[344]

[17 Mar 2017]

(...)
Wiosna.
Wiosnę rozpoznajemy po tym, że właściciele posiadłości ziemskich wstają we wtorek i wpadają w amok liftingowania swoich posesji.
I jeśli rok temu myślałam, że nie da się usypać nic ohydniejszego niż mur z kamieni, który oddziela Chińczyków od Sycylijczyków, tak właśnie wyprowadził mnie z błędu nasz Rodak - Ryszard z Naprzeciwka.
Tenże wstał we wtorek o świcie, wyszedł na trawnik przed domem, zassał płucem resztkę nikotyny, wdeptał w ziemię niedopałek, splunął i odpalił sznurkiem piłę mechaniczną.
Piła była do baobabów, więc przeciągnęła Ryszarda od jednego końca trawnika po drugi. Całe dziesięć metrów wzdłuż i dwa wszerz.
Ryszard ściął zatem szpaler cyprysów odgradzający go od Sycyliczyków, a przy okazji odciął jedną nogę od trampoliny i przepołowił plastikowe ogrodowe krzesełko.
Córka Ryszarda - WijoLetta i małżonka Grażyna nie były zachwycone.
Kiedy piła skończyła ciskać Ryśkiem, bo zabrakło w niej gazoliny, Grażyna rzuciła się opatrywać fizyczne rany meblom ogrodowym i zadawać psychiczne małżonkowi (z opinii Grażyny wynikało, że Ryszard jest zręczny jak złamany SZUJ), a Sycylijczycy pospiesznie wybiegli z domu ratować psa i wciągać do domu własne krzesełka.
Na miejscu cyprysów Ryszard-nasz-Rodak posadził ekrany dźwiękochłonne z rodzaju takich, jakie można spotkać przy autostradach. Nikt już teraz Ryszardowi  nie będzie w karkówkę z gryla zaglądać Nikt już nie będzie ślinić się na okolicznych balkonach. Nikt już z zazdrości nie rzuci uroku, gdy Ryszard odkapsluje sobie o parapet dębowemocne. A gdyby nie przypadkiem ucięta noga trampoliny byłaby też szansa, że WijoLetta już nigdy więcej nie wystrzeli do ogródka Sycylijczyków, by tam, jak meteoryt tunguski (otyłość u dzieci jest niestety smutnym faktem) swoim upadkiem doprowadzić do wyginięcia monokultury drzewek oliwnych. (Teraz trajektorię lotu Wijoletty ograniczą ściany ogródka i to będzie prawdopodobnie taki ludzki pin-ball. WijoLetta ma do tego idealnie sferyczną sylwetkę.)
Jeszcze przez moment miałam nadzieję, że szkielet ekranu będzie podporą pod pomidory albo, że Grażyna obsadzi go pachnącym groszkiem albo winoroślą i że będą w tym gaju wspólnie razem z Ryśkiem siadać, sączyć dębowemocne i słuchać Grechuty.
Niestety.
Rysiek skoczył do niemieckiej wersji Lerua-Merlena i przytaszczył stamtąd tysiąc kilometrów taśmy w kolorze opon. Tę taśmę, skrupulatnie, jakby wyplatał wielkanocny koszyczek, przewlókł przez szkielet ekranów, a że do tego ma Ryszard jeszcze naturę estety, to tak dwa metry nad ziemią dorzucił po pasku taśmy z nadrukiem głazów narzutowych. O zmroku daje to efekt unoszących się w powietrzu kamieni.
Yoda płakał, gdy zobaczył.
I teraz, gdy wychodzę na balkon to z jednej strony  mam chiński mur, który przez porównanie z arcydziełem Ryśka jest nagle piękny i subtelny i głosowałabym nań w plebiscycie: jaką zjawiskową ziemską budowlę powinno pokazać się cywilizacji pozamieskiej w trakcie bliskiego spotkania trzeciego stopnia? (Acz możliwe, że ten mur, tak jak prototyp już widać z kosmosu.)
Naprzeciwko zaś widzę lewitujące głazy i jak się okazuje, nadal mi nie umknie, co tam wynosi z domu na gryla Grażyna albo w jakie slipki opiął Ryszard swój testosteron, aby ścinać trawnik. Albowiem Ryszard przyoszczędził, tak na oko, dziesięć centymetrów na wysokości ekranów i uzyskał przez to niepełny efekt intymności.
Stało się to pewnie dlatego, że Grażyna uparła się przyozdobić ekrany błyszczącymi, srebrnymi kulami wielkości melonów, więc Rysiek nadwyżki gotówki zainwestował w te kule, ale i tak starczyło mu jedynie na cztery.
Obsadził  Rysiek te kule po tej stronie, gdzie jego podwórko graniczy z podwórkiem kompletnego abnegata ogrodniczego, którego choć potępiam, to, z którym wewnętrznie się utożsamiam. Mam bowiem taki sam dar, że oddany mi pod opiekę chlorofil zamieniam w brązofil.
Czemu akurat tam  Rysiek nadział te kule na słupy?  Chciał coś udowodnić abnegatowi, którego własny płotek z siatki smutno chyli się ku brunatnej glebie?
- Kula ci w oko, Ryszard za ten gwałt na cyprysach! – myślę trzaskając drzwiami balkonu.
Chociaż ze wszystkich nowych dekoracji Ryśka, te mają niewpliwą zaletę.
Słońce się w nich odbija i oślepia człowieka i już  przed oczami latają tylko mroczki, a nie ten brązowy ogródek, ten upleciony przez Ryśka płot, czy te motyle 3D z rajstopy, motyle w rozmiarze archeopteryksa, które Grażyna pierdyknęła sobie na klej po całej elewacji.
No i nigdy nie wiadomo, a może te kule będą zwabiać pioruny?

