[17 Apr 2016]
(...)
Analizując przypadek, wygląda na to, że Biskwit trafił do naszej nudnej, bogobojnej, pacyfistycznej i mieszczańskiej rodziny dla potrzeb kontrastu a także, być może, nie obawiajmy się wielkich słów, dla ratowania kosmicznej równowagi.
Może gdzieś tam w zmarszczkach wszechświata skupiło się zbyt wielu Hunów i zaistniała potrzeba translokacji? A może odwrotnie, patrząc przez judasza na nasz spłacheć kosmosu, komuś wydało się, że nie rozdymamy się ze spodziewaną prędkością, potrzeba zatem kogoś, kto wyszarpie nam spod nóg dywan czasoprzestrzeni i zdemoluje czwarty wymiar?
Biskwit idealnie nadaje się do tej roboty.
Umie jeździć na hulajnodze do tyłu, bezgłośnie otwiera drzwi wyjściowe kluczem yale (o czym przekonałam się biorąc prysznic), zdegustowany zakazami prowadzi milczące i zawzięte strajki okupacyjne na klatce schodowej (‘Biskwicie! Wracaj do domu, bo woda ze mnie kapie!’’Nie wrócę! Tak tu będę siedział!’), a gdy przyznać mu talon na JEDNO ciastko pobierze JEDNO pięciokilogramowe opakowanie i da do zrozumienia, że możemy rozmawiać z nim przez prawników.
(Mowa nie jest najmocniejszą stroną Biskwita i tu ciekawe spostrzeżenie socjologiczne. ‘Czemu, ach czemu, Biskwit nie mówi jeszcze pełnymi zdaniami?’ – melorecytuje chór grecki z nieskrywanym wyrzutem, ale gdy krzyczę ‘Biskwicie, to straszliwy obciach, że nie chce ci się używać klozetu!' – ten sam chór skanduje: ‘O-SZA-LA-ŁAŚ? O-SZA-LA-ŁAŚ! BISKWIT TAKI JEST MALUTKI!’ Niekompetencje w wydalaniu wybacza się zatem łatwiej, niż braki w elokwencji.)
Prawem kontrastu oraz z potrzeby wypełnienia próżni wytwarzanej przez Dynię, Biskwit z mieszanki studenckiej wyjada jedynie orzechy, z truskawek tylko jabłka, z sera feta wyłącznie mozarellę, a z chleba z masłem - masło. (Kompromis osiągamy nad kulkami ryżu z rozpłaszczoną krewetką. Uprasowanej krewetki nie rusza żadne z mych dzieci, ale ryż w kulce i owszem.)
Jednak najgorsze jest chyba to, że nawet jeśli dla podkreślenia wagi swoich nieprzywoitych słów lub uzasadnienia łajdackich uczynków Biskwit pierdyknie o podłogowe kafle wazą dynastii Ming, to wszelkie narzędzia wychowawcze wytrąca z rąk archangeliczne ‘Ooooo?! PUT!’ (tłum: KAPUT!) emitowane przez Biskwita nad skorupami.
To ‘PUT’ podane jest z takim autentycznym, naukowym zainteresowaniem (‘Z czego, do diaska, to robicie Ziemianie, że taka tandeta? Na czym się to wam trzyma?’) i kraszone takim naturalnym zaskoczeniem (‘O, w mordę? Wszystko się tu tak rozpada?’), że człowiek ma ochotę wcisnąć pacholęciu oryginał jakiegoś Carravagia i brzytwę, żeby sobie popróbowało, czy faktycznie WSZYSTKO, a sam rzuca się do pisania interpelacji odnośnie tandetnych praw fizyki.
(...)
Norweski.
Ogolony.
(...)
Siedzimy w zakładzie zbiorowego żywienia.
Na piątym piętrze z widokiem na sznycel i okolice.
Biskwit cznia sznycel. W zakładzie zbiorowego żywienia jest kącik rozrywek dla cherubinów.
Jest zjeżdżalnia, trochę klocków, polietylenowa chatka, syntezator (przezornie bez baterii) i kabriolet Thelmy i Louise odpalany monetami eins ojro. To kręci Biskwita.
Biskwit opanował zjeżdżalnię, wyładowuje się elektrycznie jak bursztyn pocierany wełenką. Wyładowuje się też emocjonalnie, bo nie lubi, gdy obcy mu się ślizgają. A tu w dodatku, klan grzecznych i miłych Chińczyków obłazi zjezdżalnię z każdej strony.
