[13 Jun 2013]
(...)
Czasem już mi się wydaje, że oswoiliśmy katalog obowiązujących tu metod wychowawczych, a czasem, że jednak wręcz przeciwnie.
Czasem trudno oddzielić, co jest obowiązujące, a co należy do intelektualnych własności ochronki.
Odkąd Dynia wróciła do domu pytając co pięć minut: 'Dynia, naughty?' przerzucam się z ochronką o semantykę.
Dowody, które przedstawia ochronka na rzekomą niegrzeczność Dyni mnie nie przekonują.
Bo nie chce jeść obiadu. (A musi?)
Bo nie chce się podzielić z Rubenitem książką? (A musi?)
Bo nie chce usiąść w kółeczku i śpiewać o żabkach? (A musi?)
Póki nie przekracza umownych reguł współżycia społecznego, czy naprawdę nie ma wyboru i musi?
Póki nie rozbija talerzy, póki nie przegryza Rubenitowi tętnicy, póki w czasie gdy reszta śpiewa o żabkach nie włamuje się do Banku Rezerw Federalnych, czy naprawdę musi?
Dlaczego wybór ma być tylko jeden i słuszny, z miejsca opatrzony nalepką krnąbrności i nieposłuszeństwa, skoro tak czy inaczej Dynia ponosi konsekwencje swych decyzji?
Nie zje obiadu, nie dostanie deseru.
Nie podzieli się woluminem, Rubenito nie pozwoli jej zinwentaryzować swej kolekcji zwierzątek, albo da jej w czapkę.
Nie zaśpiewa o żabkach, nie pozowolą jej zagrać solówki na trąbce.
Nie chcę psyche Dyni owijać w folię bąbelkową, ale oczekiwałabym refleksji na temat wpływu słów wypluwanych bezmyślnie.
Może warto by ochronka sama przysiadła na ‘naughty step’, który onegdaj wyewoluował w ‘reflection step’ a po kolejnym rebrandingu występuje jako ‘thinking step’.
(Dla mnie deprecjonujące. Zakłada, czepiam się, że dziecko myśli tylko wtedy, gdy tam usiądzie?)
Rozumna na miarę trzylatki Dynia ma, co podkreślam do wymiotu, wciąż ograniczony wokabularz, by uprawiać retorykę na temat przyczyn awersji do obiadu.
Może nie smakował jej falafel, może warzywa miały niejadalny kształt, albo trujący kolor?
(Norweskiemu też nie smakował falafel, bo nie był wieprzowy, ale nie krzyczałam za Norweskim, że jest krnąbrny. Rzekłam, zgodnie z polityką ponoszenia konsekwencji, że sobie sam może gotować.)
Nie chce Dynia jeść, niech nie je, ale po co to przyprawiać komentarzem z charakterologiczną wycieczką?
Nie chce się dzielić encyklopedią, można jej w nadziei, że zadziała, odmalować zalety altruizmu, bo tak wyginęły mamuty i neandertalczycy... , ale po co uprawiać personalne wartościowanie?
Staram się zrozumieć ochronkę. Ona jedna i pięć do siedmiu kontrowersyjnych osobowości.
Ale jej system się nie sprawdza.
Na nas.
‘Naughty step’ – humanitarny odpowiednik średniowiecznych dybów - miast miejscem kaźni i pokuty stał się miejscem, gdzie należy bywać, bo wtedy zyskuje się potężną porcję zainteresowania ze strony wszystkich zebranych.
A teraz w dodatku Dynia cokolwiek czyni biegnie, by się upewnić, czy aby nie jest krnąbrna, nieposłuszna i niegrzeczna (!).
I mogłoby wyglądać, że zawsze jestem zwierciadłem sprawiedliwości i stolicą cierpliwości, lecz – bzdura – oczywiście, że nie jestem.
Ale Dynia rozumie coraz więcej i jej się należy, choćby li tylko w celach smrodno-dydaktycznych, rzeczowa analiza postępków i występków, zamiast typologii na odczep ‘jesteś niegrzeczna, spadaj’.