(...)
Biskwit przywlókł z placówki uaktualniony bronchit, wersja 2.1.
W tej ulepszonej wersji glut wycieka z nosiciela bez przerwy, więc aby oszczędzić Szwabskim Kluseczkom poślizgów na glucie, podjęłam niepopularną decyzję o jednodniowej, domowej kwarantannie Biskwita.
Nie kłamię, ten dzień trwał rok. Normalny, długi rok. Nawet nie przestępny.
Nocą, korzystając ze przywilejów pacjenta i mojej umysłowej agonii Biskwit wstał o drugiej i przyszedł do naszego łóżka.
Pół godziny upłynęło zanim ułożył się według zasad własnego feng shui i zanim przestał kasłać mi prosto w twarz z odległości dwóch centymetrów.
Ledwieśmie ponownie usnęli, a tu kwadrans po trzeciej u wezgłowia pojawiła się Dynia łkając, że straszliwie boli ją ucho, ale jeszcze bardziej rozdziera ją myśl, że przez to ucho opuści występy objazdowej trupy artystycznej, które tego dnia miały mieć miejsce w szkole.
Reanimacja ucha zajęła trzy kwadranse, po czym Dynia korzystając z przywilejów pacjenta postanowiła nie wracać do swojego łóżka i uszczęśliwić nas swoim towarzystwem.
Biskwit przez sen wywąchał tę truflę równości i sprawiedliwości społecznej, obudził się i zaczął protestować.
Zrobił się z tego (pół)żywy torcik Linzera.
Pod spodem my, miękka marmolada, poobijane jagódki o odbitych nerkach i perforowanych płucach. Na wierzchu kratka poplątanych cherubięcych nożyn i ramion. W przepisie stoi że z kruchego ciasta, ale w rzeczywistości –  mój Boże! – ze stopu żelaza z granitem.
(Razem to ponad dwa metry i pięćdziesiąt kilogramów przyszłości narodu!)
Chyba i ja w końcu usnęłam, choć bardziej prawdopodobne, że któryś z ciosów pozbawił mnie przytomności.
Gdy ją odzyskałam, przy nieznacznej pomocy Biskwita, który siłowo otwierał me powieki, okazało się, że zwisam z jednej strony łóżka bardziej siłą woli niźli mięśni, co w jakiś pokrętny sposób tłumaczy dlaczego leniwce masowo nie spadają z drzew.
A trupa artystyczna – Pinokio im w plecy –  odwołała występy.
Z powodu choroby.

