[329]

[10 Jan 2017]

(...)
Roquefort zjadł nam już okienną framugę i zakąsza parkietem. Wynajemcowa przechodzi żałobę po kafelkach, niestety, zakotwiczyła w fazie szoku i zaprzeczenia. Agent ubezpieczeniowy wrzucił telefon do rzeki.
Lada moment - drżę z podniecenia - uda nam się zgłosić naszą ścianę do Księgi Rekordów Guinnessa w kategorii: Największa szalka Petriego, i kto wie, los bywa przewrotny, może to właśnie okaże się moim życiowym wkładem w rozwój mikrobiologii?
Ale to i tak wszystko nic, furda, proch, pył i konfetti z nicości, w porównaniu z obowiązkowym bilansem trzylatka, na który przymusowo musiałam doprowadzić Biskwita.
Fakt, pretensje mogę mieć wyłącznie do siebie, bo własnymi rękami podpaliłam lont w Biskwicie.
Powiedziałam lakonicznie, wystosowałam jakiś oględny komunikat, że oto idziemy do lekarza i zupełnie pominęłam przy tym specjalizację.
A Biskwit chciał do dentysty.
Zapewne, bo ten dobrze mu się kojarzy ze słoikiem landrynek.
Kiedyśmy zatem w połowie drogi do pediatry minęli gabinet stomatologiczny i nie wstąpili po landrynki, Biskwit zaczął skrupulatnie pielęgnować swoje rozczarowanie.
U pediatry rozczarowanie miało już format Zepellina i wypełniło całą poczekalnię.
W zemście za rozgoryczenie, Biskwit obrał strategię, którą można zwięźle określić: 'wypławek po lobotomii'.
I to jest wersja optymistyczna, bo wydaje się, że personel medyczny wycisnąłby jednak coś z takiego wypławka. Choćby próbkę moczu.
A z Biskwita – nic!
Biskwit posadzony na krześle, ześlizgiwał się na podłogę. Pionizowany, wertykalizował się, plaskając jestestwem o dywanik. Pomiaru wzrostu dokonano z dokładnościa do pół metra, bo Biskwitowi rozjeżdżały się nogi. Biskwit nie mógł podskakiwać na żądanie, bo starcił władze we wszystkich wypustkach. Proszony o zbudowanie wieży z klocków, położył twarz wśród tworzywa na stoliku, a zwisające ręce dyndały mu smutno.
Nad kozetką w gabinecie pediatry, w naściennym kalendarzu na styczeń, artysta odmalował bardzo zadowolonego z siebie goryla robiacego skarpetkę na drutach.
Po tym, gdy okazało się, że Biskwit nie potrafi mówić, nie słyszy, nie wodzi wzrokiem za palcem, a w książce z obrazkami, każde zwierze, również wieloryb i miś koala, to dla Biskwita jednorożec, zaczęłam zazdrościć beztroskiego losu gorylowi.
Po godzinie tortury wyszłam z gabinetu z wypławkiem przewieszonym przez ramię. Na odchodne, recepcjonistka wręczyła mi pojemnik na mocz z prośbą, żeby kiedyś, w nieokreślonej przyszłości,  Biskwit udostępnił i życzyła odwagi.
Jak łatwo się domyślić, tuż za drzwiami wypławek nagle odzyskał wszelkie władze umysłowe i pstryk! od ręki! zregenerowały mu się wszystkie połączenia neuronowe.
I właśnie, wtedy zadzwonił Leonardo i powiedział, że pas! Że nie zasłużył! Że oddaje Biskwitowi Oscara, a jakby miał, to nawet dwa.
Takie to było przedstawienie.

