1156

[25 Sep 2012]

(...)
Nie ufa nam w kwestii regularnych dostaw żywnosci, więc osobiście zabrała się za smażenie kotletów, wienersznycli i dewolajów.
Rozgniotła w garści jedno jajko.
Korzystając z chwili mej nieuwagi dla pewności rozgniotła drugie i trzecie.
Korzystając z przeciągającej się chwili nieuwagi (wybierałam skorupy z miski) oblizała ręce z żółtka i białka.
Rozklepała sznycle tłuczkiem do mięsa.
(Tłuczek niebezpiecznie odskakiwał w stronę czaszki.)
Pofolgowała sobie nad mechanicznym młynkiem do pieprzu i nad niezaumatyzowaną solniczką.
Dodała tymianku, lubczyku, rozmarynu, mięty, sezamu, goździków, cynamonu, bobkowego liścia, kminu i kminku.
I pieprzu.
Zapanierowała sznycle w bule, jajach i skorupkach.
Głównie w pieprzu.
Ręce wytarła w spodnie.
Korzystając z chwili mej nieuwagi (sięgałam po patelnię) nadgryzła surową wieprzowinę w panierce  i wymieniła plastikowy nóż do masła na tasak.
(Nie wiedziałam, że mamy tasak.)
Rozbeczała się, gdy odebrano tasak.
(... skąd ten tasak? Norweski chce mnie zabić?)
Zmasakrowała kilka pieczarek plastikowym nożem do masła.
Pozbierała skoczne pieczarki z podłogi i wrzuciła na patelnię.
(Część rozdeptał Norweski.)
Pozbierała sznycle z podłogi i wrzuciła na patelnię.
Rozbeczała się, gdy wyszło na jaw,  że ilość sznycli  jest skończona i że nie odtwarzają się samoistnie, by cieszyć jej kulinarne ambicje.
Odmówiła opuszczenia lokalu na czas smażenia.
Sami sobie gotujcie z dziećmi, kuchenni celebryci z kulinarnych programów dziecięcych!
To nie na moje nerwy.

©kaczka
48 comments on "1156"
  1. Siostro. Ja już odpadam w tym momencie, kiedy WTEM się sama rozwija cała rolka papieru do pieczenia.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Imaginuj sobie taki obrazek.
      Mamy w domu strome, angielskie schody. U gory koncza sie toaleta, na dole wyjsciem na ulice.
      Gdy drzwi na dwor i drzwi do toalety sa otwarte rolka papieru toaletowego rozwija sie na koniec ulicy. SAMA!
      (Sceny jak u Barei.)

      Delete
    2. Mama Wiewióra wielokrotnie obserwowała z TEGO wzniesienia co się na ulicy dzieje. Może to Bareja?

      Delete
    3. Czyli sa jakies uwarunkowania historyczno-kulturowe, ze wychodek na wzniesieniu? :-)
      Lepiej widac flote Wikingow?

      Delete
    4. Jest się niewątpliwie górą. I lepiej widać flotę Anglosasów.

      Delete
    5. Podoba mi sie teoria.
      Kibelek jak bocianie gniazdo :-)))

      Delete
    6. Zdecydowanie centrum dowodzenia! :D

      Delete
    7. hi, hi..z mojego belgijskiego bocianiego gniazda ( z wyjsciem na taras ) to cala,malomiasteczkowa ulica widziala, ze mam poranne ,mdlosci...
      A jest takie piekne slowo : "Outhouse".

      Delete
    8. Przecinki...czy to Ja? Czy tez moj auto correct? Bija po oczach. Przepraszam.

      Delete
  2. :))))))))))))))))))))))))))))
    popłakałam się.
    Chyba nad skończeniem sznycli :))))))))))))))
    No bo z czego mogłabym. Przecież nie z Twojego nieszczęścia :)))))))))))))))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mam nadzieje, ze nie z mojego. Norweski sprzatal. :-)

      Delete
  3. Jeśli to Norweski ukradkiem przytaskał tasak do domu, prawda może być bardziej brutalna, niż sobie to imaginujesz Kaczko... On nie chce Cię zabić. On pragnie sznycla z kostką...

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przeprowadzilam wywiad.
      - Norweski, to twoj tasak?
      - Wnioslas tasak w posagu.
      - Yyyyyy?
      - Twoj ojciec nam podarowal z okazji zawarcia zwiazku.

      Przypomnialam sobie. Podarowal. Naprawde podarowal.
      Sprawiedliwosc sprawiedliwoscia, a tasak warto miec :-)

      Delete
  4. Dynia jest niesamowitym dzieckiem ... może nawet w ramach wyjątku byłaby jednym z nielicznych dzieci które bym polubiła :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. To jest nas dwie. Dynia jest jednym z nielicznych, ktore lubie :-))))

      Delete
  5. Sznycle? Smażyła? A co Peppa na to?