(...)
Tak mógł wyglądać Newton, gdyby matka odebrała go z placówki zaraz po tym jak oberwał w czerep jabłkiem.
Biskwit na mój widok w drzwiach, rzucił wszystko i z błędnym wzrokiem i wypiekami na licu przebiegł przez całą salę Szwabskich Kluseczek, żeby mi oznajmić, że...
- MAMO! PSY NIE LATAJĄ!
Bałam się zapytać, czy ta wiedza została poprzedzona jakimś eksperymentem.

©kaczka
46 comments on "[344]"
  1. W nawiązaniu do puenty. Jest taka książka, którą czytałam z synkiem... z 7 lat temu? Some dogs do! <3 pozdrawiam choraczków i tych co mają wachtę przy nich.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ha! Tego samego autora, coz my tu mamy na poleczce... oczywiscie, ze Duck in the truck!!! :P

      Delete
  2. Zagrażasz mojemu życiu, Kaczko. Bo zdarza się, że świeżo po lekturze Twojej opowieści wsiadam za kółko (wciąż mnie to bawi, że to ja wsiadam za kółko) i nie mogę pozbyć się z głowy pewnych jej fragmentów. Czuję, że dziś na czerwonym będę prześladowana przez Ryszarda i jego slipki. ;-)

    Biskwit przynajmniej kieruje się j a k i m i ś zasadami przy układaniu się do snu. Pal licho, że własnej produkcji. Fruzia wciąż testuje różne filozofie i strategie...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Twojemu zyciu i tych niewinnych Wyspiarczykow, ktorzy beda zygzakiem uciekac przed maska twego porsche!

      Istotnie, najglowniejsza zasada, ktora kieruje sie Biskwit (nie tylko w dziedzinie spania, wlasciwie po prostu w zyciu) jest zameczyc przeciwnika inercja, wloskim strajkiem, a gdy to niewystarcza to kopnieciem w nerke :)

      Delete
  3. Replies
    1. Ja też! I nie wiem kaczko, ale miałam wrażenie, że o Polsce piszesz bo obecnie mamy ogólnosąsiedzką wycinkę niestety..

      Delete
    2. Ja też! Kule zwłaszcza mnie frapują i głazy.

      Delete
    3. I ja, i ja !!!
      Czy Ty czasem nie piszesz o moim sąsiedzie? Odgrodził się właśnie od nas (po sześcioletnim sąsiedztwie bez kłótni i ogrodzenia) w taki sposób, że tylko Ty byłabyś w stanie ubrać TO w słowa :) Swoją drogą, nagła budowa ogrodzenia na przełomie luty/marzec może w naszych warunkach klimatycznych TROCHĘ dziwić?

      Delete
    4. Moj Boze, moj Boze! Wy po prostu chcecie, zeby kaczka odpalila INSTAGRAM! albo jakiegos innego snapszota!
      Aba - no wlasnie, donosza mi tu, ze ojczyzne cala dopadlo jakies bezmyslne ciecie i strzyzenie drzewostanu.
      Zuzanka - u ciebie na dzielni takie glazy nie przejda. Nie da sie nimi ciskac w przeciwnikow z sasiedniego gangu :)
      Agnieszka - kazdemu sie wydaje, ze bez klotni. A moze po prostu, sasiad przez ostatnie lata spisywal liste swoich krzywd i gdy po raz tysieczny krzywo skrzypnelas furtka albo wasza trawa miala lepszy odcien zielonosci to chlopina nie zdzierzyl? Ale mow! Z glazow budowal, marmur nakruszyl i pozlepial cementem, drut kolczasty rozciagnal?