I tu się nam z ochronką semantyka nie styka.
©kaczka
(...)
Czasem już mi się wydaje, że oswoiliśmy katalog obowiązujących tu metod wychowawczych, a czasem, że jednak wręcz przeciwnie.
Czasem trudno oddzielić, co jest obowiązujące, a co należy do intelektualnych własności ochronki.
Odkąd Dynia wróciła do domu pytając co pięć minut: 'Dynia, naughty?' przerzucam się z ochronką o semantykę.
Dowody, które przedstawia ochronka na rzekomą niegrzeczność Dyni mnie nie przekonują.
Bo nie chce jeść obiadu. (A musi?)
Bo nie chce się podzielić z Rubenitem książką? (A musi?)
Bo nie chce usiąść w kółeczku i śpiewać o żabkach? (A musi?)
Póki nie przekracza umownych reguł współżycia społecznego, czy naprawdę nie ma wyboru i musi?
Póki nie rozbija talerzy, póki nie przegryza Rubenitowi tętnicy, póki w czasie gdy reszta śpiewa o żabkach nie włamuje się do Banku Rezerw Federalnych, czy naprawdę musi?
Dlaczego wybór ma być tylko jeden i słuszny, z miejsca opatrzony nalepką krnąbrności i nieposłuszeństwa, skoro tak czy inaczej Dynia ponosi konsekwencje swych decyzji?
Nie zje obiadu, nie dostanie deseru.
Nie podzieli się woluminem, Rubenito nie pozwoli jej zinwentaryzować swej kolekcji zwierzątek, albo da jej w czapkę.
Nie zaśpiewa o żabkach, nie pozowolą jej zagrać solówki na trąbce.
Nie chcę psyche Dyni owijać w folię bąbelkową, ale oczekiwałabym refleksji na temat wpływu słów wypluwanych bezmyślnie.
Może warto by ochronka sama przysiadła na ‘naughty step’, który onegdaj wyewoluował w ‘reflection step’ a po kolejnym rebrandingu występuje jako ‘thinking step’.
(Dla mnie deprecjonujące. Zakłada, czepiam się, że dziecko myśli tylko wtedy, gdy tam usiądzie?)
Rozumna na miarę trzylatki Dynia ma, co podkreślam do wymiotu, wciąż ograniczony wokabularz, by uprawiać retorykę na temat przyczyn awersji do obiadu.
Może nie smakował jej falafel, może warzywa miały niejadalny kształt, albo trujący kolor?
(Norweskiemu też nie smakował falafel, bo nie był wieprzowy, ale nie krzyczałam za Norweskim, że jest krnąbrny. Rzekłam, zgodnie z polityką ponoszenia konsekwencji, że sobie sam może gotować.)
Nie chce Dynia jeść, niech nie je, ale po co to przyprawiać komentarzem z charakterologiczną wycieczką?
Nie chce się dzielić encyklopedią, można jej w nadziei, że zadziała, odmalować zalety altruizmu, bo tak wyginęły mamuty i neandertalczycy... , ale po co uprawiać personalne wartościowanie?
Staram się zrozumieć ochronkę. Ona jedna i pięć do siedmiu kontrowersyjnych osobowości.
Ale jej system się nie sprawdza.
Na nas.
‘Naughty step’ – humanitarny odpowiednik średniowiecznych dybów - miast miejscem kaźni i pokuty stał się miejscem, gdzie należy bywać, bo wtedy zyskuje się potężną porcję zainteresowania ze strony wszystkich zebranych.
A teraz w dodatku Dynia cokolwiek czyni biegnie, by się upewnić, czy aby nie jest krnąbrna, nieposłuszna i niegrzeczna (!).
I mogłoby wyglądać, że zawsze jestem zwierciadłem sprawiedliwości i stolicą cierpliwości, lecz – bzdura – oczywiście, że nie jestem.
