[262]

[4 Apr 2016]

(...)
Wakacje u Hauptcioteczki to taki pobyt na wczasach sponsorowanych przez  outlet Fabryki Czekolady Willy’ego Wonki i Stowarzyszenie Rzeźników Pruskich. Jemy wyłącznie węglowodany i zagryzamy je każdym rodzajem mięsnego białka. Przypuszczam nawet, że Hauptcioteczka krąży nocami z talerzem salcesonów lub sznycli i korzystając z naszych diastem i przerośniętych migdałów karmi nas przez sen. A gdy kończą jej się te salcesony i sznycle to utylizuje tą samą drogą zapasy czekoladowych Mikołajów sezon 2014/2015 lub wiadro budyniu, który  oceniając po Best before tylko nieznacznie się zdezaktualizował , albo szwajcarską bombonierę XXL z czasów Kongresu Wiedeńskiego, albo trzy litry lodów melba – ekwiwalent mikrobiologicznej rosyjskiej ruletki.
Wbrew pozorom są minusy.
W sobotę, dla przykładu, Biskwit po zmroku (to dość istotne dla opowieści) zaanonsował tajemniczą wysypkę na torsie, która po przestudiowaniu internetowego kompendium ‘Osiem tysięcy odmian wysypek u dzieci wraz z realistycznymi zdjęciami w 3D’ okazała się być najbardziej kompatybilna z kategorią: alergia-nie-wiadomo- na-co. Diagnozie tej dorzucono w bonusie dobrą radę: ‘wyklucz z diety potencjalne składniki uczulające’.
Jasne, doktorze Google (!)
W tę sobotę Biskwit spożył czterdzieści Tic Taców o smaku kwaśnych jabłek, dwa jogurty z owocami cytrusowymi, smażoną kiełbasę, pięć frytek, ćwierć naleśnika z Nutellą, plaster sera Gouda, plaster sera Gorgonzola, wagon waty cukrowej o aromacie truskawkowym identycznym z nienaturalnym, tutkę prażonych migdałów, pół paczki czipsów paprykowych, pół litra kakao, sznycel  w sosie pieprzowym z kartoflami, funt słodkiego popcornu, plaster wędzonego łososia, kilka kromek chleba tostowego samodzielnie posmarowanych margaryną, porcję lodów o smaku Waldmeister, szwedzkie ciasteczka owsiane, kilkaset solonych orzeszków, nieprzeliczoną ilość Haribo, ostrą papryczkę i plasterek ogórka.
To pewnie ogórek mu zaszkodził!
(W dodatku powyższa lista zawiera wyłącznie to, co Biskwit spożył, gdy patrzyłam. Dość rzec, że nawet kaczki wychodzą czasem do toalety.)
To zresztą nic! Korzystając z oferty przaśnego pruskiego jarmarku, który rozłożył się w mieście, Biskwit okrążył kilka razy ziemię w karuzeli (różowy kabriolet Helou Kitty, syndrom zimnego łokcia, muzyka umcyk umcyk, stroboskop po oczach) i  - to dopiero cud - nie puścił pawia.
(Przaśny pruski jarmark, co roku się kurczy [1], ale mam przeczucie, że karuzela jednak zawita następnej wiosny z nadzieją, że Biskwit znów spłucze się na niej ze wszystkich moich pieniędzy.)
Natomiast w niedzielę rano wyszło na jaw, że wysypka Biskwita to...
...
...
...
rozsmarowana na torsie, zaschnięta konfitura z truskawek.
...
...
...
Nieszczególnie wiem, jak to skomentować [2].
Kiedy smarowałam ją maścią nie kleiła się AŻ TAK, jak o poranku.
To może być naukowy dowód na to, że czasem warto myć dzieci?

[1] Mimo, że pruski jarmark trwa podobno do poniedziałku, już w sobotę zniknął stragan z watą cukrową razem z właścicielem. Albo wyczerpał mu się asortyment, albo coś go zeżarło. W obu przypadkach, mogło w tym maczać palce moje potomstwo.
[2] Może tak, że za dwa tygodnie odbieram nowe okulary?