      Delete
    5. A wiesz, może faktycznie nasza trawa zieleńsza?
      Tego się nie da opisać, TO trzeba zobaczyć! Ale uwaga, spróbuję: wybudował szopę w granicy naszych działek, którą szumnie nazwał altaną dla samochodów. Budowla ma plastik zamiast okienek i obita jest blachą udająca panele drewniane. Ale to pikuś. Nie przegradza nas dostatecznie, więc sąsiad z przodu, od strony drogi dosztukował ogrodzenie, którego gotowe elementy kupił w markecie. I te dwa czarne przęsła są najładniejszym elementem konstrukcji. Z tylu zaś, wolną przestrzeń zabił nieoheblowanyni deskami na wysokość 2 metrów.
      Reasumując: patrząc od strony naszego domu, mamy w ramach przegrodzenia dwóch posesji: dwa przęsła, bok szopy i na koniec konstrukcję z desek. A pomyśleć, że 7 lat temu deweloper budując nasze domy przwidział zwykle ogrodzenie z siatki.

      Delete
    6. Lacze sie z toba w tej estetycznej bolesci! A gdyby tak tresowane korniki? Bo jest nadzieja, ze drewno to jeszcze cos zezre albo samo zbutwieje, a to z czego wyplata Rysiek bedzie obawiam sie, trwalo wiecznie. A jak juz planeta nam sie rozpadnie to i nadal bedzie krazyc po kosmosie :/ Za to opowiesc o deweloperach przypomina mi niedawno zaslyszana, ktora chyba wplote w kolejna notke!

      Delete
  4. i ja chcę zdjęcie ogródka )))) oraz matkoicórko i śmieszno i straszno Ci tam!!
    a slipy opinające testosteron mnie zabiły i teraz będą prześladować w niskończoność chyba.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dobra, niech no Ryszard dokonczy dziela, bo dzis kontynuuje wyplatanie. W deszczu i na wietrze, wiec efekt fruwajacych glazow jeszcze sie poteguje, bo mu tasma majta we wszystkie strony.
      No, ale przynajmniej nie wyszedl tego robic w slipkach :P
      Co ciekawe, tam gdzie aktualnie wyplata ma chyba kuchenne lub salonowe okno, metr od plotu, wiec bedzie mial fantastyczny widok. Fototapeta z kamieniolomu.

      Delete
  5. Też jestem szczęśliwą posiadaczką sąsiadów i zawsze mnie dziwi przy kolejnej modernizacji ogródków przez tychże, że nie przyjdzie im do głowy zamieszkać w bloku. Przecież pozbyli by się w ten sposób obowiązku uprawiania.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ale gdzie w bloku ten gryl odpalac?

      Delete
    2. No jak to gdzie? Jak to gdzie? Kaczko kosmopolitko, ewidentnie tracisz wyczucie macierzy! Wyjścia są dwa: a) balkon (i kogo-to-obchodzi, że swąd mięsnej spalenizny komus gdzieś się wciska), b) trawnik między blokami, wiem, bom widywała, także z własnego okna (szczęśliwie z 6. piętra). W wielkim mieście nad Wartą.

      Delete
    3. Na trawniku to nawet praktyczniej bo można szczątki porzucić i udawać, że nie moje.

      Delete
    4. Ja wiem, ze mozna palic na balkonie (albo pod, patrz: Sycylijczycy, ktorzy skrecaja skrety z tych cyprysow chyba), ale odpalic grill?! Trace kontakt z baza!

      Na trawnikach grilluje u nas frakcja rosyjska z blokow, ale wtedy to jest impreza, na ktora przychodzi piecset osob i dwanascie akordeonow. I sprzataja po sobie.

      Delete
  6. Ale! Bez zdejmowania slipków Ryszarda!

    Wijoletta- metoryt tunguski- Grażyna i jej motyle z rajstop na elewacji, Ryszard Szujowe Serce z piłą spalinową zamiast miecza- lewitujące kamienie- opalizujące kule- oliwki, śp.cyprysy, dębowe jakże mocne...

    - pożądam całego serialu z zryszardami!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Serial bylby w pytke!! Szczególnie ciekawa jestem odcinka, w którym bedzie burza!

