[326]

[4 Jan 2017]

(...)
Jako że żyjemy na krawędzi, czego dowodem może być, na przykład to, iż Norweski (Czempion Bundeslandu w kategorii Młodziki, rok 1980) postanowił nauczyć Dynię grać w szachy, to na fali sprzyjającej koniunktury, poszliśmy na surową rybę DWA razy.
Dwa razy!
Drugi raz miał miejsce dwie ulice dalej, w Osadzie, w lokalu pod tytułem:  'Azjatyckie Specjalności, Wegetariańskie Paradiso oraz Sushi'.
(Moralnie może i trudno pogodzić ten asortyment, biorąc pod uwagę, że pieczona kaczka, którą tam podają nie jest zrobiona z tofu.  Acz mogę się mylić i jeśli jest,  to oceniając po resztkach na  talerzach przy sąsiednim stoliku, ktoś włożył bardzo dużo morderczej (sic!) pracy, by układ szkieletowy ptaka był jak najbardziej zbliżony do oryginału.)
W porównaniu z ofertą kuchni hinduskiej – nuuuuuuuda!
Kucharz z Tajlandii, bufetowa z Japonii, kelner z Filipin, właściciel – prywatnie, fan jarmużu i wędzonej kaszanki – z Bremen.
A cośmy się na te kulki z ryżu naczekali! Albowiem u wejścia do lokalu stratowała nas wycieczka wegańskich turystów z Bambergu, wieloosobowa gromada szczęśliwych bio-sześćdziesięciolatków  w ubraniach szytych samodzielnie z odpadów wtórnych. Weganie poddali menu wnikliwej analizie (Do jakiego stopnia ryż z krewetkami jest wegański? Czy krewetka jest zwierzęciem, czy rośliną? Czy krewetka ma uczucia wyższe? Czy krewetka odczuwa potrzebę samorealizacji?) próbując odpowiedź na większość swych pytań wydobyć od kelnera i kucharza. Kelner po kwadransie przesłuchania wybiegł z lokalu z krzykiem i pewnie (skoro dziś środa) już dobiega do przedmieści Manilli. Kucharz został, ale on wywołany za czwartym razem wyszedł do wegan ze sporym tasakiem, co gwałtownie ucięło (sic!) wszelkie wątpliwości na temat rozwoju duchowego krewetek i pozwoliło kuchni wydać nasz ryż w kulkach.
W ramach rekompensaty, na odchodne dostaliśmy po kieliszku bambusówki.
I ta bambusówka, zdradzę wam sekret, według mnie wyjaśnia, tajemnicę wiecznej szczęśliwości misiów panda!
Prost!

(...)
Zaprowadziłam Biskwita do przedszkola.
Wróciłam do domu.
Biskwit odgrażał się w szatni pod wieszaczkiem, że jeśli współosadzeni będą się śmiać z jego mokrych gatek to wróci do domu.
Tak powiedział: 'Majn laughing, me going home!'
I tak siedzę w tym domu, siedzę, Dynia zamknęła się w swoim pokoju i tka perski dywan, a tu nagle dzwonek do drzwi.
Rozumiecie?
Biegnąc by te drzwi otworzyć,  ani przez moment nie zwątpiłam, że oto właśnie Biskwit spełnia, co solennie przyobiecał.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
Uff.
...
Jedynie listonosz z poleconym.

©kaczka
21 comments on "[326]"
  1. Dynia tka perski dywan... Coraz wyraźniejszy oddech konkurencji czuję na plecach!

    I powiedz, już po kieliszku bambusówki, przytula się człowiek do jakiegokolwiek elementu pionowego, lub wolno turla po glebie z bardzo rozanielonym wyrazem twarzy?

    ReplyDelete
  2. Lukaszek kupil Dyni krosna pod choinke. Jaki Odyseusz, taka Penelopa :-)

    TAK! I przytula, i wspina, i probuje sie zmiescic w koszu na bielizne i swiat nagle jakis taki ladny i smieszny!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oraz myslisz, ze w Chinach wam nie dolewali do zupy?

      Delete
    2. Oraz Wenusa juz ukonczona, czeka na transfer :-) (Oddech konkurencji pachnie dzis balonowka i pierogami z miesem!)

      Delete
    3. Możliwe, że od daty publikacji Historia Sztuki zyska klarowny podział na Przed Wenusą i Po Wenusie

      Delete
  3. Historyczny moment! Historyczny moment!
    No żeż, kiedy one tak porosły?!

    Polej bambusówki kumo!
    Zwłaszcza pod te krosna.

    ReplyDelete
  4. Moja starsza siostra wyszła z przedszkola przez dziurę w siatce i poszła do babci, której blok był trzy bloki dalej od przedszkola. Więc nigdy nie mów nigdy ;)

    ReplyDelete
  5. Kaczko kochana, i nie przeraża Cię ta cisza w domu?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Bardzo! Ale przeciez jest nadzieja, ze Biskwita zaraz wydala z placowki za zuzycie pierwszego dnia rocznego przydzialu mydla i papieru toaletowego :-)
      Oraz, kurcze, to nieodwolalnie koniec moich wakacji od zycia :-)

      Delete
    2. Kurcze, też to czuję.
      Polej, bo na trzeźwo nie mogę o tym myśleć.

      Delete
    3. O tym końcu wakacji, znaczy się.

      Delete
    4. Bambusowke? Czy Hauptcioteczkowke?
      Zmieszac, czy osobno?
      A zreszta! Obalmy z gwinta, Jarecka.

      Delete
    5. A rozumiem, rozumiem i nie ukrywam, że się zastanawiam, czy sobie kolejnych wakacji nie sprezentować, ech... dylematy... Na zdrowie!

      Delete
  6. no i jak i jak tam PO pierwszym dniu Biskwitka w placówce?
    *****
    Wenus proszę nam okazać!
    ******
    a Norweski to te championaty zdobywał jako trzylatek, czy on tylko tak młodo wygląda?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wenusa musi poczekac chwile na okazanie, bo to dzielo na specjalne zamowienie, nie chce robic falstartu.
      Ale mysle, ze Ela zechce sie nim podzielic ze swiatem :-)

      Norweski jest czyms zakonserwowany. To albo aceton, albo makaron z sosem pomidorowym, ktorym zywil sie przez dekade :-)

      Delete
  7. Ja tam uważam, że w przedszkolach powinny być świetlice dla rodziców dzieci które rozpoczęły edukację. Taki rodzic przechowywał by się tam do miesiąca bez potrzeby wracania do domu w czasie odbywania edukacji przez potomka.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mietkie fotele z masazem, szampan, kadzidelka, muzyka relaksacyjna i sciany tlumiace dzwieki!

      Delete
    2. I puszczane na ścianę slajdy z życia przed :), w ramach przypomnienia, że ono istaniało :)

      Delete
  8. Bardzo piękne wizualizacje. Jakbym tam była.;)

    ReplyDelete