[13 Jan 2017]
(...)
-Toniejestgrzybtoniejestgrzybtoniejestgrzybtoniejestgrzyb... – poszła w zaparte Wynajemcowa podczas dzisiejszej wizji lokalnej, rzuciwszy okiem na reprodukcję Pollocka (metr na metr), którą Roquefort sadzi na ścianie.
Zapytana o naukowe podstawy tej halucynacji wypaliła, że słyszała, że grzyb rośnie p r z y n a j m n i e j przez dwa miesiące!
(Bogowie, ta kobieta słyszy głosy!)
Dwa miesiące? Chyba grzyb marki pieczarka?
Zapytana z jakim zjawiskiem paranormalnym (oprócz samej Wynajemcowej) mamy tu w takim razie do czynienia, Wynajemcowa odtworzyła mi ponownie z taśmy: Toniejestgrzybtoniejestgrzybtoniejestgrzybtoniejestgrzyb..., co jakby nie sprzyjało dalszej, życzliwej konwersacji na temat filogenezy Roqueforta.
I teraz, gdy pudełko szwajcarskich faworków [1] i dwa tubylcze pączki pomogły mi odzyskać minimalny poziom endorfin, zachodzę w głowę, kogo ona tą hipotezą najbardziej obraziła? Roqueforta, który miejscami wykwita już na niebiesko i przebiera się za ser swojski Lazur, mój dyplom ukończenia szkół wyższych, czy, tak po całości, sir Alexandra Fleminga?
[1] Wyższość szwajcarskich faworków nad polskim wysmażem przejawia się głównie w ich areale. Szwajcarski kuzyn polskiego faworka to frisbee, które przeleciało przez cukrownię, tarzając się po drodze w każdym kopcu cukru pudru.
(...)
A w Szwabskich Kluseczkach dziś Dzień Zabawki XXL.
Każdy kurdupel mógł przynieść, co sobie wymarzy. Ulubiony szkielet dinozaura w skali 1:1, meblościankę, żywego hipopotama albo zmywarkę do naczyń.
Od początku było jasne, że będę pocinać przez dzielnię z mustangiem (metr w kłębie) zarzuconym na ramię.
A do tego z tornistrem, torbą z wyposażeniem sportowym na wuef i największą grą planszową, jaką tylko Dynia mogła znaleźć, gdyż...
I tu są dwie wersje.
W oficjalnej, Mastodonty tak zasłużyły się naszpani, że ta zezwoliła im na odrobinę towarzyskiego szaleństwa. A ja podejrzewam, że naszpani nic o tym nie wie, a Mastodonty po prostu zakładają w piwnicy placówki nielegalne kasyno.
Pierwszą część ładunku zrzuciłam pod szkołą i ruszyłam ku przedszkolu ignorując komentarze społeczeństwa: 'Popatrz, mamusiu, ta pani ma konia na głowie! Tatusiu! Ta pani wygląda jak Pippi Langstrumpf'.
Bliżej przedszkola zrobiło się lepiej, bo zewsząd, klnąc szpetnie, nadciągali upoceni rodzice z pluszowymi misiami na sterydach, właściciele przenośnych kuchni ze zlewozmywakiem, czy warsztatów stolarskich 4D. Pojawił się nawet człowiek z betoniarką, ale jak się okazało, ten akurat należał do ekipy remontującej placówkę.
Dotarłam z mustangiem do furtki, w której zaklinował się niedźwiedź polarny, rower z przyczepką, Gwiazda śmierci i wózek.
Stoję, czekam, patrzę, jak naród się szarpie, a tu jak raz przez drzwi placówki wybiega znajoma matka w takim radosnym galopie, w takiej aurze szczęśliwości, że Julie Andrews podskakująca wśród szarotek w 'Dźwiękach Muzyki' mogłaby jej pozazdrościć optymizmu.
- To dlatego, że pozbyłaś się balastu? – diagnozuję.
- Nie. Idę do dentysty. Leczenie kanałowe.
- I TO cię tak cieszy?!?
- Tak! Mam wizytę przed południem! To oznacza, że nie muszę zabierać tam ze sobą dzieci!!
Szczęście, och, szczęście!
Jak ty się wymykasz prostym definicjom!
(...)
