[335]

[25 Jan 2017]

(...)
Centaur
(...)

Wiersz jakby biały
(...)
Społeczeństwo pyta ostatnio dość regularnie, czy mi smutno, że Biskwit uczęszcza do placówki, czy kłuje mnie od tego w mięśniu sercowym oraz czy Biskwit już się trwale i nierozerwalnie zrósł z tkanką Szwabskich Kluseczek, czy ten przeszczep się przyjął? I tak, jak na pierwsze pytanie, mogę z ręką na wspomnianym kardiomięśniu rzec, że ni trochę, tak w kwestii udanej transplantacji nadal wstrzymuję oddech.
Biskwit to Biskwit.
Zwoje sprytnego DNA poupychane w szarej masie, neurony pospinane mostkami tak, że nie udowodnisz, że pobiera inteligencję poza oficjalnym  licznikiem IQ, motoryka kasiarza ('Mów mi Kwinto!'), a do tego skłonność do konsumpcji zemsty w wersji frappe.
Profilaktycznie codziennie podaję Biskwitowi jakieś węglowodany, słowodany ('Jak słowo daję Biskwicie, jak ty pięknie uczęszczasz!'), motywanty, czy inne werbalne antydepresanty jako lek zapobiegający odrzuceniu przeszczepu. Czynię to jednak bardziej by podtrzymać tradycję niźli wierząc, że w ten sposób mogę kupić u Biskwita immunosupresję względem nowych dekoracji i okoliczności.
Ta codzienna niepewność, co zastanę, gdy przyjdę dziecinę odebrać po całym dniu igraszek!
Nerona z zapalniczką Zippo? Atyllę tłukącego Teodozjusza pudełkiem domino? Ekskalibur wbity w biurko Dyrekcji? Naszpanie przywiązane do indiańskiego totemu?
Przenikam dziś, dla przykładu, w struktury placówki, a tam Biskwit siedzi samotnie przy stoliku z miną wskazującą na ogromne  rozczarowanie rzeczywistością. Uuuu... znam tę minę. Ścina w człowieku krew i inne płyny. Biskwit z tą miną siedzi i wali młotkiem w deskę gwoździ:
ŁUP... ŁUP... ŁUP... ŁUP... ŁUP... ŁUP...
a stolik podskakuje po każdym uderzeniu.
Biskwit wyklepuje z tych gwoździ promień zagłady, widły apokalipsy, kieszonkowy koniec świata.
Dookoła wszyscy przemieszczają się na palcach i mówią szeptem.
Naszpani wciąga mnie pod wieszaczek i mówi, że stała się rzecz straszna:
KTOŚ ZEŻARŁ BISKWITOWI PRZEKŁADANE CIASTECZKO!
To znaczy, naszpani jest nieomal pewna, że widziała, że Biskwit je sam jadł, a potem chyba po prostu zapomniał, ale Biskwit obraził się na taką insynuację i od dwudziestu minut wali młotkiem odwrócony do wszystkich plecami.
Nic to, że przeprowadzono dochodzenie, wizję lokalną, zdjęto odciski palców, wykonano obdukcję okruchów, testy oddechowe potencjalnych podejrzanych i na wszelki wypadek wszyscy złożyli publiczną samokrytykę, a Timur nawet zaofiarował swój osobisty, cytrynowy wafelek jako fajkę pokoju (albo raczej jako rosyjski pokojowy papieros marki 'Mińsk' bez banderoli; spotkałam pod wieszaczkiem ojca Timura, gdy akurat przez telefon zamieniał czołg na dwa wagony tytoniu, więc ani trochę nie przesadzam.)
Nic to.
Biskwit milczy i robi ŁUP... ŁUP... ŁUP...
Na Zeusa,  to i tak cud, bo zwykle mniej Biskwitowi potrzeba by pojechać z realistyczną rekonstrukcją wojny trojańskiej.
Na cito.

