[327]

[5 Jan 2017]

(...)
Pierwszego dnia Biskwit spędził samotnie w placówce dwie godziny.
W ciągu tych dwóch godzin, jak doniosły naszpanie, udał się do toalety siedem razy i zużył roczny zapas mydła i papieru toaletowego.
Naiwny mógłby nawet pomyśleć, że to dlatego, że powiedziałam Biskwitowi, że moje zdrowie psychiczne bardzo zależy od stopnia suchości Biskwicich gatek.
Prawda natomiast jest taka, że placówka wyposażyła toalety nie tylko w intrygujące miniaturowe klozeciki, takie bonsai kanalizacji i hydrauliki, ale również w dozowniki mydła na podczerwień i laser.
Dozowniki te strzykają pachnącą pianą i Biskwit sprawdzał, jak długo tak mogą strzykać.
Eksperyment przerwała naszpani zaniepokojona przedłużającą się nieobecnością fizjologanta i wyprowadziła z łazienki dziecko całe w pianie, dziecko-chmurę.
Dodajmy, chmurę burzową, bo ostro wkurzoną, że zamiast dokończyć doświadczenie będzie musiała ekstrapolować wyniki i produkować modele teoretyczne.
Inna sprawa, że przyobiecałam Biskwitowi, że kupię mu co zechce, jeśli nie zsika się w gatki.
(I tu pytanie, czy ktoś słyszał, gdzie można tanio nabyć karego konia lipicańskiego o niewielkim przebiegu, pod siodło? Najlepiej ze stajnią.)
Dziś o poranku nastąpił poważny kryzys.
Biskwit wpadł jednocześnie w szał, histerię i trafiła go apopleksja.
Jak się okazało, wszystko to było na tle głębokiego przekonania, że odtąd do placówki Biskwit będzie chodził SAM, pięć ulic dalej, bez niczyjej obstawy.
Jakoś ten kryzys zażegnaliśmy. Wygładziliśmy rzeczywistość tak, aby znów mogły się na niej wypasać tęczowe jednorożce, a wypolerowane chmury miały wyłącznie srebrne brzegi.
Duża w tym zasługa producentów misiów z żelatyny.
Przerwa w kryzysie trwała pięć ulic i jedną torebkę misiów.
Pod placówką Biskwit wpadł jednocześnie w szał, histerię i trafiła go apopleksja.
Jak się okazało, tym razem na tle równie głębokiego przekonania, że matki nie mają wstępu do placówek.
Ponieważ, furia Biskwita obniżała morale nadchodzących współosadzonych, wywołałam naszpanią przez domofon do drzwi wejściowych i przekazałam utrapieńca. Utrapieniec na odchodne zamiast 'Kocham cię mamusiu, będę tęsknić' zrobił w moją stronę jamą ustną obraźliwe Pruuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuut... i odszedł w siną dal, zarzucając sobie plecak na jedno ramię. Nawet się nie obejrzał.
Reasumując.
Osiem godzin porodu.
Lekko licząc (lekko, akurat!) czterysta osiemdziesiąt skurczy.
I taka wdzięczność.



Epilog
- Było coś ciekawego w tym przedszkolu, Biskwicie?
- Tak.
- Co?
- Młotek.


©kaczka
20 comments on "[327]"
  1. Niektóre dzieci szybko dojrzewają ;) Biskwit najwyraźniej nieco wcześniej wszedł w okres "nastolatkowy" ;) To wtedy dopiero z reguły dzieciaki wstydzą się pokazywać z mamą ;) Kiedyś wybrałam się z moim nastoletnim synem na zakupy (jakieś ciuchowe, dla niego) i przez cały czas miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie śledzi... (szedł jakieś dwa metry za mną, że niby mnie nie zna ;) )
    Kinga

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hahaha tez tak mam . Kasia

      Delete
    2. #kwik

      Ale o co w takim razie bedziemy sie z Biskwitem sprzeczac za trzynascie lat? Ze Kierkegaard nie mial racji? :-)

      Delete
  2. O, to, to! Ja też tę wdzięczność widzę jak na dłoni każdego dnia :D.
    Ostatnio w odpowiedzi na wyznanie miłosne usłyszałam "plaga ptasiej grypy", więc ten tego, wiesz ;-).

    ReplyDelete
  3. "Miniaturowe klozeciki, takie bonsai kanalizacji i hydrauliki." - powiedz, jak ty to robisz??? 😂😂😂

    ReplyDelete
    Replies
    1. No :))) To takie wlasnie kaczkowe landryny, nie? Od razu dzien robi sie slodszy i znosniejszy!

      Delete
    2. ... i nie da sie na nich zebow zlamac!
      <3

      Delete
  4. O żesz! Zaczyna się bać ze od wrzesnia chce posłać do przedszkola Kasię, która bardzo ale to bardzo przypomina mi Biskwita. Dobre we wszystkim jest to, że nie musimy płacić za mydło i ręczniki (pewnie jest to ukryte w jakichś składkach, które to ogłaszają na początku roku).

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jesli naszpanie nie dopilnuja Biskiwta to uuuuu... stawki poleca w gore bezlitosnie :-)

      Delete
  5. Niepokoi mnie ten mlotek troche ;)
    Ale dziecko-burzowa chmure rozumiem calkowicie - kto by sie nie wkurzyl w takiej sytuacji?!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Czytasz w moich myslach.
      Chcialabym wiedziec, ale troche boje sie drazyc temat, w mysl zasady, mniej wiesz, dluzej zyjesz.

      Delete
  6. Tja... między świętami a sylwestrem chadzałam w malignie (musiała być spora skoro chadzałam) do biura zaznać spokoju. W tym czasie Grudka miała zażywać radości bycia z ojcem sam na sam. Każdego dnia na odchodne - histeria, ryk, kwik, zgrzytanie zębów i wyrzut sumienia ciężki jak ziemia Atlasa "Matko dlaczego mi to robisz?!"

    Pierwszy dzień w ochronce.... Grudka nawet się nie obróciła, żeby pomachać mi na do widzenia.

    Wiem, Wiewiór ma lekką depresję.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Norweski ma na to rade dla Wiewiora. Zelki i telewizor :-) To spawa kazda relacje ojciec-maloletnia corka.

      Delete
  7. "Jestem już dorosły" przerabiamy od pierwszego dnia przedszkola. A histerię z apopleksją to odkąd pamiętam. :(

    ReplyDelete
    Replies
    1. Syjamskie bliznieta rozdzielone przy porodzie!
      Kolejny dowod!
      :)

      Delete
  8. - Co robiliście dzisiaj w przedszkolu, Łukaszku?
    - Laliśmy się
    (pół roku później)
    - Co robiliście dzisiaj w przedszkolu, Łukaszku?
    - Laliśmy się"

    ReplyDelete
    Replies
    1. #kwile

      Ale czy taka wytrwalosc nie jest godna podziwu? Oczywiscie, ze jest!

      Delete
    2. Najważniejsze, że się dobrze bawili.

      Delete