      Delete
    2. Ten serial sie rozwinie latem, gdy warunki atmosferyczne i przecena na marynowana karkowke w Lidlu wywabia Ryszardow do ogrodka :-)

      (Wyobrazilam sobie naelektryzowana koafiure Grazyny i wyje ze smiechu. Nad wlasnym tekstem! Jak rasowy grafoman! :PPPP)

      Delete
  7. co za szczęście, że jest więcej chcących zdjęcia ogródka. już miałam apelować, że przynajmniej detale.
    a ryszard to myśli, ze lex-szyszko u angeli też obowiązuje i za chwilę ją zmienią, że tak się za te piłe nagle chwycił?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Frakcja instagramu rosnie w sile!
      Na pytanie, czy Ryszard mysli to ja wolalabym nie udzielac odpowiedzi, bo na podstawie zebranych dowodow, wydaje mi sie, ze wcale, ale tez i nie przeprowadzilam szczegolowych, specjalistycznych badan, wiec opinia nie jest miarodajna :P

      Delete
  8. :)))
    Przeczytanie tego posta to stanowczo najpiekniejszy czas tego tygodnia, nawet wliczajac weekend który jeszcze nie nadszedl, bo co mi ten weekend niby moze pokazac lepszego niz Ryszarda poniewieranego przez pile i omajtkowany testosteron!
    :)))))))))))))))

    ALE: jessu, ten plot musi byc potworny.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Diable! Korzystajac z chwili nieuwagi wlascicielki dosiadlam pozlacanego Pegaza i ooo! samo sie napisalo :P

      Jest potworny. Wiele juz tu potwornych plotow widzialam. Ale wszystkie zwykle mialy te zalete, ze byly kilka ulic dalej. Ten zas stoi tak, ze widze go katem oka zawsze, gdy siadam do pisania. Nie bardzo wiem, gdzie przestawic swoje miejsce pracy, zeby mnie ten nowotwor Ryszardziej estetyki nie atakowal po oczach :)

      Delete
    2. moze oklulary z taka klapka jedna z tej strony, od której atakuje nowotwór?

      Delete
  9. Ogródka i elewacji...
    (i zdrowia życzę)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzieki! Zdrowia psychicznego! Fizyczne jeszcze da rade stuningowac witamina :-)))

      Delete
  10. Kaczko, czy ja już Ci mówiłem, że uwielbiam Cię bezkrytycznie? Nie? To mówię teraz. Moja kaskadowa wyobraźnia wyprojektowała mi wszystko powyższe ze szczegółami (z oslipkowanym ryśkowym testosteronem włącznie), zmuszając do wytarzania się ze śmiechu. Dziękuję.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Adamie! Dziekuje! Nic tak nie cieszy, gdy czytelnik uruchamia sobie imaginacje i dobudowuje kolejne poziomy fabuly :)

      Delete
  11. Tylko cyprysów żal.
    I strach, bo skoro najbardziej aburdalne prawa i 'prawa", także te szyszkowe, tak łatwo rozpełzają się po Europie, to dokąd przyjdzie nam - jakby co - emigrować???

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo zal. Wzrok mogl sobie na nich prawdziwie odpoczac. Pozostaje kolonizacja Marsa. Tylko kto posadzi tam drzewa?

      Delete
    2. Posadź jakąś szybko rosnącą zieloność od swojej strony. Najlepiej (też) zimotrwałą. W miescie H., nie na Marsie.

      Delete
    3. To musialby byc bambus. Od miesiaca opiekuje sie otrzymana w darze sadzonka pomidora. Urosla o centymetr, wiec mam juz dwa centymetry pomidorowego potencjalu. W tym tempie niczego nie zaslonie przez dekade :-)

      Delete
  12. Poprosze o dopisanie mnie pod petycją o fotografię. Niekoniecznie ze sferyczna sylwetka nad trampoliną. Ale jak sie da. Na tle motyli.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Klusku z frakcji instagramow, no wlasnie dumalismy dzisiaj, czy Ryszard naprawi trampoline, czy kupi nowa.
      I tu troche placze ze smiechu, bo WijoLetta podskakujaca na tej trampolinie byla chyba najdorodniejszym motylem jakiego znam :PPP