©kaczka
28 comments on "[329]"
  1. Ja po bilansie czterolatka (w PL są bilanse dwu-, cztero- i sześciolatków) dostałam skierowanie do okulisty, bo mój syn nie odezwał się, kiedy pokazywano mu obrazki na świetlnej tablicy. Po wyjściu stwierdził, że to dlatego, że obrazki nie były kolorowe i mu się nie podobały. Ale Biskwit to mistrzostwo :) Jaka wytrwałość i konsekwencja :) Dostałaś jakieś zalecenia, gdzie się z nim udać? Polecenie jakiegoś specjalisty, sugestie...?
    Kinga

    ReplyDelete
    Replies
    1. Polecenie, zeby juz nigdy nie wracac :-) Pediatra jest o krok od emerytury i cos mi sie zdaje, ze Biskwit (oprocz jachtu i domu na Majorce) byl tym brakujacym argumentem.

      Argument o niekolorowosci doskonale rozumiem. Jakby czlowiek chcial czarno-bialego, to poszedlby sie pogapic na pandy po bambusowce.

      Delete
    2. Jeśli zadania były poniżej godnośći, to trudno się dziwić, że inteligentny, młody, prężny osobowościowo i nadrozwinięty sprawnościowo Biskwit odmówił współpracy. Trzeba mu było pokazać obrazek typu "Gdzie jest Wally?", do zbudowania zaproponować makietę metra tokijskiego, a rozmowę rozpocząć od problematyki esencjonalnego paradygmatu nihilistycznego w obliczu nadinterpretacji sofistycznej. Lekarze to jednak nie dorastają do pięt swoim pacjentom. Zwłaszcza pediatrzy... ;-)

      Delete
    3. Buchachachachacha!
      A nade wszystko na stol powinien wyjechac sloik landrynek, a oni pozalowali dziecku nawet suchego precelka!

      Delete
    4. A co dopiero, jakby te landrynki poutykac w gabinecie i pozwolic szukac! Wtedy by mieli idealny test na gibkosc, inteligencje, sprawnosc, szybkosc, umiejetnosc wyciagania wniosków z wykonywanych czynnosci, poruszanie sie po labiryncie, spostrzegawczosc, itd itd itd.

      Delete
    5. Amatorzy bez znajomosci podstawowych narzedzi diagnostycznych! :P

      Delete
    6. Zacofanie, pani droga, gdzie ta Europa?!

      Delete
    7. W Centrum! Kupuje lody :-))))

      Delete
  2. Droga Kaczko, przygotuj się, że z wiekiem może wcale nie być łatwiej :(
    Wczoraj byłam z trzynastolatkiem na szczepieniu. Przed wyjściem z domu zaliczyliśmy focha giganta i histerię, bo matkasamozło śmiała najpierw nieśmiało zasugerować, a następnie kategorycznie zażądać choć zgrubnego umycia paszczęki (chociaż z szacunku do lekarza, który będzie w gardło zaglądał przed szczepieniem). I nie, ssanie oleju kokosowego to nie to samo co użycie szczoteczki i pasty gdy osad nazębny można zgarniać szuflą do śniegu.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ciociasamozlo u kaczki!?(Wooooow!)

      Kupilam sobie wczoraj online ten kalendarz z gorylem. Mysle, ze spedze przed nim nastepne dziesiec lat kiwajac sie i ssac kciuk!

      Delete
    2. Kaczko, ja od dawna u Ciebie pokwikujac sobie cichutko w kąciku ;) Ojej, ale Ty pewnie myślałaś, że Cię jakaś sławna blogowa ciociasamozło odwiedziła, a to tylko ja, bezblogowa, czytająco-konmentująca :(

      Goryl - dobry pomysł (sama mam na biurku zdjęcie goryla przecudnej urody; jak mam ochotę poogladać inteligentną twarz to na niego spoglądam), ale boję się, że na co najmniej 12-14 lat.

      Delete
    3. Uscislijmy, Ciociasamozlo transferem od Agi Kocie Oko? :-)))
      ... niektorym naprawde nie potrzeba blogow do slawy!

