[334]

[22 Jan 2017]

(...)
Podczas, gdy w kuluarach trwają dyskusje techniczne na temat: z czego zbudować kucyka trojańskiego i czy Wynajemcowa ma w domu odpowiednią ilość kabanosów, aby Biskwit poczuł motywację, by opuścić brzuch kucyka i palić, i grabić, i w wychodku napisać 'Wynajemcowa jest gupia', w ramach przerywnika utrwalmy prehistoryczną historyjkę o Norweskim.
Norweski, faktycznie, rzadko tu bywa bohaterem na blogu, gdyż jak sam powiada, gardzi sławą. Jest Norweski jak taki rozjaśniony po całości perhydrolem Barack Obama chemii organicznej. Żadnych skandali, żadnych afer. Albo struga z pasją w samotności octany i butany, albo dla rozrywki ogrywa sam siebie w szachy korespondencyjne.
Z pozoru idealny Norweski ma oczywiście pewien zestaw wad. Na przykład, nie wychodzi z bufetów 'All You Can Eat' póki nie zje w s z y s t k i e g o; jako ostatni opuszcza salę kinową po seansie albowiem wierzy, że najważniejszy twist fabuły zostanie ujawniony dopiero po napisach końcowych (nawet w przypadku 'Przygód Pszczółki Mai'); lubi, gdy rzeczy dzieją się zgodnie z planem (po tygodniowych warsztatach dla chemików zdezorganizowanych przez Hiszpanów na włoskim uniwersytecie, przez rok odbudowywał swoje życie przy pomocy psychoterapeuty, acz do dziś nie wymawiamy przy Norweskim słowa 'Florencja') oraz kompletnie nie odróżnia od siebie języków obcych (onegdaj wysłuchał siedem rozdziałów audiobooka po norwesku będąc przekonanym, że lektor czyta mu kryminał po szwedzku).
Prehistoryczna historyjka dotyczy właśnie lingwistyki stosowanej oraz tak jakby i kulturoznawstwa.
Wiatr historii dmuchnął Norweskiemu w oczy dwa lata temu, gdy kombinat, w którym Norweski struga, zatrudnił  trzech chemików z Doniecka.
Chemicy – Czechow, Pechoff i Karamazow – nie mówili po niemiecku, Norweski nie mówił po ukraińsku.
Znajomość jakiegoś jednego wspólnego języka ograniczała się właściwie do mowy ciała.
(Po dwóch latach, odnotowuję z kronikarskiego obowiązku, sytuacja nie uległa znaczącej poprawie.)
Ten, kto wymyślił, że Norweski obejmie kulturowo-światopoglądową pieczę nad tą Drużyną Benzenowego Pierścienia był dość nachalnym optymistą.
Niechcący zostałam więc asystentem kulturowym tej gromady, gdyż wiadomo, lepszy rydz niż nic, a polski w niczym wszak nie różni się od ukraińskiego, czeskiego, czy fińskiego, prawdaż? (To odważna hipoteza, którą Norweski rzuca w twarz wszystkim neurolingwistom.)
I tak, pewnego dnia, dwa lata temu, odbieram telefon.
W słuchawce poirytowany Norweski. Mówi, że coś tam ważnego uskrobał, połączył wreszcie te karbony w überaspirynę, zamienił kamień węgielny na filozoficzny, paproszki w złoto, a musztardę w platynę. Teraz tylko musi to wypolerować, skrystalizować i anihilować, ale nie może, bo musi Czechowa, Pechoffa i Karamazowa zawieźć do Urzędu do Spraw Naturalizacji i Neutralizacji po pieczątki w paszportach. A tymczasem Czechow z Pechoffem liczą dolary i pchają je do koperty, a Karamazow łazi za Norweskim i go nęka, gdzie kupić WI-FI? Że  od rana tak chodzi, nawet w klozecie nie da Norweskiemu spokoju i ciągle, obsesyjnie o tym WI-FI! A przecież mają! Jest łaj-faj! Jest bezprzewodowy internet!
Dedukcji uczyłam się od Cumberbatcha, antropologii od Malinowskiego, psychologii od Milgrama, a z rosyjskiego pamiętam jeden wiersz Puszkina, więc już tak mniej więcej po godzinie wszystko było jasne.
I do dziś nie wiem, kto z tej Drużyny Pierścienia był socjologicznie bardziej wstrząśnięty? Czy mój Frodo-Norweski, gdym mu wyjaśniła, że Karamazow nie pyta o WI-FI, ale o... WIE VIEL?!!!
Czy może chłopaki z Ukrainy, gdym rzekła 'Druzja, dobra rada, na litość Boha Atca, nie próbujcie dolarami w kopercie przekupywać niemieckiego urzędnika!!!'