Ale Dynia rozumie coraz więcej i jej się należy, choćby li tylko w celach smrodno-dydaktycznych, rzeczowa analiza postępków i występków, zamiast typologii na odczep ‘jesteś niegrzeczna, spadaj’.
I tu się nam z ochronką semantyka nie styka.
©kaczka
Sie zgadzam. W 100% zreszta. I tak samo bym chciala dla mojego malucha. Ale... ale... ale... jakbym to ja byla taka ochronka z tyloma charakternymi ludzikami, to dalabym rade swoje wlasne chcenie skoordynowac? I uniknac tego, ze jak jedno nie je, bo nie musi, to zaraz zaczna nie musiec wszyscy inni, a przeciez nie wszyscy rodzice cenia wolna wole u krasnoludkow (u wiekszych zreszta tez). Poki co w tutejszej ochronce niby jest luz i tylko proby karmienia, angazowania, wspolpracy zabawowej, ale z jaka to latka to jeszcze nie wiem, bo sie maly nie raczy wypowiadac zbytnio. I chwala mojej ochronce poki co, ale jak dlugo tak dadza rade, to nie wiem. A naughty step jako naughty step mnie nieco wkurza, chyba jednak zamiast konkretnego miejsca na przemyslenia wole system w grupie lub poza grupa. Niewazne, czuje Cie Kaczko w tym temacie. I feel ya, i hear ya ;)
ReplyDeleteA wiesz, dawali w moim przedszkolu słoneczka za najładniej zorganizowane półeczki z przyborami. To się z językiem na brodzie postarałam, żeby wypełnić wszystkie kryteria oceny na tip top. A słońce i tak dostał kurdupel, co się wcale nie starał, a dydaktycznie to słońce miało go zachęcić do starań. Tyle, że nie zrozumiałam podstępu ochronki i w odwecie wypełniłam wszystkie rubryki na słoneczko smutne. Też mi nie dali. Zupełne rozczarowanie. Za to nad niewypitym kakao ślęczałam co rano z Marcinem-niejadkiem i jego kanapkami.
ReplyDeletePamiętam jak dziś - "nie wypijesz mleka, nie będziesz się bawić" - i siedziałam dnie całe przy stole, a dzieci się obok bawiły... i co? myślisz, że ja narzekałam? nie :D ja od zawsze byłam obserwatorem ludzi i całkiem to lubiłam...
ReplyDeletei myślę sobie co zrobię jak Poli we wrześniu powiedzą coś podobnego - pójdę zrobić awanturę pt. dziecka nie wolno zmuszać, czy sprawdzę jak ich metody działają?
nie wiem.
moje najmłodsze pacholę nigdy się na nic nie skarżyło chodząc do przedszkola od wieku 2,5 lat. ogólnie był do przedszkola bardzo wyrywny, nie dla pań oczywiście, tylko dla życia towarzyskiego. o ile dwaj starsi synowie skarżyli się, że sa przymuszani do jedzenia (moja interwencja była na stopniu podstawowym i najwyższym natychmiastowa i ostra - byłam dzieckiem karmionym na siłę i uważam to za najszkodliwsze z możliwych działań na nieletnich w kwestii żywienia)to ten najmłodszy po dwóch tygodniach od zdarzenia wyznał nieśmiało "wyrzygałem się na stolik" dlaczego synu, dlaczego?! "bo mnie pani Kazia karmiła" jak to karmiła?! ciebie, przecież ty od pierwszego roku życia jesz sam? "bo kazała mi wszystko zjeść, to się wyzygałem bo już nie mogłem" I pochwaliłam ten czyn synowski - masz prawo dziecko czegoś nie zjeść. Pani Kazia miała wykład na temat "zapłacone jedzenie może być wyrzucone" i nigdy już nikt niczego nie zwracał :)
ReplyDeleteporozmawiać trzeba Kaczko, koniecznie. Dynia nie może siebie klasyfikować w jednym słowie naughty!
