[283]

[4 Jul 2016]

(...)
Jakby lamy nie sponiewierały nas wystarczająco...
Nastał lipiec. Co roku w  lipcu ci spod ósmego, pierwsi osadnicy, pionierzy budownictwa jednorodzinnego na naszej ulicy, depozytariusze kamieni węgielnych pod najwstępniejsze ogrodowe krasnale i najpierwsze zestawy mebli salonowych Echtes Leder organizują święto dziękczynienia dla numerów budynków od 1 do 20.
(Ci, z drugiego końca ulicy muszą obejść się smakiem. Granicę precyzyjnie wyznacza wewnątrzosiedlowa droga przeciwpożarowa.)
Gospodynie domowe pieką placki, kręcą majonezy na sałatki z kartofli, jedni przynoszą ławki i stoły, inni ruszty, jeszcze inni  wytaczają z piwnic lodówki.
Ożywiona tkanka sąsiedzka integruje się nad wurstami i marynowanym schabem.
Podekscytowane cherubiny, wbrew ustawie o zapobieganiu alkoholizmowi, serwują piwo i piwną pianę z dystrybutora.
Jest żwawo, chyżo i skocznie. Źle mówi się o nieobecnych, opowiada o metodach strzyżenia trawników i wymienia się przepisami na sałatkę z bio-buraków. Są fajerwerki.
Dynia i Biskwit od dawna zintegrowane z uliczną masą dziecięcą zatrzymują się tylko po to, by porwać coś do jedzenia i biegną dalej łupiąc bosymi stopami o bruk.
Biskwit uczy się błyskawicznie. Już wie, że ekspresyjna choreografia impromptu połączona z odśpiewaniem 'Let it go' zapewnia aplauz tłumów i sprawia, że sąsiedzi  wyskakują nawet z lizaków odłożonych 'dla wnuków'.
A gdy wołam 'Gdzie jesteś Biskwicie?', odpowiada mi głos spod stołu 'Hier bin ich!', gdzie Biskwit, herszt bandy, rozdziela łupy i pobiera haracz.
('Hier bin ich!' – czniam wibrujące rrrrrr..., słabnę na myśl, że ten nienaturalny dla mnie szyk słowa dla Biskwita jest sprawą oczywistą.)
W kumulacyjnym momencie imprezy, gdy insulina i cholesterol  sięgają wartości krytycznych, sąsiad spod ósmego wnosi  sznaps własnej, piwnicznej destylacji (tona wiśni, tona cukru, tona drożdży, sekretna receptura rodzinna). To prowokuje sąsiadów do parady własnych likierów, wódek i nalewek. A przecież rozsądek krzyczy 'nie mieszać!'
Sznaps z wiśni ma smak siedemdziesięcioprocentowego spirytusu. Aromat owocowy ściął się lub wyparował. Jeden łyk tego preparatu resetuje gładko wszystkie dobre i złe wspomnienia do 1410 roku.
Gdy następnego poranka sąsiadka przychodzi  z widelcem o rączce z perłowej masy, szukając jego właściciela, twierdzi, że impreza zakończyła się o czwartej.
Wcześniej, o siódmej rano, gdy wyszłam na balkon z filiżanką bardzo mocnej kawy, która miała uciszyć tupot spirytusu, okrzyki bakterii i głośne rozmowy mrówek, ulica wyglądała jak nowa. Bez śladu nocnych ekscesów. Resztki sałatek chłodziły się w lodówkach, ławki zniesiono do piwnic, ktoś zamiótł teren z resztek po fajerwerkach.
Jedyna różnica, tej soboty nikt z sąsiadów, jak to mają regularnie w zwyczaju, nie mył, ani nie nabłyszczał swojego samochodu.
Rozkoszna Suburbia!

©kaczka
21 comments on "[283]"
  1. No to sie zintegrowaliscie :-)
    A wasi Wlosi? Co z Wlochami? Sa w stanie spojrzec tubylcom w oczy po pilkarskiej porazce?

    A ta czystosc, chociazby chodnikow zawsze mnie zastanawiala. W Polsce nigdy nie widzialam wiejskiego rencisty zamiatajacego chodnik przed domem. I odkad przylapalam tesciowa na zamiataniu go, a zima na odsniezaniu, wiem, ze kazdy ustawowo to robic po prostu musi. Takie to proste ;-)

    arbuz b.d.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wlosi sie nie integruja. Strzelaja sobie chyba tym samym w stope, gdyz w branzy budowlanej potrzebuja zdawaloby sie kontaktow z lokalna spolecznoscia, ale moze zalatwiaja to inaczej? Buduja tylko Wlochom? Boja sie konfliktow na tle jakosci z mieszkancami wlasnej ulicy. Nie, nie przychodza z pizza i makaronem, a szkoda.

