[254]

[14 Mar 2016]

(...)
Dekoracje wyglądały tak.
Dziesiąta rano. Brudne okna.
Na stole pusta butelka po weekendowym winie i kieliszki (‘nie wyniosę, tym razem nie wyniosę, sama tu w końcu nie mieszkam!’), stół zasłany urzędowymi kwitami, autoportretami Biskwita, urzędowymi kwitami  Z autoportretami Biskwita, napoczętymi kolorowankami Dyni, dziesiątkami kredek, resztkami precelków i wiórami z temperówek. Na tym wszystkim dwa laptopy. Oba podłączone licznymi kablami do aparatury podtrzymującej życie. Trzy filiżanki z zimną kawą. Szklanka wody, której i tak nie ma komu podać. Jedno dziecko – odbezpieczony granat bez pieluchy (bo odmawia i co mu zrobisz?) – konwersujące z postaciami z telewizora. kaczka w pidżamie, z kapturem dresowej bluzy na głowie poprawiająca rewolucyjne treści w urzedowych kwitach brokatowym, siedmiokolorowym długopisem w kotki. Za plecami na ścianie porozklejane, jak u psychopatycznego mordercy, slajdy najrozmaitszych prezentacji, wycinki dyrektyw, fragmenty uzasadnień, portrety pamięciowe i wgniecenia w miejscach, gdzie kaczka w bezrozumnej rozpaczy tłukła głową nad treścią kwitów. Na podłodze WSZYSTKIE zabawki (może nawet jakieś dodatkowo przyniesione od sąsiadów) oraz centralnie, kosz pełen rzeczy do prania (na wierzchu liczne ofiary bezpieluchowego lajfstajlu Biskwita).
Biskwit rozmawia z telewizorem, ja gryzmolę brokatem, podłoga się lepi, ewolucja składa nowe gatunki zwierząt futerkowych z kłębów kurzu w korytarzu.
Patologia nasza powszednia z bożonarodzeniowymi elementami dekoracyjnymi.
Dzwonek do drzwi.
To nie listonosz. Ten, jak wiadomo, zadzwoniłby dwa razy, albo zostawił awizo.
Na tym dzwonku ktoś się powiesił i dynda.
Ciskam brokatem o stół, zrywam się z krzesła mląc pod nosem straszliwe wulgaryzmy, przeciąg zdmuchuje mi ze stołu kwity, imaginuję sobie, co zrobię temu, kto wisi, otwieram...
Za drzwiami Szwabskie Kluseczki.
'DZIEEEEEEEEEEEEŃ DOOOOOOOOOOOOOOBRY PSZE PAAAAAANI MAAAAMY DYYYYYYYYNI!'
Wszystkie dwadzieścia pięć Kluseczek i naszpanie.
A mówiły, mówiły naszpanie, że przyjdą, a ja nie uwierzyłam, wyparłam oraz zapomniałam.
I włażą, i się wpychają, korytarz się wybulwia. Z jednej strony dobrze, że ich tyle, nie widać jaka brudna podłoga, z drugiej, bardzo wyraźnie rzuca się wszystkim w oczy pusta butelka po winie i półgołe dziecko, które nie wiedząc, co zrobić z rękami z emocji, przezornie wpycha je sobie do nosa.
Już wiem, co czuje Superman zmieniając garnitur na spandeks w budce telefonicznej. Wiem, bo nadludzkim wysiłkiem, jedną ręką zatrzymując wskazówki zegara, drugą oblekając się w kostium superbohatera, zdążyłam zedrzeć z siebie pidżamę.
Przyszli, bo uczą dziateczki, jak trafiać do swego domu (oraz najwyraźniej do pozostałych dwudziestu pięciu) a także odfajkowują projekt ‘Szukamy zalet naszej urodziwej dzielnicy’ (w tym wypadku wróżę, że będą długo się tak błąkać).
Przyszli, postali, zadeptali podłogę, zeżarli żelki i poszli.
I tylko Dynia wysyczała na odchodne ‘Widziałam, że byłaś w pidżamie!!!

(...)
... a potem poszliśmy do Maksencjusza, ale tam było tylko wino, piwo i cocacola [1]. I nikt nam nic nie dał!!!
Pożałowali dzieciom piwa, bydlaki!

[1] Ród Maksencjusza prowadzi miejscowy wyszynk i dom schadzek. To w sumie tak jak my, ale my przynajmniej rozdajemy żelki.

©kaczka
49 comments on "[254]"
  1. Szanuje Cię Kaczko ale wybacz....nie wierzę!
    Aaaaa!!!!