(...)
Jarmark pruski. Plan sytuacyjny.


©kaczka
36 comments on "[262]"
  1. J-A-K ??? jak to sie wszystko zmiescilo w takim malym Biskwicie?!
    I jak Biskwit z tym wszystkim zmiescil sie do bolidu Helou Kitty? :) (którego opis jest przecudowny swoja droga, jeszcze tylko brakowalo tego slynnego breloczka do kluczy z "Kill Bill")

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie wiem! Codziennie pytam o to samo. Jak to mozliwe, ze nie wzywamy strazy pozarnej, zeby go wyciela z jakiegos bolidu lub krzeselka :-)

      Delete
    2. No jak to j-a-k?! Biskiwt jest jak Tardis!!! Bigger in the inside!

      Delete
    3. Ahaaa! To bardzo praktyczne jest, musze przyznac.

      Delete
    4. Aaaaaa! Plaskam sie w czolo! Jakiez to oczywiste! Ten Tigris jak Tardis :-)

      Delete
  2. Ogólnie rzecz biorąc, żadne dziecko nigdy nie ucierpiało od kilkudniowego pobytu u cioteczki /babuni itp. Dzieci twarde są!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Jest w nich jakies 25% genotypu babuni, wiec to chyba rodzaj samoutwardzacza :-)

      Delete
  3. No cóż... dzień dziecka.
    Każda wizyta u babci to kilkudniowy dzień dziecka i glukozowa jazda bez trzymanki.
    Znam i ja.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ale ewolucja jednak wyposazyla w jakies hamulce. Dzis ledwie nadazam oskrobywac marchewki!

      Delete
  4. Ja nie wierzę.
    (że się tak powtórzę jak refren...).
    O matko! Z córkami!I Hauptcioteczką.
    ............


    Dżem truskawkowy. Jak w to uwierzyć. Że na torsie a Ty nie odgadłaś....
    No nie wierzę.
    Ale dobre w sumie:))

    Pozdrawiam
    Kachna

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ja tez nie wierze! Charakteryzacja byla po prostu doskonala, a Biskwit caly wional truskawkami po tej wacie, wiec mnie zwiodl na manowiec :-)

      Delete
  5. Mój Agent McKenzie też wtrąbi wszystko, nawet jeśli mu nie pozwala na to brak zębów.
    Połykanie tortellini w całości, wciąganie gotowanej fasolki, a nawet wafelkowe rurki? Proszę bardzo. Dlaczego nie.
    I musi być wszystko to, co u nasz na talerzu. Inaczej bunt.
    Fenomen dziecka niejadka (wiem, powtarzam się) jest mi zupełnie nieznany.
    Ja już wujka Google nie używam do diagnozy, bo się nacięłam i z menopauzą i z wielowodziem :))
    Na szczęście w obu przypadkach na moją korzyść!
    Ps. Wizja Hauptcioteczki wpychającej Wam salami przez diastemę jest nieco hardcorowa :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. ... i dlatego mam nadzieje, ze to tylko koszmar spowodowany niestrawnoscia pogolonkowa :-)

      Doskonale rozumiem. Czlowiekowi, gdy tak oglada spladrowana lodowke, sie wydaje, ze to niemozliwe, ze sa dzieci, ktore NIE JEDZA. Miejska legenda, panie, miejska legenda...

      Delete
  6. No to powiem, że bardzo mi pasuje to Hauptmenu...zbielałe od czasu czekoladki pozostaną w mej fantazji jeszcze długo. Wysypka Biskwita przykryla moje histerie z powodu ciemieniuchy będącej lukrem z pączka (stwierdzone pediatrycznie).

    ReplyDelete
    Replies
    1. Paczkowa ciemieniucha wryla mi sie w fantazje. Jestesmy kwita! (widze to, widze!)

      Delete
  7. A ja przeczytałam, że "trutkę" prażonych migdałów, ale co za różnica w sumie, jak się w Biskwicie wszystko wymieszało, to i niezła trutka na niejednego gryzonia by z tego wyszła...