©kaczka
42 comments on "[334]"
  1. I to był, Kaczko, pierwszy rozdział Poradnika Inwestora: w co NIE inwestować. Od dziś wszelkie finansowe porady biorę od Ciebie w ciemno!

    ReplyDelete
    Replies
    1. W chemie organiczna nie inwestuj! Trudno znalezc cos co przebija moc tabletek z krzyzykiem :-)

      Delete
  2. Homo capitalisticus i homo sovieticus. Jeden na drogach, po których błądzą myśli drugiego, gubi się jak ciotka w Kielcach. Dynia i Biskwit genetycznie odziedziczyły zestaw promocyjny "2w1". Podobnież i moje potomstwo. Ich progenitor nie przeniknie nigdy łagodnej z natury duszy słowiańskiej, której los wyostrzył zmysły i zęby. Spiszmy na straty dokształcanie progenitora w tej kwestii. Dostrzegam jednak istotne zalety mentalnej dwoistości kolejnego pokolenia.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Taki zestaw czyni czlowieka nadzwyczajnie elastycznym i moze nawet ratowac zycie. Nigdy nie zapomne, gdym udala sie w nowych butach i z Norweskim na wedrowke i buty ogryzly mi piety do kosci. Nie mielismy przy sobie ni grosza, ale nie powstrzymalo mnie to, aby wskoczyc do autobusu i podjechac przystanek do domu NA GAPE! WSZAK NAPRAWDE WYZSZA KONIECZNOSC!
      Norweski szedl za autobusem wstrzasniety stopniem mej demoralizacji i do tej pory uwaza, ze jestem wyjeta spod prawa :-)

      Delete
  3. Upewnię się tylko. Norweski nie rozumie polskiego ni w ząb? I możesz tu napisać WSZYSTKO? Nawet o Florencji?

    I dalej: Od dawna nęka mnie niepokój: co będzie, gdy chowany w wielokulturowej, mieżdunarodnej społeczności Biskwit, władający z pewnością, przynajmniej biernie, wszystkimi językami Europy-i-nie-tylko* (spoko, przecież to oczywistość, najwyżej JESZCZE tego nie ujawnia), zacznie podczytywać bloga.

    *oraz końskim, zgodnie z ułańską tradycją

    ReplyDelete
    Replies
    1. W S Z Y S T K O.
      Z wyjatkiem cen autobusow oraz cen albumow na zdjecia. Norweski przerobil kiedys w przyplywie natchnienia pierwszy rozdzial podrecznika 'Polski w cztery tygodnie' i przyswoil z niego frazy: 'To jest autobus. To jest album. Autobus jest drogi. Album tez.'
      Moge o Florencji, moge tez slynna historie o Mormonach (te juz tu gdzies opowiadalam, musze poszukac :-)

      Jesli Biskwit sie dowie, nic nas nie uratuje!

      Delete
  4. Ponieważ wpadłam tu jak śliwka w... dopiero z rok czy więcej temu, dręczy mnie wciąż, dlaczego Norweski nazywa się Norweski. Czy Kaczka objaśni? A może każe szukać we wpisie -243: 38,33+ 111 ?

    ReplyDelete
    Replies
    1. więc no mam podobnie z tym Norweskim, w dodatku z tego samego powodu??
      więc się przychylam do prośby ))
      oraz Kaczko powiadam Ci obśmiałam się jak norka ))))))

      Delete
    2. Dla Czytelnikow WSZYSTKO! Norweski zostal Norweskim gdyz na pierwszy rzut oka wykazywal wiele podobienstw z rasa kotow norweskich lesnych (introwertyzm, nieufnosc, gra w szachy, dieta z sardynek, etc.). A potem los sobie z nas zakpil i wyslal Norweskiego na trzy lata do Oslo :-)

      Delete
    3. I co, w Norwegii powiedzieli, że wykapany Sami?

      Delete
  5. Szkoda, że norweskiego nie ma tu częściej, on miewa na prawdę fascynujące przygody, z których Ty go dzielnie ratujesz, kłaniam w pas! Jesteś nad wszech uzdolniona! A Norweski rozumie z jakim DIAMENTEM dzieli dom?
    PS. W swojej karierze spotkałam tylko jednego Niemca który mówił i rozumiał po angielsku i jednego, który mówił i rozumiał po polsku (ale był i jest obywatelem niemieckim!) więc w sumie Norweskiemu się w tej materii lingwistycznej nie dziwię.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Diament dziala na Norweska wyobraznie chyba tylko wylacznie dlatego, ze zrobiony jest z wegla, a wiadomo, gdy z tych wegli uplesc wianek to juz jest chemia organiczna i jest fajnie.