    ReplyDelete
    Replies
    1. ... cicho kwilila w kaciku.
      Byla oferta w Lidlu na wieprzowine. Tesciowa u drzwi. Sezon na sznycle.

      Delete
    2. Życzę zatem przyjemnych wrażeń. Mam nadzieję, że cioteczki zostały w domach świętować Oktoberfest ;)

      Delete
  6. Wszystko furda! Jakże się będziecie kochać po tej krwawicy z lubczykiem!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie pomyslalam, nie pomyslalam... ide dosypac :-)

      Delete
  7. U moich najważniejsze jest mieszanie, mieszanie rządzi:)...matko sprzątam potem 3 razy tyle czasu co trwało gotowanie....

    ReplyDelete
  8. Mmm, ale mialas dobrze przyprawione kotlety:) U nas w ochronce ucza Stokrote krojenia bananow plastikowym nozem. Z mama za to zwiedza rozne lokale gastronomiczne. Az wstyd jak idziemy ulica, a Stokrota pokazuje dokladnie kazda restauracje i mowi "mama, am".

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jakiz wstyd! Wstyd to u nas, gdzie trzy lokale gastronomiczne na krzyz i trzeba dziecinie odpowiadac na 'mama, NAM NAM!', ze juz tu dzisiaj bylysmy :-)))
      Kotlety zjedli sami.
      Dynia ponoc miala kryzys na tle wlasnorecznie sporzadzonego obiadu, bo wolala desery, ale sama zrobila, sama zjesc musiala :-)

      Delete
  9. usmialam sie na calego, a powiem ci ze nie powinnam bo w pracy jestem:D

    ReplyDelete
  10. Były to pewnie najsamczniejsze sznycle pod słońcem :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Norweski potwierdza, ale przemawia przez niego ojcowska duma :-)

      Delete
  11. Cudownie :) Załóżcie z Dynią knajpę, teraz moda na nietuzinkowych kucharzy :D

    ReplyDelete
  12. Za kilka lat będziesz dumna z kulinarnej kreatywności Dyni. Take it easy, Kaczko, i nie daj się tasakowi :-)))
    Notka, jak zwykle, cudna.

    ReplyDelete
  13. Ja tam dzieci nie wpuszczam do kuchni, moje zdrowie psychiczne jest ważniejsze niż kreatywne gotowanie. Szacun, że wytrwałaś.

    ReplyDelete
  14. Kaczko, kocham Cię. Naprawdę :DDD

    ReplyDelete
  15. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  16. Ja najbardziej 'kocham' jak mi dzieci urządzają urodziny albo Dzień Matki ze śniadaniem w łóżku (zimna kawa, warstwa masła grubsza niż kromka i dżem razem wzięte itp.) Potem mam cały dzień sprzątania.
    Dlatego nie jestem celebrytką :)

    Ps. Nie wiem dlaczego, ale po paru pierwszych linijkach myślałam, że będzie o teściowej (projekcja czy co? :))

    ReplyDelete
    Replies
    1. Oooo, menu jakby od Norweskiego :-)
      O tesciowej bedzie w nastepnym tygodniu. Jak przypuszczam w podobnym tonie :-)))

      Delete
  17. Dzieciom w kuchni mowie zdecydowane NIE ! Uleglam namowa celebrytek jakis czas temu i po wnikliwych obserwacjach, popartych wielogodzinnym sprzataniem, stwierdzilam autorytatywnie : dostep do mojej kuchni maja tylko osoby z umiejetnoscia poslugiwiania sie nozem i myjka do garow.
    Czynnosci te, aczkolwiek przenudne, mozna praktykowac na obrzezach kuchni. Top-Chef-em moje dziecie moze i w przyszlosci zostanie.Od podkuchennej zaczyna :-)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Czlowiek cale zycie uczy sie na bledach :-)

      Delete
    2. Scierka i cienkie oberzyny - jak w wojsku - a potem sie zobaczy...:_)

      Delete
  18. A teraz dodaj drugiego dziecka, ktore cie unieruchamia w kolanach wolajac KOKEN!KOKEN! i tez chce to wszystko ogladac z bardzo bliska i przejdzie ci ochota na drugie;)
    Albo sie przerzucisz na dania z mikrofali :P
    Lou

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przerzucilabym sie, ale mikrofala ma intrygujace guziki i pokretla, trudno Dyni sie oprzec :-)))
      Przyjdzie nam pizze zamawiac.

      Delete
  19. Jeszcze zupełnie nie wiem, o co chodzi, ale byłam pewna, że to jakaś czarodziejska i najlepiej wiedząca BABCIA kucharzy, a tu wręcz przeciwnie do babci, bo czarodziejsko owszem :D

    Haha, przypominam sobie swoje początki w kuchni. Ach, te ułatwienia w postaci jajka rozbełtanego z bułką tartą i zdziwienie, że na mięsie nie wygląda, jak powinno.

    ReplyDelete
  20. Witamy w skromnych progach czarodziejskim sznyclem!

    ReplyDelete