka udowadnia).

      arbuz

      Delete
    4. O uczeniu w domu napisalam nie dlatego, ze uwazam, ze to jest lepsze wyjscie dla dziecka, ale dlatego, ze to ja mam problem z przestawaniem z innymi ludzmi (czytaj rodzicami), z ktorymi jedyne, co mnie laczy to fakt, ze mamy dzieci z tego samego rocznika. Tym samym, dostaje drgawek na mysl o nieuniknionym obcowaniu z trojkami klasowymi, czy co tam jeszcze system trzyma w rekawie. Jednoczesnie, nawet gdyby uczenie w domu bylo mozliwe to i tak z tej opcji bym nie skorzystala. Nie wydaje mi sie rowniez, abym wybrala szkole dla dziewczat, albo szkole prywatna. Jestem przeciwna podtrzymywaniu wizji idealnego swiata i hodowli dzieci w bance mydlanej. Tyle, ze winszowalabym sobie, aby rzeczy przykre, ktore nieuchronnie moje corki spotkaja byly przynajmniej teraz pod pewna moja kontrola. Zebym mogla im pomoc wyjsc z tego silniejszymi, a nie zdrapywac ze scian resztki ich poczucia wartosci.

      Czy rozumiem roznice miedzy ‘obowiazek szkolny’ a ‘obowiazek szkolny realizowany wylacznie w szkole’? Wiem, ze uczenie w domu jest w tym kraju zabronione i karalne. Czy mnie to oburza? Nie bardzo. Taki kraj, taki obyczaj. Wpisuje mi sie to idealnie w scisniete posladki. Poniewaz – patrz wyzej – nie skorzystalabym, to tak naprawde nie mam powodow, aby sie tym frustrowac. Moge uwazac, ze to wbrew demokracji, ale przyznaje, ze przedstawiane mi argumenty za takim pomyslem na edukacje w Niemczech mnie przekonuja. Ten, ze uczyc moga tylko nauczyciele z dyplomem. A takze ten, ze ma to podobno zapobiegac formowaniu sie nurtow wychowawczych odbiegajacych od obowiazujacych, a tym samym do powtorek z historii. Powiecie, ze tym samym wylali dziecko z kapiela? Mozliwe.

      Ale nadal uwazam, ze edukacyjna kontrola i represja w tym kraju jest spacerkiem po teczy w porownaniu z tym, co widzielismy w Norwegii. Naprawde moze byc gorzej.

      Delete
    5. http://kultur-und-medien-online.blogspot.de/2012/10/eltern-wurde-sorgerecht-entzogen-wegen.html

      a jak już raz się jugendamt w progach pojawi, to wyprosić go trudno, oj bardzo trudno. Nim dzieci zobaczysz- na półgodzinnych widzeniach 1-2 x w tygodniu - może tez potrwać... wszystko zależy od dobrej woli pan z jugendamtu.
      ps. hmmm, skoro twierdzisz, ze w Norwegii gorzej- to chociaż przychodzi mi to z trudem - wierze Ci ;)
      Anna

      Delete
    6. Mittlerweile haben die Wunderlichs nicht einmal die Möglichkeit Deutschland zu verlassen, um ihre Freiheit in einem anderen Land zu suchen, berichtet "LifeSiteNews". "Wir haben keine Pässe, und selbst wenn wir sie hätten, könnten wir das Land nicht verlassen", sagt Vater Dirk. "Unsere Kinder sind nun unter Kontrolle des Staates. Wir können nicht ohne staatliche Erlaubnis Deutschland verlassen."
      W tym wypadku chodzi o niemiecka rodzine. Rodzinie cudzoziemców, zwłaszcza z tak barbarzyńskich krajów jak Polska dzieci by najprawdopodobniej po prostu zabrano. Niestety - nie pisze tego tylko teoretycznie (chociaż nie homeschooling był powodem).
      Anna