Kochana mam w naszym przedszkolu dokładnie tak samo. Wszystkie zachowania które odstępują od norma wyznaczanych przez Panie są nie do zaakceptowania przez nie. I o ile z jedzeniem odpuścili, to z resztą nadal problem. Musi występować, choć się wstydzi i nie ma na to ochoty, musi tańczyć choć nie lubi i musi zawsze robić i bawić się w to co inni. A ja się pytam gdzie tu miejsce na indywidualizm? mają wyjść same klony?
ReplyDeleteKolejny przyczynek do mojego wrażenia, że tubylcy nie mają pojęcia o dobrym wychowywaniu ludzi ani o ich rozwoju.
ReplyDeleteI jak przeokropnie tęsknię do starszej niemieckiego przedszkola, gdzie było przeczołgiwanie po konsekwencjach (nie sprzątasz klocków- nie dostaniesz ich następnym razem, nie jesz obiadu - ok, ale nie dostaniesz deseru) i nieetykietkowanie. Ale tam też było na przykład założenie, że starsze przedszkolaki powinny mieć miejsce do bezpiecznej zabawy bez bezpośredniego nadzoru dorosłych, że to ważne dla ich rozwoju. A w grupie 18-20 dzieci w różnym wieku i dwie panie.
A już zmuszanie do jedzenia, karanie za niejedzenie to powinno być karalne (mam traumę osobistą z dzieciństwa).
Naughty step i etykietki czy inne zaliczanie uśmiechniętych/smutnych słoneczek to wygodne i szybkie metody dla pań, ale nie widzę żadnego ich pozytywnego wpływu długoterminowego na rozwój dzieci. Uczenie posłuszeństwa zamiast wchodzenia w dobre interakcje międzyludzkie. Interweniuj pliz, bo mi się serce kroi jak myślę o Dyni, co pyta czy jest "naughty".
Naughty jest nie do przyjecia, o ile Dynia nie proboje wymordowac reszty dzieci (czy nie rzuca brokulami, ze sie odwolam do historii). Nie wiem, czy Cie pociesze, ale nianie i ochronki sa wszedzie takie same, przy zachowaniu pozorow odmiennosci.
ReplyDeleteJa wlasnie (sama nie wiem: pelna nadziei czy rezygnacji) przenosze Franka do nowej przechowalni. Wybor dokonany na podstawie deklaracji personelu, ze dziecko jak nie chce jesc skorek od chleba, moze nie jesc (tu dzieci jedza chleb codziennie na lunch, w aktualnej ochronce byl do tych skorek zmuszany), oraz moga robic, co chca, lacznie z wychodzeniem na dwor.
a, i jeszcze jedno. Przeczytalam to na forum dla Polakow w NL: zawsze tlumaczyc tubylcom, szczegolnie w oficjalnych miejscach typu doktor, co sie chce, i argumentowac to "bo ja oczywiscie szanuje wasz przeswietny autorytet i spijam madrasc zachodniej kultury, ktorym butow niegodnam lizac, ale u nas w buszu to sie to robi tak a tak, i w zwiazku z tym prosze o uszanowanie mojego przyzwyczajenia i zorobienie tak, jak prosze". Wyprobowalam bez wiary w skutecznosc, ale tekst czyni cuda i jeszcze mnie nie zawiodl.
ReplyDeleteDrogie Panie, dziekuje za komentarze.
ReplyDeletePrzede wszystkim trudno o tym dyskutowac z ochronka z pozycji 'matka'. Matki, wiadomo, maja poprzewracane w glowach, sa sfiksowane na punkcie wlasnych dziatek, i mysla, ze wiedza lepiej. Ochronka zas ukonczyla weekendowe kursy wychowywania, wychowala tak swoje wlasne dzieci, kilka tuzinow cudzych, od dwudziestu lat tak robi, nikt sie nie skarzy (kurdupli nie pytamy o zdanie), a tu pojawia sie buszmenka i kwestionuje :-)
A to przeciez nie rozbija sie o specjalne prawa dla Dyni, ani promocje rebelii i anarchii, ani o przymuszanie, a tylko wylacznie o te semantyke. Buszmenka sobie nie zyczy, by jej dziecko glupio etykietkowac.