      Mieszkamy tu wlasciwie w bylych amerykanskich koszarach, wiec ten fragment Badenii nie jest reprezentacyjny dla reszty kraju. Amerykanska okupacja i studenci z Erazmusow sprawili, ze dla potrzeb biznesu trzeba znac angielski w stopniu przynajmniej podstawowym. W pozostalej czesci kraju nie jest az tak dobrze, ale widac, powolna poprawe. Te dziesiec lat, ktore dzieli mnie od pierwszych wizyt w RFN do teraz to niebo a ziemia. Taka roznica!

      Delete
  6. Ale mi się micha śmieje :) Ale w sumie to masz dobrze, bo z moim ślubnym porozumiewamy się głównie telepatycznie, co czyni go podobno ideałem żony. Odzywa się jedynie, gdy brakuje kompociku...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Telepatycznie!?!
      No nie wiem, nie wiem... troche ryzykowne :-)

      Delete
  7. To ja sie po cichutku przyznam, ze z tymi napisami koncowymi w kinie to tez tak mam... Raz, ze spodziewam sie wlasnie jakichs scen na koncu jeszcze, a dwa, ze napisy czesto tak pieknie, przepieknie zrobione sa!

    Z tymi jezykami to ja sie juz niczemu nie dziwie, mieszkam tu kawal czasu a mimo to dalej nie potrafie zrozumiec Chinczyków w restauracjach (tych naplywowych rzecz jasna, nie tu urodzonych) i do samego konca nie wiem nigdy, czy ja dostane to co zamówilam, czy moze jednak metrowego kalmara saute, albo czy w ogóle przyjeto zamówienie, a czy moze wlasnie zgodzilam sie zaplacic za makaron wlasna nerka. Szczególnie przez telefon to jest jedna wielka chinska zagadka. Takze ten. Wie viel, wi-fi, jeden pies ;)

    Ale ze oni tak na serio z ta koperta chcieli uderzyc? Aaaaa!!! :)))))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zawsze siedzę w kinie do KOŃCA. Tak, że rozumiem przedmówców (przedpiszących?)

      Delete
    2. Dosiadam się do was przy napisach ;)

      Delete
    3. I nie macie krzty wyrzutow sumienia, ze jest polnoc, a ten biedny szesnastoletni odzwierny musi zostac dodatkowe 30 minut, bo chcecie zobaczyc czcionke w THE END oraz, ze podczas filmowania nie uszkodzono zadnego rekina, meduzy, Godzilli, Toma Cruisa (wstaw dowolne). I ze biedak bedzie wracal do domu przez ciemny park, a nastepnego dnia zaspi do szkoly? Okrutnice!

      To kto idzie z Norweskim do kina?

      Diable! Tak, w Doniecku podobno nie wypada przyjsc bez koperty do urzedu. Taka swiecka tradycja! Oraz bardzo lubie sluchac, gdy Norweski rozmawia z naplywowymi Chinczykami...

      Delete
    4. Popatrz na to tak Kaczko:
      Ktos, kto zrobil tak pieknie te napisy, z obrazkami, wymyslnymi czcionkami, w dobranej starannie palecie barw - no czyz ten ktos nie zasluguje na posiedzenie w krzeselku do konca? Przykladem niech bedzie Taki Lemony Snickt chociazby. No majstersztyk napisowy!

      Delete
    5. Ale tam taka ładna muzyka przeważnie na końcu jest. Nie do przecenienia jest również to, że człowiek ma czas żeby wrócić do siebie. Poza tym zdarzyło mi się nie raz że po napisach końcowych był jeszcze jakiś smaczek, trafiła się nawet całkiem długa scena. Ludzie zdziwieni (ci których zastała na schodach, bo większość rzecz jasna już wybyła) wracali na miejsca. Ja z kolei nie mogę zrozumieć tego, że gdy pojawiają się napisy końcowe ludzie zrywają się z foteli i przebiegają zniecierpliwieni nogami w zakorkowanych przejściach między rzędami, a salę kinową opuszczają tratując się w drzwiach jakby kino stanęło w płomieniach. O ile uzasadnione wydawało mi się to na festiwalach, gdy następną projekcję miało się za kilkadziesiąt minut w kinie parę kilometrów dalej, to nie rozumiem co ludzi tak gna w piątkowy wieczór.