      Delete
    7. To i trzy grosiki ode mnie. Albo cenciki :) To luźniejsze podejście o którym pisze arbuz to absolutna prawda, a po raz pierwszy odbija się mocną czkawką w momencie przechodzenia ze szkoły podstawowej do średniej. Nagle się okazuje, że dziecko nie dostanie polecenia do 'właściwej' średniej szkoły. Pół roku temu wszystko było fajnie i miło, a nagle nie. Skąd ta zmiana. Znikąd. No niestety, dziecko nie jest kompetente, gimnazjum 'nie szafi' (uwielbiam to stwierdzenie w łamanym polskim, nieustannie wywołuje u mnie radochę, więc wybaczcie), jest dwujęzyczne, albo i trój, ale widzi pan/pani nie 'szafia' testów na same 1 i 2. Że ma 10 lat, eee, to już za późno, już jest dojrzałe i określone. W pewnych landach da się przeforsować wolę rodziców wbrew nauczycielskiej, ale w innych już nie. I należy o tym pamiętać i walczyć zawczasu. A fuj, tego w tym systemi nie znoszę, a już widziałam kilka czarnych rozpaczy z powodu nieodwołalnego lądowania dziecka w Real/Haupschule. Bo językowo nieporadnym było.
      A w innej kwestii...
      Kaczka i Szanowny Norweski mają karierę naukową w tle, a to w tym państwie budzi respekt, więc na wszelkie histerie dyrektorstwa na temat matematyki itp., wystarczy mimochodem wspomnieć, że u nas w rodzinie jeszcze nikt nie zszedł poniżej tytułu profesorskiego, a jeśli tak, to góra przez mezalians - w państwie tym tytuły wysoko górą i robią zawsze wrażenie i nadzieję na to, że jednak dziecko w domu ma warunki (czymkolwiek one bym nie były).

      Delete
    8. Jeszcze mi się przypomniało, to o różnicę chodzi między 'obowiązek edukacji' a 'psi obowiązek pobierania nauk w stosownych placówkach'.

      Delete
    9. dorkas :) :) :) o tak, tak. Kaczko koniecznie, KONIECZNIE przy każdym telefonie zgłaszasz się "Doktor Kaczka bitte?" (jeśliś PD - wtedy Privat Dozent oczywiście, no chyba żeś Prof., to przepraszam ze niedostatki szacunku ;))). Wszystkie panie, nim skończysz z nimi rozmowę będą dawno posikane w majtki (przepraszam za dosadność opisu, ale tak ten kraj tu funkcjonuje). Wszystkie i wszyscy. Nie tylko przedszkolanki.
      Anna.

      Delete
    10. Anna dobrze mówi :) W dodatku, kobieta z tytułem w kraju, gdzie rodziców dziewczynek prosi się, a wręcz błaga o puszczanie ich do klas matematyczno-przyrodniczych, bo naprawdę dziewczynki nie są gorsze od chłopców, przynajmniej w średnim wieku nastoletnim....

      Delete
    11. O tak, wiem :-) Norweski wniosl w posagu tytul, wiec moge nawet podwojnie: Frau Doktor Doktor kaczka, co faktycznie ustawia rozmowcow.

      A jesli chodzi o Norwegie... to nie tylko specyficzne, ksenofobiczne spoleczenstwo, ale tamtejszy Jugendsamt ustawil sie ponad prawem, albo tez je sprytnie lub nadgorliwie nadinterpretuje. Opinie te opieram na rozmowach z kolegami z pracy Norweskiego, z czasow, gdy syntetyzowal w Oslo, z Norwegami i z emigrantami. Rdzennym Norwegom Amt zakazal, na przyklad, oficjalnie wysylania dziecka na lekcje skrzypiec, bo dziecko wyznalo pani w szkole, ze w tym czasie wolaloby robic cos innego. Rosjanka zostala zawezwana do urzedu by tlumaczyc sie z zawartosci pudelka sniadaniowego, bo panie w przedszkolu przyuwazyly, ze dziecko z owocow przynosi jedynie banany (gdyz lubi). Dodam, ze Rdzenni przyjeli to bez mrugniecia okiem i odwolali lekcje. Temat pojawil sie przy neutralnych rozmowach 'och, ja gram na pianinie i chcialam zeby corka tez na czyms, ale Amt nam nie pozwolil'. Rosjanka natomiast utrzymywala, ze KGB mialoby sie od kogo uczyc.

