[70]

[12 May 2014]

(...)
Wyglądało to tak.
Powiedzieli, żebym się z nimi na ten dresaż w plenerze zabrała.
To wcisnęłam niemowlę w siatkę na zakupy i poszłam.
Najpierw umarłam, bo okazało się, że kucyki, które jak sądziłam sięgać winny dziecku do połowy łydki, są rozmiarów dobrze odżywionego konia trojańskiego.
Dynia na grzbiecie robi szpagat poprzeczny i nie ma siły by sięgnęła strzemiona ostrogą.
Potem ruszyli karawaną w pole.
My z Biskwitem za nimi jak za wojskiem. Długośmy nie pociągnęły, bo po pierwsze, te kucyki jakieś takie pospieszne, po drugie wierzgające, po trzecie lunęło, po czwarte zanim lunęło okazało się, że rzepak, czy inna tabaka pyli i zaczęłam rzęzić, po piąte sześć kilo Biskwita w siatce to jednak kamień u szyi.
Zrejterowałyśmy do samochodu spodziewając się, że lada moment kucyki spłyną do stajni kajakiem.
A skąd.
Deszcz, ulewa, grad, koniec świata?
Nie dla miękkich ta hipoterapia.
Ostatecznie naród ten wymyślił leśne przedszkola.
Wrócili po regulaminowych trzydziestu minutach.
Ni sekundy wcześniej.
Kucyki uwalane po pachy, Norweski w błocie po kolana, stajenne psy sklejone gliną.
A Dynia nieco nasiąknięta ale – cud! – nieskazitelnie czysta.
(To kolejny dowód na to, że kucyki bez trudu i bez stawania dęba zaglądają w okna piątego piętra standardowego wieżowca.)

(...)
- Dyniu, czemu nie odzywałaś się do mnie z wysokości kucyka?
- One can’t talk when one is driving!


(...)
Wróżę, że skutkiem tej cotygodniowej gimnastyki pęcherza któreś z niemowląt zostanie w końcu sierotą.
Czternaście matek, dwanaście metrów kwadratowych, czternaście matczynych głów opasanych gumami od procy.
Angry birds?
Jednocześnie zastanawiam się, czy nie zełgać w domu, że to dożywotnie zajęcia?
Wychodziłabym w poniedziałkowe wieczory, wsiadała w tramwaj i jeździła przez trzy godziny od pętli do pętli czytając poezję i prozę.
I nikt nie chciałby ode mnie bym trefiła grzywy różowym kucykom, słuchała o problemach produkcyjnych polichlorku niewczasu, lub służyła za ostrzałkę do mlecznych, fantomowych zębów.

(...)
Już zaakceptowałam Instytut, już zaczęłam dostrzegać pewne zalety placówki, a tu łup! w piątkowy wieczór dyrekcja wystosowała list do rodziców, w którym potępia wzburzonym, mocno nieprzemyślanym słowem autora anonimowych donosów do dyrekcji.
Nie NA dyrekcję.
DO dyrekcji.
Że incydent ów to podstępny cios wymierzony we wzajemne zaufanie.
Nieomal, jak informowanie o sprawie wszystkich rodziców, prawdaż?
Jak w przedszkolu, jak w przedszkolu.

(...)
W mętnych wodach zdarzają się perły.


Norweski.
Ten politycznie poprawniejszy.


©kaczka
21 comments on "[70]"
  1. no i teraz mam zagwozdkę - KTÓRY jest politycznie poprawniejszy? hę?

    ReplyDelete
    Replies
    1. po kobiecie z brodą ja również już nie wiem..

      Delete
    2. Ten wyzszy, ale sama juz zwatpilam :-)

      Delete
    3. A widzisz! Ja myślałam, że politycznie poprawny jest niższy :). Chociaż to przecież nie USA.
      Swoją drogą te maski są przerażające. A w połączeniu ze słodkimi sweterkami robią upiorne wrażenie :).

      Delete
    4. Na podstawie tego zdjecia przyznaje Norweskiemu prawo do narzekania na ciezkie dziecinstwo :-)

      Delete
  2. Dzielna Dynia! Moja boi sie wsiasc na kucyka NA KARUZELI :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Presja grupy rowiesniczej. Rok temu Dynia sie zorientowala, ze jezdzi jedna z jej idolek i odtad nie bylo przebacz. Angielskie stajnie oferowaly dresaze w godzinach roboczych, typu sroda od 10:30 do 12:00, zatem mielismy wymowke. Tutejsze operuja w weekendy. Mam pietra, bo sama nabawilam sie kontuzji jezdzac, ale powiedzmy, ze warunki sa na razie kontrolowane, i moze to dreptanie po lakach i polach jej sie wkrotce znudzi i przerzucimy sie na inne zajecia: lekcje wiolonczeli, garncarstwo, balet? :-)
      Natomiast glowna zaleta tego ciagle jeszcze krotkiego obcowania ze stajnia jest jak na razie, lepsza koncentracja i skupienie. Nie ma sily, by w innych okolicznosciach Dynia zamilkla na pol godziny (no moze z wyjatkiem wizyty u logopedy :-)