Gdy odbieram Biskwita z placówki (z mustangiem lub bez), naszpanie streszczają mi wydarzenia dnia. Niestety, prawdopodobnie dlatego, że grupa Szwabskich Kluseczek taka liczna, ciągle mylą Biskwita z jakimś innym dzieckiem.
Nie przerywam, ani nie zaprzeczam, bo to są takie piękne i wzruszające opowieści z gatunku fantastyki.
Któż nie chciałby słuchać o dziecinie, która je kanapki nożem i widelcem, ociera usta serwetką, podnosi papierki z podłogi, nadużywa słów przepraszam i dziękuję, zgłasza się przez p o d n i e s i e n i e ręki (!), przeprowadza staruszki na pasach, ma zawsze suche gatki, spija z warg personelu wskazówki, jak żyć, ochotnie dzieli się z każdym zabawkami, grzeszących miłosiernie napomina, a urazy chętnie daruje?
Chciałabym kiedyś poznać rodziców tego dziecka.
©kaczka
(...)
-Toniejestgrzybtoniejestgrzybtoniejestgrzybtoniejestgrzyb... – poszła w zaparte Wynajemcowa podczas dzisiejszej wizji lokalnej, rzuciwszy okiem na reprodukcję Pollocka (metr na metr), którą Roquefort sadzi na ścianie.
Zapytana o naukowe podstawy tej halucynacji wypaliła, że słyszała, że grzyb rośnie p r z y n a j m n i e j przez dwa miesiące!
(Bogowie, ta kobieta słyszy głosy!)
Dwa miesiące? Chyba grzyb marki pieczarka?
Zapytana z jakim zjawiskiem paranormalnym (oprócz samej Wynajemcowej) mamy tu w takim razie do czynienia, Wynajemcowa odtworzyła mi ponownie z taśmy: Toniejestgrzybtoniejestgrzybtoniejestgrzybtoniejestgrzyb..., co jakby nie sprzyjało dalszej, życzliwej konwersacji na temat filogenezy Roqueforta.
I teraz, gdy pudełko szwajcarskich faworków [1] i dwa tubylcze pączki pomogły mi odzyskać minimalny poziom endorfin, zachodzę w głowę, kogo ona tą hipotezą najbardziej obraziła? Roqueforta, który miejscami wykwita już na niebiesko i przebiera się za ser swojski Lazur, mój dyplom ukończenia szkół wyższych, czy, tak po całości, sir Alexandra Fleminga?
[1] Wyższość szwajcarskich faworków nad polskim wysmażem przejawia się głównie w ich areale. Szwajcarski kuzyn polskiego faworka to frisbee, które przeleciało przez cukrownię, tarzając się po drodze w każdym kopcu cukru pudru.
(...)
A w Szwabskich Kluseczkach dziś Dzień Zabawki XXL.
Każdy kurdupel mógł przynieść, co sobie wymarzy. Ulubiony szkielet dinozaura w skali 1:1, meblościankę, żywego hipopotama albo zmywarkę do naczyń.
Od początku było jasne, że będę pocinać przez dzielnię z mustangiem (metr w kłębie) zarzuconym na ramię.
A do tego z tornistrem, torbą z wyposażeniem sportowym na wuef i największą grą planszową, jaką tylko Dynia mogła znaleźć, gdyż...
I tu są dwie wersje.
W oficjalnej, Mastodonty tak zasłużyły się naszpani, że ta zezwoliła im na odrobinę towarzyskiego szaleństwa. A ja podejrzewam, że naszpani nic o tym nie wie, a Mastodonty po prostu zakładają w piwnicy placówki nielegalne kasyno.
Pierwszą część ładunku zrzuciłam pod szkołą i ruszyłam ku przedszkolu ignorując komentarze społeczeństwa: 'Popatrz, mamusiu, ta pani ma konia na głowie! Tatusiu! Ta pani wygląda jak Pippi Langstrumpf'.
Bliżej przedszkola zrobiło się lepiej, bo zewsząd, klnąc szpetnie, nadciągali upoceni rodzice z pluszowymi misiami na sterydach, właściciele przenośnych kuchni ze zlewozmywakiem, czy warsztatów stolarskich 4D. Pojawił się nawet człowiek z betoniarką, ale jak się okazało, ten akurat należał do ekipy remontującej placówkę.
