[264]

[12 Apr 2016]

(...)
Nieświeży poranek.
[Tautologia. Jakby bywały świeże (!)]
Dzwonek do drzwi.
Między drzwi, a framugę wsuwa nogę pytanie: ‘Czy uważa pani, że Bóg może uratować nas przed końcem świata?
Za pytajnikiem stoi...
JEWDOKIA!
Jewdokia razem z najstarszą córką swoją, Jekateriną, przyszły skonsultować ze mną widoki na Armagedon! Sprawa najwyraźniej pilna, bo przed śniadaniem. (Moim.)
Obie w poliestrowych czarnych, smutnych żakietach i nylonowych białych bluzkach. Czarne spódnice. Czarne rajtki non-iron. Czarne, farbowane henną włosy upięte w wulkany na czubkach głów. Lśniące, identyczne buty. Wiadomo, czarne. Pod pachą literatura poglądowa.
Jak idealnie zsynchronizowana delegacja z innej planety. Ideologicznie i pod względem wizerunku.
Wewnętrznie rozpalone misją, co przy takiej ilości materiałów sztucznych stwarza niebezpieczeństwo gwałtownego samozapłonu.
Fascynujące.
Mogłabym tak patrzeć godzinami, ale nie zostały na herbatę. Przeciwnie, szczególnie na widok uradowanego Biskwita z tygryskiem na smyczy, pożegnały się tak szybko, jakby miały w domu co najmniej kilka niewyłączonych żelazek, kompletnie lekceważąc moją opinię na temat apokalipsy.
Czuję się niesprawiedliwie wykluczona z konsultacji społecznych.

©kaczka


29 comments on "[264]"
  1. Oh! :) Czyzby byl to niespodziewany, nieplanowany comming out dla Jedwokii? (samozaplon mnie rozczulil)

    Ale, ale - to u was jeszcze w takim razie "chodza" czy tam "krzewia dobra nowine" czy jak to sie tam mówi. U nas juz od lat nie. Stoja tylko na dworcach albo na ulicach, dyskrenie wcisnieci w kąciki. Ale przyznac musze, ze przygotowani sa na kazda ewentualnosc - maja pisemka nawet w 10 jezykach.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Otoz najwidoczniej chodza! Tyle, ze demografia tu moskiewska, wiec moze dlatego chodza. Swoich nawracac.
      Gdyz inaczej, tak jak mowisz, zwykle to stoja i dystrybuuja bez szczegolnego entuzjazmu.

      Nie wiem, jak wybrnie z tego Jewdokia. Ale do wakacji daleko, jeszcze nie raz sie przekonamy :-)

      Delete
    2. U nas na angielskiej wsi chodzą. W Londku stoją.

      Delete
    3. U nas na wsi też chodzą. A jedna bardzo natchniona dama nawet mnie prześladowała, kiedy nieopatrznie wymsknęło mi się, że "może innym razem, bo jestem zajęta". Przyszła kilka razy, całując klamkę od zewnętrznej strony, choć musiała wiedzieć, że jestem w domu - Rudolf darł mordę na całego, w związku z czym Fruzia ryczała...

      Ale Jewdokia! Padłam! :-))

      Delete
    4. Czyli trend chodzenia jest akhem... prowincjalny :-)

      Powiadam, nie trzeba nic wymyslac, historie same przychodza do domu.

      Delete
  2. u nas pod Wrocławiem chyba jeszcze w zeszłe wakacje chodzili i Strażnicą obdarowywali ;-)
    pozdrawiam
    ivonesca

    ReplyDelete
    Replies
    1. Patrz, a tu nawet dziecku nie daly pol strony! :-)

      Delete
  3. ...ale czy będzie ten Armageddon?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Biskwit ma potencjal produkcyjny wzgledem armagedonow i apokalips, wiec nie wykluczam!

      Delete
  4. Replies
    1. O tak, bez Biskwita rzucalabym sie bez opamietania w te wszystkie Dobre i Jeszcze Lepsze Nowiny. A Biskwit prosze, wstepna selekcja! :-)

      Delete
  5. Coś może być na rzeczy tym armagedonem, bo współwyznawcy Jewdokii byli u mnie z miesiąc temu (przychodzą raz w roku, nienachalni) i zamachał przed nosem broszurą na glansowanym papierze zapraszającą do raju. Gdy powiedziałam, że dziękuję, nie wybieram się (bo nudno, tylko to granie na harfie), pan lekko się zapowietrzył i tylko zdołał wydukać, że do widzenia. Może należy się zbierać, a ja przegapiłam?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przyniosl wejsciowke! Mialas raj z dostawa do domu!