Udaję, że nie widzę, gdy pisk Biskwita wytrąca konsumentom sztućce z dłoni lub prowokuje do zakrztuszeń i zadławień.
Że się Państwo krzywo na mnie patrzą?
A któż wam kazał siadać ze swoim sznyclem pod kącikiem dziecięcym imienia Kubusia Puchatka i Jego Towarzyszy?
(Nie do końca mam rację. Pisk Biskwita zapewne z łatwością dociera pod holenderską granicę. Żeby nie słyszeć należałoby wyemigrować na Kamczatkę.)
Biskwit szybko się przekonuje, że broń audio nie robi wrażenia na Chińczykach.
Używa więc podstępu.
Zapędza Chińczyków do polietylenowej chatki i zatrzaskuje drzwi.
Okazuje się, że Chińczycy szpakami karmieni, potrafią wyjść oknem, albo odzyskać wolność podnosząc dom i wychodząc dołem.
Ostateczną bronią Biskwita jest manipulacja (i demoralizacja).
Biskwit zagania Chińczyków do polietylenowej chatki. Zamyka się z nimi w środku i uczy te grzeczne, niewinne dziateczki, jak zrobić PRRRRRRUT! twarzą, produkując przy tym jak najwięcej śliny i trafiając interlokutora w oko. To tradycyjna retoryka Biskwita w sporach z Dynią. Zachwyceni Chińczycy natychmiast wybierają Biskwita na Sekretarza Generalnego, Biskwit łaskawie się zgadza, wszyscy robią PRUUUUUUUUUUUUUUUUUT!, chińskie matki mimo nieprzeniknionego wyrazu twarzy wyglądają jednak na zaniepokojone.
Opuszczam stanowisko obserwacyjne pod pretekstem udania się do toalety.
Gdy wracam, cała Chińska Republika Biskwita gibie się w kabriolecie napędzanym siłą ojro z sakiewek chińskich matek. Biskwit siedzi za kierownicą, zimny łokieć i umcyk, wszyscy robią PRUUUUUUT!, zakażenia roznoszone drogą kropelkową mają branie, część Republiki, która nie zmieściła się w samochodzie gibie się na masce. Zgorszenie przebarwia żółtość lic chińskich matek z kanarkowego na słomkowy.
Dynia w spazmach donosi, że gang Biskwita skolektywizował jej kabriolet. Przyszli i odebrali.
Gibią się i innym nie dają.
Ale, że tych kilku nieodrostków o średniej wieku dwadzieścia cztery miesiące?
Słabo mi, powiadam, słabo. Kiedy to się stało? Kiedy te przekształcenia własnościowe? Przecież nie było mnie przez moment.
Norweski mówi, że jakoś tak błyskawicznie, że nie zauważył.
Wiadomo, jak to z totalitarną dyktaturą.
©kaczka
(...)
Analizując przypadek, wygląda na to, że Biskwit trafił do naszej nudnej, bogobojnej, pacyfistycznej i mieszczańskiej rodziny dla potrzeb kontrastu a także, być może, nie obawiajmy się wielkich słów, dla ratowania kosmicznej równowagi.
Może gdzieś tam w zmarszczkach wszechświata skupiło się zbyt wielu Hunów i zaistniała potrzeba translokacji? A może odwrotnie, patrząc przez judasza na nasz spłacheć kosmosu, komuś wydało się, że nie rozdymamy się ze spodziewaną prędkością, potrzeba zatem kogoś, kto wyszarpie nam spod nóg dywan czasoprzestrzeni i zdemoluje czwarty wymiar?
Biskwit idealnie nadaje się do tej roboty.
Umie jeździć na hulajnodze do tyłu, bezgłośnie otwiera drzwi wyjściowe kluczem yale (o czym przekonałam się biorąc prysznic), zdegustowany zakazami prowadzi milczące i zawzięte strajki okupacyjne na klatce schodowej (‘Biskwicie! Wracaj do domu, bo woda ze mnie kapie!’’Nie wrócę! Tak tu będę siedział!’), a gdy przyznać mu talon na JEDNO ciastko pobierze JEDNO pięciokilogramowe opakowanie i da do zrozumienia, że możemy rozmawiać z nim przez prawników.