Dotarłam z mustangiem do furtki, w której zaklinował się niedźwiedź polarny, rower z przyczepką, Gwiazda śmierci i wózek.
Stoję, czekam, patrzę, jak naród się szarpie, a tu jak raz przez drzwi placówki wybiega znajoma matka w takim radosnym galopie, w takiej aurze szczęśliwości, że Julie Andrews podskakująca wśród szarotek w 'Dźwiękach Muzyki' mogłaby jej pozazdrościć optymizmu.
- To dlatego, że pozbyłaś się balastu? – diagnozuję.
- Nie. Idę do dentysty. Leczenie kanałowe.
- I TO cię tak cieszy?!?
- Tak! Mam wizytę przed południem! To oznacza, że nie muszę zabierać tam ze sobą dzieci!!
Szczęście, och, szczęście!
Jak ty się wymykasz prostym definicjom!
(...)
Gdy odbieram Biskwita z placówki (z mustangiem lub bez), naszpanie streszczają mi wydarzenia dnia. Niestety, prawdopodobnie dlatego, że grupa Szwabskich Kluseczek taka liczna, ciągle mylą Biskwita z jakimś innym dzieckiem.
Nie przerywam, ani nie zaprzeczam, bo to są takie piękne i wzruszające opowieści z gatunku fantastyki.
Któż nie chciałby słuchać o dziecinie, która je kanapki nożem i widelcem, ociera usta serwetką, podnosi papierki z podłogi, nadużywa słów przepraszam i dziękuję, zgłasza się przez p o d n i e s i e n i e ręki (!), przeprowadza staruszki na pasach, ma zawsze suche gatki, spija z warg personelu wskazówki, jak żyć, ochotnie dzieli się z każdym zabawkami, grzeszących miłosiernie napomina, a urazy chętnie daruje?
Chciałabym kiedyś poznać rodziców tego dziecka.
©kaczka
Zaproponuj Wynajemcowej wymianę - oddasz jej to dzieło sztuki nowoczesnej (bo to przecież nie grzyb, co nie?) za pasujący kawałek pokoju pozbawiony śladów jakiegokolwiek malarstwa/graffiti/wypukłorzeźby.
ReplyDeleteTe panie w przedszkolu może też śladem Wynajemcowej powtarzają jak mantrę "MaPaniGrzeczneDziecko", że juz im się wewnętrzny dyktafon włączy na widok każdego dorosłego przekraczającego próg placówki.
W tym celu Roquefort musialby namalowac jakis obraz o tresci religijnej, a nie Pollocka. Wynajemcowa jest posiadaczka najwiekszej ogrodowej rzezby Matki Boskiej Fatimskiej dorownujacej rozmiarem Jezusowi ze Swiebodzina. A nad stolem w jadalni wisi u Wynajemcowej 'Ostatnia wieczerza'.
DeleteNaszpanie maja rowniez nagrane 'daj pieniadz na komitet rodzicielski daj pieniadz...' :-)
Czas wiec namawiac grzyba podstepnie na tfurczosc odpustowa.
DeleteNaszpanie maja niestety szeroki repertuar mantr,czesto-gesto prosza o piniadz jak i dary w naturze oraz onecnosc choc cialem. Sekta jak nic.
Knuje, ze gdyby tak Roquefort zaprosil do towarzystwa bakterie z gatunku paleczka cudowna to abstrakcja Pollocka zaczelaby plakac na tej scianie krwawymi lzami, a jakiegos swietego zawsze mozna podmalowac laczac kropki. Tylko co, jesli Wynajemcowa zechce mi w sypialni urzadzic miejsce kultu i pielgrzymek?
DeleteA nie da się jej wmówić, że widać na tej ścianie twarz Jezusa w cierniowej koronie. Może powinna Was zastać na modłach albo choć zapal kilka świeczek.
DeleteDa sie. Z wzoru na tej scianie da sie wszystko wyczytac. Norweski mowi, ze nawet przyszlosc. W tej przyszlosci szukamy wlasnej stajenki bez grzyba :-)
DeleteJak mi kiedyś naszpan w przedszkolu powiedział, że Jacek to takie ciche, spokojne dziecko, o którym łatwo zapomnieć, bo cały czas się bawi samo w kąciku, to też myślałam, że jakaś rodacka rodzina nadciągnęła zza Odry...