I potwierdzam, to jest wszechobecne zjawisko, sie trafia na najrozmaitszych rownoleznikach, a najbardziej chyba smuci, gdy dziecku robi to wlasna matka (a takie obrazki tez widywalam).
Gdy mi Dynia w domu ciskala brokulem, do glowy mi nie przyszlo, by scinac to opinia 'jestes niegrzeczna', no bo jaki tu zwiazek? Jakie inne mozliwosci miala Dynia-niemowa by wyrazic swoja niechec do warzywa? Nie pamietam, ale zwyklam chyba mowic, ze mi przykro, ze jej nie smakuje, albo ze prawdziwa dama nie ciska fauna i flora, i zabierac miske. (Kazdy kto zna Dynie wie, ze musialaby odmawiac posilkow przez dobry tydzien, by jej BMI drgnelo.) Ochronka nigdy nie przymuszala Dyni do jedzenia, nie bylo takiej potrzeby, w wypadkach naglej utraty apetytu wystarczylo przedstawic ultimatum: nie zjesz - nie bedzie deseru. Az tu naraz, nie wiadomo skad, jak zwykle w dobrej wierze, nie zjesz - jestes niegrzeczna (a do tego nie bedzie deseru). (Nikt z nas nie wyparowalby z takim komentarzem do drugiej doroslej osoby, wiec skad pomysl, ze mozna tak, do tych ponizej metra?)
I to sie nagle zaczyna rozrastac, coraz wiecej rzeczy kwalifikuje do bycia niegrzeczna. Rozumiem, chociaz tez nie do konca, ze to moze koszarowa technika, ktora ochronka dyscyplinuje pieciu chlopakow, ale tu po prostu nie dziala.
I bede o to pazurami, bo choc mam nadzieje, ze to tylko sezonowa fiksacja Dyni, tak jak onegdaj naughty step, to i mnie wielce smuci, ze musze odpowiadac na pytania 'czy jestem niegrzeczna?', skoro przez trzy lata rekami i nogami bronilam sie, by tak chadzac na skroty. Na razie obracamy w zart i Dynia wydaje sie na usatysfakcjonowana, ale wiadomo, gdy piec osob mowi, ci, zes wielbladem lepiej znajdz sobie karawane. O nie, nie.. nie z nami takie numery :-)
Lubię czytać Pani bloga, a z Dyni jest fajna dziewczynka :)
ReplyDeleteKaczko, stolico mądrości i przyczyno naszej radości (ujjj, ależ mi się poleciało po kościelnemu)! Toż to brak solówki na trąbce byłby prawdziwą kaźnią! :)
ReplyDeleteNo, w mordę jeża, żeby mi tak Ochronka o Dyni???
ReplyDeleteOnegdaj pani Młodego w pierwszej klasie napisała
- Młody nie potrafi pisać w linijkach
Matka Młodego odpisał
- to proszę go nauczyć.
Może jaka korespondencja z Ochronką?
Piekna riposta!
DeleteProbowalam korespondowac, ale mamy tu okaz 'wiem lepiej', wiec moglabym nawet trzynastozgloskowcem i nic. Pozostaje drazyc skale tudziez liczyc na znalezienie sobie przez ochronke nowej pasji. Uczeniem Dyni polskiego szybko sie ochronka zniechecila :-)
No i Kaczko przez Ciebie po nocy, napisałam post o moim "niegrzecznym Makusiu", który za karę chodził spać...:
ReplyDeleteJa nie wiem, jak to rozwiązać - nauczyć się tak języka, żeby paniom wytłumaczyć kiedyś, dlaczego człowiek czasami nie chce jeść, nie chce założyć butów, nie chce zbliżać się do baranów (dosłownie akurat).
