[336]

[30 Jan 2017]


(...)
Pracownik holdingu 'Der Toten Pilz', prywatnie afgański potomek proroka Mahometa przybył z odsieczą i po grzecznościowych Salam alejkum naprzemiennie z Guten Tag  opowiedział o wyższości architektury w Kabulu, wykonał akupunkturę ścian i na pocieszenie okadził grzyba mgłą perhydrolu. Kiedyś podobno wróci, aby rozebrać nam mieszkanie do naga i wydłubać Roqueforta spod podszewki, jak przysiągł, do ostatniego zarodnika.
Może nawet wróci szybciej niż otworzy się nowe lotnisko w Berlinie?
(Po głębszym zastanowieniu, jednak nie stawiałabym na to wszystkich posiadanych fistaszków.)
Potomek proroka rzekł bowiem, że jest akurat sezon na odgrzybianie, nie wiadomo, w którą grzybnię ręce wkładać, pleśnieje całe miasto, a on się przecież nie rozerwie.
Takie szczęście, że zwolniło się akurat miejsce numer dwieście trzydzieści osiem na liście i z uwagi na dobro nieletnich dziatek potomek wciśnie nas przymykając oko w miejsce Herr Doppelgängera, który nie doczekał.
(Nie wnikałam, czy Herr Doppelgänger ewakuował się z posiadanego lokalu, czy idąc za ciosem również z ziemskiej powłoki. W jakimkolwiek utknął obecnie wymiarze, życzę mu szczerze, niech będzie to miejsce wolne od pieczarek i kropidlaków.)
To był piątkowy poranek, dzieci poupychane po placówkach opiekuńczych, w lodówce ser pleśniowy (!) i brak mleka do kawy.
Poszliśmy zjeść śniadanie w lokalu.
Tak jak chyba cała reszta mieszkańców Erefenu!
Nie wiem, kto w ten piątkowy poranek wyrabiał PKB skoro wszyscy zeszli się jeść kiełbasy i słodką musztardę przy Salvarsanstrasse.
Taki tłok, że Andriej, który pełni tam rolę sprzątaczki, ozdabiacza wypieków, bouncera, kelnera oraz pakuje na wynos wybrane ciastka, aż musiał przesunąć kolumnę podtrzymującą strop, żeby nam w tej remizie dostawić stolik przyniesiony spod toalety.
Z jednej strony kolumna kretyńska, z drugiej stół, na którym tańczą zakonserwowane w bursztynie z Zoppot, zapieczone jak jabłka w Apfelsztrudlu niemieckie emerytki. Farbowane jak lisy, koafiury piętrowe, zęby porcelanowe. Pomiędzy kiełbasą a musztardą tabletki  na cholesterol, cukrzycę i dychawicę. Waltrud, Ingetraud, Hannelore, gore, dederon, Charon, obol, sobol, wdzianka w rzucik z oczopląsu, do protez klej, hej! Andriej, prosecco lej! Cera z karbowanej, marszczonej różanej bibułki, na palcach rubiny, cekiny, mąż nieboszczyk, wnuki w whatsappie, liftingi pęcherzy, metaloplastyka rzepki, na młodość koktajl z imbiru i marchewki.
Długośmy nie posiedzieli, bo trudno było ruszając łokciem przy jedzeniu nie strącać ze stołu kruchych emerytek, a do tego Andriej ciągle pytał, czy już, mając zapewne na względzie stuosobową kolejkę za naszymi plecami.
W piątek Biskwit powrócił z placowki z haraczem. Miał w pudełku cztery (!) przekładane ciasteczka, w tym jedno z odciskami zębów. Nie poddałam się pokusie analizy, czy to odcisk szczęki Biskwita, skruszonego zbrodniarza, czy może przypadkowej ofiary i niedobrowolnego donora ciasteczek?
(Przedszkole, drogie dziecko, przedszkole to poligon ewolucji - powtarzam to codziennie ranno pod wieszaczkiem, zapinając Biskwitowi klamerki przy brokatowych kapciach i wysyłając na psychologiczną wojnę. - Survival of the fittest! Cmok, cmok! Niech Darwin będzie z tobą!)
W sobotę odkapslowałam wino na konto ostatecznego zwycięstwa Biskwita nad materią zwieraczy. To pyrrusowe zwycięstwo, przyzna każdy, kto doświadczył sytuacji, że w nieznanym sobie terenie musi w ciągu piętnastu sekund zlokalizować publiczną toaletę i dobiec do niej z kurduplem.
W niedzielę odkapslowałam wino na konto kontraktu, który za trzy lata Biskwit może podpisać z lokalnym siódmoligowym klubem hokejowym ‘Krwiożercze Pingwiny z Klopfenbuttel’. Wczoraj Biskwit wciąż jeszcze trzymając mnie za rękę wykonał kilkadziesiąt bardzo szybkich okrążeń, następnie zdrzemnął się (!) przez pięć minut na ławce rezerwowych, a gdy wstał, sam wyszedł na lód i wszystko wskazuje na to, że nie jesteśmy mu już do niczego potrzebni. No chyba, żeby przepraszać za to, że Biskwit gardzi przepisami ruchu drogowego na tafli i uparcie jeździ pod prąd. 
Jest poniedziałek.
Pora iść uzupełnić zapasy wina.