(Mowa nie jest najmocniejszą stroną Biskwita i tu ciekawe spostrzeżenie socjologiczne. ‘Czemu, ach czemu, Biskwit nie mówi jeszcze pełnymi zdaniami?’ – melorecytuje chór grecki z nieskrywanym wyrzutem, ale gdy krzyczę ‘Biskwicie, to straszliwy obciach, że nie chce ci się używać klozetu!' – ten sam chór skanduje: ‘O-SZA-LA-ŁAŚ? O-SZA-LA-ŁAŚ! BISKWIT TAKI JEST MALUTKI!’ Niekompetencje w wydalaniu wybacza się zatem łatwiej, niż braki w elokwencji.)
Prawem kontrastu oraz z potrzeby wypełnienia próżni wytwarzanej przez Dynię, Biskwit z mieszanki studenckiej wyjada jedynie orzechy, z truskawek tylko jabłka, z sera feta wyłącznie mozarellę, a z chleba z masłem - masło. (Kompromis osiągamy nad kulkami ryżu z rozpłaszczoną krewetką. Uprasowanej krewetki nie rusza żadne z mych dzieci, ale ryż w kulce i owszem.)
Jednak najgorsze jest chyba to, że nawet jeśli dla podkreślenia wagi swoich nieprzywoitych słów lub uzasadnienia łajdackich uczynków Biskwit pierdyknie o podłogowe kafle wazą dynastii Ming, to wszelkie narzędzia wychowawcze wytrąca z rąk archangeliczne ‘Ooooo?! PUT!’ (tłum: KAPUT!) emitowane przez Biskwita nad skorupami.
To ‘PUT’ podane jest z takim autentycznym, naukowym zainteresowaniem (‘Z czego, do diaska, to robicie Ziemianie, że taka tandeta? Na czym się to wam trzyma?’) i kraszone takim naturalnym zaskoczeniem (‘O, w mordę? Wszystko się tu tak rozpada?’), że człowiek ma ochotę wcisnąć pacholęciu oryginał jakiegoś Carravagia i brzytwę, żeby sobie popróbowało, czy faktycznie WSZYSTKO, a sam rzuca się do pisania interpelacji odnośnie tandetnych praw fizyki.
(...)
Norweski.
Ogolony.
(...)
Siedzimy w zakładzie zbiorowego żywienia.
Na piątym piętrze z widokiem na sznycel i okolice.
Biskwit cznia sznycel. W zakładzie zbiorowego żywienia jest kącik rozrywek dla cherubinów.
Jest zjeżdżalnia, trochę klocków, polietylenowa chatka, syntezator (przezornie bez baterii) i kabriolet Thelmy i Louise odpalany monetami eins ojro. To kręci Biskwita.
Biskwit opanował zjeżdżalnię, wyładowuje się elektrycznie jak bursztyn pocierany wełenką. Wyładowuje się też emocjonalnie, bo nie lubi, gdy obcy mu się ślizgają. A tu w dodatku, klan grzecznych i miłych Chińczyków obłazi zjezdżalnię z każdej strony.
Udaję, że nie widzę, gdy pisk Biskwita wytrąca konsumentom sztućce z dłoni lub prowokuje do zakrztuszeń i zadławień.
Że się Państwo krzywo na mnie patrzą?
A któż wam kazał siadać ze swoim sznyclem pod kącikiem dziecięcym imienia Kubusia Puchatka i Jego Towarzyszy?
(Nie do końca mam rację. Pisk Biskwita zapewne z łatwością dociera pod holenderską granicę. Żeby nie słyszeć należałoby wyemigrować na Kamczatkę.)
Biskwit szybko się przekonuje, że broń audio nie robi wrażenia na Chińczykach.
Używa więc podstępu.
Zapędza Chińczyków do polietylenowej chatki i zatrzaskuje drzwi.
Okazuje się, że Chińczycy szpakami karmieni, potrafią wyjść oknem, albo odzyskać wolność podnosząc dom i wychodząc dołem.
Ostateczną bronią Biskwita jest manipulacja (i demoralizacja).
Biskwit zagania Chińczyków do polietylenowej chatki. Zamyka się z nimi w środku i uczy te grzeczne, niewinne dziateczki, jak zrobić PRRRRRRUT! twarzą, produkując przy tym jak najwięcej śliny i trafiając interlokutora w oko. To tradycyjna retoryka Biskwita w sporach z Dynią. Zachwyceni Chińczycy natychmiast wybierają Biskwita na Sekretarza Generalnego, Biskwit łaskawie się zgadza, wszyscy robią PRUUUUUUUUUUUUUUUUUT!, chińskie matki mimo nieprzeniknionego wyrazu twarzy wyglądają jednak na zaniepokojone.