Te nasze "dwujęzyczki" nie mają łatwo w takich sytuacjach. Ale jak ja sobie poradziłam, ze zrozumieniem, to i one by mogły się wysilić.
Czytalam, a jusci, ze czytalam. I o to, to wlasnie chodzi, o postawienie sie w miejscu podopiecznego, ktory a) moze nie rozumiec, b) jak kazdy miec zly dzien, c)trawic go moga nielogiczne leki i strachy, etc. Wymaga nieco wysilku, ale u licha, pomaga i ulatwia obu stronom. No i to nie sa wszak ochronki na sto dzieci plus jedna pani, prawda?
DeleteI tu Kaczko, jesteś niezbędna, aby nauczyć własne dziecię, jak to niektóre problemy powinny spływać "jak po kaczce" :-)
ReplyDeleteOtoz. Tylko mialam nadzieje, ze to nastapi pozniej. A tu Dynia nagle zrobila sie wrazliwa na opinie publiczna. Dzis, na przyklad, gdy w zartach wypomnielismy jej jakies fokus pa z przeszlosci, tupnela noga i rzekla 'no laughing me, mama!'
DeleteLada chwila bede musiala zahaslowac bloga :-)
Póki nie przegryza tętnicy - nie musi!!
ReplyDeleteI doprawdy niech spływa jak po kaczce.
Albo... po Dyni!
Trzylatek.. no nie strzymię!
Dekalog jeszcze daleko przed nią.
A "przegryzanie tętnicy" mieści się wszak w "nie zabijaj", azaliż nieprawdaż?
Śpij spokojnie, Kaczko.
Czasy ochronki bezpowrotnie przeminą, a dyni wyjdzie na ludzi.
Rzekłam!
Serdeczności ślę:*
Staram sie.
DeleteTylko chcialabym, no wiesz, te cudna pewnosc siebie, ciekawosc, niepodleglosc, ktora jest w Dyni chronic przed systemem. Jak najdluzej.
:-)
Sorry za literówki, ale jestem złachana jak koń po westernie.
ReplyDeletewszystko jak powyżej a dodam od siebie, że "pięć do siedmiu" to luksusy, na które nie stać 98% świata, więc niech się trochę bardziej stara ta ochronka!
ReplyDeleteA najczesciej 'czworo', wiec doprawdy zadnego wytlumaczenia, ze nie mozna przeanalizowac problemu :-)
DeleteJeśli Dynia sprawdza co i rusz czy już jest niegrzeczna - ochronka ewidentnie przegięła. Tak ja bym uznała.
ReplyDeleteW naszym przedszkolu jest tak, że dziecko może nie robić tego co wszyscy (jeść, śpiewać, rysować, szlaczkować), ale to nie znaczy,że może w tym czasie robić co chce. Dla tych co nie chcą jest opcja - "poczekaj zatem na tym oto oddzielonym od reszty grupy dywaniku z ograniczonym dostępem do uciech i zabawek" - nie jest to karna ławeczka ani nic takiego tylko zapewnienie mało atrakcyjnej alternatywy. Po 1 roku przedszkola wszyscy już wiedzieli,że rezygnacja z zajęć grupowych będzie nudniejsza niż zajęcia grupowe. Może ochronce podrzucić pomysł? A nie jeść można zawsze, do tej pory. Głodne dziecię musi czekać 3 godziny do kolejnego posiłku.
Mysle, ze przegiela, choc moze zbieglo sie to z fascynacja Dyni nowymi przymiotnikami.
DeleteSystem, o ktorym piszesz funkcjonuje u naszych Montessorian i tez sie sprawdza. Ochronka tez dotychczas operowala systemem konsekwencji. I luz. Ale skad nagly pomysl na przypisywanie tym wyborom znaczenia 'grzeczni-siedza w koleczku, niegrzeczni-czytaja ksiazeczki'? Sie kupy nie trzyma.