©kaczka
43 comments on "[336]"
  1. Czyli niedlugo bedziemy mogli stwierdzic Pliz ist tot. Jak Mikolaj?
    Przepraszm. No ale to silniejsze ode mnie. Jezyk nimiecki jest mi obcy ale, to słówko toten, toten no cos mi światło. I jest!
    Biskwit ehh byc jak Biskwit.

    ReplyDelete
    Replies
    1. 'Niedlugo' to taka bardzo pojemna definicja, prawda? Mowia, ze jak sie do wakacji uwiniemy to jakbysmy los na loterii wygrali.

      Delete
  2. CZTERY ciasteczka, ha! Gdyby Biskwit umial juz lepiej mówic, ooooj, co on by nam opowiadzial, ojojoj. Bysmy porcietami trzesli ze strachu i grozy.
    Szczególnie to jedno wyrwane z czyichs zebów budzi niepokój (czy aby nie bylo jakiegos mleczaka w zestawie?)

    Na lotnisko berlinskie rzeczywiscie trudno liczyc - ale z drugiej strony, nawet hamburska filharmonie w koncu wybudowali, a nawet otworzyli, wiec wiesz. I to tylko jedyne 7 lat spóznienia i minimalnego wzrostu planowanych kosztów: zamiast 200 ojromilionów - zaledwie niecale 900 ojromilionów.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Biskwitowi wychodzi coraz lepiej mowa polprzodkow. Jeszcze 'szajse' brzmi jak 'sajse', ale to kwestia minut, ze on nam powie.

      Siedem lat, siedem plag, siedemset ojromilionow wiecej (jakem to zobaczyla w tiwi to nawet dla zdrowia psychicznego, nie moglam udac, ze nie zrozumialam, bo pokazali na wykresie!) - malo optymistyczne, krucafuks, malo, gdy przykladam to do Roqueforta!

      Delete
    2. Zawsze jeszcze sa w zanadrzu te kotlety z mykoprotein...

      Delete
    3. To oznaczaloby powrot na Wyspy. Oni tam to jedza bez krempacji! Od narodzin do kremacji!

      Delete
    4. To brzmi jak slogan reklamowy. Czy to jest slogan reklamowy?

      Delete
    5. hy hy, a wiesz Rico, ze nawet by mnie to nie zdziwilo - na wyspie o czarnym angielskmi humorze, z dziedzictwe latajacego cyrku monthy pythona... ;)

      Delete
    6. Moj slogan! Moj! Gdyby byl tu na sali jakis kopywrajter i chcial wypozyczyc :-)

      Delete
    7. Może niech tak Buraczek trzasnie do tego grafikę - taką jak ta z ciasteczkiem (od Goethego:-) no i no no nie wiem. Aale jakoś spieniezyc sie da. Jestem pewna.

      Delete
  3. Kaczko jak czytam te historie o grzybie to przychodzi mi na myśl tylko jedno:
    http://przygodyreksia.wikia.com/wiki/Kaczka_Rozpaczy
    Powinnaś sobie wyrobić taką czerwoną aurę u porażać nią społeczeństwo z Wynajemcową na czele.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Poszlam ogladac i tak, to chyba jest to czego mi potrzeba. A nawet na pewno to, czego mi potrzeba! Kura zaglady pod reke i idziemy na Wynajemcowa!
      Tylko troche deprymujace, ze kaczka jest najslabsza wsrod tego Drobiu! No, bo co kurcze...

      Delete
    2. Jak próbowałam pokonać to tałatajstwo w grze to uwierz, płakałam ze złości. Słabe nie były. Po prostu reszta była mocniejsza.

      Delete
    3. Boje sie pojsc sprawdzic, bo jak raz wdepnelam w Candy Crush to mam podobnie z jednym poziomem galaretki :-)

      Delete
    4. Drób Chaosu, udało się nam pokonać dopiero z pomocą patcha:(
      Osłodził to Zakon Ryżokitowców, Kurator, Jajo Śmierdzi, Kretoński Ruch Oporu, Bobromir, który prowadzi odwieczną walkę bobra ze złem i kilka innych cudowności we wszystkich częsciach.

      Delete
    5. Mam nieodparte wrazenie, ze omija mnie cos fajnego!

      Delete
    6. Seria gier o Reksiu i Kretesie królowała u nas bardzo długo, a teraz kiedy dzieciaki przestały być dzieciakami czasem ktoś w tajemnicy, cichcem wgrywa sobie którąś gierkę i gra dopóki nie dojdzie do momentu (czytaj - dopóki matka nie zatnie się na zręcznościówce) i wtedy wszystko się wydaje bo te fragmenty przechodzą dzieci co już przestały nimi być i robią łaskę.
      Ciocisamozło - na Drób Chaosu zastosowałam gmeranie w plikach gry, można było zmienić ilość atakującego drobiu np. do jednej sztuki ;). Czasem nawet matka daje radę.
      Kaczko polecam to są gierki dla dzieci i dorosłych.