Opuszczam stanowisko obserwacyjne pod pretekstem udania się do toalety.
Gdy wracam, cała Chińska Republika Biskwita gibie się w kabriolecie napędzanym siłą ojro z sakiewek chińskich matek. Biskwit siedzi za kierownicą, zimny łokieć i umcyk, wszyscy robią PRUUUUUUT!, zakażenia roznoszone drogą kropelkową mają branie, część Republiki, która nie zmieściła się w samochodzie gibie się na masce. Zgorszenie przebarwia żółtość lic chińskich matek z kanarkowego na słomkowy.
Dynia w spazmach donosi, że gang Biskwita skolektywizował jej kabriolet. Przyszli i odebrali.
Gibią się i innym nie dają.
Ale, że tych kilku nieodrostków o średniej wieku dwadzieścia cztery miesiące?
Słabo mi, powiadam, słabo. Kiedy to się stało? Kiedy te przekształcenia własnościowe? Przecież nie było mnie przez moment.
Norweski mówi, że jakoś tak błyskawicznie, że nie zauważył.
Wiadomo, jak to z totalitarną dyktaturą.
©kaczka
jak ja sie ciesze ze od Biskwita oddziela mnie kanal i ciut kilometrow/mil, bo juz zaczalem miec leki przed wycieczka do Ikea - tam tez kacik dla mlodocianych sadystow i zaklad zbiorowego zywienia maja :)
ReplyDeleteZyczliwie radze siadac po przekatnej od kacikow dla mlodocianych sadystow, a najlepiej brac kulki miesne i frytki na wynos i konsumowac wsrod dekoracji :-)
DeleteLowam!
ReplyDeleteBiskwit wie jak się w życiu ustawić.
Niech żyje Biskwit! Albowiem:
Lepszy Biskwit w roli Boga
niż posucha Kaczko-Bloga.
Lepszy Biskwit w roli Mao,
Deletenizli by sie nic nie dzialo!
:*
Nie zmarnujcie talentu - Biskwit na prezydenta! Porywa tłumy, tumani miliony!
ReplyDeleteAle ktorego prezydenta? Gdzie? Tyle republik do wyboru!
DeleteJa to bym chciala, zeby gdzies na Polnocy porywal i tumanil!
Jeśli weźmie się pod uwagę potencjał Biskwita to na Prezydenta Wszechświata (albo choć Galaktyki).
Deleteporyczeliśmy się ze szczęścia.
ReplyDeleteto oczywiste teraz, że nie tylko my mamy TAKIE DZIECKO
Ulga, prawda?
DeleteZnam to uczucie :-)
Ma 3 lata, wszystkich bije, jest najwyższy w całym przedszkolu a wczoraj z nienacka, wtem! okazało się, że rozpoznaje prawie cały alfabet. I to nie tylko DRUKOWANYMI
Deletezimny lokiec + umcyk + zbiorowe pruuut = wspaniala historia do poranej kawy :)
ReplyDeleteBiswkit to Imperator - skoro nie dalo sie wroga pokonac, sprawil, ze wróg go pokochal, i teraz sam spelnia wszystkie zadania z radoscia i oddaniem.
Oraz bardzo interesuje mnie, jakaz to wade wzroku ma biedny Norweski, ze musi nosic okulary zakrzywiajace optyke na ksztalt wiru...
Jemu ciagle wypadaja oczy z wrazenia, ten wir pozwala zlokalizowac miejsce, w ktore nalezy oka wstawic :-)))
DeleteJeszcze trochę, a Biskwit się stanie jeźdźcem Apokalipsy :DDD Zdolniacha!
ReplyDeleteJa tam podejrzewam, ze juz od dawna ma licencje :-)
DeletePiękny portret Norweskiego. Gdyby zamalować fryzurę, to wyraz twarzy nadawałby się do mojego portretu zatytułowanego "Wawrzyniec orientuje się, że zostawił na stole paragon zakupu repliki karabinu airsoft w stosunku do którego wobec pytań MŻonki utrzymywał, że to taniocha i okazja" Olej to na płótnie, 150 cm x 90 cm.
ReplyDeleteKupiles karabin??? Na kune, czy na wojne?
DeleteNa naszym olejto Norweski dostrzega paragon zakupu repliki butow w stosunku do ktorych kaczka utrzymywala, ze to taniocha i okazja.