      Moze, a raczej na pewno, Wlosi tez inaczej pojmuja kwestie patriotyzmu. Gdy radowalam sie nieobyczajnie glosno zwyciestwem Islandii nad Anglia pytali z szeroko otwartymi oczami, dlaczego do diaska, nie kibicuje wlasnej druzynie? A po wloskiej porazce, Don Corleone sie zwierzyl, ze wolalby wynik 4:0 dla Niemiec niz taka sromote :-)))

      Delete
    2. Dla Wlochow milosc jest tylko jedna i ma barwy narodowe.

      Ale, przyznajmy, statystyczny Polak ma podobnie ;-) Gdy Kowalczyk zaczela wygrywac, wszyscy Polacy stali sie nagle zupelnie przypadkowo fanami biegow narciarskich ;-)

      A mnie Islandczycy rozbroili swoim "Huh".

      arbuz b.d.






      Delete
    3. HUH planuje przeniesc na grunt domowy, by motywowac dzieciatka do sprzatania :-)

      Delete
    4. ;-))))))
      wyobrazilam to sobie wlasnie :-))))

      arbuz

      Delete
  2. "Jeden łyk tego preparatu resetuje gładko wszystkie dobre i złe wspomnienia do 1410 roku." - drogi sasiedzie spod ósmego, moze przejdziesz na produkcje na wielka skale? To rozwiazaloby kilka palacych problemów spolecznych :)))

    I faktycznie - jak nie umyli aut, to znaczy, ze zacna byla impreza!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Powinien! Polaloby sie w kielonki na zgromadzeniu ONZ i zaczynamy z czysta karta... czysciutenka.

      Zacna impreza, czekamy na wieczor z grzanym sszzzznapsssem w grudniu :-)

      Delete
    2. ooooo! To się sąsiedzko rozwijacie. Jeszcze jakieś "Wichtel-Geschenke" i można uznać integrację za zakończoną. Tylko na czyich salonach ten sznaps?

      Delete
    3. Ten sznaps mial juz premiere na moich salonach w zeszla lame :-) Hauptcioteczka zadzierzgnela wiezi a konto wnuczat, wymienila sie whatsappami (!), kontami na fb i instagramem. Sasiad spod osmego przyszedl z butelka w darze i Hauptcioteczka wprowadzila go w stan upojenia moimi kabanosami i moja Soplicowka :-))) Jestesmy ziomalami z dzielni, tak jakbysmy nigdy nie mieszkali nigdzie indziej :-)

      Delete
  3. Oraz, przyznam, i mnie w stuporze i wciąż pozostawia gładkość teutońskiego akcentu Grudki. Kurcze, one chyba naprawdę będą nazywać to narzecze "ojczystym". Nie przypuszczałam w najśmielszych marzeniach.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Najbardziej to dla mnie dziwne, ze ich ojczysty jest moim obcym :-)

      Delete
    2. No właśnie! Jak to możliwe?

      Delete
    3. hehehe, Hauptcioteczka jest naprawde niebywale obrotna osoba :)))

      A "rrr" weszlo gladko nawet w siedmioletnie gardziolko mojej latorosli (wtedy miala siedem, na poczatku) wiec sobie panie przedstawia moje zadziwienie!

      Delete
    4. W imieniu mojego mlodszego dzieciecia jest "R". Starsze trzyletnie wymawia imie rodzenstwa po niemiecku z pieknym gardlowym R. Po polsku wychodzi z tego juz tylko "L". ;-)

      arbuz

      Delete
    5. Gloska z bloga 'Gloska' :-) powiada, ze niemieckie rrrrr... niemiecki logopeda wywoluje jednym seansem elektrowstrzasow. Bulka z maslem! Precel z sola! Nad polskim to sie dopiero trzeba upocic :-)

      Delete
  4. Przypomina mi to studenckie "ja NIGDY nie mieszam, nigdy nie mieszam. Ale dzisiaj pomieszam." i tu wspomnienie, nie wiedzieć czemu się urywa...;-)
    ale Kaczko przyznaj co przygotowałaś, prócz słodkiego Biskwita
    jak nie śmieszne to przepraszam. Pozdr.A.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Norweski UPIEKL! Razem z nuncjuszem apostolskim Gornej lub Dolnej Frankonii, ktory to akurat dzien wczesniej wpadl na mecz, kabanosy i uczciwa angielska herbate :-)
      Zdjecie jest. Roboczo nazwalismy ten wypiek 'torcikiem daltonisty'. Pokaze.

      Delete
  5. Czuję sie obco w Twoich nowych dekoracjach Kaczko. Chyba musisz polać mi tego czegoś, może się zintegruję.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jarecko! Jakaz pyszna favikona! Polewam.
      Dekoracje zaraz spowszednieja ;-)

      Delete
  6. Ojjj chciałabym zobaczyć Biskwita w akcji: ja wam niezapomniane przeżycia artystyczne, wy mnie lizaki...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mnie sie caly czas wydaje, ze ty nie traktujesz tego ze stosowna powaga. Tego, ze my naprawde przyjezdzamy. Szykuj kopiec lizakow!

      Delete