      Delete
    7. Boje sie boje zaczac! Bo ja mam nature hazardzistki, latwo sie uzalezniam i az dziw, ze na dwojce dziateczek skonczylam :-)

      Delete
  4. Za opis niemieckich seniorek plublicznie się Tobie oświadczam!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Rosarium! Żadna karta kombatanta, ani zaświadczenie o ciąży nie upoważnia do wpychania się po rękę kaczki bez kolejki!

      Delete
    2. Zalewam się.Łzą i prosekiem.

      Delete
    3. Mnie tu nikt nie zna, więc się wpycham! A co! Za emerytki gotowa jestem krzemień pasiasty ofiarować :)

      Delete
    4. [Strategicznie czekam na to jak rozwinie sie sytuacja z tym posagiem!]

      Delete
    5. Pas :( Tu gdzie mieszkam poławiaczy pereł brak. Diamentów, rubinów i innych przyjaciół kobiety też ;)

      Delete
    6. Mnie zupełnie nikt nie zna, choć czytam Kaczkę od dawna :-) Ale... Kaczko, mogę prosić o łapkę? Bursztyn ofiaruję! I mam piękną papugę!
      Beata

      Delete
    7. Perly, bursztyny, krzemienie w paski i papuga (norweska blekitna?)
      A co sadzicie o poligamii?

      Delete
    8. Ja również nieznana , ale ofiaruje ciepłe Pueblo w Hiszpanii bez Roqueforta ale między winnicami ;) besos

      Delete
    9. Pueblo w Hiszpanii!!! Coraz trudniej udawac mi trudna do zdobycia!😀

      Delete
    10. cieple pueblo w Hiszpanii jest argumentem BARDZO mocnym...
      Ktos tam podszepnie Norweskiemu, zeby mobilizowal uciulany pod materacem grosik? ;)

      Delete
    11. Ale Norweskiego tez mam zabrac w pakiecie?!
      On sie boi hiszpanskich karaluchow odkad znajoma wypila jednego z herbata, wyplula i pokazala zdjecia. (Wniosek: herbata nie jest zdrowa. Z filizanki espresso bylby ten karaluch wystawal!)
      Ale ja nic nie mowie, swiadomie przedkladam dzika faune bezkregowa nad grzyba.

      Delete
    12. To ja w posagu mogę wnieść serię gier o Reksiu.
      Norweski w pakiecie jak najbardziej i nie mam karaluchów nawet w wersji mini.
      Mam kota z jednym okiem.

      Delete
    13. Kot z jednym okiem! Pueblo! Perly! Reksio!
      - ide sie zastanawiac jak szybko moge sie spakowac :-)

      Delete
  5. A w telewizorze Ozenek właśnie dajo. Teatr TV. To nagranie jest chyba starsze od Kaczki. Ustawiam sie w kolejkę, jakby co. Za Cerę z karbowanej, marszczonej różanej bibułki.;-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ozenek? Ze starsze? Niemozliwe. Ja Gogolowi korekte tego Ozenku robilam! (To dlatego moze tam brakowac przecinkow :-)

      Delete
    2. Wiesz, no nie dałam rady całości obejrzeć, ale to nie z winy interpunkcji. To z winy The big bang theory.

      Delete
    3. Jak z winy The Big Bang to ja bardzo rozumiem i wiem, ze Gogol nie mial szans :-)

      Delete
  6. mam pytanie natury logistycznej: Czy czytasz Kaczko komentarze tylko pod ostatnim postem czy zerkasz tez na te zamieszczone wczesniej? Bo wyprodukowalam takiego slitasnego komcia 2 wpisy temu i sie teraz martwie ze go przeoczylas :)

    ReplyDelete
  7. Kaczko kochana, widzę u Ciebie pociąg do emerytek 😉 , więc poważnie przemyśl kwestię przeprowadzki do pueblo. One tam są naturalnie bursztynowe, od dziecka obwieszone posagiem, od urodzin wdzięcznie podrygujące. Przeprowadzka rozwiąże też problem poligamii, gdyż Norweski, z tego co piszesz, za radą swego psychoterapeuty, nie przekracza już Alp na południe. 😂

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ha! To emerytki maja pociag do Norweskiego. Norweski jest magnesem na staruszki.
      Norweski, ktory z trudem, dzien w dzien przekracza granice dwoch landow jezdzac do fabryki, wspomnial wczoraj o przeprowadzce do pobliskiej Szwajcarii. Profilaktycznie dolalam mu do zupy paracetamol na goraczke.

      Delete
  8. A ja się tutaj od tygodni głowię, któż ach któż to ten "bohaterski polsko-niemiecki pogromca kiły", a tu nie chodzi o kogoś tylko o co! No toż ja sobie dziurę w neuronach wypaliłam od tego myślenia. No. A Ty myślisz, że nazywającemu o tableteczkę chodziło, czy też może jednak Zbawcę miał na myśli?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zbawce, zbawce!
      Ale on ma takie trudne do napisania nazwisko, ze poszlam na latwizne :-)

      Delete