ReplyDeleteMoje dziecka sprzata. - samo to juz jest tak kosmicznie nieprawdopodobne, ze cala reszta o serwetkach i dzieleniu sie zabawkami to wlasciwie zabawny detal :-)
DeleteStwierdzono naukowo fakt istnienia dzieci z kategorii "produkt eksportowy". W domu najgorszego sortu, a u ludzi exclusive selection.
ReplyDeleteOsobiście taki egzemplarz, lata świetlne temu, posiadałam. Wyszedł na ludzi. Teraz czekam na jego dzieci, będzie się działo :)
DeleteGotowa bylabym uwierzyc, ale ze SPRZATA! ze w placowce SPRZATA!? To przechodzi kilkakrotnie moje pojecie i nie miesci sie w mej glowie. Nawet w przybudowce sie nie miesci! :-)))
DeleteTutaj się może nie należy dziwić. A jak ktoś położy zabawkę w innym miejscu niż sobie Biskwit zaplanował?
DeleteJak znam swoje dziecko to pewnie czesc zabawek juz zakopal w ogrodku...
DeleteA mapę z zaznaczonymi miejscami ukrycia fantów połknęło?
DeleteKaczko, a może musisz wreszcie zrozumieć, że masz w domu klasyczny przypadek dziecięcego anioła?!
ReplyDeleteW domu to raczej wlasnie nie :-)))))
DeleteJej, współczuję tej grzybowej :( Oczami wyobraźni widzę zarodniki jak lekką mgiełką po pokoju się roznoszą a grzybnia wypuszcza kolejne plamy kwiatów. I widzę te przepychanki z Wynajemcową, usiłującą wymigać się od kosztów. Brrr...
ReplyDeleteDobrze, że przynajmniej życie przedszkolne samymi różami chwilowo :)
Szczescie w nieszczesciu, ze mozemy sie fizycznie od tego grzyba odizolowac. Mamy tez pod reka adwokata o ambicjach Erin Brockovitch z instytucji znanej jako Mieterbund, wiec nie ustaje w nadziei, ze sprawa jednak zakonczy sie eksmisja Roqueforta i obnizeniem czynszu za minione dwa tygodnie. Natomiast glupota zyskala nowa jednostke w ukladzie SI: 1 WYJ (od Wynajemcowej) :-)
DeleteŻycie rodzinne kwitnie u Was jak widać ;)
ReplyDeleteWe wszystkich kolorach!
Deletei Wy te zarodniki grzybowe tak na spokojnie wdychacie????
ReplyDeleteSądząc z tekstu- wdychają niespokojnie.
DeleteBardzo niespokojnie :-) Odcielismy Roqueforta od swiata jak na 'Epidemii', tej z Dustinem Hoffmanem. Na szczescie uklad mieszkania na to pozwala.
DeleteRóbcie zdjęcia Roquer.owi z czyms co odda skalę zjawska. By szanownej wynajemcowej wytknąć i uzmysłowić, że czas nie działa na jej korzyść. A może jakoś tak pozytywnie? Taki tekscik jest, mądrość taka życiowa: problem to okazja w przebraniu. Moze jej wmówić, ze jakas korzyść, czy ja wiem bedzie sobie mogla poprzebierac w kafelkach i urządzić po nowemu. A to przeciez sama przyjemność. Naiwnam - wiem wiem.
ReplyDeletePowodzenia matko od anioła:-)
Robimy, dokumentujemy, mamy logbook jak na statku Enterprise :-)
DeleteMamy tez zadnego krwi adwokata, ktory obiecal zjesc Wynajemcowa na sniadanie, jesli ta zaniecha dalszych dzialan.