      Delete
    6. Kolejka do toalety? to by tłumaczyło niecierpliwe przebieranie nogami ;)

      Delete
    7. CiotkoSZ, Do damskiej toalety :-)
      ZU, no to fakt, ze leca jakby sie palilo. Moze spiesza pisac recenzje w internetach?
      Diable, a widzisz, musze nadrobic, bo nie spogladalam na to od strony czcionki. Raczej, ze wlasnie wchodzi sprzataczka i zgarnia ten popcorn i naczosy z podlogi i mowi, zeby nogi podnosic, i chlapie mopem, a Norweski jak ostatni pasazer Titanica uporczywie trzyma sie krzeselka :-)

      Delete
    8. diabeł-w-buraczkach i ZU: TAK, TAK, TAK !!!

      Delete
  8. Nieznajomość języków wpływa wyjątkowo na pewne części mózgu. Gdy musiałam przez telefon wytłumaczyć władającemu wyłącznie cockneyem właścicielowi mieszkania, że cieknie nam rura pod zlewem w kuchni, miałam potem zwichniętą kore mózgową, nadwyrężony pień mózgu i siniaki w ośrodku słuchu życzeniowego... Także ten... Pełen szacunek... ;-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Na mnie identycznie dziala nieznajomosc niemieckiego. Kazdego dnia wracam do domu z poturbowanym osrodkiem sluchu i pniem mozgu odartym z galazek oliwnych. A jesli jeszcze trafi sie ktos z akcentem z Mannheim (miejscowy odpowiednik cockneya tylko psiakrwia, bez rymow)to wlasciwie jakby mi ktos te platy w mozgu tak gruboziarnistym papierem sciernym wygladzal... Takze ten... lacze sie w cierpieniu!

      Delete
    2. Mam trwałe uszkodzenia ośrodka słuchu i trwałe zniechęcenie do nauki języków. Gdy już byłam przekonana, że moja bierna znajomość języka angielskiego pozwala na zrozumienie prostego przekazu werbalnego, przyszło mi odbierać telefony od przedstawicieli najróżniejszych nacji twierdzących, że mówią po angielsku. Chiny, Indie, Pakistan... Żart z "pink up phone", który robił "green, green" już mnie nie śmieszy. Po każdej takiej rozmowie jestem spocona jak mysz. I nie osłodzą tego chwile chwały gdy np. domyślę się, że Rassal to Rafał.

      Nie wiem jak w Doniecku, ale we Lwowie trzeba dziecko zapisywać do pzedszkola zaraz po urodzeniu, bo potem łapówka wynosi równowartość miesięcznej pensji. A na studiach nie ma opcji zaliczenia egzaminów bez koperty.

      Delete
    3. Och, jak ja lubilam te reklamy bankow, ktore zapewnialy, ze ich callcenter sa w UK. Czlowiek dzwonil pelen nadziei, a tam odbieral Szkot albo jakis potomek rolnika z Yorkshire albo Cheryl Cole i pozamiatane!
      Ale nic, nic nie przbija szoku kulturowego na lotnisku w Waszyngtonie. Czlowiek przerobil caly podrecznik TEN http://antonichodorowski.pl/wp-content/gallery/archiwum-podreczniki-do-nauki-jezykow-obcych/english-is-fun-1a.jpg dolozyl wokabularzyka z tego: http://blogfilipinki.com/wp-content/uploads/2014/08/al3.jpg a oni tam wcale nie mowili po angielsku :-)))

      Delete
  9. Co tam Wielki Zderzacz Hadronów w porównaniu do zderzenia kultur postsowieckiej oraz zgniłokapitalistycznej!

    Mnie juz po tylu latach poza ojczyzny memłonem nie dziwi to przekonanie, że na wschód od Dojczlandów to jest jedna kraina, skuta lodem, zamieszkała przez niedźwiedzie i Ewoki porozumiewające się jednym językiem ;) Przestałam zaprzeczać aby przypadkiem rozmówcy czegoś nie przegrzać w mózgownicy (on szczęśliwy, że się wiedzą o Świecie popisał a ja mam mniej nerwów).

    ReplyDelete
    Replies
    1. Niestety, ta opinia, ze poza granicami wlasnej ojczyzny zyja juz tylko smoki jest bardzo rozpowszechniona posrod nieprzeliczonych egzemplarzy ludzkosci. Byc Polka w Ohio to byl dopiero mentalny folklor, gdyz dla Ohajczykow sasiedni stan (nie bede sprawdzac ktoren :-)to juz byla ZAGRANICA.