      Delete
  3. Fajnie, że obyło się bez ofiar. wycieczkę możecie uznać za udaną! Moi znajomi sprowadzili kiedyś do ogrodu kucyka, pogryzł dzieciom plecy:))) Ale w sumie to mu się nie dziwię, bo te dzieci sama bym pogryzła. Tam nawet zółw ugryzł dziecko w wargę- to musiała być dopiero desperacja:))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Alez te kucyki to najgorsze zlo. Zdaje sie, ze im mniejszy tym bardziej sfrustrowany i z kompleksami :-)
      Moze jednak nie powinnam narzekac, ze Dynia ujezdza te trojanskie :-)
      U nas zolwia chwilowo zastepuje Biskwit. Tez gryzie. W cokolwiek mu sie nawinie.

      Delete
    2. A mnie kiedyś ślimak ugryzł. Nasz polski, taki z domkiem na pleckach (żeby nie było, że jakiś egzotyczny) .
      Uważasz Pieprzu, że należało mi się?

      Delete
    3. Nie wiem, co Pieprz na to, ale jesli nie probowalas go eksmitowac to chyba sie nie nalezalo. Moze on wsciekly byl ten slimak?

      Delete
  4. Przecież w każdym środku lokomocji, tuż nad szybką, przez którą się patrzy do przodu jest napis, że uprasza się, aby nie zawracać kierowcy głowy gadaniem w czasie jazdy, to ja zupełnie nie rozumiem skąd to pytanie.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Teraz juz wiem i publicznie prosze o wybaczenie :-)

      Delete
  5. Kto jest, przepraszam, ów politycznie niepoprawny perełek?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Braciszek. Mlodszy.
      Szwagier.
      Czarna, omen nomen :-), owca rodu :-)

      Delete
    2. Przewidująca była z niego dziecina ;)))))

      Delete
  6. Zazdroszczę Dyni :) W dzieciństwie marzyłam o jeździe konnej, ale rodzice nie pozwolili, z obawy by postrzelona córka nie połamała gnatów. A teraz za bardzo boję się upadku i samych koni też.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Konie i relacje z nimi swietnie wygladaja w serialach (kto nie ogladal 'Karino', czy 'Czarnego Ksiecia'?) :-) Zdarzaja sie madre konie, ale generalnie to nieprzewidywalny gatunek. O czym zaswiadcza moja peknieta onegdaj kosc i otluczone zebra. Tez jestem zdania, ze jezdzic trzeba uczyc sie za mlodu, a konie, skubane, swietnie wyczuwaja strach jezdzca. Na razie Dynia w warunkach mocno kontrolowanych i moze jej sie znudzi nim dopadnie ja ochota by wystapic w Wielkiej Pardubickiej i przerzuci sie na mniej kontuzyjne zajecia, typu szachy/ Dresaz, oprocz tego, ze Dynia uparcie nastawala na uczestnictwo, to w sumie wina Norweskiego. Powiedzialam: masz do wyboru siedzenie pod sala pelna rozowych baletnic (miejsce drugie na liscie oczekiwan Dyni), albo smrod stajni. Wybral smrod.

      Delete
  7. Po pierwsze primo - lovam konie i w trakcie kilku dekad jazdy na nich zlamalam tylko palec oraz lekko przetracilam szczeke wiec nie wiem czy jest to jakos wibitnie urazowy sport ;). Mysle ze trenujac (podkreslam "trenujac czyli uprawiajac jakas dyscypline min.3 razy w tygodniu a nie hobbystycznie 2 razy do roku) prawie zawsze nabawimy sie jakichs mniejszych lub wiekszych kontuzji. Po drugie primo - unizenie proszem o zdjecie kucykow :)

    ReplyDelete
  8. Acha zapomnialam - uzarl mnie tez jeden raz porzadnie kon ale tutaj sama sie o to prosilam bo mowili mi ze do tego boksu sie nie wchodzi a ja pewna siebie smarkata wlasnie poszlam go miziac.

    ReplyDelete
  9. Zdejme, aspirujaca amazonke na kucyku, jesli tylko sie zmieszcza w obiektywie kucyk i aspiracje :-)

    ReplyDelete