Lepiej żeby to ciasteczko się do jutra znalazło.
A przynajmniej jego udana replika.

©kaczka
44 comments on "[335]"
  1. Popłakałam się ze śmiechu :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jutro juz nikomu nie bedzie do smiechu. Korzystajcie z okazji :-)

      Delete
    2. Eh, ten odwieczny dylemat - mieć ciasteczko i zjeść ciasteczko;)Nawet dziecko musi się zmierzyć z tym problemem.
      Pzdr,
      Hanna

      Delete
  2. Na wszelki wypadek zadzwoń już dziś na komisariat i powiedz, że jutro może być konieczna ewakuacja przedszkola...

    ReplyDelete
    Replies
    1. W poniedzialek juz byla proba generalna. Pod przedszkole, jak na filmach sensacyjnych, nadjechaly nagle i znikad wszystkie jednostki policji z okolicy, ale zdejmowali nie Dyrekcje (za malwersacje finansowe na funduszach ze sprzedazy swiatecznych ciasteczek), ani Biskwita (za caloksztalt), ale jedynie jakis gang papierosowych banderoli na sasiedniej posesji. Znaja wiec droge :-)

      Delete
    2. Dobrze, że nie pomylili budynków...

      Delete
    3. A faktycznie moglo sie zdazyc, jakis rykoszet, bo byli niekomfortowo blisko. Do tego stopnia, ze po przyjsciu do domu dzwonilam, zeby sie dowiedziec, czy wszystko tam aby w porzadku.

      Delete
  3. Może jakieś spore zamówienie w cukierniczym zoo by pomogło?

    ReplyDelete
  4. Nawet po minie centaura widac wyraznie, ze ZARTY SIE SKONCZYLI. Wiec wyobrazam sobie biskwicia mine wlasciwa, ta pod maska. Taki rozjuszony centaur, plus wlasnorecznie wyklepane widly apokalipsy... OJOJOJ!

    Ale maska jest przecudna :D - zdradz, kto wydziergal? Ty, osobista pletwa? Taki talent tez posiadasz?

    Wiersz tez doskonaly, ta lekka ironia i sarkazm, którymi podszyta jest opinia starszego rodzenstwa o mlodszym, powodowana przez wieloletnie doswiadczenie zyciowe ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Maska to outsourcing. Ja do tej pory dziergam kocyk, w ktorym mialam wyniesc Dynie z oddzialu polozniczego :-)

      Tak, uwielbiam te zyciowa, o trzy lata starsza madrosc, ktora Dynia dzieli sie ze swiatem :-)

      Delete
  5. Wow, siedzieć przy stoliczku i nikogo nie uszkodzić po TAKIM afroncie. Ja Ci wróżę, że Ty jeszcze będziesz patrzeć na Biskwita odbierającego Pokojową Nagrodę Nobla!
    ****
    A przedstawiona powyżej forma poezji nosi nazwę dyniku i posłużyła już jako inspiracja dla rok-starszej-od-autorki koleżanki. :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dyniku! Cala przyjemnosc po naszej stronie :-)

      Ja tez mysle, ze Biskwit zadnej nagrody nie musi dostac. On je wszystkie bedzie ODBIERAL. Podstepem albo przemoca. Pokojowa chyba najlatwiej, bo przeciez nie beda sie bronic :-)))))

      Delete
  6. Ehh żeby tak zjeść ciastko i tłuszcz zapomniał odłożyć się w biodrach...

    ReplyDelete
    Replies
    1. A tu zupełnie na odwrót. Człowiek zapomina zjeść ciastko a tłuszcz się odkłada.

      Delete
    2. I gdzie tu sprawiedliwości szukać?

      Delete
    3. Myślę, że w tej sytuacji najsprawiedliwiej będzie zjeść ciastko a tłuszcz i tak mieć w dupie.

      Delete
    4. Piękna fraza, spiżu godna!