      Delete
    4. Niet, inna ciocia :(
      No patrz jaki nik popularny.
      Ja raczej od ... kurczaki, nie pamiętam już jak do Ciebie trafiłam! Chyba przez Diabła w Buraczkach.
      No mówię, że ja taka nieznana ciociasamozło, za cały mój dorobek internetowy robią komcie u Kanionka i na kilku innych blogach ;)

      Delete
    5. Ojacie! Na swiecie jest wiecej Zlych Ciotek :-)
      Nie grymasze! :-)

      Delete
  3. No bo gdyby pediatra mial konia albo chociaz stajnie....

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mial. Konia na biegunach. Ale ktos bez kregoslupa zupelnie nie wie, jak sie ujezdza taka faune. Ommmmmmmmm...

      Delete
    2. Biskwit bez kręgosłupa? Tylko ktoś z tytanowym kręgosłupem potrafi zwiotczeniem członków połamać innym zęby. Jeszcze nie jeden pediatryczny zgryz popsuje się na tym Biskwicie.

      Delete
  4. Hihihi, jakbym widziała obraz mego dziecięcia na kwalifikacjach przedpierwszoklasowych. Łaskawie zgodziło sie odpowiadać na pytanie o kolorach dotykając paluszkiem kolorowych kredek. No i stanęło na jednej nodze. Obrazek rodziny stanowiły dwie faliste linie (krzyżujące się, więc pewnie można by na tym oprzeć jakąś pracę doktorską). Również nie wodziło, nie artykułowało. Stanowiło żywe zaprzeczenie troski rodzicielskiej. Dzięki, o Kaczko, nie jestem sama :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dwie faliste linie CZARNA, POGRZEBOWA kreska?
      Zreszta nawet jak sie namaluje sloneczko to zawsze mozna je zamalowac na CZARNO, prawdaz?
      Pojdz w me ramiona! Zasluzylas na dodatkowy kielonek bambusowki!

      Delete
    2. Czarne, długopisem. Bo ołówka nie przyjęło do łapy. To wychylam :)

      Delete
  5. Biskwit podrośnie, zgarnie zylion dolarów za jakiś kasowy film i wybawi Was z biedy ;-D Już nigdy nie będziecie mieszkać z Roquefortem, jacht i dom na Majorce staną się Waszym udziałem, a bogaci niemieccy pediatrzy będą się bić o to, by ich dzieci pobierały lekcje aktorstwa u Biskwita.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie ukrywam, ze na tej wizji opieraja sie filary wszystkich moich funduszy emerytalnych! :-)

      Delete
  6. Od ostatniej wizyty u pediatry diagnozujemy Łukasza neurologicznie, gdyż Łukasz podczas badania nie chodził, nie mówił, nie wodził, nie siedział, nie lezał, gdyż chłopaki nie chodzą w rajstopach!!!! a poza tym, jutro mu kupiłam lody, jak bylismy u lekarza!!!!! A na słaby argument matki, ze jest minus 20 odpowiedził "to trudno, ja chce lody i słodycze i batonik i lody i ciastka i Makdola!!!!! Teraz!" Kaczko, jakie oni by mieli dzieci wspólnie! Zagłąda wszechświata

    ReplyDelete
  7. chociaz, chociaż, ich wspólne dziecko to jednak byłoby jakieś zadośćuczynienie dla nas, prawda?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Z jednej strony tak, z drugiej, a jesli zaczna je podrzucac nam? Babkom? To sie moze obrocic przeciwko nam!

      Na marginesie, minus dwadziescia to naprawde slaby argument przeciwko jedzeniu lodow.Jedyny argument przeciwko jedzeniu lodow to taki, ze jakis nierozumny producent wrzuca do tych lodow kawalki miekkich owocow. Tylko wtedy lody sa niejadalne :-)

      Delete
  8. Kaczko, kup sobie druty i włóczkę, co będziesz tak bezproduktywnie ssać kciuk!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Powiesilam na scianie wlasnego goryla (niestety, nie jest na tyle duzy, aby przyslonic grzyb :-) Jak tak sie napatrze na to, jak on produktywnie te skarpetke dzierga to kto wie, do czego bede zdolna :-)

      Delete