Szukasz azylu? Bo ja tak :-)
Powinniście się na noc przypinać blokadą rowerową do kaloryfera, bo Biskwit Was kiedyś wymieni na coś potrzebniejszego... ;-D
ReplyDeleteNa tyle Haribo ile wazymy razem wzieci? To prawdopodobne. Przyznam, spie dosc niespokojnie odkad Biskwit dostal lozko bez krat.
Delete:-)))
Wiem czemu ma służyć ta oszczercza kampania oczerniająca Biskwita, boisz się, że ktoś Wam porwie to słodkie pszennowłose putto. Aniołeczka o niewinnym błękitnym spojrzeniu i różanych policzkach!
ReplyDeleteA może byś oddała nam Biskwitka po dobroci?
DeleteOmotal was, omotal! Nieszczesne!
DeleteTylko nie Caravaggia!
ReplyDeleteA ja swojego syna musiałam błagać, żeby zrezygnował z jeżdżenia w wózku lub sam pobiegał. Na moje namowy zawsze odpowiadał "nie, ja wolę za rączkę". I zawsze chciał iść w tym samym kierunku co ja!
Taka byla Dynia.
DeleteEch.
A potem sie okazalo, ze to jednak nie sa geny dominujace :-)))
Nie moge sie doczekac spotkania z Bikwitem:) A propos: swego czasu Melu wybrala sie w restauracji ze szwedzkim stolem po deser z instrukcja "only one piece" i wziela only one piece z kazdego deseru jaki tam stal. Zeby bylo lepiej przydybal ja pattisier i wymogl na niej przysiege, ze zje wszystko co wlozyla na talerz (!). Prawie jej oczy na wierzch wyszly ale zjadla, a my przygladalismy sie zgnebieni bo nam argumentow do dyskusji zabraklo... a na odpowiedz sprzed kilku dni: tak, tu tez na Wielkanoc wszyscy wszedzie wpychaja. Rzeczywiscie nie HAribo ale jajka z prawdziwej belgijskiej czekolady. Dzieci poszly do szkoly a jajka stoja na stole i skutecznie hamuja moj proces topienia sie w oczach spowodowany dwudziestoma karmieniami dziennie.
ReplyDeleteWidze to, widze!
DeleteMelu <3
I patrz, czego to czlowiek nie zrobi, zeby dzieci przed prochnica ratowac!
Przed Wielkanoca krazyly po przedszkolu przepisy na co przerabiac nadmiar Mikolajow z czekolady. No i u was to jednak 'prawdziwa belgijska', a u nas w smaku to czekoladopodobny wyrob.
Ale, ale przecież hulajnoga ma do tyłu hamulec! To jak ten Biskwit tak do tyłu?
ReplyDelete*idzie gibać się w zamyśleniu w kątku
I o to właśnie się rozchodzi. Do przodu każdy gupi potrafi ;P
DeleteNapisalabym, ze Biskwit powyginal prawa fizyki, ale nie. Ta hulajnoga ma hamulec aplikowany noga, wiec mozna nia do przodu i do tylu.
DeleteEch, to jest jak ze współczesnego malarstwa rodzajowego! :D
ReplyDeleteU nas jest tak: elokwencja (plus werbalizacja) nieźle, z chleba z masłem też głównie masło, niechęć do korzystania z klozetu podobna.
A dziś, na przykład, głośny diaboliczny śmiech na mieście, co mniej więcej dziesięć kroków ;-).
A u nas dzisiaj faza na 'jestem niesmialym tygryskiem i przesiedze lekcje ksylofonu za fortepianem'.
DeleteAAAAAAAAAGHR!
...no bo Biskwit przecież musi mikrą posturę nadrobić bujną osobowością, no musi, przy Waszej przewadze...
ReplyDeleteale żeby Dynia masła nie jadała?? - no nieslychane!
Gdyz Dyni najlpeiej pasuje chleb chrupki marki Wasa. Zawdzieczamy to placowce edu, ktora raz nakarmila dzieci takim chlebem i od tamtej pory nie ma zmiluj, Dynia chce chrupac, a smarowanie tego twardym i zimnym maslem psuje efekt :-)
DeleteCudowny wpis Kaczko, cudowny! Biskwit, Wojtuś - dwa bratanki.
ReplyDeleteJa to mysle, ze Wojtus moze Biskwita niejednego jeszcze w tej neisubordynacyjnej materii nauczyc. Ma wiecej Wzorcow! :-)
DeleteNie chcę wyjść na jakąś wredną babę, ale.... moje staropanieństwo/bezdzietność/wielozwierzowość czasami cieszy mnie bardziej niż zwykle :D
ReplyDelete