      Delete
    5. Kapeluszniku! To fraza na makatke!
      (i poszla po czekoladowe ciasteczko!)

      Delete
  7. e tam, do jutra biskwit zapomni ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Do jutra pewnie tak, ale z Biskwitem jest tak, ze przypomina mu sie po latach. Ma jakas liste zlych uczynkow popelnionych wzgledem i wyciaga w najmniej oczekiwanym momencie. Ostatnio, na przyklad, ze w czerwcu ubieglego roku po operacji migdalkow, na oddziale zabraklo lodow waniliowych i musial (!) jesc czekolwadowe. To ciasteczko jeszcze wroci, nie mam watpliwosci!

      Delete
  8. Ciasteczko. :-))) Nie mogę się przestać uśmiechać. Jakiś skurcz mnie złapał. Jakby szczękościsk ale od tłumionego śmiechu.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wzgledem antycznych tragedii Biskwita niezmiernie trudno jest zachowac powage. Jednakze argumentem bywa mlotek :-)))

      Delete
  9. Hehe, przedszkolna wersja voo-doo :) :) :) Czy ilość gwoździ odpowiadała pogłowiu w grupie? Czy też jakiś konkretny był ładowany w łepek?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja troche slabne na widok tych metod wychowawczych, tego mlotka i deski gwozdzi w rekach trzylatki, wiec odwracam wzrok i zaprawde nie wiem :-)

      Delete
    2. Eeeee ale prawdziwe gwoździe? Nie te takie słodkie, kolorowe plastikowe z ikei???

      Delete
    3. Ikea sprzedaje slodkie gwozdzie?
      Nie, naszpanie gwozdzie kupuja w budowlanym. Mlotki tez.

      Delete
    4. Ok "gwozdzie" takie kolki w komplecie z deską i mlotkiem. Mam, znalazlam: MULA. Przebijanka. Tak brzmi nazwa tej zabawki. 24,99pln. :-) Pamietam, ze od kogos zyczliwego moja cora dostala taki zestawik.

      Delete
    5. Wiem!
      Ale nie, nie! To zabawka w sam raz dla mieciutkich Szwedow albo sfiksowanych na BHP Brytyjczykow. Mlodych Niemcow od kolyski przyuczamy do stolarki. To w dodatku katolickie przedszkole jest, wiec to po drodze z kultem swietego Jozefa :-)

      Delete
  10. Kaczko - czy przedszkole jeszcze stoi? Domagam się kontynuacji sagi o ciasteczku... a w zasadzie o Biskwicie!

    ReplyDelete
    Replies
    1. O Biskwicie bedzie jeszcze nie raz! Czuje w kosciach :-)

      Delete
  11. Kaczko, opwiedzialam kolezance literatce, ze generalnie jak juz czytam to czytam Kaczke i ona teraz czeka na przeklad, co najmniej w hangielskim. A najlepiej to w Daczu. Tak tylko mowie.
    Loulou

    ReplyDelete
  12. Dołączam do Biskwita...łup, łup, łup!

    ReplyDelete
  13. Ciasteczko mówisz? Ja sie jej nie dziwię a nawet podziwiam, że zimna krew zachowała i jedyny poszkodowany to ten stolik.

    ReplyDelete
  14. Zaraz, u Hrabala była podobona scena, ale Biskwit w przeciwieństwie do tamtego dziecięcia dyspponuje jasnym umysłem, i wręcz Stalową Wolą.

    ReplyDelete
  15. Zyjecie? Czy grzyb was zaczal wchlaniac?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zyjemy! Grzyba okadzono i na moment przystopowal. Przegrupowuje zarodniki.

      Delete
  16. Kaczko, stracić Cię na chwilę z oczu, a tu tyle nowych postów. Nie wiadomo od czego zacząć. Skusiło mnie jednak zdjęcie Centaura i notka Dyni - finally!!! mówi wiele.

    ReplyDelete