[213]

[5 Oct 2015]

(...)
Dynia i London poszli do teatru.
(Żaden West End, ale trwa festiwal, żal nie skorzystać.)
Usiedli w pierwszym rzędzie i, jak Magic Johnson z Pudzianem, zasłonili widok wszystkim rówieśnikom z tyłu, a potem w trakcie zasłonili jeszcze bardziej, bo wstali z pretensją, że się akcja Sendakowi słabo zawiązuje i 'kiedy będzie koniec'?
(Przeczuwam, że z inicjatywy Dyni, bo chciała wszystkim pokazać swój nie-taki-już-nowy zegarek.)
Trupa [1] teatralna nie skoczyła z mostu, albowiem scenariusz poszedł w stronę puszczania bąków, a to się zawsze sprzedaje i wciska największych młodocianych krytyków w krzesełka.
Chcąc wynagrodzić Biskwitowi brak dostępu do kultury, (kultura dostępna dla młodzieży od lat czterech), ofiarowałam mu mikroskopijne ciasteczko.
Resztę opakowania Biskwit pobrał sam.
Wizja lokalna wykazała, że wymagało to jedynie wdrapania się po krzesełku na stół kuchenny, sięgnięcia na wysoką półkę  i włamania się do puszki z wypiekami.
Wszyscyśmy od tego mieli wypieki, ja z emocji, bo odtworzyłam po okruchach bardzo szczegółowy przebieg via ferrata pokonanej bez askeuracji, a Biskwit miał, bo je zeżarł.
Od tygodnia Dynia, trawiona silną presją grupy rówieśniczej, uczęszcza do szkoły baletowej [1].
Szkoła baletowa, streszczę, dla tych, którzy nie uczęszczali, to miejsce o silnej koncentracji estrogenu. Można tam do celów badawczych pobrać próbki wszystkich odcieni różu, w tym głównie takich, których ręka człowieka z pewnością nie uczyniła.
Wbrew stereotypom estrogenowe nimfy są rozmaitych gabarytów. Do tego okulary, krzywe nożyny, zez. Z jednej strony, to ogromnie krzepiące, że nie ma dyskryminacji i każdy bez wyjątku może poczuć się jak Barbie, z drugiej, nie da się ukryć, epidemia otyłości u dzieci jest faktem. 
Dynia wszelako nie może się zdecydować, czy chce tam bywać. Bo pani primabalerina jest surowa jak wątróbka Prometeusza, ale wabią drążki i kryształowe lustra oraz kusi imydż łąbędzia w koku i piórach. Oraz, co nie bez znaczenia, na końcu zajęć dają po cukierku.
Biskwit natomiast zaczyna mówić do rzeczy [4].
Czasem jeszcze próbuje wymuszać przemocą akustyczną, ale zorientował sie, że ma lepsze wyniki, gdy pada przede mną na kolana, podejmuje mnie pod moje i transmituje żałosne ‘Bitte Bitte Bitte’ okraszone partykułą ‘Maaaaaaaamu!’ (Tak pewnie wciskali naszym nagie miecze krzyżacy, choć nie przeczytacie tego u Długosza.)
Lista słów priorytetowych zawiera: ‘MORE!’ (ze wskazaniem palcem na migdały i przełyk, żeby było jasne, że chodzi o podaż substancji odżywczych), ‘Beee!’ [5], ‘Biba’, [ˈbækˌpæk] (czyli plecak z akcentem z Dorset) oraz buty.
Buty to fetysz.
Idealna placówka, która chciałaby objąć Biskwita opieką, a  przy tym się nie spocić, powinna mieścić się w dyskoncie obuwniczym.

[1] Właściwie od początku był to trup, trup teatralny jednego aktora
[2] Tak, wiem. Wbrew mej religii [3]. Ale w dzieciństwie odmówiono mi lekcji węgierskiego motywując to niskim zapotrzebowaniem rynkowym i wtedy poprzysięgłam, że będę popierać najgłupsze pomysły własnego potomstwa, choćby mnie skręcało od widoku różowych firanek trefionych w talii.
[3] ‘Wbrew mojej religii’ pada często z ust matki Ryfki i za każdym razem mam nadzieję, że wreszcie przyłapię ją na deptaniu Tory, a potem okazuje się, że chodzi o zawijanie kanapek w folię aluminiową lub ścieranie w domu suchego chleba na bułkę tartą.
[4] ... skoro zawiodła komunikacja międzyludzka.
[5] W zależności od kontekstu, chodzi albo o owieczkę, albo nominalnie definiuje wszystkie witaminy, mikro i makroelementy wszechświata zalecane przez WHO.
[6] ... czyli ‘Binta tańczy’ a ja myślę, że jeśli jeszcze raz przeczytam  to dzieło na głos z podziałem na role to mnie szlag trafi, ale nie trafia, więc czytam, i czytam, i czytam jak Syzyf biblioteczny i napruta Penelopa.