Co za ludzie, nie dość że oddychacie ile wlezie, to martwicie panią Wynajemcową, ona do Was jak do ludzi, tłumaczy cierpliwie, że to niegrzybprzecież, a Wy na nią ADWOKATA. Wilki w kaczej skórze!-EW
ReplyDeleteNiemcy w kaczej skorze :-) To tutejsza tradycja przystapic do Zwiazku Zawodowego Odnajmujacych, placic skladki i w razie potrzeby otrzymac porade prawnika. Tyle, ze nasz adwokat nie traci czasu na porady tylko z miejsca rzuca sie do gardla. Juz raz byl problem z Wynajemcowymi, bo zasysali jakies liczby z kosmosu oczekujac od nas doplaty za sprzatanie klatki schodowej w wysokosci pierdyliarda tysiecy ojro (sprzatanie klatki schodowej symuluje za pieniadze Don Corleone i nawet on nie mialby wstydu zaspiewac za to, czego nie robi pierdyliarda) i juz wtedy wizja adwokata sprawila, ze Wynajemcowa zassala inne liczby z kosmosu i przyniosla nam niespodziewanie nadplate (tez zassana z kosmosu). No, ale teraz zarty sie skonczyly... kaczka namalowala sobie na licu barwy wojenne.
DeleteA może by tak wmówić Wynajemcowej, że to co zakwitło na ścianie to bezcenny okaz sztuki nieużytkowej? Niech sobie to skuje i zabierze do siebie. No co? To nie grzyb przecież:)
ReplyDeleteAdamie, jesli to nie dzielo o tresci religijnej (az kusi zeby upozorowac tam jakies objawienie) to Wynajemcowa nie ruszy :-)))
DeleteKochany Biskwit, zawsze wiedziałam, że to PRAWDZIWY Cherub.
ReplyDeleteEdycja limitowana!
DeleteKamień z serca mi spadł, że moja latorośl chodziła do nudnego przedszkola:-)Bardzo możliwe, że Biskwit zakłada w domu maskę!
ReplyDeleteCzytamy sobie rodzinnie pewna finska kultowa powiesc dla mlodziezy szkolnej i tam wystepuje chlopczyna, ktory chodzi w stroju Batmana (outfit plus maska), ale zaklada na to jeszcze jedna maske zeby nikt nie rozpoznal, ze jest Batmanem. Tak jak Biskwit. Mniej wiecej.
DeleteTroche sie boję pytać, ale czytacie w oryginale?
DeleteJa myślę, że może przetłumaczoną na Duński.
DeleteNa DYNSKI! :-)
DeleteTu czytamy: https://www.hanser-literaturverlage.de/buch/ella-und-der-millionendieb/978-3-446-24519-8/
Taki to kaczki poziom niemieckiego, ze raduje sie, gdy zrozumie powiesc dla osmiolatkow. Ale okazuje sie, ze nawet w Finlandii szkoly lubia przyoszczedzic i zastapic nauczyciela na urlopie ojcowskim - ogrodnikiem! :-)
Te male potwory maja wiele twarzy ;)))
ReplyDeleteA wracajac do naszej dyskusji z poprzedniego posta: te "plastikowe pudelko z jakim chlorkiem-srolkiem wewnatrz", co hostessa polecala, to Kaczko ja to mam! Moze naiwna jestem, moze to trick chemiczny jakis, ale wode rzeczywiscie "odsysa" - w ilosci 300-500 ml tygodniowo na 1 pokój.
Ale ja sie na chemii zupelnie nie teges - myslisz, ze to sciema? No to skad on ta wode bierze? Bo zachwialas moim swiatem w posadach...
Skad on te wode? No ja mam nadzieje, ze z powietrza, a nie z tej afrykanskiej wioski.
DeleteKupilam. Chlorkom wierze, choc Norweski wybrzydzal, bo wiadomo - taki chlorek-srolek jest nieorganiczny i zadnego szarmu w nim Norweski nie dostrzega.
Kupilam. Wrzucilam Roquefortowi na zakaske. Tydzien nie minal. Woda sie zbiera.
Nie odbierajac centa sierotom, proponowalabym aby utworzyc fundusz na uswiadamianie architektow. Tyle, ze kto wtedy kupowalby srolki?
ufff, odetchlam. Bo juz myslalam ze Norweski odkryl spisek, i ze ten chlorek-srolek po prostu sie jakos podstepnie rozpuszcza, imitujac wode odessana z powietrza. (Tak, naprawde sie nie znam i gotowa jestem zawierzyc na ament autorytetowi Norweskiego ;)
Delete