[74]

[22 May 2014]

(...)
A tu przecież Biskwit, jak zwykle mimochodem, skończył.
Tym razem pięć miesięcy.
Nieodwracalnie.
Pachnie Biskwit jak słodzone mleko z tej siermiężnej, socjalistycznej tubki, jak pudding z tapioki, jak zimna kaszka z malinami, jak waniliowy budyń.
Jak mrożony jogurt. Jak gorąca trawa.
Jak syrop z syntetycznych truskawek.
(Ten ostatni zalecił wraz z dostępem do mroźnego, świeżego powietrza, pediatra. Pech, że odjechał nam ostatni autobus na Matterhorn, bo powietrze mamy zjełczałe od ukropów. Pociecha w tym, że Biskwit poważa syntetyki, co stanowi pewną odmianę przy naturalistycznej, kłopotliwej farmakodiecie Dyni wykluczającej wszystkie leki doustne. Od A jak A witamina do Z jak zajzajer. Witaminę, czy zajzajer Biskwit wciąż jeszcze chętnie.)
Syntetyczna truskawka sprawia, że wonią Biskwitowi najbliżej jest teraz do sześciokilowego żelka Haribo.
Pięciomiesięczny Biskwit w hołdzie dla Darwina używa kciuka przeciwstawnego z nieopisaną fantazją.
Potrafi zaczaić się na własną stopę, upolować i z zadowoleniem ogryzać lub przeprowadzać na niej skomplikowany manikjur (właściwie wychodzi na to samo).
Potrafi z upodobaniem ogryzać cudze nogi.


Potrafi powiesić się i wisieć na koafiurze starszej siostry.
Potrafi wyciągać karty z talii i konsumować te, które nie pasują mu do strita.
Potrafi szarpnąć za obrus i jednym gestem pozbawić biesiadników wszystkich drinków z palemką.
Potrafi z uporem łomotać grzechotką o więzienne kraty łóżeczka.
Siedzi.
Póty, póki sie nie przewróci.
Każdą z tych zalet Biskwita odbieram jako przejaw niezwykłej inteligencji.
Do momentu, gdy internet nie udowodni, że niemowlęta w wieku Biskwita siedzą bez trzymanki, grają na giełdzie, jedzą Schmackofatze, zakładają nogi na szyje i dyskutują o Kierkegaardzie.

(...)
W Instytucie spokój.
Na drzwiach powieszono kartki.
‘Na drugim – rumień zakaźny.’
‘Na pierwszym – dalsze przypadki szkarlatyny.’
Aż dziw, że zabrakło:
‘A na parterze – kaczka. Gorsza niż cholera.’
Matka Hildegardy przestała mi się kłaniać.
To drobiazg, ale zachodzi obawa, że Hildegarda nabawi się nerwicy ubierając buty w locie. (Matka Hildegardy na mój widok ucieka z szatni ciągnąc za sobą częściowo tylko obutą Hildegardę.)
Personel, przyłóż mnie do rany, wyskakuje zza mych pleców z pytaniem  ‘is everything all right?. Z naciskiem na everything.
A ja przystanęłam przy gablocie jedynie by przeczytać z czym dzisiaj kluski.
Czuję się taka zaopiekowana, taka pokochana i przygarnięta.
Dynia również.
Choć ona znosi to gorzej.
- Mama, tell them that I am a big girl ever and I do not need HELP!
[Spróbuję córko, ale w bieżącym klimacie po takim oświadczeniu mogą zacząć przeżuwać ci  te kluski.]

(...)
Jak Doktor Dolittle, gdy zorientował się, że rozumie mowę zwierząt.
Niezbyt to może fortunne porównanie, ale oddaje rozmiar mej epifanii.
Znoszę do domu coraz więcej darowanych mi historii.
Może są prawdziwe, a może wypełniam w nich luki na własny obraz i podobieństwo?
Schizofrenik mocno wzburzony napływem emigrantów (dość ironiczne, prawdaż?).
(...  a ja pani mówię, Stalin miał rację...)
Uśmiechnięte oczy w złotych powiekach kobiety w  burce.
(... Skąd ta niebieska spódnica? Szukam takiej dla córki! Ona tak lubi się stroić...
Z tej historii została mi w rękach roztopiona, szwajcarska czekoladka.)
Emeryt od okulisty.
(... i wie pani, ta wnusia mi mówi, wdrapuj się na piętrowe łóżko dziadku, a po chwili dodaje, i  twoje zęby niech się też wdrapią...)
Ekspedientka w bulanżerii.
(... eklery tylko w czwartki, bo krem przywozimy ze Strasburga, a czerwone parasolki z Cherbourga...)
Uśmiechnięta staruszka od demencji.
Staruszka bez pamięci, Biskwit z pamięcią ledwie napoczętą dzień w dzień siadają na tej samej ławce.
- Wie alt – ... pyta staruszka co chwilę.
Ledwie skończy już znów chce wiedzieć.
Informacja ta nigdzie się nie zapisze, ale może właśnie dlatego odpowiadam bardzo starannie.
- W nóżki mu zimno. – czasem nagle doda staruszka. – Tyle razy prosiłam, żebyś ubierała dziecku te białe skarpetki.
Jakiś może tkwi tu morał, na tej ławce z 'Dnia Świstaka'.
Szukam.

©kaczka
7 comments on "[74]"
  1. ale smaczne obrazy, uwielbiam Cię czytać!

    ReplyDelete
  2. Pyszne danie z czasu.
    Kolisty jak kuku na muniu.
    Pysznie żyjesz.

    ReplyDelete
  3. Kaczko, jesteś jak Eco w najokrutniejszym wydaniu. Nie dość, że wymagasz ode mnie gimnastyki lingwistycznej (zrozummy, o co jej chodziło po niemiecku), to jeszcze żądasz, bym się wspinała na Twoje wyżyny intelektualne.
    Epifanii? Nie chciałaś kogoś przypadkiem obrazić?!

    ReplyDelete
  4. Sto lat Biskwit!
    Ze staruszka dobraly sie jak w korcu maku :D

    ReplyDelete
  5. Ta historie, którymi Ty nas tutaj karmisz Kaczko, to specjały z najsmaczniejszych owoców alfabetu. Taka szarlotka z rajskich jabłek rosnących na najwyższych gałęziach:)
    Zawsze tu pachnie domem.

    ReplyDelete
  6. Biskwit to feministka. Jednoznacznie! :)

    PS. A jesli chodzi o: "Do momentu, gdy internet nie udowodni, że niemowlęta w wieku Biskwita siedzą bez trzymanki", to pfffff ;)
    To są te dzieci, których rodzice wbijają je na siedząco w kanapę, otulają pięcioma poduchami, pstrykają fotę swoim ajfonem i wstawiają ją na fejsa z podpisem: już siedzi ;)

    A tak serio serio, to dzieci siedzą i wolno je sadzać dopiero wtedy, kiedy same z pozycji pełzającej, czy raczkującej usiądą. Moje dziecię, fakt motorycznie typ baaardzo swój świat ;), usiadło więc samo dopiero po skończeniu 1. roku życia.

    arbuz

    ReplyDelete
    Replies
    1. W sensie, że luz, chillout i zen.
      Ale myślę, że te pojęcia u Ciebie występują o wiele częściej niż u nas :)

      arbuz

      Delete