    Pozdrawiam
    Kachna

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie wierzysz, ze kaczka o dziesiatej w pidzamie, czy w najazd Kluseczek? :-))) Na mamuty z kurzu i brudne okna mam naocznych swiadkow! :-)

      Delete
    2. A ja wierzę :) Bo czytając nerwowo rozglądałam się po pomieszczeniu. Wiek nieletnich demolishów się tylko nie zgadzał.

      Delete
  2. Moja droga asfaltowa jestes boska.Uwielbiam Cie.

    ReplyDelete
  3. O Kaczko, cóż za hojność z tymi żelkami! :)
    Swoją drogą - taki Kluseczkowy nalot musiał być przeżyciem... z gatunku hard :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Zadna tam hojnosc. Zapadla w tym korytarzu niezreczna cisza, wiec splynela na mnie mysl, ze moze jesli podam im zelki 'NA DROGE' to zaskocza i sobie pojda :-)

      No i troche mnie martwi, ze znaja droge :-)

      Delete
    2. Lisi plan :D
      A świadomość przerażająca! :DDD

      Delete
    3. Przeczytawszy komentarze dochodze do wniosku, ze powinnam ich jednak poczestowac salata :-)

      Delete
  4. My kiedyś w takim mniej więcej porządku i obleczeniu przyjmowałysmy z Różą kandydata na prezydenta miasta, który wizytowal wybiórczo mieszkania potencjalnego elektoratu. Poziom żenady bardzo porównywalny, więc rozumiem.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ale jaka tam zenada! Prezydent miasta mial okazje pochylic sie nad elektoratem z marginesu. Na pewno to sobie wpisal w zyciorys :-)

      Delete
  5. "...ewolucja składa nowe gatunki zwierząt futerkowych z kłębów kurzu w korytarzu" Kaczko! ❤❤❤

    ReplyDelete
    Replies
    1. Uwazaj, gdyz to one moga cie kasac przy kolejnej wizycie :-)

      Delete
    2. Bebe, pójdź siostro! To samo zdanko sobie upatrzyłam! :)))

      Delete
    3. otóż nad tym zdaniem aż w bezdech popadłam. Piękne!!!

      Delete
    4. Zupełnie tak, jak Ty Kaczko składasz nowe gatunki z liter błąkających się po kosmosie:)))

      Delete
    5. Wydlubujecie zdania z kaczki :-)

      Delete
    6. Wydłubałam kilka, będę robić makatki!

      Delete
  6. Replies
    1. Wszystkie dwadziescia piec Klusek i meline w tle? :-)

      Delete
  7. A mię rozsmarowały mentalnie "liczne ofiary bezpieluchowego lajfstajlu Biskwita" :o)))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie wiem, jak dlugo pociagne przy takim lajfstajlu :-)

      Delete
  8. Że zacytuję klasyka: "Nikt nie spodziewał się Hiszpańskiej Inkwizycji!"
    A mieszkanie przynajmniej wyglądało na zamieszkałe a nie jak te wymuskane aranżacje w magazynach wnętrzarskich.
    Biskwit w wersji hippie :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Klasyk W PUNKT! No, ale wiadomo! TAAAAKI klasyk!
      Mieszkanie wygladalo jak z katalogu wnetrz dla programu 997 :-)
      Biskwit w wersji naturysta :)

      Delete
  9. dałaś żelki, znają drogę, dałaś żelki, znają drogę - coś antycypacyjnie niepokojącego jest w tych dwóch faktach.
    b.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Faktycznie, przyznaje, BARDZO tego nie przemyslalam :-)))

      Delete
  10. A ja z tych licznych perel wybralam ta:

    "Już wiem, co czuje Superman zmieniając garnitur na spandeks w budce telefonicznej." ;-))


    Kaczko, mialam wrazenie, ze opisujesz nasze mieszkanie, pomijajac zyczliwie te najbardziej hitchcockowe momenty ;-))

    Ale, ze Kluski? Wszystkie? Czad.
    Nie martw sie. Najwieksza cnota niemiecka jest pozostac "entspannt" w kazdej sytuacji. Pewnie na to byl tak naprawde ten test. Wiec zdany :-))

    arbuz b.d.

    ReplyDelete
    Replies
    1. WSZYSTKIE. Jak raz nikt nie mial szkorbutu, czarnej ospy, ani sraczki. No, ale wiadomo, jak juz kopac lezacego to kompletem 50 nozek :-)
      Zatem i ty podejrzewasz, ze to byl test! :-)

      Delete
  11. Co by to było, gdyby żelków zabrakło akurat? Katastrofa! :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przypuszczam, ze ogryzli by mnie do kosci, albo siedzieli na naszej kanapie do tej pory :-)

      Delete
  12. Anonimowa padła i powstała, zaś jeden rzut oko wystarczył by sywierdzić, że u Anonimowych ewolucja równie rozpasana, papiery wszędzie, twórczość artystyczna JW się wylewa.a żelki na stole...