      Delete
    2. No i znowu cały rok czekania, może się załapię na drugą turę.

      Delete
  6. Słyszałam kiedyś, że oni mają płacone "od duszy". Ta informacja pomogła mi zrozumieć ich determinację. Bo wcześniej nie mogłam pojąć, dlaczego oni tak bardzo zapraszają mnie do swojego raju, skoro wcale nie wiedzą, czy ja będę tam dla nich miła... ;-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. O kurcze, faktycznie. To zmienia postac rzeczy. Nigdy nie przystanelam nad struktura demograficzna raju! Otworzylas mi oczy!

      Delete
  7. Tutejszych zbija z oantalyku stwierdzenie, ze jestes wierzaca i praktykujaca. Mimo ze to stwierdzenie nie do konca scisle z prawda, na taka odpowiedz wyznawcy wszelkiej masci nie sa przygotowani i zwykle pospiesznie sie oddalaja, zeby sie nie zarazic;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Pamietam cudna riposte: 'Dzieki Bogu, jestem ateista.' No, ale tu trzeba trafic na inteligentnego wyznawce, zeby docenil smakowitosc tejze :-)

      Delete
    2. Haha, piekne. Zapamietam sobie i przetestuje inteligencje tutejszych domokrazcow.

      Delete
  8. a cha cha cha to ja teraz już wiem, co zrobię w razie ataku konsultacji armagedonowych, pożyczę dziecko od sąsiada - upiornego Wojtusia, dzięki ))))

    ReplyDelete
    Replies
    1. I czosnek! Czosnek dziala na wyznawcow i akwizytorow. Czosnek, rzecz jasna, spozywany w ilosciach hurtowych.

      Delete
  9. Byli u mnie przed Wielkanocą i zapraszali z serca na uroczystość z okazji śmierci Pana Jezusa.
    Powiedziałam, że nie mogę, bo akurat wtedy świętuję zmartwychwstanie.

    I też byli rano, albowiem pamiętam uczucie zażenowania z powodu szlafroka i nieświeżej frytury eee...fryzury.

    ReplyDelete
    Replies
    1. To uczucie mam obecnie na stanie chronicznie, albowiem Biskwit o osmej rano stoi z hulajnoga pod drzwiami i zyczy sobie piec kolek dookola dzielnicy. To ide. Szkoda, ze nigdy nie palilam papierosow, ani tez ich nie rzucilam, bo to taka okolicznosc, ze az sie prosi wrocic do nalogu. Do oglnego emplua brakuje mi o tej osmej rano jedynie peta w kaciku ust!

      Delete
    2. Jeszcze koniecznie wałki na głowie okryte nylonową apaszką. Taką wizję mam.

      Delete
    3. Jak Daisy w złych snach Kaczora Donalda.
      KACZKA Daisy! To Ty!

      Delete
    4. Jak Daisy w złych snach Kaczora Donalda.
      KACZKA Daisy! To Ty!

      Delete
  10. U nas zaszła zmiana, rewolucyjna wręcz, bo już nie chodzą, nie nagabują, do raju nie zapraszają (może im się już przeludnił?), a jeno stoją w ruchliwym miejscu ze stojakiem z poutykaną weń lekturą. Ot, stoją, w bezruchu raczej, coś na kształt figury woskowej wzrokiem nie wabią, cienia uśmiechu. Może teraz mają "płacone" za godzinę? Hę? W zeszłym roku syn pobrał broszurkę o tym jak Noe kompletował załogę, pani pożyczyła nam miłego dnia i cała konwersacja zamknęła się w formułkach grzecznościowych.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ciekawe... w sumie nie jest trudno wypelnic te 144 tysiace miejsc. Wystarczy wyskoczyc do Radomia na jeden dzien, wiec moze co lepsze miejscowki rozdane i teraz to tylko czekanie na armagedon?

      Delete
  11. Biskwit poszczuł tygryskiem i poszszszły...
    U nas na środku Wysp Bergamutów wczesne ostrzeganie przed armagedonem leży w rękach (i nogach) Polaków. Inne nacje z radosną nowiną nas nie nawiedzały jeszcze.

    ReplyDelete