      Delete
  10. "Nachalny optymista". Kaczko, jesteś cudowna.

    ReplyDelete
  11. Idę o zakład, że światopogląd Dyni wyklucza użycie kucyka w tak niecnych celach. Jej co najmniej jakiegoś Percherona podstawić należy!
    ******
    A ja wiem skąd się wziął Norweski, lalala! :) I takom znawczyniom i najlepszom fankom się czuję lalala :P

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jestes przeciez ta fanka od czasow sprzednorweskich, c'nie? Znasz kaczke lepiej nizli ona sama.
      Na wiecznosc zapamietam, jakim ciosem w splot sloneczny byla dla mnie twoja potencjalna Islandia! :-)

      Dynia nie zmiesci sie w kucyka. Dynia osiagnela wlasnie jakies 130 cm bez kapelusza i potrzebuje tak, wlasnie, trojanskiego Percherona :-)

      Delete
    2. Ojeju, jakżesz mogłam Byskwitka z Dynią pomylić... ojejujejujeju, oby Biskwit nigdy tego nie zobaczył!

      ***
      A Islandczycy ostatnio sie odezwali, że właściwie to ten etat nadal czeka! Po ośmiu latach. uwielbiam ich!

      I Ciebie dozgonnie też, to jasne :)

      Delete
    3. BIERZ ETAT!
      Chce miec mete w Reykjaviku! :-)

      Delete
  12. Zaintrygowalas mnie Kaczko. I Twoja Kaczkowa polska rodzina nie narzeka na opor Norweskiego przed przyswajaniem jezyka Mickiewicza? Po moj Osobisty Holender wlasnie po 7 latach znajomosci i 3 z kawalkiem pozycia malzenskiego poszedl na kurs ! Glownie mysle ze zmusila go do tego zelazna wola (czytaj morze wylanych lez i szantaz emocjonalny) ze strony Pani Matki ktora nie moze pojac dlaczego Osobisty plynnie mowi po angielsku a po polsku pamieta jedynie refren do "Hej sokoly" oraz "damy rade" ;) Musze przyznac ze mnie tez nieco to irytowalo gdyz jestem w tej sytuacji jedyna osoba wladajaca wszystkimi 3ma jezykami i komunikacja przy stolach biesiadnych kiedy zasiadaja przy nich rodzice Daana (mowiacy jedynie po Holendersku, Holenderska mama rozumie troszke po angielsku, Holenderski ojciec mysli ze rozumie ale tak na prawde nie kuma nic co tylko utrunia konwersacje) oraz moi rodziciele (tato mowi po angilesku i upiera sie go uzywac mimo ze do Pani Matka nie rozumie i domaga sie tlumaczenia). Wiec troszku zawsze czuje sie lekko oszolomiona plus przy minimalnej obsuwie w przekazie wszyscy maja prretensje do tlumacza. Ale ale koncze dygresje i pytam - kiedy ty oraz Twoja kacza rodzina przeszlas na tym do porzadku dziennego i przyjelas na klate ze malzonek jezykiem slowian wladac nie bedzie never ever jak to mowia? Bo Osobistemu idzie ciezko plus patrzac na jego cwiczenia i dociekanie czemu lampa jest rodzaju zenskiego i jak cos sie odmienia w 5tym przypadku wlasciwie czuje sie gotowa zlozyc bron i tlumaczyc go ubytkami w korze nowej przed Pania Matka (no bo przeciez nie wytlumacze ze polski na prawde duzo jest trudniejszy od jezyka Wiatrakowa ;)

    ReplyDelete
  13. Dobre pytanie Mallico.:-)Kaczko droga odpowiedz.
    Ja mam jeszcze przed soba przeczytanie WSzZZYSTKIEGO, ale mam plan ;-)

    ReplyDelete
  14. Darujcie! Blogger mi to podstepnie ukryl! A niby mam wlaczone powiadomienia!
    Sprawe u nas ulatwia glownie dotkliwy brak polskiej rodziny, a przyjaciele z Polski sa tak swiatowo obyci, ze wladaja obcymi lepiej niz ja. Potrzeba matka wynalazku, mowia. Tosmy wybrali neutralne narzecze, zeby zadne z nas nie mialo przewagi podczas klotni😀

    ReplyDelete
  15. Sprytne. Dzieci jakby nie patrzeć przy okazji zyskują.
    Oczy mi sie spociły.pozdrawiam cieplo. Joanna:-)
    Ehm. Do pracy rodacy.

    ReplyDelete