    No i przekonałaś mnie ostatecznie. Jutro wreszcie wykąpię Fruzię.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Kap, poki jeszcze daje sie zlapac i zawlec do wanny. Potem to jest tak - jak chcesz wykapac to sasiedzi wzywaja policje, bo dzieci ktos obdziera ze skory oraz uciekaja z wanny. A kiedy masz w nosie, chcesz isc spac i nawet pidzam nie masz sily szukac to one wtedy, te dzieci, drapia w drzwi lazienki i domagaja sie kapieli w pianie :-)

      Delete
  8. Na planie sytuacyjnym rzucają się w oczy pracownicy obsługi w strojach maskujących i hełmach bojowych. Dostali cynk, że się wybieracie?
    ;-)
    Biskwit przypomina mi te małe koźlątka w parku krajobrazowym, które najpierw zjadły przyniesione przez nas jabłka, później zakupiony w punkcie info granulat do karmienia kóz, a następnie pobrały z małej łapki woreczki foliowe po granulacie (nie zdążyłam wyrwać z paszcz!!) oraz wykorzystały chwilę mycia łapek na przekąszenie rękawiczką włóczkową, na sznurku wiszącą.
    Chyba nas więcej nie wpuszczą na teren. Nie mieli hełmów.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Wiedza, ze od stu lat bywa tam co roku Hauptcioteczka. Sa przygotowani!
      :-)))
      A wiesz, cos jest na rzeczy... zima Biskwit tez obgryzal rekawiczki!

      Delete
  9. Moje dziecię ma alergię na produkty zdrowe i pożywne i uzależnienie od cukru. Myślę, że Biskwitowa dieta bardzo by mu zasmakowała:)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak, Biskwit nie ruszy zywej truskawki. Truskawka musi byc przetworzona :-)

      Delete
    2. Patrz to jak u mnie z pomidorem. Sok tak, sos i owszem, ketchup jak najbardziej, ale jak RAZ w przedszkolu (2 lata temu) zjadł kawałek "żywego" to zrobiło mu się niedobrze i chyba ma uczulenie:D

      Delete
    3. Mowilam, zywe do kitu. Musi byc upolowane, sprawione i skruszale :-)

      Delete
  10. Czyli jednak te truskawki!
    Pamiętam jak z Mimem bezwładnym pojechałam szpitala. Mimem w wielu dni czterech. I od razu na dzień dobry ochrzaniono mnie, że zjadłam pół truskawki :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. W takich dramatycznych okolicznosciach pamietalas co jadlas! Heroino!

      Delete
    2. Ponieważ jadłam tylko chrupki kukurydziane i salami :)

      Delete
    3. Taka diete restrykcyjna to rozumiem :-)

      Delete
  11. Truskawki uniwersalnym alergenem pod każdą szerokością geograficzną! Howgh.

    ReplyDelete
  12. o rany, ależ się uśmiałam.....z truskawek i lukru z pączka w komentarzach :D
    a przy okazji ujawniam się jako czytacz od dawna ;-)
    pozdrawiam
    ivonesca

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dla ujawniaczy mamy specjalne miejsca w pierwszym rzedzie!
      :*

      Delete
  13. Zróżnicowana ponad ludzką miarę dieta Biskwita nie może być zła. Tymczasem sądziłam, że dla pecha delikatnej skóry dziecięcej złe jest zbyt częste mycie... a tymczasem ślepa matka, hm ;).

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak to juz jest w przyrodzie, matka przynosi pecha :-)))

      Delete
  14. czy jest COŚ, czego ten Mały Skrytożerca nie jada???

    ReplyDelete
    Replies
    1. Przechodzilam wiec szybko odpowiadam, bo to w sumie puenta: nie jada surowych... TRUSKAWEK!
      (oraz zadnych innych surowych owocow z wyjatkiem jablek, ale nieprzetworzone truskawki brzydza go najbardziej :-))))

      Odkopalam sie nieco spod chaltury porownywalnej do Festiwalu Piosenki Eurowizji, wiec lada moment wracam i opowiadam :-)

      Delete