©kaczka
15 comments on "[213]"
  1. Rozumiem wypieki.
    Moja Młoda była nad wyraz spokojnym dzieckiem, asekurującym się ręką matki przy wszystkich działaniach. Poza kontaktami ze zwierzyną wszelaką. Tu nie było zahamowań. Pierwszy siwy włos mam od widoku słodkiej Dzieciny, wynoszącej z pokoju w objęciach kota znajomych. Kota-mordercę, który gryzł bez ostrzeżenia i zaczajał się na niczego się nie spodziewających gości na wysokich półkach, aby z wrzaskiem spadać im na plecy.
    Był prawie tak duży jak ona. Wpół go niosła, a łapy mu zwisały jak pluszakowi.
    Czasem mi się to jeszcze śni... ;-)))

    Pozdr, Sakurako

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tobie sie jeszcze sni, a mnie teraz zacznie. Biskwit lubi psy. Widze go teraz, wytrzeszczonymi oczyma wyobrazni, jak wnosi/wynosi doga niemieckiego od rodzicow Lukaszka.

      Delete
  2. Zdumiewające, że ubogi wokabularz Piątka też zawiera słowo: JE-CIE. Odkąd zaś dowiedziałam się, że "wbrew religii" jest nie tylko jedzenie kaszanki ale i makaronu (!) - nic mnie w tej materii nie zdziwi.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Z wrazenia (chyba) zapomnialam o najwazniejszym wokabularzykowym nabytku. Zaraz uzupelnie :-)

      Kaszanki?!? A ja jeszcze sie dziwie :-)

      Delete
  3. Uśmiechnęłaś mnie od rana.
    U nas pokrewny dylemat, bo szkoła w nachodzącym półsemestrze zaoferowała lekcje włoskiego w promocyjnej cenie i starsze bardzo chce chodzić. A my ogólnie mamy wrażenie, że już za dużo, a języków to w ogóle. Zwłaszcza akurat we wtorek, bo będzie niemiecki. A może lepiej byłoby ten francuski bo szkoła uczy angluskiego i bardzo mało wydajnie. Ale nie mam serca odmawiać jak się dziecina garnie no i może jednak sam fakt że to ta sama rodzina językowa pomoże.

    Dawno temu chciałam napisac opowiadanie o panu co się nauczył węgierskiego z napisów na opakowaniach. A tobie czemu właśnie węgierski?

    ReplyDelete
    Replies
    1. ... bo uslyszalam (nie mam pojecia, gdzie? chyba w toalecie na dworcu w Budapeszcie :-) i wydal mi sie taaaaaki piekny, melodyjny i tajemniczy!

      Jak sie dziecina garnie to slij, co tam bedziesz klody pod nogi rzucac za pol ceny. Gramatyka inna, wiec jej sie nie pomiesza, a tak miedzy nami mowiac, jaka gramatyka! przeciez cale to angielskie uczenie jezykow polega na przyswajaniu sobie na pamiec slowek, a na poziomie zaawansowanym, listy zdan (wyjetych prosto z kart podrecznika 'rozmowek towarzyskich'). Od biedy, zazadaj, lekcji probnej, moze ja zniecheca :-) Ja mialam nadzieje, ze Dynka spasuje te Barbie, ale dzis pobiegla w ten estrogen z katarem, zatem chyba slabe szanse :-)

      Delete
  4. Czytam to samo dzieło. Choć los nas obdarzył wszystkimi częściami, więc dane mi jest też wydawać z siebie głośne Baaam! Baaam! i zdziczałe "Chrum, chrum". Do czego to doszło, żeby człowiek z doktoratem....

    Czy to aby ten sam Biskwit? W poprzednim życiu buty to było zuo.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tam jest nawet CHRIMSU CHRAM!
      Bombedi bom, jego mac.
      Tez mamy trzy tomy, ale z naciskiem na 'BIBA NCZY'
      Spiaca mama i puszczajacy baki Babo zawsze robia Biskwitowi dzien :-)

      Tak jak wizyta w obuwniczym. Ostatnio wynosilam ze sklepu Biskwita, ktory ciagnal za soba regal i resztki mojej godnosci osobistej.

      Delete
    2. CHRIMSU CHRAM odmówiłam racji bytu. Omijam szerokim łukiem wiedziona premedytacją.

      Delete
  5. Fajnie, że Biskwit jest jeszcze do ogarnięcia w kwestiach żywieniowych. Jeśli odkryje drogę do lodówki skończy się zabawa. I to na najbliższe 20 lat.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Odkryl!
      - Dyniu, skad Biskwit wzial wedzona makrele, peto kielbasy i jogurt?
      - Z lodowki.
      - Sam?
      - On mi KAZAL!

      Delete
  6. Wizja Jagiełły podjętego pod kolana, zmiękczanego przez posłów krzyżackim przeciągłym Maaaaaaaamu! daje mi siłę ażeby pójść i umyć okno w kuchni.

    ReplyDelete
    Replies
    1. ... bedziesz myla, zeby nie przegapic poselstwa?! Cos ty, przyjda i w drzwi zalomoca. Mycie okien jest wbrew religii :-)

      Delete
  7. Ne, ne ta wizja podmasowała mi przeponę i podniosła ciśnienie krwi tętniczej. Starczyło i na okno w kuchni i balkon i sypialnię!

    ReplyDelete
  8. Syzyf biblioteczny, jak się okazuje, pod niejedną strzechą z frustracji obgryza paznokcie. Alberta Albertsona wygrzebanego, nomen omen, w bibliotecznych zakamarkach znam już na pamięć.

    ReplyDelete