      Delete
  13. Trafiłam do Ciebie kaczko przez FB, jakżeby inaczej! Zachwyciły mnie dzieła Twojej Dynii i musiałam zajrzeć na Twój blog. Jesteś boska! Dawno tak się nie śmiałam jak z historyjki o Rysiu! Dziękuję! Będę zaglądać do Ciebie- pozdrawiam i też czekam na zdjęcie.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Hanno, dziekuje! Cala przyjemnosc po mojej stronie. Siadaj w pierwszym rzedzie (mamy tu wylacznie pierwszy rzad i czytelnikow luksusowego sortu) :*

      Delete
  14. a ja tak zapytam z innej mańki - czy Dynia i Biskwit konwersują aby w języku matczystym ze sferyczną WijoLettą czy są to wyższe sfery?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie mamy kontaktu (oprocz wzrokowego :P) z Ryszardami. Nasze domy sa ustawione tymi nieszczesnymi ogrodkami do siebie. Nasz ogrod jest niby publiczny, ale nie ma w nim zadnych atrakcji dla mlodziezy w wieku Dyni i Biskwita, wiec tam nie bywamy. I tak jakos wyszlo, ze dziatki z tamtej ulicy bawia sie we wlasnym towarzystwie, a te z naszej w swoim.
      A najwazniejsze chyba to, ze wcale nie mialabym pojecia, ze Ryszardowie to rodacy, gdyby pewnego dnia nie zaczeli sie klocic nad grylem i nie przeszli na mowe ojczysta z wszystkimi mozliwymi przerwynikami i szujami w najbardziej karkolomnych odmianach:)

      Delete
  15. Aktualnie próbuję pozbyć się wszystkich oszczędności i nabyć nieruchomość, a wnioski mam takie, że sąsiedzi to jest najsłabsze ogniwo wszystkich ofert. Problemy ogródka zapewnie nigdy w życiu nie będą mnie dotyczyć, ale chciałabym przestać brać udział w życiu towarzyskim, erotycznym i psychiatrycznym ludzi, z którymi łączy mnie tylko los i czynsz.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Kaja, o jakze bardzo w punkt!
      Marzy mi sie od zawsze zaanektowanie jakiejs latarni morskiej. Spelnia wiekszosc moich oczekiwan wzgledem sasiedztwa.

      Delete
  16. Wypadło nam ze słownika sformułowanie "nie wypada", a szkoda, bo w dość zwięzły sposób objaśniało zasady współżycia w społeczeństwie. Szczególnie przydawało się ono w mieście, które składa się w znacznej mierze z tzw. przestrzeni publicznej, a z tej właśnie _nie wypada_ tworzyć scenografii do życia prywatnego. Zapomina o tym Rysio-kiełba-z-gryla. Zapomina Błażej-sushi-z-jarmużu-i-latte-na-balkonie. Zapomina Jolanta-solarium-w-parku oraz Krystyna-psi-fryzjer-na-skwerku. Zapomina Agnieszka-relacja-z-wizyty-u-gina-przez-telefon-w-tramwaju. Miasto ma wiele zalet jako duży rynek pracy i centrum oświaty oraz kultury. Za wszystkie te wygody płaci się jednak tym, że swoboda realizowania czynności życiowych ograniczona jest metrażem własnego mieszkania (bez balkonu). Ryszard z Naprzeciwka, jakkolwiek w swym prostactwie łatwy do wzięcia na cel, jest tylko lichym chorążym batalionu niewłaściwych postaw.

    ReplyDelete
  17. Łomatko szczurkom, Kaczko, Twoi sąsiedzi są chyba spokrewnieni z moimi!

    Mój sąsiad zza ściany (niejaki Robercik) dba - zapewne pod wpływem swej aktualnej wybranki - o świeże powietrze w mieszkaniu. W związku z tym umieścił w korytarzu pod moimi drzwiami wystawkę mebli, służących jego kolegom do ulżenia kończynom. Jest gdzie postawić butelki, jest talerzyk na pety - pełna eliegancja. Wigilię Bożego Narodzenia spędzałam z Klubem Rechocik, wprawdzie dzieliły nas (cienkie) drzwi, ale słyszałam (i czułam) wszystko...

    Mówisz, że wyprowadzka z bloku niewiele zmienia?

    ReplyDelete