    ReplyDelete
    Replies
    1. Przywracacie mi wiare, ze entropia to regula, a nie jakas tam aberracja :-)
      Swiat oparty jest na zelkach!

      Delete
  13. Aż mi się ciepło zrobiło, gdy otwarłaś te drzwi... Taki dzwonek, uruchomiony przez TAKICH gości toż to jak surmy na Sąd Ostateczny! Mam nadzieję, że nie zastanie mnie w pidżamie ;)
    Zwierzęta futerkowe made my day!

    ReplyDelete
    Replies
    1. W sumie na Sad Ostateczny moglabym sie udac w wygodnej pidzamie. Tyle narodu naraz! Nie wiadomo, ile przyjdzie czekac na swoja kolej.

      Delete
  14. Dawno temu miałam noworodka. Pewnego dnia, gdy dziecina zasnęła, postanowiłam obrać ugotowane wcześniej buraki, oglądając przy tym telewizję. Przytargałam kosz na śmieci do pokoju, ubrałam gumowe rękawiczki i zabrałam się do dzieła. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Spłoszona otworzyłam z nożem w ręce unurzanym w soku z buraków, tak jak i moje rękawiczki. To była położna...

    PS. Czytam od dawna. Nie komentuję ze zwykłej zazdrości, że tak nie potrafię. Pisać. Uwielbiam więc skrycie.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Spłakałam się! Zawsze powtarzam, że komentarze są podziemnym bogactwem bloga.
      Choć w przypadku Kaczki to nad ziemią brylanty a pod - jednak tyko złoto :)

      Delete
    2. Bi! Ale fajnie, ze sie odezwalas! Dzieki! A historia przepyszna! Hermi, dorzuc nieco. Taka krwawa matka otwierajaca poloznej to minimum platyna!

      Delete
  15. nastepnym razem w miejsce zelkow daj im kukulki... zapomna adresu, zapomna gdzie lezli :) dalas zelki - wroca...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Kurcze, faktycznie, gdy odbieram Dynie to popatruja na mnie te Kluski jakos tak... INACZEJ? Jedyny ratunek, przeprowadzka.

      Delete
  16. Kaczko, przecież to jakiś żywy horror. U nas pani pojawiła się tylko raz, wtedy kiedy zapomnieliśmy odebrać dziecka z przedszkola, a wcześniej wyłączyliśmy telefony i poszliśmy się zdrzemnąć. (no, troszkę nam zeszło dłużej)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jak sie domyslasz, MUSZE zapytac:
      czy pani przyprowadzila ze soba waszego potomka? oraz czy podalas zelki?

      (Bardzo zywy horror!)

      Delete
  17. Wszystko się zgadza, gdy rozglądam się wokoło! Wystarczy wymienić Bezpieluchowe Maleństwo i żelki na dwa żywe koty i wypisz-wymaluj jakbyś do nas zajrzała o poranku :-)
    - A ten kot to już staruszek? Taki siwy?
    - Nie, tylko ukurzony nieco...
    (tarzała się, franca jedna, pod komodą w poszukiwaniu piłeczki!)

    Popieram karmienie kukułkami, żelki mogą wzbudzać chęć powrotu do paśnika.

    ReplyDelete
    Replies
    1. ... ale od kukulek sie uzaleznia i wtedy tez wroca! Chyba jednak tran i salata :-)

      Oraz BUCHACHACHA! Biskwit tez ostatnio zanurkowal za pileczka i tez wyszedl spod kanapy w peruczce :-)

      Delete
  18. Ta czystość i porządek. Wypisz wymaluj jak u mnie :)
    kwk

    ReplyDelete
  19. chciałabym napisać coś mądrego, ale palce mi się trzęsą .. ze śmiechu.naplułam sobie znów w monitor...
    Uwielbiam tego bloga, uwielbiam Twoje dzieci. Ciebie za styl, młode za to, że nie tylko ja tak mam :)
    Ja na szczęście mam dziecko w przedszkolu w innej dzielnicy.Musieliby autokarem przyjechać, w państwowym w PL nie mają na to kasy. Moje kurzokoty mogą sobie więc wzrastać spokojne o swój los...
    Bo ja zamiast sprzątać, czytam Kaczkobloga. Dzieci w klockach/kredkach/autkach/książeczkach/pingwinach z Madagaskaru i oby jak najdłużej
    Kaczko, pisz!Kurzokoty tego potrzebują, ja tego potrzebuję!
    Ula z Krk

    ReplyDelete
  20. Cudowna historia, cudowna :-)))))

    ReplyDelete