      Delete
    12. W takim razie przysługują Ci tytuły: FRAU DOKTOR NORWESKI, Doktor Kaczka.

      To o norweskich jugendamtach - mocne, przyznam, ale i w Vaterlandzie jugendamty - nie podlegają nikomu i niczemu. Do tego za każdą dziecinę pod opiekę wziętą państwo płaci jugendamtom dole całkiem serdeczna, w tysiącach ojro na miesiąc liczona, toteż jugendamt opiekuje sie serdecznie. A zwłaszcza, gdy dorwie takich co po niemiecku słabo - bo np z Polski właśnie za chlebem i z liczna dziatwa przyjechali, oj to dopiero gratka.. ... powód? przyjechali za chlebem i nie znają niemieckiego. Rodzice widzenia z dziatwa dostają po miesiącach kilku wg schematu wyżej wspomnianego eh... nie chcem pisać, bo siem denerwujem. to autentyczna i aktualna historia .... jest zgłoszona do fundacji Pomorskiego, wiec może się uda dzieci uratować...
      Anna

      Delete
    13. O homeschooling napisałam, bo pojawiła się na ten temat wypowiedź dorkas. Mam wrażenie, że powodem wyboru edukacji w domu jest najczęściej właśnie ten, o którym piszesz, Kaczko. Nie ukrywam, że na poziomie 'przedszkole < 3 roku' także myślałam o tym, że jednak może jeszcze rok w domu. Nie wiem, co zrobię, gdy okaże się, że dziecię z Reginą i Anną jednak na nie...

      Kurczę, porozgrzebywałyśmy tu trochę swoimi grabkami Twoją rabatę ;-)

      arbuz b.d.

      Delete
    14. Z Dynia sprawa byla oczywista. Nie bylo innej opcji, musialam wrocic do pracy po roku. Opcja sie sprawdzila, Dynia gladko weszla w system i w bonusie bardzo dzieki temu zyskala na samodzielnosci i dojrzalosci. (Czy to naprawde konieczne? Mozna polemizowac.)
      Teraz opcja jest, a do tego swiadomosc, ze to po raz ostatni to niemowle, wiec... moja rabata jest mocno przeorana. Dodaj do tego, ze tak naprawde jest tu chyba wciaz silne oczekiwanie spoleczne, by matka zostawala w domu z dzieckiem. Przedszkole do 14:15 malo ulatwia powrot do zycia zawodowego.

      Delete
    15. Kaczko, a opcja au pair? Myśmy specjalnie mieli polskie, słabo mówiące po niemiecku, żeby dzieciarnia zmuszona była do mówienia po polsku. Wszystkie trzy były naprawdę super, choć nie zdecydowałam się później na nikogo obcego w domu. Dlatego, że po przyjściu z pracy mówiły do mnie cięgiem dzieci wespół z nianiami, jedne z tęsknoty, drugie z chęci zniwelowania dziennej dawki odmóżdżenia.

      Delete
    16. W rfn godziny otwarcia przedszkoli to naprawdę żart z matek. Nasze jest w miarę ocknięte, jednak w piątki zakłada, że cały świat pracuje do 14:00.

      Oczekiwanie społeczne w rfnie względem matek jest diametralnie różne od tego ze nrd, gdzie spędziliśmy też część czasu. Dlatego mam nieco inne piętno oczekiwań społecznych odciśnięte na moim matczynym ego. Sama też byłam piewcą wczesnej socjalizacji, wczesnego kontaktu z rówieśnikami i usamodzielniania się dziecięć. Teraz, gdy mieszkamy tu i sama jestem mamą i widzę, jak TO wszystko funkcjonuje, nie mam w sobie zen, wiedząc, że posyłam niespełna 2-letnie dziecko do placówki. To rfnowkie oczekiwanie, o którym piszesz, też dało się odczuć.

      Tzn. uważam, że przedszkole, tak, koniecznie i niezaprzeczalnie, pytanie od kiedy jest to najlepsze rozwiązanie...

      Ale dość tu Kaczko mego orania na cudzym podwórku ;)

      arbuz b.d.

      Delete
    17. Bloga nie chcesz pisac toc tu przynajmniej PISZ! :)

      Delete
  8. To nasze niemieckie przedszkola były uświadomione - jedno to nic dziwnego, bo nasz instytut robił tam badania na temat wielojęzyczności i panie upewniały się, czy aby na pewno nie próbujemy po niemiecku z młodą gadać, bo sobie język popsuje ;). Drugie o dziwo też.
    Te karteczki z napisami po polsku i próby mówienia po polsku przez personel to tutaj odbyliśmy. Sugerowałam, że młoda dużo lepiej rozumie angielski niż koślawy polski.
    Dynia - to wyraźnie wiek burzy i naporu (też masz wrażenie, że trwa od urodzenia?), "nie mogę ci o tym opowiadać po polsku bo nie wiem jak się mówi Mary po polsku".
    Trzymaj się wiosennie.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Od poczecia!
      (Daruj, ze omsknal mi sie kolejny piatek, ale liczba dni wolnych od pracy i przedszkoli mnie w tej Badenii oniesmiela. Sprawdz email :-)

      Delete
  9. a ja dodam do listy mądrości z poprzedniego komentarza:
    - dlaczego tak naciskasz na naukę polskiego? przecież jest dużo za wcześnie na drugi język OBCY? (pierwszym miałby być angielski, a jakże, a ojczystym, rzecz jasna, portugalski ojca).

    chyba jestem już za stara, żeby wdawać się w tak durne dyskusje. uświadomionych jest niewielu niezależnie od kraju, a my róbmy swoje.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jesli nie pomagaja to niech sie przynajmniej nie wtracaja. Byl czas, ze tlumaczylam, na przyklad 'faktycznie polski moze wydawac ci sie obciazeniem dla naszego dziecka, ale czy pomyslalas/es, ze w przyszlosci kombinacja trzech jezykow, z ktorych jeden jest niepopularny moze okazac sie atutem na rynku pracy?' No i zwykle okazywalo sie, ze nie pomyslal/pomyslala.
      Powtarzajac to sobie, sama sie chyba wystarczajaco przekonalam i teraz wzruszam ramionami. Lenistwo zwyciezylo, chrzanie, nie oswiecam :-)

      Delete
  10. Może tu u Was na matematyce pisze się eseje? ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mozliwe. To co mnie uwiera w tym kraju to niemoznosc uzyskania krotkiej odpowiedzi na temat. Hydraulik opowie ci historie hydrauliki od akweduktow, nim wyjasni, ze nie potrafi naprawic. Sklepowy opowie w detalu o modelu XYZ telewizora, zachwali, a chwile pozniej wyjasni, ze albo juz wycofany, albo w magazynie brak. Lekarz nie poskapi dygresji o efektach ubocznych leku, ktorego i tak nie przypisze... Mozliwe wiec, ze nadprodukcja slow to obowiazujacy trend :)

      Delete
  11. Przeczytallam i wpis, i wszystkie kometarze, i oblalam sie zimnym potem, gdyz jakowoz desant nasz na Twoj kraj Kaczko zbliza sie wielkimi krokami... Junior jest wychowywany czterojezycznie, w NL budzi to czysty zachwyt, nie jestesmy wiec gotowi na walke z systemem (ani glupie pytania...). Zaczynam sie bac, szczegolnie, ze bedziemy w Szwabii, ktora ponoc nie jest obcym zbyt przychylna.

    ps magiczne dr pomoglo nam ostatnio znalezc mieszkanie, okazuje sie, ze dla rodziny profesorskiej (niewazne, ze assistant prof, jakos sobie te pierwsza czesc uprzejmie opuszczali) sa lokale, nawet bez castingu, ktory spedzal nam sen z powiek, bo ten drobny tysiac km miedzy nowym a starym miastem jakos nam byl nie po drodze.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Slabo sie znam na granicach Szwabii, ale jakbym sie nie przygladala mapie to bedziecie pod reka :) I nie bedzie to reka na dlugosc tysiaca kliometrow!

      Delete